
Na zdjęciu: Barbara Berti, Aoouuu. Fot. Stephan Roehl.
W najnowszym numerze czasopisma feministycznego „Zadra” (nr 3-4/2013) został opublikowany wywiad z … Marthą Graham przeprowadzony przez krakowską choreografkę i tancerkę Magdalenę Przybysz. W swoim intrygująco napisanym tekście Poród sześcianu autorka aranżuje quasi-spotkanie z nieżyjącą od ponad 20 lat artystką (1894-1991). Pytania autorki stają się impulsem do rozważań na temat tanecznej rewolucji, zapoczątkowanej przez pionierkę tańca modern i całkowitego poświęcenia się przez nią sztuce tańca (aż do zatracenia). Oprócz idei, techniki, założeń najważniejszych spektakli, rozmowa koncentruje się na tematyce emocji w tańcu oraz potencjale ciała i ruchu. W rozmowie przewijają się takie postacie, jak Rudolf von Laban, Joseph Goebbels, Merce Cunningham, Liza Minelli, Madonna, a nawet Jan Paweł II.
Publikujemy fragment tekstu:
– Twoje spektakle budziły wiele dyskusji wokół nowej estetyki, którą zaproponowałaś. Zarzucano Ci kanciastość, epatowanie erotyzmem. Byłaś prawdziwą „troublemaker”.
– Miałam zawsze tylko jedną prośbę do publiczności: żeby czuła ,czy jest za czy przeciw. Nie znoszę zimnego środka obojętności, źle reaguję na brak reakcji.
– Można śmiało powiedzieć,że wynalazłaś swoją formę i technikę. Co jest dla Pani esencją w tańcu?
– Ekspresja uniwersalnych uczuć. Na początku byłam pod silnym wpływem niemieckiego ekspresjonizmu , a zwłaszcza Mary Wigman.
– Pani forma kształtowała się zdecydowanie w opozycji do skostniałej techniki baletu klasycznego. Jakiś krytyk napisał kiedyś „Brzydka dziewczyna wykonuje na scenie brzydkie ruchy.” Jak zwykle nowa myśl rozbijała się o skostniałe przyzwyczajenia.
– Bardzo zależało mi na tym żeby znaleźć nowy język, aby wyrazić intensywne uczucia i namiętności. Nie przykładałam uwagi do fizycznego wyglądu moich tancerek, ważniejsze dla mnie od elegancji była szczerość wyrazu, tańczyłam boso, budowałam ciałem zakrzywione linie. Mój ruch był gwałtowny, kanciasty, pełny napięcia.
– Nie ukrywała Pani też wysiłku, nie opierała sięgrawitacji, a nawet specjalnie je Pani podkreślała. Krytyk Stark Young tak oto opisał swoje wrażenia po jednym z Twoich spektakli : ”Wyglądała jakby miała urodzićsześcian”.
– Odpowiedziałam mu wtedy ,że forma tańca wynika ze społecznych warunków i nastroi, rytm amerykański był wówczas ostry i kanciasty, odarty ze zbędnych rzeczy. A forma ruchu rodzi się z potrzeby artystycznej i emocji.
– Sprawy społeczne nie były Pani obojętne. Na przykład odmówiła Pani wyjazdu na olimpiadę w Berlinie w 1936 roku- zaproszenie przyszło od samego Rudolfa Labana i..Józefa Goebbelsa.
– Odpisałam im,że nie mogę tańczyć wówczas w Niemczech, gdzie tak wielu artystów, których szanuję jest prześladowanych, pozbawionych prawa do pracy z powodu absurdalnych przyczyn i że uważam za niemożliwe,żebym przez akceptację zaproszenia identyfikowała się z systemem, który dopuszcza siętakich rzeczy.
– A może Pani opowiedzieć o swojej najbardziej chyba kojarzonej w świadomości masowej pracy:”Lamentation”. Siedzi Pani w niej na ławce w głębokim plie i w czarnej sukience naciągniętej od stóp do głowy, która dopasowuje się do Twoich ruchów. Pani twarz jest blada, rysują się na niej wyraźne kontury oczu i ust. Wystają tylko gołe dłonie i stopy. Kiedy ktoś wspomina o tańcu modern to właśnie ten obraz Pani „lamentu w worku” wyświetla się jako swoistego rodzaju „logo”.
Tamten okres mojej twórczości nazywam w myślach jako okres długich, wełnianych kostiumów. Sama je projektowałam i szyłam. W moich rękach czułam,że materiał stawał siętancerzem. Zawsze zwracałam uwagę na to,żeby kostium odpowiednio podkreślał ruch i ekspresję ciała, odkrywał piękno tancerki i podkreślał dramaturgię linii bioder, ramion czy szyi, eksponował mimikę oraz kształt głowy. Były to zwykle długie, przylegające do ciała prosto skrojone sukienki z elastycznych materiałów , często wełnianych, które rozciągały się i kurczyły dopasowując kształtem do ciała, eksponując ruch. Oczywiście najbardziej jest to widoczne w spektaklu „Lamentation” z 1930 roku. Chciałam w nim jak najbardziej plastycznie wyrazić esencję cierpienia i bólu. Wyginając całe ciało nadawałam kostiumowi różne kształty sprawiając wrażenie żywej rzeźby.Ten taniec to tragedia obsesyjnego ciała. To takie uczucie jakbyś naciągała w środku swoją własną skórę.
–
„Zadrę” można zamawiać w formie prenumeraty lub za pośrednictwem sklepu internetowego.
***
Wstęp od redakcji:
Ponadto w „Zadrze”: teksty wokół histerii związanej z gender. Przeczytacie nie tylko o genderze biskupa i o genderze w Poznaniu (histeria) i w Norwegii (słynny zmanipulowany filmik), ale też tekst luterańskiej pastorki o innymspojrzeniu na kwestię gender. Są teksty o kobiecym tańcu i o bajkach z silnymi postaciami kobiet, o splocie kongresizmu i feminizmu, pisarzu-mizoginie i milczącej obecności lesbijek, są też teksty o zmarłej niedawno Joannie Chmielewskiej i „historyjki grzecznej dziewczynki” o molestowaniu.