„Kultura ciała” to praktykowanie Twojej autorskiej metody pracy Ciało. Głos. Intuicja. Na czym polega jej specyfika? 

W „Kulturze ciała” zapraszam jej uczestników do świadomej pracy z ciałem i głosem w oparciu o autorka metodę Ciało. Głos. Intuicja, która jest wynikiem mojej kilkunastoletniej praktyki jako pedagoga, choreografki i tancerki. Przez kilka lat praktykowałam ją tylko na sobie. To metoda pracy oparta na ruchu i naturalnym wydobywaniu głosu, wspierana technikami oddechowymi i improwizacją. Swobodnie żongluję różnymi działaniami: fizyczność łączę z głosem, a zmysły ze swobodnym ruchem. Intuicyjnie szukam czegoś, czego nie ma (śmiech). Praktykowanie tej metody ma nas prowadzić do całkowitego odrzucenia napięć, na rzecz odczuwania przyjemności i dzikiej fizycznej przyjemności.

Wersja do druku

Udostępnij

Anna Banach:  „Kultura ciała” to projekt edukacyjny, który realizujesz w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego na rok 2018. Czym  jest „Kultura ciała” i z jakiej potrzeby wypływa?

 

Izabela Chlewińska: „Kultura ciała” to zwrot w kierunku samego siebie, a także szeroko rozumianego stosunku do ciała – tego, w jaki sposób je postrzegamy i traktujemy, jak nim zarządzamy. Myśląc o kulturze ciała zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy dobrze  obchodzimy się z własnym ciałem i czy mamy z nim jakiś kontakt. Ważne jest dla mnie również ciało definiowane jako podstawowe narzędzie uczestnictwa w kulturze  Interesuje mnie wszystko, co związane jest z cielesnością: to jak na siebie patrzymy, jaki mamy kontakt ze swoim ciałem co ono dla nas znaczy, dla kogo je rezerwujemy, jak traktujemy swoją intymność, w jakie relacje wchodzimy za jego pośrednictwem. „Kultura ciała” jest projektem skierowanym do wszystkich miłośników pracy z ciałem, osób zainteresowanych samorozwojem poprzez ciało, nastawionych na ciągłość pracy. W lipcu zeszłego roku przeprowadziłam warsztaty dla aktorów, będące częścią procesu przygotowawczego do filmu fabularnego Krew Boga w reżyserii Bartka Konopki. Wówczas postanowiłam sprawdzić kilka moich intuicyjnych technik pracy z ciałem i różne formy dostarczania sobie przyjemności we wspólnym działaniu, z przyzwoleniem na intensywną bliskość. Przypominało to tworzenie nowego społeczeństwa i wielokrotnie przekroczyło moje oczekiwania, było wprost hipnotyzujące. Po tym doświadczeniu postanowiłam opisać szczegółowo plan rocznego projektu i złożyć wniosek do Ministerstwa. Wiedziałam, że potrzebuję grupy, aby dalej móc rozwijać poszczególne techniki. Stypendium otrzymałam i od lutego regularnie spotykam się z  32 osobami, które zaprosiłam do udziału w „Kulturze ciała”.

 

„Kultura ciała” to praktykowanie Twojej autorskiej metody pracy Ciało. Głos. Intuicja. Na czym polega jej specyfika? 

 

