Małgorzata Dzierżon (ona/jej) pracuje w obszarze tańca w wielu różnych rolach i funkcjach, m.in. jako tancerka, producentka, choreografka, pedagożka. Z Polski wyjechała zaraz po ukończeniu szkoły baletowej w Bytomiu i spędziła poza krajem ponad 26 lat. Tańczyła m.in. prace George’a Balanchine’a, Merce’a Cunninghama, Johna Neumeiera, Maurice’a Béjarta, Meryl Tankard, Nacho Duato, Christophera Bruce’a czy Marka Baldwina. Dwukrotnie została wyróżniona przez krytyków nominacją na najlepszą tancerkę w kategorii modern w Wielkiej Brytanii. Od prawie roku jest kierowniczką Baletu Opery Wrocławskiej. W naszej rozmowie opowiedziała mi o swojej drodze artystycznej, zainteresowaniach choreograficznych oraz o tym, jak wykorzystuje w pracy swoją wiedzę zdobytą podczas studiów z zarządzania.

Wersja do druku

Udostępnij

O aktywności ruchowej i edukacji tanecznej w dzieciństwie

Byłam ruchliwym dzieckiem, uwielbiałam sport, zabawy na świeżym powietrzu, a w domu interpretować dla rodziców oglądane w telewizji układy łyżwiarstwa figurowego i akrobatyczne. W przedszkolu miałam koleżankę, która chodziła do ogniska baletowego w Gliwicach. Byłam ciekawa, czym to jest i rodzicie zapisali mnie na zajęcia. Tam dowiedziałam się, że istnieje coś takiego, jak szkoła baletowa oraz że najbliższa jest w Bytomiu. W tym samym okresie angażowana byłam przez szkołę podstawową w dziecięce zawody sportowe. Po wstępnych egzaminach i kwalifikacjach miałam możliwości dołączyć do szkoły baletowej lub do szkoły o profilu sportowym. Po początkowej euforii uświadomiłam sobie, że rozpoczęcie edukacji w Bytomiu wiązałoby się z wyjazdem z domu, rozłąką z rodziną i gronem przyjaciół, w związku z czym pomysł szkoły sportowej bardziej mi się podobał. Zostałam przyjęta do szkoły baletowej warunkowo, gdyż pani egzaminująca zauważyła, że stoję krzywo i poleciła badania u ortopedy pod kątem ewersji w stopach. Pamiętam, że na badaniach celowo rolowałam kostki do wewnątrz, jednak mój postępek został wypatrzony przez lekarza. Z perspektywy czasu uważam, że wybór szkoły baletowej, a nie sportowej, ze względu na moje zainteresowania artystyczne, był właściwy.

Na początku myślałam, że naukę w szkole baletowej zakończę wraz z końcem szkoły podstawowej. Wiele osób jednak zaczęło we mnie wierzyć, dostrzegać mój potencjał, wysyłać mnie na konkursy, sama odczuwałam coraz więcej radości z tego, co robiłam i codziennie odkrywałam o sobie coś nowego. Bytomską szkołę baletową wspominam jako przyjazną, nawiązałam też nowe znajomości z koleżankami. Pamiętam jednak, że od zawsze instynktownie brakowało mi różnorodności. Codziennie mieliśmy zajęcia z tańca klasycznego, raz w tygodniu taniec charakterystyczny bądź ludowy, dopiero po jakimś czasie doszedł taniec współczesny, który w szkole pojawił się za sprawą Śląskiego Teatru Tańca, niestety w niewielkim wymiarze godzinowym. Proporcje pomiędzy przedmiotami kształcenia ogólnokształcącego a artystycznymi w polskich szkołach baletowych są inne, niż np. w Danii czy w Wielkiej Brytanii. Oczywiście przygotowano nas do matury, co sobie cenię, ale teraz widzę, że poza Polską zajęcia przygotowujące do zawodu są równie ważne co ogólnokształcące.

