Trudno sobie wyobrazić, przynajmniej na pierwszy rzut oka, instytucję bardziej „niedzisiejszą” niż wielki klasyczny zespół baletowy. Weźmy chociażby sztywny podział członków zespołu na rangi, zaczerpnięte w dawnych czasach wprost z tabeli rang wojskowych i urzędniczych w carskiej Rosji. Na samym dole tej drabiny stoją członkowie corps de ballet, zarówno męskiego, jak i żeńskiego, nieco wyżej koryfeje i koryfejki, czyli tzw. przodownicy grup, nad nimi soliści, a jeszcze wyżej – na baletowym Olimpie – pierwsi soliści. […] Jednak nawet balet klasyczny nie żyje i nie działa w próżni, choć z szacunkiem odnosi się do tradycji, nie tylko do treści, ale i do formy, bo forma, ta zewnętrzna, jest jedną z najważniejszych wartości sztuki baletowej. Część z nienaruszalnych zwyczajów baletowych wynika z praktyki, część – z przyzwyczajenia, ale część zmienia się i ewoluuje wraz z otaczającą rzeczywistością.
Trudno sobie wyobrazić, przynajmniej na pierwszy rzut oka, instytucję bardziej „niedzisiejszą” niż wielki klasyczny zespół baletowy. Weźmy chociażby sztywny podział członków zespołu na rangi, zaczerpnięte w dawnych czasach wprost z tabeli rang wojskowych i urzędniczych w carskiej Rosji. Na samym dole tej drabiny stoją członkowie corps de ballet, zarówno męskiego, jak i żeńskiego, nieco wyżej koryfeje i koryfejki, czyli tzw. przodownicy grup, nad nimi soliści, a jeszcze wyżej – na baletowym Olimpie – pierwsi soliści. Jeszcze nie tak dawno przyjęte było, i miało to zapewne swój urok, że młodsi i niżsi rangą tancerze ukłonem lub dygnięciem pozdrawiali starszych i bardziej zasłużonych. Jednak nawet balet klasyczny nie żyje i nie działa w próżni, choć z szacunkiem odnosi się do tradycji, nie tylko do treści, ale i do formy, bo forma, ta zewnętrzna, jest jedną z najważniejszych wartości sztuki baletowej. Część z nienaruszalnych zwyczajów baletowych wynika z praktyki, część – z przyzwyczajenia, ale część zmienia się i ewoluuje wraz z otaczającą rzeczywistością.
Prawdę mówiąc i mnie samej balet bardzo mocno kojarzy się z pojęciami hierarchii i dyscypliny. Oba w dzisiejszych czasach nie zawsze wywołują pozytywne konotacje, choć dla miłośnika baletu, a także dla tancerza klasycznego, są raczej neutralne i dość oczywiste. A gdy się zastanowić, to we współczesnych korporacjach urzędniczych mimo „owocowych czwartków” i „luźnych piątków” nie jest inaczej… W zespołach baletowych pięcie się po szczeblach hierarchii wiązało się zawsze z podnoszeniem swoich umiejętności i wykazaniem się osiągnięciami – w zależności od uznania szefa zespołu było to zatańczenie na wysokim poziomie od kilku do kilkunastu solowych ról, uznanie krytyki i widzów. Osiągnięcie wysokiej rangi na prawie tradycji gwarantowało później otrzymywanie takich właśnie głównych ról w nowych przedstawieniach. Wspierając się tym niepisanym prawem, primabaleriny, swoiste królowe zespołów, żądały dla siebie każdej nowej roli głównej, niezależnie od tego, czy ich umiejętności i warunki fizyczne je do niej predestynowały. Ileż awantur o partie widziały teatry: że Julię ma tańczyć młodsza koleżanka? – niedoczekanie!
Te czasy odeszły raczej do lamusa. Dobra praktyka polega na tym, że gdy nowy choreograf przyjeżdża do zespołu, aby przygotować z nim swój balet, ogląda lekcje baletowe i próby, i wybiera sobie obsadę, nie sugerując się pozycją danego wykonawcy, ale jego umiejętnościami i emploi. I coraz częściej zdarza się, że „na roli” obok solisty czy solistki pojawia się np. koryfej i jeśli nawet nie zatańczy spektaklu premierowego jako tzw. „pierwsza obsada”, to w kolejnych już tak. To bardzo mobilizuje młodych tancerzy. Wiedzą, że liczy się nie tylko ich miejsce w szeregu, bo dzięki umiejętnościom i wykazaniu się mogą je zmienić. Jest to oczywiście możliwe również dlatego, że dzisiejsze zespoły baletowe są niezwykle wyrównane pod względem technicznym, a nawet zdarza się, że niektóre ewolucje tancerz czy tancerka z zespołu wykonują bardziej brawurowo niż soliści. Na czoło wysuwają się jednak ci, których cechuje wyrazista osobowość sceniczna, to niedefiniowalne „coś”, co z dobrego tancerza czyni gwiazdę.
