Już od pierwszych chwil obecności w miejscu, w którym rozegra się Until the Lions, można poczuć atmosferę wyjątkowości. Tym razem nie ma kurtyny, proscenium, miękkich foteli. Słowa „widownia”, czy „scena” nie wydają się tu adekwatne. Nastrój podsycany jest przez półmrok, który widz zastaje już na początku przy wejściu w tę przestrzeń w niczym nie przypominającą  Teatru Wielkiego w Łodzi, a następnie zajmuje miejsce na trybunach ustawionych z czterech stron dużego, ściętego pnia drzewa, gdzie rozegra się akcja. W kilku miejscach wystają z  niego bambusowe kije (atrybuty wytrzymałości i siły), leży tu też odlew głowy starszego mężczyzny (duchowego guru, autorytetu), a wokół czeka instrumentarium gotowe do stworzenia muzyki wykonywanej na żywo.

Wersja do druku

Udostępnij

Są spektakle, których się nie zapomina, a publiczność liczona w setkach prawie nie drgnie aż do ostatnich chwil przedstawienia. Osiągnięcie takiego efektu dane jest tylko najlepszym.

 

Już od pierwszych chwil obecności w miejscu, w którym rozegra się Until the Lions, można poczuć atmosferę wyjątkowości. Tym razem nie ma kurtyny, proscenium, miękkich foteli. Słowa „widownia”, czy „scena” nie wydają się tu adekwatne. Nastrój podsycany jest przez półmrok, który widz zastaje już na początku przy wejściu w tę przestrzeń w niczym nie przypominającą  Teatru Wielkiego w Łodzi, a następnie zajmuje miejsce na trybunach ustawionych z czterech stron dużego, ściętego pnia drzewa, gdzie rozegra się akcja. W kilku miejscach wystają z  niego bambusowe kije (atrybuty wytrzymałości i siły), leży tu też odlew głowy starszego mężczyzny (duchowego guru, autorytetu), a wokół czeka instrumentarium gotowe do stworzenia muzyki wykonywanej na żywo.

 

Po chwili rozpoczyna się ponad godzinna opowieść powstała z myślą o książce Until the Lions: Echoes from the Mahabharata poetki Karthiki Naïr. Przywołana jest w niej postać księżniczki Amby, która zostaje porwana z własnego wesela, a po uwolnieniu – odtrącona przez wybranka swojego serca. W imię obowiązujących zasad Amba zostaje osamotniona, co doprowadza ją do dramatycznej decyzji o samobójstwie i dokonaniu krwawej zemsty po odrodzeniu się w ciele mężczyzny. Skrajne siły powodujące bohaterką stawiają ją tu nie tylko na granicy społecznych ról, ale także własnej tożsamości płciowej. Dopiero w męskim ciele Amba ma szansę zawalczyć o siebie i swoje wybory, przeciwstawić się wyroczniom. To właśnie męska siła jest budulcem Mahabharaty – starożytnego hinduistycznego eposu, w którym losy kobiet stanowią marginalny wątek. Khan, zafascynowany kobiecą siłą, postanawia jednak wydobyć tę opowieść i oddać jej swoją uwagę.

 

Krąg świateł powoli rozjaśnia mrok, w którym stopniowo pojawia się trzech tancerzy (dwie kobiety i mężczyzna) i czterech muzyków. Od początku wiadomo, że mamy do czynienia z wydarzeniami granicznymi, mającymi kluczowy wpływ na życie każdego z bohaterów Amba zrzuca ze „sceny” bambusowe kije, by na jednym z nich pozostawić głowę czuwającego nad losami bohaterów guru. Rytmicznie wybijany przez muzyków puls oraz wyrazistość ich twarzy wprowadza atmosferę rytuału  i nieuchronności, za sprawą których bohaterka rozpoczyna taniec podporządkowany pierwotnej sile. Jej drobna postać niesiona nieznoszącym sprzeciwu rytmem epatuje energią i dynamiką ruchu, z łatwością wypełniając całą przestrzeń. W giętkości i zakresie jej ruchów kryje się kobiecość pełna dumy, ale też delikatności, która ma zostać poddana trudnej próbie. Ruch nawiązujący do hinduskiego tańca kathak osiąga wyjątkową estetykę, niewiarygodny zakres i prędkość. Elastyczność ciała zdaje się nie mieć granic. Tancerka pokonuje przestrzeń w splocie pozycji napinających i skręcających ciało niemal do kresu swoich możliwości, rozpuszczone włosy wirują i falują w pędzie tańca. Duet damsko-męski łączy dwa ciała w jedność, uwidaczniając dopełnienie i zespolenie, które za chwilę ma ulec zniszczeniu. Weselna pieśń zapowiada początek końca, pożegnanie, dramat transformacji i walkę o swoją tożsamość, rzucenie wyzwania siłom natury i ducha. W chwili osamotnionej decyzji pojawiają się słowa – „koniec jest początkiem”, które napędzają bohaterów do działania i przybliżają ostateczny pojedynek. Czuwająca, nadrzędna siła, której symbolem jest umieszczona na bambusowym kiju głowa, cały czas o sobie przypomina i każe nakładać na twarze bohaterów maski posłuszeństwa i społecznych ról, do których ciągle powracają.

