
ANNA KRÓLICA: Interesuje mnie sposób realizacji spektaklu Flow. Sądzę, że jak na warunki polskie Flow jest dość nietypowym, a zarazem znaczącym przypadkiem, kiedy reżyser teatralny i filmowy tworzy przedstawienie taneczne. Pracuje Pan z dwoma choreografami: Witoldem Jurewiczem i Jackiem Owczarkiem. Czy w ostatecznym rezultacie Flow jest bardziej spektaklem teatralnym czy tanecznym? Mówiąc prosto: czy więcej jest ruchu czy słowa?
NORBERT RAKOWSKI: Słowa pojawią się w przedstawieniu sporadycznie. Jest to spektakl teatralny, ale głównymi środkami wyrazu są ciało i ruch. Zawsze w swoich spektaklach (nawet jeśli realizm w nich dominuje) staram się jak najbardziej uruchamiać ciało u aktorów. Z tancerzami pracowałem wcześniej nad Sinobrodym Dei Loher. Próbowałem tam “wcisnąć” jak najwięcej ruchu, ale była to tylko taka próba, bo wszystko opierało się na tekście dramatycznym. Flow to dla mnie nowe doświadczenie i dość dziwna przygoda.
ANNA KRÓLICA: A co zadecydowało, że wybrał Pan do współpracy właśnie tych choreografów, czy to kwestia zainteresowania ich pracami choreograficznymi, pewna fascynacja ich formą pracy?
NORBERT RAKOWSKI: To nie odbyło się tak ot, „zapraszam Panów do współpracy!” i już. Z Witoldem Jurewiczem już pracowałem, właśnie przy Sinobrodym; Jacka Owczarka widziałem na scenie, kiedy akurat byłem w komisji na przeglądzie form teatralnych w Kaliszu. Zanim zaczęliśmy współpracę spotykaliśmy się, oglądaliśmy sztuki, dyskutowaliśmy. To wszystko było w pewnym sensie przygotowaniem do współpracy i proces ten trwał ponad rok. A dlaczego zabrałem się za spektakl taneczny? Z fascynacji. Jakoś czuje się związany od wielu lat z tańcem. Do dzisiaj mam wrażenie, że w Polsce brakuje reżyserów, którzy dotykają nowej materii i takich , którzy spowodują jednocześnie, by współczesna sztuka tańca stała się bardziej czytelna dla szerszej grupy publiczności i tym samym wyszła poza sztukę niszową. Mi bardzo na tym zależy. Chciałbym opowiedzieć nowym językiem historię, która byłaby bardzo klarowna, by widzowie w pierwszym rzędzie w teatrze nie musieli do siebie szeptać “a teraz udawaj, że coś rozumiesz” .
ANNA KRÓLICA: Interesuje mnie wybór tekstu literackiego, dramatu Becketta – również w związku z tym, co Pan powiedział o próbie przekazania widzowi czegoś więcej niż prostej historii. Czekając na Godota jest to dramat z jednej strony statyczny, a z drugiej – filozofujący, a nawet filozoficzny. Jak uniknąć tutaj niebezpieczeństwa, by widz nie zagubił się w tych wywodach? Wydaje mi się, że filozofia jest bardzo trudna do przekazania poprzez taniec. Przypomina mi się spektakl Ejfmana Bracia Karamazow, w którym najważniejsze myśli filozoficzne były po prostu przeczytane z offu.