W „Kulturze ciała” zapraszam jej uczestników do świadomej pracy z ciałem i głosem w oparciu o autorka metodę Ciało. Głos. Intuicja, która jest wynikiem mojej kilkunastoletniej praktyki jako pedagoga, choreografki i tancerki. Przez kilka lat praktykowałam ją tylko na sobie. To metoda pracy oparta na ruchu i naturalnym wydobywaniu głosu, wspierana technikami oddechowymi i improwizacją. Swobodnie żongluję różnymi działaniami: fizyczność łączę z głosem, a zmysły ze swobodnym ruchem. Intuicyjnie szukam czegoś, czego nie ma (śmiech). Praktykowanie tej metody ma nas prowadzić do całkowitego odrzucenia napięć, na rzecz odczuwania przyjemności i dzikiej fizycznej przyjemności. Wymagam też od uczestników warsztatów totalnego zaangażowania. Tę totalność rozumiem jako pełną gotowość, świadomą obecność i decyzję, że robimy coś naprawdę i z pełnym przekonaniem. To dotyczy choćby  logistycznych wyzwań związanych z komunikacją – żeby dojechać do Wawra z centrum Warszawy trzeba mieć determinację. Żeby się chciało chcieć, trzeba znaleźć w sobie impuls do działania i ta chęć musi się pojawić, by potem starczyło sił do dwunastomiesięcznej pracy, którą uważam za skok na głęboką wodę.

 

„Wydźwięczenie się”, „Teoria wielkiego docisku”, „Praktykowanie Niczego”, „Rozwijanie technik przyjemności”. Czy możesz powiedzieć coś więcej o tak oryginalnie brzmiących nazwach praktyk, które składają się na Twoją metodę pracy z ruchem. 

 

„Praktykowanie Niczego” jest zdecydowanie najstarszą z tych metod i ma bezpośredni związek z wydobywaniem głosu. To „Nic” jest odłożeniem ciała w przestrzeni i pozostawieniem go w bezruchu. Wychodzę bowiem z założenia, że robimy za dużo, jesteśmy   zbyt gotowi do działania. Odwracam więc  perspektywę i proponuję brak działania, z którego bierze się jednak świadomy oddech i „wydźwięczenie się” wraz z wydechem. Konsekwencją tego swobodnego uwalniania dźwięków jest ruch . Z kolei „techniki przyjemności” to różnorodne metody ingerencji w ciało, zabawy, których celem jest rozkoszowanie się własnym ciałem, tak jak potrafią robić to dzieci – bez skrępowania i tabuizacji. Pomaga nam w tym „wydźwięczenie”, które jest dla mnie uwalnianiem jasnych i ciemnych stron naszej osobowości, więc wszystko płynnie się ze sobą łączy. „Teoria wielkiego docisku” bierze się bezpośrednio z doświadczenia macierzyństwa i odnosi się do pierwotnej potrzeby bliskości, którą praktykuję z dorosłymi. Wspólnie uczymy się, jak przytulać drugiego człowieka, jak na kogoś wchodzić, jak z kogoś spadać, jak kimś bujać i potrząsać. Są to różne formy opiekowania się drugą osobą. Zauważyłam, że praktykując „docisk” ludzie doświadczają ulgi, ponieważ to silnie wpływa  na ich układ nerwowy. To najmłodsza z moich praktyk, którą z każdym spotkaniem rozwijam, między innymi o pracę  z workiem, do którego każdy indywidualnie wchodzi. Brzmi to zabawnie, a jest związane z głębokim przeżyciem na poziomie swojej intymności i wewnętrznej zgodności. Jestem tym zafascynowana. Relacje, jakie zdają ludzie po wyjściu z worka zapierają dech w piersiach. Warto też dodać, że pracujemy tylko i wyłącznie w muzycznej częstotliwości 432 Hz. Chciałabym, żeby praktykowanie tych metod przerodziło się z czasem w konkretną technikę.
 

 

To oznacza że „Kultura ciała” jest nie lada wyzwaniem dla uczestników projektu. Pracujesz z wybraną grupą już od pół roku. Jak ten proces poznawania siebie i innych poprzez ciało fizyczne się rozwija i pogłębia?

