Co dziesięć lat temu oznaczała nazwa festiwalu „Kalejdoskop”?

 Nasze zabawy, marzenia – wszystko, co chciałyśmy widzieć podczas festiwalu. Nazwę wymyśliła Sylwia Salomonowicz, która tańczyła wtedy w moim zespole.

A co ta nazwa oznacza dziś?

Zmienność, zaskakiwanie i otwartość na nowe pomysły. Festiwal co roku pokazuje coś nowego, ma inny temat przewodni. Oczywiście, wspólnym mianownikiem jest taniec, ale pokazywany w różnorodnym kontekście.

Wersja do druku

Udostępnij

Rozmowa z Karoliną Garbacik, tancerką, choreografką, pedagogiem, współtwórczynią i współorganizatorką festiwalu „Kalejdoskop”

 

Co dziesięć lat temu oznaczała nazwa festiwalu „Kalejdoskop”?

 

Nasze zabawy, marzenia – wszystko, co chciałyśmy widzieć podczas festiwalu. Nazwę wymyśliła Sylwia Salomonowicz, która tańczyła wtedy w moim zespole.

A co ta nazwa oznacza dziś?

Zmienność, zaskakiwanie i otwartość na nowe pomysły. Festiwal co roku pokazuje coś nowego, ma inny temat przewodni. Oczywiście, wspólnym mianownikiem jest taniec, ale pokazywany w różnorodnym kontekście.

Czy co roku jest inna koncepcja festiwalu, czy istnieje jedna koncepcja, która ewoluuje?

Początkowa formuła wyczerpała się mniej więcej po 5 latach. Świat tańca w Polsce zaczął się wtedy bardzo mocno zmieniać i trzeba było się dostosować!

Od kilku lat co roku mamy inną koncepcję. Złożyło się na to wiele czynników, m.in. powstanie Podlaskiego Stowarzyszenia Tańca, które wzięło organizację festiwalu na swoje barki i dało możliwość pozyskiwania środków finansowych. Sporo zmieniło też pojawienie się w gronie organizatorów w 2008 roku Joanny Chitruszko.

Czy jest coś, co wyróżnia Kalejdoskop  na tle innych festiwali w Polsce?

 

Od początku w programie festiwalu był obecny projekt taneczny – teraz nazywamy go coaching project – w którym młodzi ludzie mogą uczestniczyć w zamkniętym warsztacie (zakończonym pokazem) z autorytetem: choreografem i pedagogiem. Młodzież spędza z prowadzącym dużo czasu, poznaje jego proces twórczy i metody pracy. Podczas innych warsztatów czas spędzony z nauczycielem jest bardzo krótki. Tu możemy z nim naprawdę popracować – co dla młodzieży dopiero wchodzącej w świat tańca jest zaletą nieocenioną.

A co w przyszłości mogłoby stać się dodatkowo takim wyróżnikiem?

 

Chciałabym, żeby to było polskie wydarzenie.

Czyli bez kontekstu międzynarodowego?

 

On pojawiał się oczywiście podczaspoprzednich edycji, ale w ubiegłym roku zaproponowałam Joannie, żeby tylko polscy artyści gościli na festiwalu. Kontekst międzynarodowy kusi, ale uważam, że potrzeba czegoś tylko dla nas. Jest wiele festiwali, które mają większe możliwości prezentowania zagranicznych spektakli, więc może w Białymstoku trzeba dać Polakom szansę pokazania tego, co sami robią.

A co będzie dalej z interdyscyplinarnością „Kalejdoskopu”? W poprzednich edycjach było dużo takich projektów, realizacji na styku tańca i fotografii, tańca i mody, w tegorocznej edycji ten obszar był nieco wygaszony?

 

W jubileuszowej edycji nastawiłyśmy się na prezentację dorobku konkretnych twórców. Podczas pierwszych pięciu lat „Kalejdoskopu” to właśnie interdyscyplinarność była najmocniej akcentowana. Projekty taneczne zakładały nie tylko współpracę choreografa i tancerzy, ale jeśli to możliwe: choreografa, tancerzy i muzyków. Wszyscy artyści mieli na siebie wpływ, wszystko działo się szybko, bo w ciągu trzech – czterech dni. Czasem muzycy pojawiali się w projekcie od samego początku, czasem dopiero pod koniec, to zależało od edycji i oczywiście od ludzi i ich wyobrażeń o współpracy.

