Wersja do druku

Udostępnij

Świat sztuki musi przestać postrzegać naszą twórczość przez pryzmat terapii i niepełnosprawności – tę i wiele innych cennych refleksji znajdziemy w tekście Katarzyny Żeglickiej, uczestniczki programu Taniec i Niepełnosprawność: przekraczanie granic, organizowanego przez British Council i Instytut Muzyki i Tańca. Artystka zebrała swoje doświadczenia z trzech laboratoriów, które odbyły się w tym roku; w efekcie powstał tekst ważny i potrzebny, będący, można powiedzieć, rodzajem manifestu. Jego tytuł – Nie ma granic między tańcem a niepełnosprawnością – niech dla nas wszystkich stanie się inspiracją i formą życzeń na nadchodzące Święta i Nowy Rok: niech znikają granice, te które nigdy nie powinny powstać.

  

Nie ma granic między tańcem a niepełnosprawnością

 

Uważne chodzenie, praca z równowagą, ciężarem, swing, rozciąganie. Kilkanaście minut dla ciała, żeby zapamiętało. Jestem bardziej uważna na to, skąd wychodzi i dokąd zmierza mój ruch. Myślę tańcem. Gdy coś robię – tańczę. Krok do przodu – ciężar na przedniej nodze – ciało ciut przechylone do przodu – obie nogi proste w kolanie – tylna stopa obciągnięta. Stojący na oknie drewniany model człowieka nie pozwala mi zapomnieć zdobytych umiejętności.

 

Jestem po laboratoriach, które odbyły się w Teatrze Rozbark w Bytomiu, w ramach projektu Taniec i Niepełnosprawność: przekraczanie granic, organizowanych przez Instytut Muzyki i Tańca oraz British Council. Laboratoria umożliwiały artystom i artystkom z alternatywną sensoryką i motoryką pogłębienie własnej praktyki ruchowej oraz badanie i budowanie własnych słowników ruchowych.

 

Pierwsze z nich poprowadziły Ewa Sobiak i Justyna Duda − tancerki, które od 18 lat współpracują ze sobą w grupie Fleks Step. Proponowana przez nie praktyka pozwoliła mi poznać i pogłębić elementy tańca współczesnego i swingu, zwiększyć świadomość ciała i zbadać jego możliwości. Uczyłam się współpracy i komunikacji w ruchu. Jeszcze przez kilka dni po laboratorium z Ewą i Justyną wszędzie widziałam ruch – różne trajektorie, poziomy, zakresy, tempo, rytm. Ciągle słyszałam ich wskazówki. Nie chcąc tego stracić, wyznaczyłam sobie plan pracy: uważne chodzenie, praca z równowagą itd.

 

Podczas drugiego laboratorium było to, co kocham najbardziej – taniec różnorodnych ciał i twórcza harówa. Poprowadził je Marc Brew – tancerz i dyrektor artystyczny AXIS Dance Company. Tym razem dawna kopalnia węgla zamieniła się w kopalnię kontakt improwizacji oraz podstaw choreografii. W ciągu trzech dni dostałam mnóstwo inspiracji i narzędzi do tworzenia własnych performansów oraz prowadzenia inkluzywnych zajęć tanecznych. W bezpiecznej przestrzeni mogłam nie tylko tańczyć, ale również słuchać, obserwować i uczyć się od innych. To co jednak było dla mnie najistotniejsze, to to, że w końcu pozbyłam się kontroli i podejrzliwości wobec prowadzącego. Zaufałam Marcowi, ponieważ nie tworzył podziałów na sprawne i niesprawne ciała. Zamiast tego dał przestrzeń, w której mogłam bez obaw celebrować ich różnorodność i eksperymentować z ruchem.

 

Po Bytomiu, wspólnie z Tatianą Cholewą oraz Antkiem Kurjatą, którzy brali udział zajęciach, pojechaliśmy na międzynarodowe laboratoria, prowadzone przez Adama Benjamina i Kate Marsh, organizowane przy festiwalu Dutch Dance Days, a realizowane przez Holland Dance Festival w Maastricht. Przez tydzień szlifowaliśmy umiejętności w budowaniu choreografii oraz odnajdowaliśmy się w rolach tancerzy, tancerek, choreografek oraz choreografów. Po powrocie z Maastricht czekało mnie ostatnie laboratorium w Bytomiu, gdzie Sylwia Hefczyńska-Lewandowska – tancerka, choreografka i pedagożka – poprowadziła nas drogą kontakt improwizacji.