O pracy zawodowej i poszukiwaniach drogi twórczej

W szkole baletowej niewiele rozmawialiśmy o tym, jakie są możliwości zawodowe czy audycje. W tym czasie w Polsce w zespołach dominowała klasyka. Pod koniec dziewiątej klasy otrzymałam propozycję pracy w zespole baletowym Teatru Wielkiego – Opery Narodowej (aktualnie Polskiego Baletu Narodowego), co było dla mnie dużym wyróżnieniem, jednak ciekawa byłam szerszego świata. Mój brat w tym czasie mieszkał we Frankfurcie, a ja fascynowałam się pracami Williama Forsythe’a. Pojechałam na lekcje do Frankfurt Ballet. Byłam dopiero na początku swojej drogi zawodowej i było zdecydowanie za wcześnie, bym mogła mieć jakąkolwiek szansę na pracę w zespole tak dojrzałych tancerzy. Na tej lekcji poznałam asystentkę choreografki Malaiki Kusumi, która zaproponowała mi pracę w swoim zespole, w tym samym mieście.

Mój pierwszy sezon spędziłam tańcząc w zespole tańca współczesnego i odbywając audycje do zespołów, które oferują repertuar klasyczny i współczesny. Dostałam się do Królewskiego Baletu Duńskiego, gdzie w repertuarze, oprócz baletów romantycznych, jak Jezioro Łabędzie, czy baletów Augusta Bournonville’a, z których słynie Dania (jak Napoli czy La Sylphide) były również neoklasyczne prace Johna Neumeiera i Jiříego Kyliána. Często jednak były to mniejsze produkcje, w których występowali głównie soliści i nie zawsze udało mi się wziąć w nich udział. W poszukiwaniu twórczych możliwości wybrałam zespół baletowy w Göteborgu, który liczył 40 osób i często zapraszał choreografów gościnnych. Przed moim dołączeniem do zespołu zapadła decyzja, że teatr będzie podążał w bardziej współczesnym kierunku, zatem w repertuarze nadal był np. klasyczny Dziadek do orzechów, ale głównie skupiliśmy się na twórczości współczesnej. Udało mi się nawet zatańczyć pracę Williama Forsythe’a!

Podczas czwartego roku pracy w Göteborgu miałam kontuzję kolana i poprosiłam o możliwość wzięcia bezpłatnego urlopu. Zaczęłam rozglądać się za możliwościami w Londynie, gdzie mieszkał mój partner. Po zakończeniu rekonwalescencji kolana zatańczyłam jeszcze w tym samym sezonie w projekcie z zespołem Wayne’a McGregora (wtedy Random Dance), a od nowego sezonu rozpoczęłam pracę z zespołem Rambert, gdzie pracowałam blisko osiem lat jako tancerka. Format zespołu bardzo mi odpowiadał. Z każdym choreografem przechodziłam przez inny, równie ciekawy proces. Dużo podróżowaliśmy, żyłam w mieście, które pozwalało mi się rozwijać i mówić językiem, w którym czułam się swobodnie. W zespole mieliśmy na przemian lekcje tańca współczesnego bądź klasycznego. Wszyscy tancerze w Rambert mieli silną technikę tańca klasycznego, jednak rzadko tańczyliśmy na pointach. Dla wielu osób kończących szkołę baletową, brak codziennego treningu tańca klasycznego sprawia, że wydaje im się, że stracą pewne umiejętności i powrót do dawnej formy będzie niemożliwy. Dwa lata po dołączeniu do Rambert miałam możliwość zatańczenia neoklasycznej choreografii Christophera Wheeldona jako artystka gościnna w Ballet Boyz. Po dłuższej przerwie założyłam pointy i ku mojemu zdziwieniu czułam się fizycznie silniejsza i ruchowo dobrze przygotowana na wykonanie tej choreografii. Technika tańca współczesnego niczego nam nie odbiera, a wręcz przeciwnie – buduje naszą siłę i daje inne możliwości.

O własnej drodze rozwoju artystycznego

Tworząc nowe prace z choreografami zauważyłam, że często wykorzystywane są moje propozycje ruchowe i to dało mi do myślenia, by może stworzyć coś własnego, opierając się na mojej fizykalności. W zespole w Londynie mieliśmy pewne możliwości choreograficzne, mogliśmy stworzyć coś dla zespołu na mniejszą skalę, ale tych okazji było zdecydowanie za mało. Tak narodził się New Movement Collective, zrzeszający dziesięciu tancerzy/choreografów, których w większości poznałam pracując w Rambert. Kolektyw powstał z potrzeby tworzenia czegoś własnego, jako grupa projektowa, która wspólnie będzie podejmować decyzje artystyczne o rzeczach, które będziemy tworzyć.