 

 Zaczęliśmy od indywidualnej pracy ze swoim ciałem, potem podjęliśmy próbę wchodzenia w relację z drugą osobą, a na końcowym etapie popracujemy z całą grupą, tworząc wspólnotę. Stopniowo przechodzimy więc od ciała indywidualnego do zbiorowego. Było to dla mnie bardzo ważne, abyśmy zaczęli od skontaktowania się z samym sobą. Wychodzę z założenia, że najpierw musimy poznać siebie poprzez własne ciało, by budować relacje z innymi, a następnie umiejscowić siebie w szerszych kontekstach. Zazwyczaj inicjuję tę praktykę od wydobywania z ciała naturalnych dźwięków, które są, tak je nazywam, wiedźmowate i orgastyczne. Nazywam to „wydźwięczeniem ciała”, a rozumiem jako wydobywanie najróżniejszych dźwięków, od prostego oddechu, poprzez szept, jęk, gderanie, wycie, do pełnowymiarowych tonów, w grupie tworzących dziki klaster, plamę brzmieniową, czasem krzyk. To może trochę przerażać, krępować, wymaga więc pewnej gotowości i dojrzałości. Do projektu zgłosiło się  ponad 50 osób, ostatecznie wybrałam 32, z którymi będę pracować do grudnia 2018 roku. Nasze spotkanie traktuję jako rodzaj odosobnienia i testu. Celowo zaburzam też stworzony na potrzeby projektu grafik (śmiech). Interesuje mnie taki kontrolowany chaos. Potrzebuję ludzi żywych, którzy wnoszą coś od siebie i kreują ten tymczasowy świat razem ze mną.  Sądzę, że będziemy dla siebie wzajemną inspiracją. Dążymy również do konkretnego celu – zamierzamy podzielić się efektami naszej pracy. W grudniu w Wawrze odbędzie się pokaz z udziałem uczestników „Kultury ciała”.

 

Co ostatecznie zadecydowało o wyborze tych konkretnych 32 uczestników i uczestniczek ?   

 

Aby zebrać ten kolektyw, poprosiłam chętnych do udziału w projekcie „Kultura ciała” o napisanie listów motywacyjnych. Sama ich wiele w życiu napisałam, zawsze to lubiłam – lepiej mi się myśli, gdy  piszę. Należę jeszcze do pokolenia ludzi wychowanych na długopisie (śmiech). Pomyślałam więc, że to dobry trop. Czytanie tych listów było dla mnie niesamowitą wędrówką i głębokim przeżyciem, bo ludzie byli szczerzy, dzielili się ze mną swoimi intymnymi historiami, odkrywali się. Przekonały mnie osoby, które mają już za sobą różnorodne doświadczenia, nie zawsze proste historie, odmienne zainteresowania i zawody. Metoda, w oparciu o którą pracuję, wymaga zaangażowania, skupienia i skoncentrowania się na sobie, czyli kompetencji, jakich nabywamy z wiekiem. W naszej grupie są więc performerzy, ale też ludzie, którzy nie mieli wcześniej kontaktu ze sceną, osoby młodsze i starsze, przedstawiciele różnych zawodów, pary, zdecydowanie jednak więcej kobiet niż mężczyzn. 

 

Jak myślisz, dlaczego tak niewielu mężczyzn zgłosiło się do udziału w projekcie?

 

Nie wiem na czym to polega, ale staram się zbadać, jak namówić mężczyzn do tego, żeby  chcieli praktykować moją metodę. Podążam w tym kierunku, bo mam za sobą doświadczenie, które potwierdza sens takiej współpracy. Przy okazji wspomnianej już kooperacji z Bartkiem Konopką prowadziłam warsztaty dla aktorów, podczas których pracowałam z grupą 25 mężczyzn i 15 kobiet, co już było sytuacją dość niezwykłą. Spotkanie ze mną i moimi metodami pracy było warunkiem udziału w filmie, częścią castingu. Podczas pracy z fascynacją obserwowałam, jak reagują na nią mężczyźni. To dało mi dużo do myślenia na temat tego, jak ogromne są ich potrzebyzwiązane z kontaktem z własnym ciałem. Uświadomiłam sobie jak pokolenie trzydziesto- i czterdziestolatków, poddane powściągliwemu i  surowemu wychowaniu, nie  potrafi przebić się przez pancerz/maskę twardziela. Forma bliskości, jaką zaproponowałam na naszych spotkaniach była im obca, niektórzy mówili, że nigdy w życiu jej nie doświadczyli.

