Wersja do druku

Udostępnij

W sobotę 8 sierpnia o północy przed Zamkiem Ujazdowskim w Warszawie rozpocznie się całonocna wystawa performatywna To Be Real #4. Będzie to publiczny pokaz działania, po trzytygodniowej rezydencji, zaproszonych do tej edycji projektu: szwajcarskiego artysty Nilsa Amadeusa Langego, kolektywu DJ-skiego Oramics i polskiego artysty wizualnego Sebastiana Sebulca. Zakończy ona trwający niemal dwa lata performatywno-muzyczny, poświęcony kulturze klubowej i jej emancypacyjnemu potencjałowi program Centrum Sztuki Współczesnej Zamku Ujazdowskiego To Be Real.

 

UWAGA! Informacja od organizatora: Ze względu na pandemię COVID-19 w To Be Real #4 może wziąć udział ograniczona liczba uczestników. Żeby się zarejestrować, wyślij maila na adres tbr4@u-jazdowski.pl i przyjdź tylko, jeśli dostaniesz potwierdzenie. 

 

„Nas niezmiennie interesują przestrzenie, w których się tańczy” – o kulturach klubowych, zmianie płynącej z danceflooru i aktywizmie ciał tańczących rozmawia z kuratorami projektu – Michałem Grzegorzkiem i Matruszem Szymanówką – Adela Prochyra.

 

Zacznijmy od tego, czym w ogóle jest kultura klubowa, wokół której zorganizowany jest wasz projekt To Be Real.

 

Mateusz Szymanówka: W wielkim skrócie można powiedzieć, że jest to kultura wytwarzająca się wokół chodzenia do klubów nocnych czy uczestniczenia w innych, nie zawsze legalnych, wydarzeniach, podczas których wspólnie tańczy się do muzyki elektronicznej. Pracując nad tym projektem, często naprzemiennie używaliśmy terminów „kultura klubowa” i „kultura rave”, które wskazują na nieco inne przestrzenie, ale odnoszą się do podobnej, emancypacyjnej i antysystemowej tradycji. W To Be Real interesuje nas szeroko rozumiana polityczność kultury klubowej i historia wspólnot, które ją kształtowały, przede wszystkim społeczności LGBT+. Chociaż właściwie powinniśmy mówić o wielu kulturach klubowych, bo każde miejsce, w którym ludzie wychodzą tańczyć, ma swoją historię i specyfikę.

 

Michał Grzegorzek: Nie możemy zapomnieć również o ciele na parkiecie i jego spontanicznej choreografii, która, poza muzyką, jest nieodłącznym elementem budowania kultury klubowej. Ten wyjątkowy wernakularny performans, zwłaszcza związany z przestrzeniami i wspólnotami queerowymi, jest dla nas szczególnie ważny. Przyglądamy się ciału, które korzysta z radykalnej wolności, również w doprowadzaniu siebie do granic fizycznej wytrzymałości.

 

Rozumiem, że z takiego punktu wychodziliście na początku pracy. Jak to wygląda dzisiaj?

 

MSz: Na pewno od 2018 roku, kiedy zaczęliśmy przygotowywać To Be Real, kontekst naszej pracy zmienił się radykalnie i to na wielu poziomach. Jeszcze kilka miesięcy temu trudno byłoby wyobrazić sobie świat, w którym kluby będą zamknięte w większości europejskich miast, a swój renesans przeżywać będą organizowane oddolnie i spontanicznie nielegalne rave’y. W ostatnich tygodniach w mediach pojawiło się zresztą wiele tekstów, które próbują porównać aktualną sytuację z tym, co działo się na przełomie lat 80. i 90. XX wieku. Nas niezmiennie interesują rozmaite przestrzenie, w których się tańczy. Kluby, opuszczone fabryki i piwnice, ulice, ale też sceny i przestrzenie wystawiennicze. W To Be Real dancefloor rozumiany jest bardzo szeroko.

 

Zastanawia mnie instytucjonalny kontekst tego cyklu imprez, jak bywa określany wasz projekt. Z jednej strony Zamek to instytucja mainstreamowa, finansowana przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a z drugiej strony jest ona w jakiś sposób szczególna, bo daje twórcom i odbiorcom wiele wolności. Jak się tu mieści ten wolnościowy potencjał, który wytwarza się podczas tych nocnych spotkań?

