
Taneczna mania na obrazie Pietera Brueghela młodszego „Taniec w Molenbeek”. Za Wikimedia Commons:
Powiedzieć, że statystyki są mało optymistyczne, to nic nie powiedzieć. Choćby nie wiem jak zaklinać rzeczywistość, krzywa zachorowań„nie wypłaszcza się”. „Namordniki” są coraz bardziej wyszukane, po sezonie z logotypami kandydatów, nastąpiła era marynistyczno-tatrzańska, którą powoli wypierają motywy kosmiczne i haute couture, po równo. […] Kreacyjny stosunek nawet do najbardziej opresyjnej rzeczywistości, to klasyczny syndrom reakcyjny homo sapiens, czego przykładów w historii sztuki nie brakuje. Dekameron (gr. deka hemeron, dziesięć dni) Giovanniego Boccaccia to bodaj najsłynniejsze dzieło literackie powstałe w czasach zarazy. […] Dwieście lat później Dekamaron został umieszczony przez Kościół w indeksie ksiąg zakazanych, co nie przeszkodziło mu osiągnąć niebywałej, światowej popularności i do dziś inspirować licznych twórców . Niegdyś epidemie były bowiem stałym elementem rzeczywistości. Życie w ciągłym poczuciu zagrożeniu domagało się, nawet instynktownie, przestrzeni odreagowania. Jego skutkiem było m.in. zjawisko grupowej manii tanecznej, swoistej epidemii tańca, jakie zdarzało się po wielokroć w nowożytnej historii Europy. Ewenement ten nazwano „choreomanią” (gr. choros – taniec, mania – szaleństwo).
Powiedzieć, że statystyki są mało optymistyczne, to nic nie powiedzieć. Choćby nie wiem jak zaklinać rzeczywistość, krzywa zachorowań„nie wypłaszcza się”. „Namordniki” są coraz bardziej wyszukane, po sezonie z logotypami kandydatów, nastąpiła era marynistyczno-tatrzańska, którą powoli wypierają motywy kosmiczne i haute couture, po równo. Za pasem wrzesień, czas planować co po „holideju”, choć jego kształt był w tym roku jakiś niedokończony i tymczasowy. Wakacji nie ma Zoom, w którym rozgrywa się rzeczywistość równoległa. I coraz bardziej się w niej mościmy, oswajamy ją i twórczo przetwarzamy. Kreacyjny stosunek nawet do najbardziej opresyjnej rzeczywistości, to klasyczny syndrom reakcyjny homo sapiens, czego przykładów w historii sztuki nie brakuje. Dekameron (gr. deka hemeron, dziesięć dni) Giovanniego Boccaccia to bodaj najsłynniejsze dzieło literackie powstałe w czasach zarazy. Jest to zbiór 100 nowel, które w ciągu 10 dni 1348 roku opowiada sobie dziesięcioosobowa grupa szlachetnie urodzonych florentyńczyków, którzy schronili się przed epidemią dżumy w podmiejskiej willi. Dwieście lat później Dekamaron został umieszczony przez Kościół w indeksie ksiąg zakazanych, co nie przeszkodziło mu osiągnąć niebywałej, światowej popularności i do dziś inspirować licznych twórców – od Williama Szekspira i Lope de Vegi, poprzez Johna Keatsa i Percy’ego Shelleya, aż po Pier Paolo Pasoliniego. Niegdyś epidemie były bowiem stałym elementem rzeczywistości.