 

Cztery lata  temu zostałaś mamą. W opowieści o Twojej metodzie pracy z ciałem bardzo często przywołujesz swoje doświadczenie bycia rodzicem. Jak urodzenie syna wpłynęło na rozwój Twoich metod pracy z ciałem?

 

Jestem tak zrośnięta z moim rodzicielstwem, że wpłynęło ono bezpośrednio na to co robię, na moją pracę z ciałem. Nie umiem tego rozdzielić, bo jest to dla mnie silne przeżycie fizjologiczne. Myślę sobie, że nieprzesypianie nocy przez kolejne dwa i pół roku zmienia trwale strukturę mózgu (śmiech). Stąd na przykład wziął się pomysł na praktykowanie chaosu z dorosłymi. Może się to wydawać łatwiejsze od bycia uporządkowanym/zorganizowanym, ale jego produkowanie i prowokowanie stanowi niezwykle ciekawe działanie, coś poza kontrolą, w obrębie czego funkcjonuję jako rodzic. Chciałabym zbadać, jak człowiek się w tym czuje. Wierzę, że poszukiwania w obszarze intuicji, zmysłów, podążanie za impulsami czy posługiwanie się skrótem myślowym, pozwalają dużo szybciej docierać do celu, bez używania części mózgu odpowiedzialnej na przykład za wiedzę. Wraz z urodzeniem Miłosza zaczęłam śledzić jego rozwój, naturalne odruchy i reakcje. To skłoniło mnie do poszukiwania pierwotnych odruchów, które powstają  przed myślą, przed kulturą, przed cywilizacją. One dają nam wolność wyboru tego, w jaki sposób się poruszmy i są źródłem dzikiej przyjemności.  Dzięki mojemu dziecku powstała „teoria wielkiego docisku” oraz praktykowanie intymności i odosobnienia w worku. Miłosz jest dla mnie wielką inspiracją i źródłem wiedzy o tym, co jest kluczowe, podstawowe, pierwsze. Właściwie to macierzyństwo stało się pretekstem do przygotowania (wspólnie Tomkiem Bergmannem, Joanną Sokołowską i Katarzyną Sitarz) instalacji performatywnej MAMoMi dla dzieci i rodziców w Teatrze Nowym w Warszawie.  

 

 

Czy spotkałaś się wcześniej z taką tezą, iż Ciało. Głos. Intuicja to metoda terapeutyczna?

 

Tak, ale nie nazwałabym swojej pracy terapią tańcem/ruchem. Taniec właściwie od zawsze pełnił funkcję terapeutyczną, powodował i nadal powoduje, że ludzie czują się szczęśliwsi i zdrowsi.  W czasie prowadzonych przeze mnie warsztatów mówimy o anatomii, o mięśniach, kościach, stawach, uczymy się odczytywać impulsy płynące z ciała i w ten sposób zdobywamy wiedzę na swój temat. Pozwalamy sobie na spontaniczność. Myślę, że nikogo nie terapeutyzuję. Szukam raczej zgodności między tym, co robi ciało, myśli głowa i czuje serce. Wynika to mocno z mojego wykształcenia i pracy w oparciu o metodę rytmiki stworzonej prze É mila Jaques-Dalcroze’a, która dotyczy właśnie tej zgodności. Przez 9 lat studiowałam rytmikę. A teraz, po latach, dostrzegam jak mocno łączy się ona z moimi poszukiwaniami. Dlatego  we własnej praktyce pedagogicznej wracam do niej, „wykuwając” ją na nowo. Staram się łączyć dyscyplinę z totalną wolnością. Po latach wracam w swojej głowie do tej bodaj najnowocześniejszej metody pracy z człowiekiem, stworzonej w  pierwszej połowie XX wieku. Przekładam tę wiedzę na pole choreografii i tańca. Rytmika, zepchnięta od wielu dekad do przedszkoli, inspirowała niegdyś zarówno Szostakowicza, jak i Isadorę Duncan. Wdrażanie jej do swojej praktyki uważam za przywilej.