 

MG: Można zapytać, po co przenosić parkiety z klubów do instytucji artystycznych. Program performatywny w Zamku Ujazdowskim zawsze testował możliwości i ograniczenia wielu formatów wystawienniczych. Życie nocne instytucji może być fascynującym zagadnieniem, kiedy patrzy się na nie z perspektywy zupełnie innych niż muzealne aktywności. A to daje szansę również do innego rodzaju spotkania z artystami i publicznością. W Zamku gościliśmy wcześniej letni nocny bar Dragana, organizowany przez KEM, czy imprezy charytatywnego kolektywu Flauta. Mimo oczywistego artystycznego charakteru tych wydarzeń, żadne z nich nie było właściwie od początku do końca projektem kuratorskim. To Be Real prezentuje sztukę zaproszonych do współpracy artystów, ale również pozwala na tworzenie autentycznego spotkania, doświadczenia muzeum na innych zasadach. Proponujemy widzom taki eksperymentalny format wystawy…

 

…wydarzenia artystycznego.

 

MG: Można to nazwać różnie, ale na to pozwalała już prawie 30 lat temu estetyka relacyjna. Performans mógł być, czym chciał: barem, sklepem, restauracją, a także całonocną imprezą techno. Dziś nie interesuje nas bezmyślne wracanie do tamtej idei pracy na formacie, ale aktualizowanie jej we współczesnym kontekście politycznym. To znaczy – co dziś stoi za imprezą techno w instytucji publicznej? Jaka mogłaby być wiadomość, którą wraz z artystami wysyłamy?

 

MSz: To również pytanie o to, jak rozumiemy relację instytucji sztuki i świata wokół niej. Do czego można użyć instytucji? Czy może mieć ona funkcję wspólnototwórczą? To Be Real to projekt w pewien sposób autobiograficzny, nie tylko dlatego, że i ja i Michał lubimy wychodzić potańczyć, ale dlatego, że kultura klubowa i instytucje sztuki to przestrzenie, które kształtowały nasze własne rozumienie polityki czy aktywizmu. Dla mnie najbardziej interesujący jest performans wytwarzany wokół wydarzeń artystycznych. To, że instytucja może stać się bezpiecznym miejscem, gdzie na parkiecie mamy szansę poznać osoby, z którymi potem wspólnie pójdziemy na protest. Warto też podkreślić, że To Be Real nie wydarzyło się dlatego, że dyrekcja Zamku chciała mieć w programie projekt związany z kulturą klubową, żeby nadążyć za europejskimi trendami. To projekt wynikający z bardzo konkretnej tradycji tej instytucji jako miejsca goszczącego różne zaangażowane politycznie inicjatywy oraz osobistych doświadczeń osób tam pracujących i z nią współpracujących.

 

MG: W naszej pracy z Mateuszem opieramy się też o to, co wydarzało się w Zamku, kiedy jego dyrektorem był Wojciech Krukowski. W latach 90. Wyobrażał on sobie CSW jako instytucję performujacą. Budynki obok Zamku – Laboratorium i Cysterna – były oddawane młodym ludziom, którzy organizowali w nich dzikie performanse, wydarzenia na wpół amatorskie i, co najbardziej inspiruje, pierwsze warszawie rave’y. Chcemy nawiązywać do tej tradycji, ale nie w bałwochwalczy, retrospektywny sposób, tylko wskrzeszać tego ducha współczesnymi środkami, zapraszając młodych eksperymentujących współczesnych artystów i artystki, żeby oni zasiedlali to miejsce w nocy.

 

Czy jako kuratorzy mieliście ambicję, aby z tej efemerycznej sytuacji wyłoniło się coś bardziej trwałego? Sięgacie w końcu po taniec, odwołujecie się do ulotnego ciała społecznego, które stawiacie w centrum tego wydarzenia, poza tym jest to wasza opowieść o kulturach klubowych, a w klubach, jak wiadomo, obowiązuje zakaz fotografowania.

 

MSz: Decyzję o tym, czy w trakcie wydarzeń będzie można robić zdjęcia, pozostawialiśmy zawsze artystom, których zapraszaliśmy do współpracy. Mnie w tym projekcie najbardziej jarało to, że możemy zaprosić grupę międzynarodowych artystów na rezydencję, która zakończy się jednorazowym, całonocnym performansem. Nie chodziło o przygotowanie wystawy albo publikacji, ale właśnie o wymianę wiedzy i doświadczeń. Otwartość Zamku Ujazdowskiego na ten pomysł była po prostu niesamowita. Dopiero teraz, po dwóch latach, zaczynamy z Michałem rozmawiać o tym, co zostanie po tych wydarzeniach, ale chyba żaden z nas nie jest zafiksowany na klasycznie rozumianej dokumentacji. W tym projekcie centralne i najciekawsze było zdecydowanie to co efemeryczne.