Do moich indywidualnych prac choreograficznych podchodzę bardziej autorsko. W sytuacjach, w których inicjatywa spektaklu/projektu wychodzi wyłącznie ode mnie i mam zupełnie wolną rękę, korzystam ze swoich własnych doświadczeń. Na przykład spektakl Flight, który w 2016 roku stworzyłam z zespołem Rambert, czerpie inspiracje z życia w podróży, w poszukiwaniu, nostalgii za miejscami, które znamy i tymi, których jeszcze nie odkryliśmy. W choreografii interesuje mnie twórcze zagospodarowanie przestrzeni i ciała. To zainteresowanie może wynikać z tego, że mój ojciec pracował w biurze architektonicznym, a ja przez wiele lat gościnnie wykładałam na londyńskiej Architectural Association. Z kolei w projekcie Somnium dla grupy Fertile Ground, punktem wyjścia pracy uczyniłam sny, które zapisywałam podczas  rezydencji artystycznej w Hong Kongu, gdzie w okresie pandemii przebywałam na zaproszenie Akademii Sztuk Performatywnych. W tym czasie niepokoju i lęku miałam dużo szczęścia, gdyż miałam nieograniczony dostęp do natury, gdzie spotykałam wiele tekstur, zapachów czy kolorów, które były dla mnie nowe i egzotyczne. Świat podświadomości spotkał się z niesamowitą przyrodą. Moja równoległa współpraca ze studentami profilu tańca klasycznego w Hong Kongu opierała się na możliwościach (czy raczej na ograniczeniach), stworzonych przez pracę zdalną. Dopiero, gdy po kilku miesiącach spotkaliśmy się na sali, mogliśmy cieszyć się wspaniałą przestrzenią i w pełni wykorzystać umiejętności techniczne studentów, na które postawiłam w ich układzie. Zawsze jestem ciekawa tego, co mają do zaoferowania ludzie, z którymi pracuję. Jak się poruszają, jak myślą o ruchu, kim są. Wydaje mi się, że dużą stratą dla procesu byłoby, gdybym nie była otwarta na to, co inni mogą do niego wnieść.

O powrocie do Polski i Operze Wrocławskiej

Odchodząc z zespołu Rambert nadal funkcjonowałam w tańcu, występowałam w różnych projektach, wiele z nich sama inicjowałam. Pożegnałam się jednak z codziennym trybem pracy tancerki. Czułam, że inne rzeczy są dla mnie ważniejsze i dobrze mi było z tą decyzją, byłam nią podekscytowana i ciekawa, co czas przyniesie.

Możliwości pracy w Polsce trafiały się rzadko. Tworzyłam pojedyncze projekty, np. Rambert. Tryptyk z Sopockim Teatrem Tańca, a w ubiegłym roku stworzyłam choreografię dla bytomskiej szkoły baletowej na 75-lecie szkoły. Kilka lat temu zaczęłam przyglądać się temu, co się dzieje w Polsce i dostrzegłam opery we Wrocławiu i w Szczecinie, gdzie prowadziłam lekcje i pracowałam nad przeniesieniem niewielkiego duetu w mojej choreografii. Z Wrocławia otrzymałam zaproszenie do programu Open Door w 2018 roku – wieczoru choreografów. Tak po raz pierwszy zetknęłam się z tym zespołem.