 

Muzyka integralnie buduje napięcie i z wyczuciem współtworzy dramaturgię wydarzeń. Śpiew oraz dźwięk instrumentów perkusyjnych wzbogacone zostają także ścieżką dźwiękową odtwarzaną z nagrania. Tancerze i muzycy współtworzą wspólnie jeden organizm, który w jednej chwili potrafi się niespodziewanie zatrzymać w pojedynczym, kulminacyjnym, czy zaskakującym akcencie czy też  (jak w finalnej scenie starcia trzech bohaterów) pędzić w polimetrycznym transie. Powracające do akcji bambusowe kije rytmicznie uderzają o rozstępujący się w posadach pień drzewa. Wulkaniczna siła rozpiera i wybrzusza jego podstawy, tworząc świetlne szczeliny i pochylnie, po których poruszają się tancerze. Wydobywająca się z nich para wypełnia przestrzeń, a pęknięcie poszerza się i doprowadza do upragnionej zemsty – dosłownego i metaforycznego przełomu. Symbolika scenografii przejmująco nakreśla znaczenie historii Amby, którą można interpretować na wielu płaszczyznach. Szerokość pnia drzewa oddaje nagromadzone przez wieki kulturowe imperatywy. Jego kręgi wymuszają także ruch po wyznaczonych trasach, symbolizując historyczne zataczanie koła, cyrkulacyjność  ludzkich zachowań. Do transgresji dochodzi tu przez śmiałość i odwagę kobiety, której życie toczy się właśnie (w spektaklu również dosłownie) na gruncie kulturowych matryc. Nie jest to jednak ani pochwała nadludzkiej odwagi, ani gloryfikacja zemsty, czy skrajnych porywów jednostki wbrew dominacji społeczeństwa. Spektakl Khana nie ukazuje też linearnej historii, dosłownie punktującej bohaterów i ich perypetie.

 

Próżno szukać tu satysfakcji w jednoznacznym komunikacie czy przesłaniu. Widz traktowany poważnie i z szacunkiem, obdarowany zostaje przez twórców wolnością interpretacyjną, przestrzenią, w której może się odnaleźć wraz ze swoim własnym doświadczeniem. Podobna uniwersalność powoduje, że każdy może czuć się zaproszony do indywidualnego przeżywania tej niewerbalnej, mocnej wizualnie i dźwiękowo podróży. Przedstawienie przynosi spotkanie różnorodności w odwiecznie powracających, znanych i powielanych przez wszystkich radościach, lękach, decyzjach, ograniczeniach, marzeniach. Widok osób wychodzących niemal ze łzami w oczach tylko potwierdza siłę spektaklu Akram Khan Company, tworzonego przez tak różnych artystów. Tancerki z doświadczeniem zarówno baletowym (niezwykła Ching-Ying Chien w roli Amby), jak i hip-hopowy (hipnotyczna Joy Alpuerto Ritter jako transgresyjna postać na pograniczu płci), muzycy operowi, tradycyjni, perkusiści, stworzyli wspólnie niebywałą jedność i spójność, która daje wrażenie, że wszyscy mają te same korzenie. Staje się  to kolejnym potwierdzeniem uniwersalnego wymiaru Until the Lions. Khan całkowicie porzuca tu frontalność na rzecz ekspozycji ze wszystkich stron tak, jakby historia Amby była dla niego jedynie pretekstem do poruszenia tematyki wielu odcieni ludzkiej egzystencji, jest jednak także nawiązaniem do postawy bohaterki oraz jej wyborów. Jak rzadko można spotkać w inscenizacjach tanecznych tak dalece zintegrowaną z ruchem i dramaturgią muzykę, traktowaną jako równorzędny partner, ale również narrator. Jej obecność uzależniona jest od ruchu, a muzycy będąc tak blisko tancerzy, grają też samymi swoimi ciałami i obecnością, stają się także performerami. Światła, przygotowane przez znanego łódzkiej publicznoci Michaela Hullsa (współpracownika  Russella Maliphanta), tworzą krąg snopów rysujących przestrzeń w sugestywny sposób – czasem subtelnie podkreślających akcję, a innym razem zdecydowanie wyostrzających wybrane momenty i postaci. Wszystkie składowe przedstawienia tworzą organiczną, nierozerwalną całość. Nie sposób dostrzegać żadnego elementu z osobna. Idealna synergia i komplementarność wciągają publiczność bez reszty, aby po zakończeniu natychmiast przynieść wrażenie, że chce się więcej.

 

Copyright taniecPOLSKA.pl (miniaturka)

 

 

 

Akram Khan Company
Until the Lions
reżyseria, choreografia: Akram Khan
scenariusz, tekst: Karthika Naïr
scenografia i kostiumy: Tim Yip
reżyseria światła: Michael Hulls
muzyka: kompozytor Vincenzo Lamagna, współpraca: Sohini Alam, David Azurza, Yaron Engler, Akram Khan, Joy Alpuerto Ritter
dramaturgia: Ruth Little
narracja: Kathryn Hunter
obsada: Dancers Ching-Ying Chien, Joy Alpuerto Ritter, Rianto
muzycy: Musicians Sohini Alam, Joseph Ashwin, David Azurza, Yaron Engler
kostiumy: Peggy Housset
model głowy zaprojektowany i wykonany przez: Blind Summit

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

Fot. Jean Louis Fernandez.
Fot. Jean Louis Fernandez.
Fot. Jean Louis Fernandez.
Fot. Jean Louis Fernandez.
Fot. Jean Louis Fernandez
Fot. Jean Louis Fernandez.
Artyści Akram Khan Company po spektaklu w Łodzi. Fot. HaWa.
Artyści Akram Khan Company po spektaklu w Łodzi. Fot. HaWa.
Artyści Akram Khan Company po spektaklu w Łodzi. Fot. HaWa.
Spotkanie z artystami Akram Khan Company po spektaklu w Łodzi. Fot. HaWa.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close