Powiedzieć, że statystyki są mało optymistyczne, to nic nie powiedzieć. Choćby nie wiem jak zaklinać rzeczywistość, krzywa zachorowań„nie wypłaszcza się”. „Namordniki” są coraz bardziej wyszukane, po sezonie z logotypami kandydatów, nastąpiła era marynistyczno-tatrzańska, którą powoli wypierają motywy kosmiczne i haute couture, po równo. […] Kreacyjny stosunek nawet do najbardziej opresyjnej rzeczywistości, to klasyczny syndrom reakcyjny homo sapiens, czego przykładów w historii sztuki nie brakuje. Dekameron (gr. deka hemeron, dziesięć dni) Giovanniego Boccaccia to bodaj najsłynniejsze dzieło literackie powstałe w czasach zarazy. […] Dwieście lat później Dekamaron został umieszczony przez Kościół w indeksie ksiąg zakazanych, co nie przeszkodziło mu osiągnąć niebywałej, światowej popularności i do dziś inspirować licznych twórców . Niegdyś epidemie były bowiem stałym elementem rzeczywistości. Życie w ciągłym poczuciu zagrożeniu domagało się, nawet instynktownie, przestrzeni odreagowania. Jego skutkiem było m.in. zjawisko grupowej manii tanecznej, swoistej epidemii tańca, jakie zdarzało się po wielokroć w nowożytnej historii Europy. Ewenement ten nazwano „choreomanią” (gr. choros – taniec, mania – szaleństwo).

Wersja do druku

Udostępnij

Powiedzieć, że statystyki są mało optymistyczne, to nic nie powiedzieć. Choćby nie wiem jak zaklinać rzeczywistość, krzywa zachorowań„nie wypłaszcza się”. „Namordniki” są coraz bardziej wyszukane, po sezonie z logotypami kandydatów, nastąpiła era marynistyczno-tatrzańska, którą powoli wypierają motywy kosmiczne i haute couture, po równo. Za pasem wrzesień, czas planować co po „holideju”, choć jego kształt był w tym roku jakiś niedokończony i tymczasowy. Wakacji nie ma Zoom, w którym rozgrywa się rzeczywistość równoległa. I coraz bardziej się w niej mościmy, oswajamy ją i twórczo przetwarzamy. Kreacyjny stosunek nawet do najbardziej opresyjnej rzeczywistości, to klasyczny syndrom reakcyjny homo sapiens, czego przykładów w historii sztuki nie brakuje. Dekameron (gr. deka hemeron, dziesięć dni) Giovanniego Boccaccia to bodaj najsłynniejsze dzieło literackie powstałe w czasach zarazy. Jest to zbiór 100 nowel, które w ciągu 10 dni 1348 roku opowiada sobie dziesięcioosobowa grupa szlachetnie urodzonych florentyńczyków, którzy schronili się przed epidemią dżumy w podmiejskiej willi. Dwieście lat później Dekamaron został umieszczony przez Kościół w indeksie ksiąg zakazanych, co nie przeszkodziło mu osiągnąć niebywałej, światowej popularności i do dziś inspirować licznych twórców – od Williama Szekspira i Lope de Vegi, poprzez Johna Keatsa i Percy’ego Shelleya, aż po Pier Paolo Pasoliniego. Niegdyś epidemie były bowiem stałym elementem rzeczywistości.