W 2022 roku – wyłoniona w konkursie – objęłam stanowisko kierowniczki Baletu Opery Wrocławskiej. Swoją pracę rozpoczęłam od indywidualnych rozmów z tancerzami, tak bym mogła ich poznać, zobaczyć na jakim etapie swojego życia zawodowego są oraz jakie mają potrzeby i oczekiwania. Zespół jest bardzo międzynarodowy, ponad połowa zespołu jest spoza Polski. Podczas prób i spotkań grupowych posługujemy się językiem angielskim. Zaczęłam od podstawowych, acz ważnych spraw, np. zadbałam, by każdy miał swój profil na operowej stronie internetowej. Do tygodniowego planu pracy wprowadziłam lekcje tańca współczesnego, a raz w tygodniu tancerze mają wybór pomiędzy lekcją tańca a zajęciami opartymi na technikach uzupełniających, takich jak joga czy Pilates. Sama staram się przynajmniej raz w tygodniu prowadzić lekcję, co jest dla mnie działaniem twórczym, bo każda lekcja ma nowe elementy, rzadko powtarzam kombinacje. Moja praca polega również na wspieraniu tancerzy zespołu w procesie prób, na sali i na scenie. Zwłaszcza, gdy znają już bardzo dobrze repertuar. Wtedy szukam metod, by ich inspirować, by mimo wielokrotnego powtarzania, nadal mieli motywację i czuli zainteresowanie tym, co robią. Balet Opery Wrocławskiej ma teraz w repertuarze pozycje klasyczne i współczesne. W ramach naszej pierwszej wspólnej premiery przeniosłam do zespołu moją choreografię Flight, co dało mi możliwość lepiej poznać indywidualne możliwości tancerzy. Polska premiera odbyła się w marcu jako część tryptyku, obok Bolero (choreografia: Meryl Tankard) i Elsa Canasta (choreografia: Javier De Frutos). Mam nadzieję, że te nowe propozycje dają możliwość pokazania szerszego wachlarza i możliwości tancerzy i sztuki tańca. Zespół Opery Wrocławskiej liczy 30 osób. Dla repertuaru który mamy – to mało. W niektórych produkcjach wszyscy są na scenie, co z jednej strony jest fantastyczne, ale jednocześnie jest to problematyczne w przypadku kontuzji.

O zarządzaniu

Pracując jeszcze jako tancerka, rozpoczęłam studia licencjackie z zarządzania na The Open University. Wybór kierunku wynikał z moich obserwacji sposobów funkcjonowania wielu instytucji kultury. Dostrzegłam możliwości uzupełnienia wiedzy praktycznej czy zagadnień psychologicznych, które pomogłyby w dobrym prowadzeniu zespołu. Dodatkowo, odchodząc z Rambert, zostałam przyjęta do programu dla liderów sztuki w prestiżowym programie Clore Cultural Leadership. To bardzo ważny i potrzebny program. W Wielkiej Brytanii zauważono, że jest niewiele nowych osób wśród liderów sztuki, a te same nazwiska przewijają się pomiędzy instytucjami i teatrami. Ten program wychodzi naprzeciw tej luce, pozwala nabyć umiejętności, doświadczenia i kontakty których brak może być barierą w wykonaniu kolejnego kroku w karierze. Wiedza, jaką zdobyłam przydaje mi się od wielu lat. Bycie producentką to ogromna odpowiedzialność: za komunikację, koordynację, za znajdowanie funduszy. To również odpowiedzialność wobec instytucji, które fundują sztukę. Dzięki studiom czuje się w tym bieglejsza. Moje doświadczenie pomaga mi również w pracy kierowniczki baletu, która wymaga nieustannego kreatywnego rozwiązywania problemów, z którymi zmagamy się na co dzień. Bywa, że równowaga pomiędzy działaniami artystycznymi a organizacyjnymi przechyla się na rzecz tych drugich. Wynika to m. in. ze zmian, które zachodzą w całym systemie Opery Wrocławskiej. Przed moim przyjściem przez wiele miesięcy nie było kierownika baletu, jedynie pedagog pełniący obowiązki, więc na początku pracy nie tylko istniała pilna potrzeba, by rozwiązać wiele bieżących spraw, ale również zaległych, jednocześnie planując, co wydarzy się w przyszłości.

Myślę, że marzeniem każdego kierownika baletu w Polsce jest realizacja większej ilości premier, a niestety dostępnych nam środków finansowych jest coraz mniej…

Wysłuchał, wypytał, zanotował zapisał oraz sfotografował Dominik Więcek/ Fundacja CHROMA

Małgorzata Dzierżon. Fot. Dominik Więcek

Małgorzata Dzierżon. Fot. Dominik Więcek

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

powiązane

Ludzie

Zespoły

Organizacje

Festiwale

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close