 

A jak, w kontekście pełnej i świadomej obecności, o której wspomniałaś wcześniej,  na wykrystalizowanie się koncepcji „Kultury ciała” wpłynęły Twoje artystyczne podróże do Japonii?

 

 

W Japonii byłam trzykrotnie. Pokazałam tam Tralfamadorię oraz Dehumanized Project Nr 1. Występowałam w Jokohamie na festiwalu Yokohama Dance Collection EX, w Theater X czy Session House w Tokio. Wspólnie z Tomkiem Bergamannem otrzymaliśmy miesięczną rezydencję w Tokyo Wonder Site.  Pamiętam, że gdy grałam pierwszy spektakl, doświadczyłam tak silnej uważności widzów, że przewróciło to do góry nogami mój system myślenia. Potraktowałam to jako prezent i postanowiłam się tego nauczyć. Fascynuje mnie japońskie poszanowanie czyjejś obecności i to, że wszyscy tę obecność odzwierciedlają, dają ci poczucie, że jesteś. To przynosi satysfakcję, daje taką niewymuszoną przyjemność. Zrozumiałam z czasem, że Japończycy wypracowali wiele strategii dobrego funkcjonowania w swoim społeczeństwie, a wiele z nich służy temu, aby czuć się dobrze. Jedną z nich jest na przykład respektowanie ciszy w transporcie publicznym. Inną – dziękowanie. Jeszcze inną –

bezkrytyczne zaangażowanie w działaniu. Od tej pory Japonia krąży już w moim krwioobiegu i bez przerwy myślę, co zrobić, żeby znowu tam pojechać. Tym bardziej cieszy mnie fakt współudziału w wystawie Plac Małachowskiego” w warszawskiej Zachęcie, gdzie mogę praktykować swoją metodę w przestrzeni wystawy „Cisza i wola życia” japońskiego artysty Kojiego Kamojiego. To dla mnie wielkie przeżycie, głębokie doświadczenie. Przygotowuję się w ten sposób do swojego najnowszego spektaklu.

Twoja praca pedagogiczna łączy się ściśle z tym, co proponujesz widzom jako artystka.   Które z Twoich spektakli najpełniej odzwierciedlają metodę pracy Ciało. Głos. Intuicja?

 

Dostrzegam wiele zbieżności pomiędzy spektaklami Ofelia is not dead i You have your voice a moją metoda pracy. Choć te spektakle dzieli  spory dystans czasowy, mam poczucie, że wiele je również łączy. Oba wiążą się z ryzykiem podjętej przeze mnie pracy z własnym organizmem. Tworząc je, zwracałam szczególną uwagę na więź  budowaną z publicznością podczas występu. Bliski kontakt z widzami był dla mnie ważny od początku tworzenia indywidualnych projektów, a z czasem stał się podstawą sposobu definiowania przeze mnie sztuki tańca. Staram się burzyć umowną ścianę między oglądającymi a mną i tworzyć dla nas jedną, wspólną przestrzeń. Najmocniej można tego doświadczyć w spektaklu You have your voice, który właściwie jest sceniczną wersją mojej metody pracy. Oprócz badań nad wydobywaniem głosu z ciała, co niezmiennie mnie fascynuje i wciąż przynosi zaskakujące efekty, praca ta jest głosem w sprawie wolności osobistej. Jeden z widzów po spektaklu powiedział, że właśnie jej mi zazdrości. Chyba przestałam się bać, że jestem śmieszna, że nie wszystko mi wychodzi, że mnie to wiele kosztuje. I ponad wszystko uwielbiam ludzi, dla których gram. Obdarzam ich miłością, a  oni czasami to odwzajemniają – to wspaniałe uczucie.

 

A Tralfamadoria, DP 1…?

