Wersja do druku

Udostępnij

Należał do tancerzy-wędrowców, pracował niemal we wszystkich najważniejszych zespołach baletowych w Polsce, wszędzie zostawiając intensywny artystyczny ślad. Był wybitnym wykonawcą ról klasycznych, do czego predysponowały go nadzwyczajne warunki, sceniczna uroda i imponująca sprawność techniczna, ale swój artystyczny temperament ujawniał przede wszystkim w tańcu charakterystycznym i współczesnym. Był Albertem w Giselle (Opera Wrocławska), Gikiem w Gajane Borisa Ejfmana i Apollem w Orfeuszu w Ericha Waltera (Teatr Wielki w Łodzi). Conrad Drzewiecki obsadził go w swoim legendarnym Cudownym Mandarynie, a także w Divertimento (Opera Poznańska), Adagio na smyczki i organy, Pawanie na śmierć Infantki, Modus Vivendi i Odwiecznych pieśniach, w których był przejmującym Kainem (Polski Teatr Tańca – Balet Poznański). Tańczył tytułową rolę w Spartakusie Teresy Kujawy (Opera Wrocławska) i wielokrotnie  Franciszka w jej kolejnych realizacjach Coppelii we Wrocławiu i Łodzi. Nie można było zapomnieć jego kreacji w innych dziełach Kujawy: Concerto grosso i Czarze miłości (Teatr Wielki w Łodzi), Baletach hiszpańskich do muzyki de Falli i Mitach do muzyki Karola Szymanowskiego (Teatr Wielki w Warszawie). Ukończył poznańską szkołę baletową w 1966, w klasie Władysława Milona. Od debiutu w Operze Poznańskiej zachwycał talentem i charyzmatycznym urokiem. Miał wszystkie atuty wybitnego tancerza, cechowała go przy tym wyjątkowa skromność i dobroć, którą podkreślają wszyscy bliscy, przyjaciele i sceniczni partnerzy.

 

Emil Wesołowski: „Franuś był niespotykanie dobrym człowiekiem, kochał ludzi, kochał życie, kochał taniec. Zaczynał edukację w Bytomiu, miał świetne warunki i umiejętności prawie akrobatyczne, myślano nawet, że zostanie cyrkowcem, ale on wybrał taniec. Przez pięć lat chodziliśmy do jednej klasy w poznańskiej szkole baletowej. W naszym roczniku było dziewięcioro absolwentów i wszyscy przyjaźnili się z Frankiem, w tym naszym czasem niełatwym środowisku, wszyscy go lubili. Nie było w nim żadnej agresji, żadnej pozy. Miał wielki talent, ale umiejętności zawodowe ciągle doskonalił. Robiliśmy zawody na kręcenie piruetów na oparciu krzesła, Franek był niepokonany, ale po wygranej zakładał baletki i szedł kręcić te piruety na serio, na sali baletowej. Miał fantastyczną energię, która na scenie go uskrzydlała, było to szczególnie widać w Trójkątnym kapeluszu, gdzie tańczył Młynarza, partnerując Teresie Kujawie. Nasze losy zawodowe często się splatały, w Poznaniu, we Wrocławiu, w Warszawie, a dom Franka i Teresy Kujawy był moim drugim domem. Opiece nad Teresą Franek poświęcił ostatnie lata życia”.

 

Ewa Wycichowska: „Franek był fascynującym tancerzem z warunkami, których wielu kolegów mogło mu tylko zazdrościć, był mistrzem piruetów, mógł ich wykręcić jakieś nieprawdopodobne ilości, ale to nie miałoby znaczenia, gdyby nie Frankowa energia, sceniczna intuicja i hiszpański temperament. Tańczyłam z Franiem Concerto grosso Teresy Kujawy, będąc już w pierwszych miesiącach ciąży, ale miałam pełne poczucie bezpieczeństwa, bo jako partner był wyjątkowy, otaczał siłą swojego talentu. Przeżyliśmy razem zawodową historię, o której opowiadano w Łodzi bardzo długo. W trakcie jednego ze spektakli Gajane Ejfmana, w scenie z szablami, Kazik Wrzosek, z którym tańczyłam od premiery, został poważnie ranny w rękę. Gdy ja kończyłam swoje solo, Kazika wiozło już pogotowie do szpitala. Poszła kurtyna, ale szybko zapadła decyzja, że spektakl nie będzie przerwany i do II aktu w roli Gika wyjdzie Franek, który miał przygotowaną te partię z Anią Fronczek. Razem nie zatańczyliśmy nawet jednej próby, a Gajane to balet pełen trudnych partnerowań. Franek, który był na widowni, błyskawicznie przybiegł za kulisy, przebrał się w kostium i pewnie wielu widzów nie zorientowało się nawet, że nastąpiła jakaś obsadowa zmiana. Zatańczyliśmy razem cały II akt, bez problemów w porozumieniu technicznym i wyrazowym. Takie rzeczy są możliwe tylko z wybitnymi tancerzami, którzy mają talent i odwagę, nie lansując się przy tym kosztem partnerów i zespołu”.

 

Franciszek Knapik zmarł nagle we Wrocławiu 23 stycznia 2020. Został pochowany na Cmenatrzu Osobowickim w tym mieście.

 

Opracowanie: Jagoda Ignaczak

 

 

 

 

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close