Życie w ciągłym poczuciu zagrożeniu domagało się, nawet instynktownie, przestrzeni odreagowania. Jego skutkiem było m.in. zjawisko grupowej manii tanecznej, swoistej epidemii tańca, jakie zdarzało się po wielokroć w nowożytnej historii Europy. Ewenement ten nazwano „choreomanią” (gr. choros – taniec, mania – szaleństwo). Termin ów został stworzony przez Paracelsusa (Phillippus Aureolus Theophrastus Bombastus von Hohenheim), piętnastowiecznego lekarza i przyrodnika, uważanego za ojca nowożytnej medycyny. Paracelsus klasyfikował manie taneczne według przyczyn, wyróżniając tańce wywołane pragnieniem, patologicznym stanem psychicznym lub nieznanymi czynnikami fizycznymi.[i] Choreomania była zjawiskiem powszechnym, niezależnym od miejsca w sensie geograficznym, choć jej opisane przypadki dotyczą głównie Niemiec, Francji, Holandii i Polski. Uczestnicy manii tanecznych kontynuowali taniec aż do wyczerpania, a nawet śmierci. Najwcześniejszy odnotowany przypadek tego fenomenu z pogranicza historii, socjologii i psychologii nastąpił w VII wieku, a kolejne zdarzenia powtarzały się w Europie aż do XVII wieku. Tę grupową obsesję taneczną charakteryzowało występowanie w okresach niedostatku oraz uczestnictwo w nich dużych grup ludzi, liczących nawet tysiące osób, tańczących spontanicznie i równocześnie przez wiele dni, a nawet miesięcy. W 1278 roku w Erfurcie,200 osób tańczących przez wiele dni weszło na most, który w wyniku wstrząsów zawalił się, pozbawiając w ten sposób życia wielu spośród uczestników „plagi tanecznej”, jak również nazywano tę osobliwość. Kilka epizodów choreomanii odnotowano w 1375 i 1376 roku w Europie Zachodniej, a w 1428 roku w Zurychu pojawiła się maniakalnie tańcząca grupa kobiet, w tym samym roku w Schaffhausen pewien mnich zatańczył się na śmierć. Apogeum choreomanii przypada na wiek XVI, m.in. w 1518 roku w Strasburgu kobieta imieniem Troffea zaczęła tańczyć na ulicy, w ciągu tygodnia przyłączyło się do niej trzydziestu czterech tańczących, a po miesiącu w zbiorowym transie uczestniczyło już ponad czterysta osób. Powstały liczne hipotezy próbujące w sposób naukowy uzasadnić zjawisko choreomanii, lecz do dziś pozostaje niejasne, czy należy je traktować w kategoriach klinicznych czy raczej społecznych. Liczne teorie oscylują od postrzegania manii tanecznej w kategoriach rytuałów religijnych, poprzez efekt zatrucia sporyszem, aż po transowy taniec wywołany potrzebą rozładowania stresu i oczyszczenia umysłu. Mówi się o zbiorowej histerii, która miała manifestować się tańcem i irracjonalnym zachowaniem wywołanym przez wzmożony i ciągły stres, przekraczający możliwości adaptacyjne.[ii] Pamiętajmy bowiem, że większość z przypadków plagi tanecznej wydarzyła się w okresach zarazy, głodu i wojen nękających Europę w tamtych czasach.

Choreomania, choć nie w swej kanonicznej postaci, objawiła uzdrawiającą moc także całkiem niedawno, zagarniając do udziału blisko 160 polskich artystów, mieszkających w różnych miastach, a nawet krajach, przedstawicieli różnych pokoleń i różnych stylów tanecznej ekspresji. Pandemia i przymusowa izolacja, pozbawiając ludzi tańca tlenu, jakim jest dla nich praca twórcza, nie pozbawiła ich jednak woli tworzenia i spotkania. Wymyślony przez Paulinę Wycichowską projekt pt. Kwarantaniec w dobie lockdownu zadziałał lepiej niż Prozac. Z kilkusekundowych etiud powstał piętnastominutowy klip, pełen energii i nadziei, zaprawiony odrobiną melancholii i autoironii. Ten osobny, a zarazem zbiorowy taniec, to opowieść o tęsknocie i manii, która jest i pasją, i obsesją, ujawniającą swój niebywały potencjał także w dobie pandemii. Po związki z plagą taneczną w choreografii sięga bezpośrednio Monika Błaszczak, absolwentka poznańskiej szkoły baletowej i Trinity Laban Conservatoire of Music and Dance w Londynie, której powrót do kraju zbiegł się z pandemiczną rzeczywistością. Realizuje ona w sieci projekt Choreomania, w którym przygląda się nowym sposobom poruszania w postpandemicznym świecie, rozszerzając pojęcie choreografii na organizację ciał w czasie i przestrzeni. Postpandemiczny świat dla niej to organizm, w którym zależności między ludźmi, zwierzętami, roślinami, przyrodą nieożywioną i wirusami uzyskują nowe znaczenia.Zarówno Kwarantaniec, jak i Choreomanię można oglądać w serwisieYouTube.

Copyright taniecPOLSKA.pl (miniaturka)


[i] Katarzyna Prochwicz, Artur Sobczyk, Manie taneczne. Między kulturą a medycyną/ Dancing manias. Between culture and medicine, „Psychiatria Polska”, 2011, tom XLV, numer 2, s.277 -287.

[ii] Op.cit.

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

powiązane

Bibliografia

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close