Życie w ciągłym poczuciu zagrożeniu domagało się, nawet instynktownie, przestrzeni odreagowania. Jego skutkiem było m.in. zjawisko grupowej manii tanecznej, swoistej epidemii tańca, jakie zdarzało się po wielokroć w nowożytnej historii Europy. Ewenement ten nazwano „choreomanią” (gr. choros – taniec, mania – szaleństwo). Termin ów został stworzony przez Paracelsusa (Phillippus Aureolus Theophrastus Bombastus von Hohenheim), piętnastowiecznego lekarza i przyrodnika, uważanego za ojca nowożytnej medycyny. Paracelsus klasyfikował manie taneczne według przyczyn, wyróżniając tańce wywołane pragnieniem, patologicznym stanem psychicznym lub nieznanymi czynnikami fizycznymi.[i] Choreomania była zjawiskiem powszechnym, niezależnym od miejsca w sensie geograficznym, choć jej opisane przypadki dotyczą głównie Niemiec, Francji, Holandii i Polski. Uczestnicy manii tanecznych kontynuowali taniec aż do wyczerpania, a nawet śmierci. Najwcześniejszy odnotowany przypadek tego fenomenu z pogranicza historii, socjologii i psychologii nastąpił w VII wieku, a kolejne zdarzenia powtarzały się w Europie aż do XVII wieku. Tę grupową obsesję taneczną charakteryzowało występowanie w okresach niedostatku oraz uczestnictwo w nich dużych grup ludzi, liczących nawet tysiące osób, tańczących spontanicznie i równocześnie przez wiele dni, a nawet miesięcy. W 1278 roku w Erfurcie,200 osób tańczących przez wiele dni weszło na most, który w wyniku wstrząsów zawalił się, pozbawiając w ten sposób życia wielu spośród uczestników „plagi tanecznej”, jak również nazywano tę osobliwość. Kilka epizodów choreomanii odnotowano w 1375 i 1376 roku w Europie Zachodniej, a w 1428 roku w Zurychu pojawiła się maniakalnie tańcząca grupa kobiet, w tym samym roku w Schaffhausen pewien mnich zatańczył się na śmierć. Apogeum choreomanii przypada na wiek XVI, m.in. w 1518 roku w Strasburgu kobieta imieniem Troffea zaczęła tańczyć na ulicy, w ciągu tygodnia przyłączyło się do niej trzydziestu czterech tańczących, a po miesiącu w zbiorowym transie uczestniczyło już ponad czterysta osób. Powstały liczne hipotezy próbujące w sposób naukowy uzasadnić zjawisko choreomanii, lecz do dziś pozostaje niejasne, czy należy je traktować w kategoriach klinicznych czy raczej społecznych. Liczne teorie oscylują od postrzegania manii tanecznej w kategoriach rytuałów religijnych, poprzez efekt zatrucia sporyszem, aż po transowy taniec wywołany potrzebą rozładowania stresu i oczyszczenia umysłu. Mówi się o zbiorowej histerii, która miała manifestować się tańcem i irracjonalnym zachowaniem wywołanym przez wzmożony i ciągły stres, przekraczający możliwości adaptacyjne.[ii] Pamiętajmy bowiem, że większość z przypadków plagi tanecznej wydarzyła się w okresach zarazy, głodu i wojen nękających Europę w tamtych czasach.
Choreomania, choć nie w swej kanonicznej postaci, objawiła uzdrawiającą moc także całkiem niedawno, zagarniając do udziału blisko 160 polskich artystów, mieszkających w różnych miastach, a nawet krajach, przedstawicieli różnych pokoleń i różnych stylów tanecznej ekspresji. Pandemia i przymusowa izolacja, pozbawiając ludzi tańca tlenu, jakim jest dla nich praca twórcza, nie pozbawiła ich jednak woli tworzenia i spotkania. Wymyślony przez Paulinę Wycichowską projekt pt. Kwarantaniec w dobie lockdownu zadziałał lepiej niż Prozac. Z kilkusekundowych etiud powstał piętnastominutowy klip, pełen energii i nadziei, zaprawiony odrobiną melancholii i autoironii. Ten osobny, a zarazem zbiorowy taniec, to opowieść o tęsknocie i manii, która jest i pasją, i obsesją, ujawniającą swój niebywały potencjał także w dobie pandemii. Po związki z plagą taneczną w choreografii sięga bezpośrednio Monika Błaszczak, absolwentka poznańskiej szkoły baletowej i Trinity Laban Conservatoire of Music and Dance w Londynie, której powrót do kraju zbiegł się z pandemiczną rzeczywistością. Realizuje ona w sieci projekt Choreomania, w którym przygląda się nowym sposobom poruszania w postpandemicznym świecie, rozszerzając pojęcie choreografii na organizację ciał w czasie i przestrzeni. Postpandemiczny świat dla niej to organizm, w którym zależności między ludźmi, zwierzętami, roślinami, przyrodą nieożywioną i wirusami uzyskują nowe znaczenia.Zarówno Kwarantaniec, jak i Choreomanię można oglądać w serwisieYouTube.
[i] Katarzyna Prochwicz, Artur Sobczyk, Manie taneczne. Między kulturą a medycyną/ Dancing manias. Between culture and medicine, „Psychiatria Polska”, 2011, tom XLV, numer 2, s.277 -287.
[ii] Op.cit.
taniecPOLSKA.pl