 

Tralfamadoria jest spektaklem o śmierci dedykowanym mojemu Tacie, który umarł w 2010 roku. Dzięki tej pracy wyjechałam po raz pierwszy do Japonii. Zainspirowana absurdalną opowieścią Kurta Vonneguta o Tralfamadorczykach w Rzeźni numer pięć, stworzyłam osobistą wypowiedź na temat pustej przestrzeni, której nie da się niczym wypełnić. W tym spektaklu jest dużo ciszy i trwania, co później okazało się bardzo japońskie. Gdy teraz na to patrzę, to widzę tam praktykowanie „Niczego”, trenowanie uważności, respekt wobec nieznanego, odrzucenie pewności i wiedzy. Dwa lata później zaczęłam pracować nad spektaklem Dehumanized Project Nr 1, który już bezpośrednio był związany z kulturą społeczności japońskiej.

 

Wielokrotnie w tej rozmowie wspominałaś o ciszy. Co tak fascynującego w niej odnajdujesz?

 

Ciszę traktuję jako podstawową potrzebę doświadczenia ulgi, zarówno w przestrzeni publicznej –  społecznej i politycznej – jak  i w bliskiej, intymniej  relacji między partnerami, czy rodzicem a dzieckiem. Bardzo chciałabym, aby w końcu zapadła cisza, aby ludzie przestali mówić i zaczęli praktykować „Nic”. Cisza to przestrzeń do decydowania o sobie, to prawo do wolnego czasu, to czas dla przyjemności i pełnej obecności. To miejsce, które możemy zbudować  w sobie dla innych. To okazja do bezinteresownego i bezcelowego trwania, do gapienia się, do wymyślania. To przeciwieństwo pracy. Ciszę postrzegam też w bliskości z drugim człowiekiem. Ostatnio mówię o „zmutowaniu ciała”, czyli o wyciszaniu go przez docisk. Osiągamy to dzięki trwaniu w fizycznej bliskości, dociskając ciało do ciała, a także wchodząc na dłuższy czas do worka, w którym w szczególny sposób poświęcamy czas samoobserwacji. Ludzie praktykujący tę metodę wyglądają potem jak małe, rozanielone dzieci. Są szczęśliwsi. Cisza jest też tematem mojego najnowszego spektaklu, o którym wspomniałam wcześniej, przy okazji współpracy z Kojim Kamojim.

 

Kiedy i gdzie będzie można Ciszę  zobaczyć?

 

Spektakl Cisza będzie miał swoją premierę 14 września br. w Instytucie Teatralnym w Warszawie. Planuję trzy dni pokazów, więc do 16 września będzie można doświadczyć ciszy. Serdecznie zapraszam na to wydarzenie.

 

 

Warszawa, luty-czerwiec 2018 roku

 

Copyright taniecPOLSKA.pl (miniaturka)

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

Dokumentacja działania zrealizowanego w ramach projektu „Plac Małachowskiego 3” w przestrzeni wystawy „Koji Kamoji. Cisza i wola życia” w Galerii Zachęta, 2018. Fot. Weronika Wysocka.
Dokumentacja działania zrealizowanego w ramach projektu „Plac Małachowskiego 3” w przestrzeni wystawy „Koji Kamoji. Cisza i wola życia” w Galerii Zachęta, 2018. Fot. Weronika Wysocka.
Dokumentacja działania zrealizowanego w ramach projektu „Plac Małachowskiego 3” w przestrzeni wystawy „Koji Kamoji. Cisza i wola życia” w Galerii Zachęta, 2018. Fot. Weronika Wysocka.
Dokumentacja działania zrealizowanego w ramach projektu „Plac Małachowskiego 3” w przestrzeni wystawy „Koji Kamoji. Cisza i wola życia” w Galerii Zachęta, 2018. Fot. Weronika Wysocka.
Dokumentacja działania zrealizowanego w ramach projektu „Plac Małachowskiego 3” w przestrzeni wystawy „Koji Kamoji. Cisza i wola życia” w Galerii Zachęta, 2018. Fot. Weronika Wysocka.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close