Innym ciekawym interdyscyplinarnym przedsięwzięciem, które na pewno chcemy kontynuować, jest warsztat rysunku ruchu. Uczestnicy nie tylko sami rysowali, ale też odnajdowali na rysunkach siebie: w szczegółach sylwetki, w dynamice ruchu. Z tego powstawały wystawy ad hoc. Moje rysunki do tej pory wiszą u mnie w domu…

W poprzednicha latach  w programie festiwalu pojawiały się wykłady, w tym panel dyskusyjny. Nie kusi was poszerzenie kontekstu teoretycznego i stymulowanie dyskusji o tańcu w taki właśnie  sposób?

 

W przyszłym roku zwrócimy na to szczególną uwagę. Rozmów o tańcu powinno być więcej. Wydaje mi się to potrzebne: i dla środowiska, i dla widzów, którzy potrzebują kontaktu z artystą, aby moc skonfrontować to, co sami myślą i czują, z jego intencjami.

A panel naukowy?

 

W związku z tym, że zaczęłam współpracować z Kołem Naukowym Teorii Tańca Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie jest możliwe, że pojawią się propozycje, a ja jestem zawsze bardzo otwarta na wszelkie możliwości. Jeżeli znajdą się  naukowcy, którzy będą chcieli rozmawiać o tańcu, na pewno znajdziemy odpowiednie miejsce i czas!

A jak to jest z otwartością „Kalejdoskopu” na inne niż taniec współczesny style ruchu, np. hip hop, tańce etniczne, tańce dawne?

 

„Kalejdoskop” na początku też taki był, byliśmy bardzo otwarci na inne formy ruchu, pojawiał się hip hop, jazz, afro dance, warsztaty, projekty. Ale zaczęliśmy się rozdrabniać. Przyszła więc chwila na decyzję i uznaliśmy, że najważniejszy jest taniec współczesny, a tematów z nim związanych jest aż nadto.

Co uważasz po tych dziesięciu latach za swój niewątpliwy sukces?

                                 

Frekwencję, co roku rosnącą! Myślę że festiwal staje się coraz ważniejszy dla środowiska tanecznego w Polsce. W samym Białymstoku „Kalejdoskop” niewątpliwie bardzo mocno rozpropagował taniec współczesny i jest tu w zasadzie jedyną imprezą, która dała szansę poznania tej formy ruchu. Sukcesem jest, że udało się nam przez te dziesięć lat znaleźć swoich widzów i trochę ich wyedukować, żeby potrafili czytać spektakle i – przede wszystkim  – chcieli na nie przychodzić.

A jak zrodził się pomysł na festiwal? Czy zadecydowała potrzeba, by stworzyć festiwal tańca współczesnego w Białymstoku, gdzie ta forma ruchu była – jak mówisz – stosunkowo mało znana?

 

I edycja „Kalejdoskopu” odbyła się na początku 2004 roku. A w 2002 i 2003 roku bardzo dużo sama tworzyłam i tańczyłam w ramach teatru tańca Projekt. Pracowaliśmy wtedy ze Zdzisławem Pawluczukiem i Joanną Chitruszko. Zaczęliśmy dosyć dużo jeździć i prezentować spektakle. Zwróciłam wtedy uwagę, że w ogóle nie prezentujemy się w Białymstoku, że tutaj nikt nie ma możliwości zobaczenia nas, bo nie było instytucji, która byłaby tym zainteresowana, ani odpowiedniej sceny.

Zaczęliśmy poszukiwania. PrzedKalejdoskopem” realizowałam jeszcze „Opcje” i „Podlaskie Integracje Taneczne”, gdzie pokazywaliśmy zespoły młodzieżowe i solistów.  Później wraz z kilkoma zespołami z Polski zostaliśmy zaproszeni przez Agnieszkę Sieczkowską i Annę Iwaniuk do Olecka na prezentacje. Doszłam wówczas do wniosku, że skoro Agnieszka i Ania robią to w takim malutkim mieście, to Białystok z pewnością ma większe możliwości! Kiedy wróciłam z Olecka, od razu udałam się do Białostockiego Ośrodka Kultury – i tak zaczęliśmy rozmawiać o „Kalejdoskopie”.

A czy Ty czujesz się częścią jakiegoś pokolenia?

 

Nie pasuję do młodego pokolenia, a od prekursorów tańca współczesnego w Polsce się uczyłam. Czuję się więc taka międzypokoleniowa.

Rozmowa odbyła się w Białymstoku, podczas 10., jubileuszowego festiwalu „Kalejdoskop”, 4 – 8 kwietnia 2013 roku

 TaniecPolska (miniaturka)

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close