Wersja do druku

Udostępnij

Carlos Acosta to jeden z najwybitniejszych tancerzy naszych czasów. Ten kubański artysta zrobił zawrotną karierę, tańcząc m.in. w English National Ballet i w The Royal Ballet Covent Garden w Londynie, ale także, jako gościnny solista, na całym świecie. Teraz postanowił wykorzystać siłę swojego nazwiska, aby zrobić coś dla tańca na Kubie. Ten kraj, dzięki przyjaznym kontaktom ze Związkiem Radzieckim rozwinął własną, świetną szkołę tańca klasycznego, którego emanacją jest Ballet Nacional de Cuba, przez długie lata prowadzony przez legendarną tancerkę Alicię Alonso. Ze względu na odseparowanie kraju od świata zachodniego, balet kubański nie był tak znany, jak na to zasługuje i nie podróżował z gościnnymi występami tak często, jak powinien. Od lat jednak znawcy baletu wiedzą, że kubańscy tancerze to wybitni wirtuozi, artyści niezwykli, łączący doskonałą technikę tańca klasycznego z właściwą swojej nacji lekkością, gibkością i siłą. W klasycznych wariacjach, czego doskonałym przykładem jest sam Acosta, Kubańczycy zasłynęli z niemal ekwilibrystycznych popisów. Przez długi czas Kuba pozostawała jednak poza wpływami zachodniego tańca współczesnego, dopiero wraz z większą możliwością wymiany kulturalnej, informacyjnej i ideowej w ostatnich latach tamtejsi tancerze i choreografowie zaczęli sięgać także po środki wyrazu właściwe współczesnym technikom tańca. Jak to się często dzieje w kulturach silnie zakorzenionych w folklorze i etniczności, także kubański taniec współczesny przenikają charakterystyczne dla tego kraju witalność, ekspresja i energia. Taki właśnie kubański taniec współczesny (wciąż jeszcze mocno osadzony na klasycznych podstawach nauczanych w szkole baletowej w Hawanie) chce pokazać światu Carlos Acosta, tworząc i wspierając swój zespół młodych tancerzy. Kompania powstała zaledwie rok temu, w kwietniu 2016. Acosta mówi, że chce, aby zespół uosabiał to, czym on sam stał się poprzez swoją karierę, poprzez kontakty z różnymi technikami i szkołami tańca – od kubańskiego baletu po najnowsze techniki współczesne. Z jednej strony ta mieszanka stylów, czerpanie z najróżniejszych możliwości tanecznej ekspresji ma odzwierciedlać ideę globalizacji kultury, ale z drugiej – eksponować to, co artysta nazywa „kubańskością”: specyficzną energię i kulturalne dziedzictwo Kuby.

 