Zmianie czy raczej osłabieniu uległ też „fetysz” miejsca przy drążku. Nie każdy wie, że podczas codziennych ćwiczeń tancerze zwykle, czasem latami, zajmują to samo miejsce przy drążku w sali baletowej, a niektóre z tych miejsc i niektóre drążki uważane są za bardziej prestiżowe z racji widoczności, światła, większej przestrzeni itp. Kiedyś takie miejsca właśnie z racji rangi przysługiwały pierwszym solistom. Teraz raczej każdy ćwiczy tam, gdzie mu wygodniej, choć tancerze przyzwyczajają się do „swoich miejsc”. Inna sprawa, że w dużych zespołach międzynarodowych istnieje dość spora rotacja tancerzy, a co za tym idzie – do kolegi lub koleżanki z prawej czy lewej nie zawsze można się przyzwyczaić na lata. Wciąż sporą wagę do pozycji przy drążku przywiązują dzieci w szkołach baletowych, bo rozstawia je przy nich najczęściej nauczyciel i najwięcej uwagi poświęca się tym stojącym przy głównym, środkowym drążku, a im dalej od centrum, bliżej kątów i drzwi, tym mniej jest się widocznym, co ma sugerować, że również mniej ważnym. Zaleca się nawet rotacyjne ustawianie dzieci na lekcjach, aby to wrażenie zniwelować.
Dyscyplina – to niezwykle ważne słowo dla baletu. Tylko ona gwarantuje utrzymanie się w formie, zmuszenie ciała do codziennego treningu, nie odpuszczania, przyswojenia sobie trwającego całe zawodowe życie rygoru. Ta dobrze rozumiana dyscyplina, zaszczepiana w szkole, prowadzić ma do samodyscypliny w wieku dorosłym, gdzie wprawdzie pedagog czy baletmistrz w zespole również o nią dba, ale to od samego artysty zależy, czy będzie pracował na sto procent i zdwajał wysiłki. Przecież nie dostanie już „dwói” – co najwyżej nie otrzymasolówki, albo wypadnie z obsady… Dyscyplinę wpajano i wpaja się uczniom szkoły baletowej na różne, mądre i niezbyt mądre sposoby, część z ich także odchodzi w przeszłość. Na przykład nie wymaga się już bezwzględnej uniformizacji, nie ma przymusu zapuszczania długich włosów, aby upiąć tradycyjny koczek, choć nadal z racji tradycji i stylistyki jest to obowiązkowa fryzura w większości baletów klasycznych. Tancerki jednak mogą mieć włosy krótkie, a na scenie posiłkować się sztucznymi koczkami i upięciami. Na co dzień również mogą prezentować dowolne fryzury, kolory paznokci czy nawet elementy biżuterii, o ile nie zagraża to bezpieczeństwu podczas ćwiczeń i partnerowań. Dopuszczalne stały się też tatuaże, choć raczej mało widoczne, a na scenie najczęściej maskowane i zamalowywane. Trzeba odróżnić prywatny sposób wyrażania się od „ja” scenicznego i założeń estetycznych danego przedstawienia. W baletach współczesnych nowoczesne fryzury czy tatuaże bywają zaś nawet ciekawym elementem wizualnym podkreślającym styl konkretnej kreacji.
Bo i repertuar wielkich kompanii baletowych bardzo się zdemokratyzował. Oczywiście mając szczęście i możliwość posiadania kilkudziesięcioosobowego zespołu klasycznie wykształconych tancerzy (a takich zespołów jest coraz mniej) grzechem byłoby nie pielęgnować repertuaru klasycznego i nie wystawiać w ich najwspanialszym kształcie wielkich widowisk klasycznych. Jednak obok nich, już nawet w tak tradycyjnie nastawionych zespołach, jak balet Teatru Bolszoj w Moskwie czy Teatru Maryjskiego w Petersburgu, od dawna pojawiają się coraz odważniejsze pozycje współczesnych choreografów, często jeszcze bazujące na klasyce, ale wcale nie zawsze. Ina tym polu nastąpiło zatem znaczące rozluźnienie i tancerz klasyczny oraz widz baletowy nie oburza się już, gdy widzi spektakl nie tylko nie tańczony na palcach, ale nawet tańczony boso.
Wydawca
taniecPOLSKA.pl