Jedyny podczas tegorocznych Łódzkich Spotkań Baletowych balet klasyczny, La Sylphide (Sylfida), zaprezentowany przez balet Balletto del Teatro dell’Opera di Roma (Opery Rzymskiej) przeniósł widzów w czasy, gdy na europejskich scenach rozkwitał styl romantyczny. Sylfida, która swoją premierę miała w Paryżu w 1832 roku, była pierwszym, a zarazem być może najdoskonalszym baletem romantycznym. Choreografia Filippo Taglioniego, którą przygotował dla swojej córki Marii, do muzyki Jeana-Madeleine Schneitzhoeffera nie tylko dała początek gatunkowi zwanemu „białym baletem” (od koloru tiulowych sukien noszonych przez sylfidy – leśne duszki, a potem wszelkiego rodzaju baletowe zjawy), ale wyznaczył kierunek rozwoju baletu klasycznego w ogóle, z podziałem na akty rozgrywające się w rzeczywistości i we śnie lub w zaczarowanych królestwach duchów.

Wersja do druku

Udostępnij

Jedyny podczas tegorocznych Łódzkich Spotkań Baletowych balet klasyczny, La Sylphide (Sylfida), zaprezentowany przez balet Balletto del Teatro dell’Opera di Roma (Opery Rzymskiej) przeniósł widzów w czasy, gdy na europejskich scenach rozkwitał styl romantyczny. Sylfida, która swoją premierę miała w Paryżu w 1832 roku, była pierwszym, a zarazem być może najdoskonalszym baletem romantycznym. Choreografia Filippo Taglioniego, którą przygotował dla swojej córki Marii, do muzyki Jeana-Madeleine Schneitzhoeffera nie tylko dała początek gatunkowi zwanemu „białym baletem” (od koloru tiulowych sukien noszonych przez sylfidy – leśne duszki, a potem wszelkiego rodzaju baletowe zjawy), ale wyznaczył kierunek rozwoju baletu klasycznego w ogóle, z podziałem na akty rozgrywające się w rzeczywistości i we śnie lub w zaczarowanych królestwach duchów.

O samej genezie tego baletu wyczerpująco pisała dla taniecPOLSKA.pl Joanna Sibilska w tekście Sylfida, czyli w pogoni za marzeniem[1]. Autorka ta przywołała również wersję Augusta Bournonville’a, duńskiego tancerza i choreografa, który obejrzawszy Sylfidę w Paryżu, tak się nią zachwycił, że przeniósł ją na scenę Opery w Kopenhadze, nie tylko w mocno zmienionej przez siebie choreografii, ale także z inną muzyką, autorstwa Hermana Severina von Løvenskiolda. Ta właśnie wersja, jako najczystsza stylistycznie, dzięki pieczołowitości Duńczyków, którzy przekazywali ją z pokolenia na pokolenie jako przykład Bournonville’owskiego stylu i techniki tańca, jest bodaj najbardziej rozpowszechniona na światowych scenach. Właśnie na jej podstawie Sylfidę dla rzymskiego zespołu przygotował Paul Chalmer, Kanadyjczyk, którego spektakle mogliśmy oglądać również na polskich scenach. W naszym kraju przygotował Kopciuszka dla baletu Teatru Wielkiego w Poznaniu, a dla zespołu Opery Nova w Bydgoszczy – Dziadka do orzechów i Romea i Julię [2]. Niestety, w żadnych materiałach organizatorów ŁSB nie udało mi się znaleźć informacji, kiedy Chalmer zrealizował Sylfidę na scenie w Rzymie, a co jeszcze bardziej zaskakujące, nigdzie również nie podano obsady oglądanego przeze mnie spektaklu w dniu 17 maja. Ze strony internetowej Opera di Roma udało się poznać nazwiska wykonawców części głównych ról: Sylfidą była Susanna Salvi, zakochanym w niej Jamesem Alessio Rezza, a jego porzuconą narzeczoną Effie – Erika Gaudenzi.

Porównując wersję choreograficzną, którą przywiózł do Łodzi Balletto del Teatro dell’Opera di Roma z innymi, tworzonymi również w oparciu o Bournonville’owski pierwowzór, nie sposób nie zauważyć, że jest ona trochę okrojona i to nie tylko tanecznie, ale i dramaturgicznie. Choreograf pominął niektóre sceny pantomimiczne, które opowiadały rozwój akcji i wskazywały na zmiany w psychice postaci. Z tego powodu ich postępowanie i motywacje mogą się wydawać niezrozumiałe i powierzchowne, np. Effie, ledwo jej narzeczony zniknął w lesie, daje się przekonać Gurnowi, przyjacielowi Jamesa do oddania mu swojej ręki. Przez wspomniane cięcia całość spektaklu uległa też sporemu skróceniu i minęła wprost błyskawicznie (niecałe półtorej godziny, co jak na balet pełnospektaklowy jest rzeczywiście czasem dość krótkim). Mimo skrótów rzymska Sylfida zachowała cały scenograficzny i kostiumograficzny sztafaż, właściwy baletowi romatycznemu. Dekoracje w tradycyjnym stylu, przestrzenne, ale także malowane na płótnie i tiulach, pełne detali, jak na przykład piękny świecznik zwieszający się z sufitu w I akcie w domu Effie, stworzyły iluzję, że oglądamy przedstawienie z innej epoki. Dziś, o ile nie odzwierciedla się wyglądu spektaklu w jego historycznej wersji, coraz rzadziej widzi się na scenie tego rodzaju techniki teatralne, a nawet jeśli, to często daleko im do stylowości. Tu wszystko wyglądało, jak żywcem przeniesione z XIX-wiecznych sztychów, które w paryskich czasopismach z epoki dokumentowały premierę i sukces Sylfidy. Również kostiumy, a szczególnie strój tytułowej bohaterki, w najmniejszych nawet szczegółach – w innych inscenizacjach często pomijanych – odzwierciedlały stroje historyczne, znane z rycin. Takim szczegółem był m.in. kolorowy kwiatek przy gorsie białej sukni Sylfidy i noszona przez nią perłowa biżuteria. Wszystko to w odpowiednim oświetleniu sprawiało zupełnie „niedzisiejsze” wrażenie, ale przy tym było pełne smaku, bez najmniejszego przerysowania, które mogłoby dzisiejszego widza razić. Przeciwnie, współczesną publiczność rozczulają teatralne „sztuczki”, które ubarwiały romantyczne balety, dodając im niesamowitości. Rzymska inscenizacja nie zaniedbuje i tego aspektu przedstawienia opowieści o leśnym duszku uwodzącym człowieka: Sylfida z domu Effie ulatuje przez komin, a dymiący kocioł czarownicy Magde „sam” znika ze sceny, wyjeżdżając za kulisy na znak dany przez wiedźmę.