Wieczór zatytułowany Debut, który młodzi artyści zaprezentowali w Łodzi, składał się z różnorodnych choreografii – od dzieł uznanych mistrzów, jak Two Russella Maliphanta, po nowe kompozycje kubańskich choreografów i samego Acosty. Na początek widzowie zostali wprowadzeni w świat wirtuozerii tanecznej przez dwa duety – kameralne choreografie, których ogniwem łączącym była eksponowana cielesność tancerzy. W El cruce sobre el Niagara (Przejściu nad Niagarą) Marianeli Boán do muzyki Oliviera Messiaena, inspirowanej zresztą postacią autentycznego linoskoczka z połowy XIX wieku, zobaczyliśmy niezwykle wolno i pieczołowicie rozwijaną drogę bohatera po przekątnej sceny. Każdy  ruch wydaje się być ryzykowny, każdy wykonywany jest z niesamowitą kontrolą poszczególnych mięśni, które z mroku wyłuskuje ciepłe światło. W pewnym momencie pojawia się postać drugiego mężczyzny, który będzie to pomagał, to przeszkadzał bohaterowi w jego drodze, wraz z nim tworząc nowe formy w przestrzeni na niewidocznej „linie”. Choreografia ta stawia olbrzymie wymagania przed parą solistów, którzy muszą wypełnić ją wstrzymywaną siłą swojej cielesności, bez żadnych ozdobników w postaci emocjonalnej gry czy kostiumów. Carlos Luis Blanco i Alejandro Silva dokonali tego po mistrzowsku. Nie mniej wciągająca, a nawet hipnotyczna okazała się drga choreografia wieczoru. Faun belgijsko-marokańskiego choreografa Sidi Larbi Cherkaouiego powstał na zamówienie teatru Sadler’s Wells z okazji stulecia powstania słynnych Les Ballets Russes Diagilewa. Do muzyki Debussy’ego swoją dokomponował Nitin Sawhney. Dzięki temu kolażowi muzycznemu całość stała się bardziej oderwana od swego historycznego pierwowzoru, mniej też erotyczna, a bardziej „ekologiczna” – swobodna i dzika jednocześnie. Miniatura rozpoczyna się od tańca mężczyzny, który w sposób zdawałoby się niemal niekontrolowany, a jednak perfekcyjnie piękny i łagodny, przemieszcza po scenie w seriach przewrotów, przeturlań i skoków. Julio León olśniewał swoimi możliwościami fizycznymi i skumulowaną, zamkniętą w ciele energią, która zdawała się w nim pulsować i wić. Dzięki tej wyjątkowej ekspresji tancerz nieco usunął w cień swoją partnerkę Yanelis Godoy, choć jej taniec – wcielenie się w „leśną istotę” – także zasługuje na podziw.  Po duetach przyszedł czas na solo w wykonaniu samego Carlosa Acosty –dobrze, że chociaż w  tym jednym pięknym tańcu polska publiczność miała okazję na żywo zobaczyć legendę współczesnego baletu. Solo Two uruchamia niemal wyłącznie górną połowę ciała tancerza, choć oczywiście jest to wrażenie złudne i uproszczone. Dużą rolę odgrywa w nim operowanie światłem, które w łódzkim występie chyba nieco szwankowało. Falujący korpus i tańczące ręce Acosty nie zostały należycie wydobyte z mroku sceny. Tu znów ulegliśmy stanowi bliskiemu hipnozie, oderwaniu od analizowania na rzecz kontemplowania czystego ruchu i czystej ekspresji. Pierwszą część wieczoru zamknęła choreografia De punta a cabo (Od początku do końca) Alexisa Fernándeza, Kubańczyka, który od 2009 roku prowadzi własny zespół tańca współczesnego w Hiszpanii. Objawiła się tu nam podkreślana przez założyciela zespołu „kubańskość”, której chyba łódzka publiczność wyczekiwała. Zobaczyliśmy wyekstrahowany i utaneczniony wycinek kubańskiej ulicy, a może nabrzeża, gdzie młodzi ludzie swobodnie spędzają czas, bawią się i oczywiście tańczą do rytmicznej muzyki, gdzie przygrywają sobie na zaimprowizowanych bębnach i gdzie… dziewczęta nagle stają na pointach i z nienaganną techniką i dużą dozą południowego temperamentu prezentują swoje umiejętności. Można było odnieść wrażenie , że młodzi tancerze rzeczywiście dobrze się bawią, podśpiewując, pokrzykując do siebie nawzajem idopingując do tanecznych popisów poszczególnych solistów wyłaniających się raz po raz z grupy.