 

Zadając poprzednie pytanie, miałam raczej na myśli jakąś zmianę. Wasze imprezy są wpisane w Rok Antyfaszystowski, a wy posługujecie się hasłami takimi jak „emancypacyjny potencjał”, „taniec dla wolności”, „wspólnota oparta na radykalnej akceptacji inności”. Na ile te wartości były dla was istotne przy tworzeniu przestrzeni dla ciał i tożsamości jednak marginalizowanych?

 

MG: Rzecz w tym, że zawłaszczamy format imprezy, który nie należy do artystycznej instytucji publicznej także po to, by powiedzieć osobom wykluczonym ze względu na płeć, tożsamość seksualną „Tu jesteście u siebie”. Dziś w wielu progresywnych klubach na całym świecie wiszą informacje, że są to strefy wolne od rasizmu, homo i transfobii czy ogólnie nienawiści. Dlaczego nie widzimy takich informacji w foyer teatrów czy holach głównych muzeów i centrów sztuki? Przecież to nie jest oczywiste, że te przestrzenie pozbawione są przemocy. Dziś do głównych celów instytucji artystycznych powinno należeć nie tylko prezentowanie sztuki, ale również wytwarzanie przestrzeni bezpieczeństwa i widzialności dla wykluczonych. Być może łatwiej to wytwarzać wspólnym tańcem niż pokazem rzeźby czy malarstwa.

 

MSz: Oczywiście mamy świadomość, że nie wszyscy myślą o kulturze klubowej tak jak my. Potrafię sobie wyobrazić, że na nasze wydarzenia przychodziły również osoby, które nie czytały tekstów kuratorskich i dla których nasze rozumienie polityczności może być dosyć ezoteryczne. Na pewno pierwszym politycznym gestem z naszej strony było wpisanie tego programu w bardzo konkretną tradycję myślenia o życiu nocnym i aktywizmie, ale kultura klubowa to również bezrefleksyjna konsumpcja czy kult gwiazd. To, że wprost pisaliśmy o wartościach, które wyznajemy i o tym, jaką przestrzeń chcemy wytworzyć na pewno przyciągnęło też określoną widownię. Trzecia edycja To Be Real, która miała miejsce pod koniec lutego tego roku, przybrała formę dwudniowego technoseminarium, bo ważne było dla nas sprowadzenie do Warszawy teoretyków i aktywistów myślących podobnie do nas i zetknięcie ich z lokalnymi inicjatywami. Pokazanie, że „krytyczny rave” ma wiele twarzy i wielu sojuszników.

 

Na początku rozmowy Michał wspomniał, że trzonem i najbardziej interesującym dla was elementem projektu były ciała tańczące na parkiecie. Uważacie, że taka tymczasowa wspólnota ludzi tańczących może wytworzyć jakąś nową realność lub prawdę?

 

MSz: Nie stajemy się aktywistami tylko dlatego, że wyjdziemy potańczyć, ale już to, jak używamy ciała i jak się gromadzimy, zdecydowanie jest polityczne, co pokazały nam dobitnie wydarzenia ostatnich miesięcy. Jako osoby queerowe, dorastające w Polsce, mamy na pewno świadomość, jak cenne są małe akty oporu czy przestrzenie, w których można być tym, kim chce się być. Ta mikropolityka może być początkiem czegoś wywrotowego na poziomie osobistym czy kolektywnym, a przede wszystkim dać nam siłę do uprawiania aktywizmu poza dancefloorem, który teraz na pewno jest bardzo potrzebny.

 

Opowiedzcie na koniec o programie To Be Real i artystach, którzy go współtworzyli w dotychczasowych edycjach.

 

MSz: Interesowały nas przede wszystkim osoby, których praktyka artystyczna karmi się ich uczestnictwem w kulturze klubowej, a także artyści z pola choreografii społecznej i emancypacyjnego myślenia o ciele i tańcu. Poza tym każdorazowo pracowaliśmy z przedstawicielami lokalnej sceny muzycznej, bo interesowało nas to, co dzieje się w Warszawie. Myślę, że w ciągu czterech odsłon To Be Real udało nam się stworzyć piękną queerową rodzinę.

 

Czwarta edycja siłą rzeczy będzie się różn od poprzednich. Jaka ona będzie?

 

MSz: Będzie to niestety edycja pandemiczna, więc inna niż te, których nasi widzowie mogli doświadczyć w ubiegłym roku. Po lutowym technoseminarium będzie to kolejny eksperyment z formatem.