Samo techniczne wykonanie przez włoskich artystów nie pozostawiało wiele do życzenia. Zarówno w pierwszym, „kolorowym” akcie, jak i w „białych” tańcach sylfid w akcie II corps de ballet było odpowiednio zgrane i zdyscyplinowane, a przy tym tańczyło z lekkością. Również solistki – dwie sylfidy – dały popis gracji i technicznej maestrii. Effie – ze względu na okrojony w niektórych scenach taneczno-mimicznych akt pierwszy nie miała okazji mocniej zaistnieć w spektaklu, za to Susanna Salvi (Sylfida) i Alessio Rezza (James) mieli pole do popisu i właściwie je wykorzystali. Salvi wydawała się wprawdzie początkowo nieco sztywna i jakby nieobecna, na twarzy tancerki nie malowały się żadne uczucia, a przecież, gdy kurtyna się podnosi, widzimy Sylfidę przypatrującą się z miłością śpiącemu Jamesowi. Z wolna jednak w solistkę wstąpił jakiś ożywczy duch i właściwie od sceny wejścia do pokoju przez otwarte okno (piękny malarski obraz) wspaniale wcieliła się w tytułową bohaterkę baletu. Najlepiej Susanna Salvi zaprezentowała się po przerwie w tańcach w lesie, kiedy to przekomarza się i z Jamesem i przed nim ucieka. Podczas wszystkich tańców para nigdy się nie dotyka, poza jedną apoteozą divertissement sylfid, aby w finale podkreślić, że leśny duszek schwytany w pułapkę z zaczarowanego szala, czyli uwięziony – umiera. W II akcie solistka była znakomita technicznie, ulotna i wdzięczna, dosłownie przefruwała przez scenę w drobnych kroczkach i skokach szpagatowych. Alessio Rezza prawdziwie olśnił łódzką i przyjezdną widownię, bo rzeczywiście zarówno od strony technicznej, jak i wyrazowej był idealnym Jamesem. Z wielką biegłością i lekkością wykonywał wszystkie skoki i changement de pieds (zamiany stóp w powietrzu), którymi przyozdobił tę partię August Bournonville, dając tym samym mężczyźnie równoprawne z baleriną miejsce w swojej wersji Sylfidy. Przy tym tancerz od początku spektaklu był doskonały interpretacyjnie – romantyczny i zakochany, ale też wesoły w tańcach w I akcie, a w finale wyrazisty w swojej teatralnej rozpaczy, wpisującej się w XIX-wieczną stylistykę całości. Nie można zapomnieć o roli mniej wymagającej tanecznie, ale bardzo przyciągającej uwagę od strony aktorskiej, czyli o czarownicy Magde – czasem komicznej, jednak w większości scen budzącej respekt, a nawet przerażenie. Niestety w żadnym z dostępnych źródeł nie można było znaleźć nazwiska odtwórcy. Scena tworzenia w kotle zaczarowanego szala, który ma zatrzymać Sylfidę, była bardzo sugestywna i przywodziła na myśl ilustracje do fantastycznych XIX-wiecznych powieści grozy. Wszystko to razem pozwoliło widzom Łódzkich Spotkań Baletowych oderwać się na chwilę od naszej rzeczywistości i przenieść w odległy czas, kiedy zamiast filmów fantasy oglądano dla rozrywki fantastyczne balety.

Copyright taniecPOLSKA.pl (miniaturka)

La Sylphide (balet w dwóch aktach)
Muzyka: Hermann Severin von Løvenskjold (muzyka z nagrania Orkiestry Teatro dell’Opera di Roma)

Choreografia: Paul Chalmer wg Augusta Bournonville’a

Scenografia: Michele Della Cioppa

Kostiumy: Shizuko Omachi

Wykonawcy: pierwsi soliści, soliści, koryfeje oraz zespół baletowy Teatro dell’Opera di Roma

 


[1] Joanna Sibilska, Sylfida, czyli w pogoni za marzeniem, taniecPOLSKA.pl, 10 grudnia 2018, http://www.taniecpolska.pl/krytyka/588 [dostęp: 5 lipca 2019].

[2] Katarzyna Gardzina-Kubała, Romeo i Julia na londyńskim bruku – o balecie Paula Chalmera w Operze Nova, taniecPOLSKA.pl, 11 maja 2018, http://www.taniecpolska.pl/krytyka/541 [dostęp: 5 lipca 2019].

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

Fot. Lelli e Masotti
Fot. Lelli e Masotti
Fot. Lelli e Masotti
Fot. Lelli e Masotti
Fot. Lelli e Masotti
Fot. Lelli e Masotti

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close