
Dla Hoghe’a istnieją w sztuce dwa tematy: ciało i jego seksualność. Realizując je, choreograf tworzy nową estetyczną wartość, podważając jednocześnie opozycję piękny / brzydki. Ciała tancerzy są dla niego jak żyjące rzeźby, fascynujące swoją formą. Taniec staje się więc pracą nad kształtami. Choreograf często posługuje się w tym kontekście metaforą ciała jako krajobrazu. W tańcu jest to krajobraz nizinny, pejzaż takich samych, płasko ukształtowanych ciał. Nieco monotonny, ale dla wielu – piękny. „Wyżynny” krajobraz zdeformowanych, garbatych pleców Hoghe może wydawać się brzydki. W rozmowie z Thomasem Hahnem, Hoghe dramatycznie pytał: „Co jest takiego w moim ciele, że pokazanie go wywołuje skandal? Dlaczego zabrania mi się pokazywania ciała i tańca?”.
Jego teatr musi być więc intymny, sekretny. Jego spektakle stają się po prostu historią ciała i przebytej w dzieciństwie choroby, która zostawiła trwały ślad w postaci deformacji.
Dla Hoghe’a wystarczy wejść na scenę i ściągnąć koszulę. Ten prosty gest nie powinien być symbolem przełamywania tabu, a jednak wciąż nim się staje. Stereotypowe postrzeganie mężczyzny mającego ok. 150 cm wzrostu z garbem sprawia, że wielokrotnie pytano artystę, czy uprawia taniec w celach terapeutycznych. Intymny, a zarazem intelektualny teatr Hoghe’a nie ma z tym nic wspólnego. O jego choreografiach mówi się, że są minimalistyczne, ascetyczne, zdyscyplinowane, konceptualne, ale nie terapeutyczne. Wpisują się również w nurt krytyczny, podobnie jak prace francuskich twórców: Jêromé Bela i Xaviera Le Roy, którzy rozszerzają znaczenie tańca i przeciwstawiają się jednowymiarowemu kryterium fizyczności oraz przesądowi, że tylko sprawność techniczna czyni tancerza tancerzem.