 

Drugą część w całości wypełnił balet Carmen do muzyki Georgesa Bizeta w opracowaniu Rodiona Szczedrina (Carmen-Suita) w choreografii Carlosa Acosty. Tancerz okazał się bardzo sprawnym choreografem z własnym pomysłem na ten obrosły już wielką tradycją inscenizacyjną balet (widzowie baletowi  doskonale znają pierwszą wersję przygotowaną dla Mai Plisieckiej przez Alberto Alonso, nota bene Kubańczyka, czy wersję Matsa Eka). U Acosty historia namiętnej Hiszpanki staje się jej zmaganiem z Losem uosobionym przez tancerza w kostiumie demonicznego byka (Toro-Destino), ale przesycona jest też radością życia (rozbudowana, dodana do oryginału scena w klubie z muzyką Denisa Peralty), a nawet humorem. Dzięki kilku zabiegom inscenizacyjnym, dzięki swobodzie i plastyczności ruchów tancerzy całość wydaje się na wskroś „kubańska”, mniej hiszpańska. Balet nie jest równy pod względem jakości i innowacyjności pomysłów choreograficznych, ale trzeba przyznać, że w kontekście poprzednich, sławnych wersji Acosta postawił sobie trudne zadanie. Mało interesująca wydaje się scena w więzieniu, gdzie Carmen, jak to bywa w wielu inscenizacjach operowych, tańczy habanerę związana z Don Josem sznurem. W tańcu oficera choreograf nie uniknął kalek ruchowych ze spektaklu Eka, ale to jedyny taki moment. Trochę groteskowo wypadła też scena z udziałem postaci Losu – tancerza z rogami na głowie. Mimo tych mankamentów, spektakl jest żywy i barwny, choć zrealizowany oszczędnymi środkami. Zdecydowanie dobrze się też ogląda, między innymi sprawą wykonania. Podobno  obsada, którą Kubańczycy zaprezentowali pierwszego dnia, była jeszcze lepsza. Jeśli nawet tak było, to i ta, którą oglądałam, pokazała się z jak najlepszej strony. Brylowali mężczyźni, wykonawcy ról Don Josego (Enrique Corrales), a zwłaszcza toreadora (Victor Manuel Verdecia), ale także tancerka w partii Carmen – Laura Treto, która przykuwała uwagę sceniczną osobowością i pewną dozą nonszalancji niezbędną w tej roli. Cały zespół zaprezentował się tu znakomicie, nie tylko we wspomnianej scenie w klubie, gdzie mógł sobie tanecznie poszaleć, ale i we wszystkich scenach zbiorowych, wykonanych z należytą energią, lecz bardzo precyzyjnie jak na tak młody zespół.

 

Wizyta gości z Kuby utwierdziła mnie tylko w przekonaniu, że tamtejsi tancerze to artyści innego rodzaju niż cały baletowy świat. Kubańska szkoła baletu wydaje się być tajemniczą wyspą na oceanie zuniformizowanej i obecnie absolutnie ponadnarodowej sztuki,. Wyłaniają się z niej fantastyczne talenty, dodatkowo wyposażone w niewiarygodną technikę. Oby dzięki projektowi Carlosa Acosty te talenty, również w dziełach tańca współczesnego, częściej pojawiały się i na europejskich scenach i przynosiły widzom radość i energię tylko sobie właściwą.

 

Copyright taniecPOLSKA.pl (miniaturka)

 

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

Na zdjęciu: Acosta Danza. Fot. materiały organizatorów.
Na zdjęciu: Acosta Danza. Fot. materiały organizatorów.
Na zdjęciu: Acosta Danza. Fot. materiały organziatorów.
Na zdjęciu: Acosta Danza. Fot. materiały organziatorów.
Na zdjęciu: Carlos Acosta podczas spotkania w Łodzi, 20 maja 2017.. Fot. HaWa.
Na zdjęciu: tancerz Acosta Danza podczas spotkania w Łodzi, 20 maja 2017. Fot. HaWa.
Na zdjęciu: Carlos Acosta podczas spotkania w Łodzi, 20 maja 2017. Fot. HaWa.
Na zdjęciu: Carlos Acosta podczas spotkania w Łodzi, 20 maja 2017.. Fot. HaWa.
Na zdjęciu: zespół Acosta Danza po spektaklu w Łodzi, 20 maja 2017. Fot. HaWa.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close