 

MG: Mimo tej samej struktury organizacji pracy – trzytygodniowej rezydencji zespołu artystów w Zamku – jej efekt na pewno będzie inny ze względu na inne zainteresowania aktualnych gości. Pierwsza edycja, w której wzięli udział Marta Ziółek, Simon Asencio i Zoi Michailova, była bardzo skupiona na ciele, kolektywnej choreografii i wytwarzaniu sensów na parkiecie właśnie przez samą obecność ciała. Do drugiej zaprosiliśmy artystów aktywistów, którzy wykorzystują kulturę klubową nie tylko jako źródło artystycznych inspiracji, ale również żywo nie niej uczestniczą (organizując imprezy, grając na nich etc.), zamieniając często to doświadczenie w narzędzie politycznego zaangażowania i aktywności. W ostatniej edycji naszego projektu wezmą udział mieszkający w Zurychu artysta Nils Amadeus Lange, warszawski artysta wizualny Sebulec i queerowo-feministyczny kolektyw muzyczny Oramics, którego członkinie mieszkają w różnych częściach Polski i Europy. Punktem wspólnym dla wszystkich edycji będzie polityczność sceny klubowej, ale różni je na pewno obecna twarz Polski – wyjątkowo rasistowska i homofobiczna. Będziemy szukać wspólnego performatywnego i wizualnego języka dla queerowych społeczności, grup, a także rodzin, zastanawiając się jak zwiększać inkluzywość queerowych techno parkietów. Poza tym po raz pierwszy będziemy organizować to wydarzenie na zewnątrz, żeby wziąć pod uwagę komfort i bezpieczeństwo uczestników. Myślę, że będzie to edycja – jeżeli chodzi o treść i znaczenia – wyjątkowo dzika.

 

To znaczy?

 

MG: Zaprosiliśmy do współpracy artystów o wyjątkowym rozmachu performatywnym, wizualnym i muzycznym. W pracach Langego pojawia się wiele elementów opartych na przedrzeźnianiu instytucji artystystycznych, kwestionwaniu granic sztuki i artystycznego działania. Oramics traktują swoją muzyczną praktykę niemal jednoznacznie z działalnoscią aktywistyczną. Sebulec z kolei w swojej sztuce sięga po to, co wielu z nas odrzuca, uznając za gorsze i brzydkie; źródła jego inspiracji i ich artystyczne omówienie wciąż bardzo zaskakują.

 

A przy tym jesteście na zewnątrz, więc wydarzenie zyskuje dodatkową widzialność.

 

MG: I to są doskonałe warunki, by celebrować queerową obecność.

 

***

 

Artyści/Artystki: Nils Amadeus Lange, Oramics, Sebastian Sebulec

Kuratorzy:  Michał Grzegorzek, Mateusz Szymanówka

 

To Be Real, performatywno-muzyczny program Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, przygląda się kulturze klubowej i jej emancypacyjnemu potencjałowi, bada związki polityki, życia nocnego i sztuki współczesnej – od queerowych korzeni tanecznej muzyki elektronicznej w latach 70. XX wieku po niedawne techno-protesty na ulicach światowych metropolii. Czym jest taniec dla wolności i dlaczego teraz potrzebujemy go bardziej niż kiedykolwiek?

 

Przeszłość kultury klubowej można postrzegać jako historię budowania wspólnoty opartej na radykalnej akceptacji inności oraz testowaniu relacji odmiennych od narzucanych przez normatywne społeczeństwa. Dziś artyści, DJ-e, producenci, organizatorzy zaangażowani w klubowy aktywizm dążą nie tylko do przekształcenia sceny klubowej w bezpieczne miejsce, zwalczając seksizm, rasizm, trans- czy homofobię na imprezach i w samych jej strukturach, ale również do wykorzystania jej jako narzędzia politycznej mobilizacji i oporu.

 

W ramach projektu trzy zespoły artystów tworzą wydarzenia, w których centrum znajdują się ciała tańczące wspólnie do muzyki elektronicznej. Przestrzenie instytucji sztuki zamieniają się w taneczny parkiet, zgodnie z tradycją Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, gdzie w latach 90. odbywały się warszawskie rave’y. To Be Real #4 jest ostatnią odsłoną tego cyklu.

Publiczny pokaz działania twórców zaproszonych do tej edycji, szwajcarskiego artysty Nilsa Amadeusa Langa, kolektywu dj’skiego Oramics i polskiego artysty wizualnego Sebastiana Sebulca, zaplanowany jest na 8 sierpnia 2020. Wydarzenie przyjmie formę całonocnej instalacji performatywnej z udziałem DJ-ów i performerów, która odbędzie się przed Zamkiem Ujazdowskim.

 

Miejsce:

Park przed Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski

Jazdów 2, Warszawa
www.u-jazdowski.pl  

 

Wstęp wolny

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close