NORBERT RAKOWSKI: Nie chodzi mi o to by sztukę Becketta opowiedzieć innymi środkami, ani o to, by dosłownie oddać jego filozofię. W Czekając na Godota padają tysiące słów, ale percepcja współczesnego widza jest już inna, aniżeli kiedyś. Można wiele opowiedzieć samym obrazem, zdarzeniem scenicznym. Widz jest dzisiaj „szybki” i w lot pojmuje wiele. Nie potrzebuje aż tylu słów. Nasz spektakl jest daleką inspiracją sztuki Becketta. Interesuje mnie temat trwania, czasu, który ma formę kolistą. Tak naprawdę wszystko się sprowadza do tego, co było. To jest utwór, od którego wyszliśmy. Dotyczy to zarówno struktury dramaturgicznej, jak i bohaterów . Pracujemy nad szeregiem obrazów, by oddać pewien stan pustki człowieka XXI wieku. Dzisiejszy człowiek jest w pewnym sensie okaleczony. Poczucie pustki rekompensuje sobie, jak tylko umie. Szuka różnych bodźców do tego, by znaleźć się od czasu do czasu w błogostanie, by znaleźć gdzieś pozytywną energię. Flow ma wiele znaczeń. To przepływ czasu i energii. Psychologia flow bazuje na odkopywaniu w sobie pozytywnych doświadczeń i kultywowaniu ich w sobie. To też dotyczy naszego przedstawienia, kiedy to, w nadmiarze pustki, nagle jedyną nadzieją człowieka jest kultywowanie w sobie dobrej energii.
ANNA KRÓLICA: Interesuje mnie, jak wyglądały próby z tancerzami – czy zaczęło się od prób analitycznych, czy od razu na scenie. Jak sądzę, tancerze nie mogli zupełnie swobodnie poruszać się, bo zapewne ruchy ich były zależne od choreografii i muzyki. No właśnie – jak wyglądała praca z tancerzami?
NORBERT RAKOWSKI: Wykonawcy wiedzieli, jakie postacie będą odgrywać, wiedzieli do czego to wszystko zmierza, tzn. poznali konstrukcję i temat sztuki. Wiedzieli, że dla mnie niezbędna jest motywacja do ruchu, intencje i czytelne zamiary bohaterów. Nie było takich sytuacji, kiedy mówię: róbcie panowie to, bo tak jest fajnie. Jestem pełen podziwu dla tancerzy, którzy mają w sobie tyle pokory i jestem zaskoczony tym, jak zupełnie inaczej pracują niż aktorzy. Nie ma potrzeby tłumaczenia scen, bo tancerze wiedzą, że wszystko wynika z ciała, z ruchu. Moja rola natomiast polega nie tylko na tym, by przeprowadzić linię dramatyczną , ale też by być pierwszym widzem, który mówi, co widzi i jakie to ma znaczenie. Myślę, że często choreografowie zastanawiają się głównie nad ułożeniem tak zwanego ruchu, a nie nad tym, żeby coś powiedzieć przez ten ruch.
ANNA KRÓLICA: Jaka jest choreografia we Flow? Czy przypomina ona tradycyjną choreografię, z precyzyjnie ustalonymi krokami i skorelowaną z muzyką, (nie, nie – reżyser zaprzecza) czy raczej jest formą teatru tańca, bardziej dowolną …
NORBERT RAKOWSKI: Kiedy pracujemy nad konkretną sceną, szukamy jej znaczenia poprzez intencje bohaterów. Nie jest to ustawianie krok po kroku, a szukanie formy, która będzie odpowiadała intencji bohatera. Trudno tu właściwie mówić o choreografii bo dla mnie jakiekolwiek działanie musi być organiczne i trzeba w nie wierzyć. Muzyka jest w tej sztuce kontrapunktem do ruchu .
ANNA KRÓLICA: Czy na scenie zobaczymy ściśle Beckettowskich bohaterów: Estragona, Vladimira i innych? W obsadzie Flow podane są tylko cztery postacie. To by się nie zgadzało z Beckettem. Którego z bohaterów Pan wyeliminował?
NORBERT RAKOWSKI: Wydaje mi się, że ten kto zna „Godota” zobaczy w tych postaciach bohaterów Beckettowskich. Ale tak naprawdę to już nie jest już Estragon, Vladimir czy Lucky. Z Becketta bierzemy przestrzeń, czas i ideę .Wyjściowe zdarzenie jest podobne, ale nie jest to ta sama estetyka i stricte przełożenie na sytuację bohaterów z Czekając na Godota.
Artykuł ukazał się w wortalu NowyTaniec.PL 17 października 2006