 

Coś wyjątkowego dla mnie stało się w drugim dniu tych warsztatów; coś co nie wydarzyło się nigdy wcześniej. Tańcząc z Antkiem Kurjatą – tancerzem i aktorem uczestniczącym w laboratoriach  pierwszy raz doznałam poczucia wolności, wyzwolenia od strachu, bycia w bezpiecznym dla mnie ruchu i kontakcie z drugą osobą. Byłam anarchistką na scenie. Antek kręcił mną w powietrzu, trzymając mnie za nogi, a ja śmiałam się na głos ze szczęścia. W tańcu z nim odnalazłam w sobie ruch, którego wcześniej nie znałam, odstawiłam poczucie kontroli i pierwszy raz na 100% zaufałam sobie i partnerowi.

 

Teraz planujemy wspólny spektakl; właśnie dostaliśmy pieniądze, które ułatwią nam zbieranie materiału. Często wracamy w rozmowach do naszego tańca na scenie Teatru Rozbark. Antek powiedział mi, że ta improwizacja była dla niego ukoronowaniem wszystkich laboratoriów.

 

Mimo że od warsztatów minęło kilka tygodni, nadal czuję w ciele echo dni spędzonych w pięknej przestrzeni pokopalnianego budynku teatru. Ogromną wartością tego czasu była dla mnie obecność, wzajemne wsparcie, współpraca oraz doping utalentowanych artystek i artystów. Gdy nie tańczyliśmy, wymienialiśmy się doświadczeniami i uwagami dotyczącymi praktyki, dyskutowaliśmy o tym, jak stworzyć przestrzeń dostępną dla artystek/artystów z alternatywną motoryką i sensoryką. Aby nie stracić kontaktu, założyliśmy grupę w mediach społecznościowych, gdzie inspirujemy się wzajemnie, rozmawiamy.

 

Z Bytomia za każdym razem wracałam z mnóstwem pytań i refleksji. Czemu nie spotkałam wcześniej tych wszystkich osób? Gdzie są pozostali artyści z alternatywną motoryką i sensoryką? Bo jestem pewna, że są. Jak traktować tytuł projektu, skoro podczas laboratorium granicą były jedynie moje obawy? Kto ma więcej granic do przekraczania – my czy instytucje, które nie otwierają przed nami drzwi? Jak likwidować te granice? 

 

Dla mnie między tańcem i niepełnosprawnością nie ma granic. Taniec to ruch różnorodnych ciał.  W świecie, w którym żyję, te granice jednak są. To niedostępny mur, który chroni instytucje kultury, teatry i publiczność przed artyst(k)ami z niepełnosprawnościami. Zamiast scen i widowni dla wszystkich dostawaliśmy przez lata choreoterapię i festiwale dla osób z niepełnosprawnościami. Teraz czeka nas długi proces, podczas którego instytucje kultury będą musiały otworzyć się na wszystkich, bez względu na stopień sprawności – zarówno na widzów, jak i na artystów. Świat sztuki musi przestać postrzegać naszą twórczość przez pryzmat terapii i niepełnosprawności. Aby to się udało, konieczne jest traktowanie ciał nienormatywnych jako równorzędnych elementów różnorodnego świata, a nas jako pełnoprawnych członków świata kultury i sztuki.

 

Dzięki takim przedsięwzięciom jak projekt Taniec i Niepełnosprawność: przekraczanie granic widać pęknięcia w murze. Artyści z alternatywną motoryką i sensoryką wreszcie prowadzą laboratoria oraz uczestniczą w profesjonalnych zajęciach, podczas których podnoszą swoje umiejętności, „sieciują się”, robią sztukę. Mam nadzieję, że to nie krótkotrwałe działanie, ale początek drogi ku inkluzywności w naszym kraju. Wierzę, że przestaniemy być traktowane/traktowani jak włączniki, które włącza się, gdy zaczyna się projekt, a wyłącza, kiedy się kończy. O inkluzywności będziemy mogli/mogły mówić dopiero wtedy, gdy sceny, szkoły artystyczne, festiwale, teatry będą należeć też do nas.

                                                                                                                                                                                   

Katarzyna Żeglicka

 

 

 

 

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close