Twórczość Zdzisława Beksińskiego wciąż stanowi ważne źródło inspiracji. Intuitywny performans dwóch artystek: Sylwii Hanff (Teatr Limen, Polska), Joan Laage (Kogut Butoh, USA) i Roberta Jędzrejewskiego (Polska), zaprezentowany w marcu w Warszawie, Krakowie i Wrocławiu to dowód na to, że potencjał tej twórczości jest ogromny, a z obrazami Beksińskiego można obcować wciąż od nowa, niekoniecznie poprzestając przy tym na pozycji odbiorcy. Dlaczego nie odważyć się zostać uczestnikiem dzieła? Performans stawia nas w nowej relacji wobec obrazów, zapraszając do ich wnętrza.
Twórczość Zdzisława Beksińskiego wciąż stanowi ważne źródło inspiracji. Beksiński_Butoh. Bez tytułu 1, intuitywny performans trójki artystóww: Sylwii Hanff (Teatr Limen, Polska), Joan Laage (Kogut Butoh, USA) i Roberta Jędrzejewskiego (Polska), zaprezentowany w marcu w Warszawie, Krakowie i Wrocławiu to dowód na to, że potencjał tej twórczości jest ogromny, a z obrazami Beksińskiego można obcować wciąż od nowa, niekoniecznie poprzestając przy tym na pozycji odbiorcy. Dlaczego nie odważyć się zostać uczestnikiem dzieła? Performans stawia nas w nowej relacji wobec obrazów, zapraszając do ich wnętrza.
Artyści tworzący intuitywny performans nie pracują ze sobą na co dzień, a skład zespołu jest międzynarodowy i „międzymiastowy”. Niemniej mieli już okazję poznać się bliżej i wzajemnie zainspirować. Inicjatorką przedsięwzięcia była Sylwia Hanff – ważna osobowość polskiej sceny teatru fizycznego i butoh, założycielka Teatru Limen. Joan Laage to równie doświadczona tancerka butoh. W Seattle (USA) zainicjowała działanie grupy DAIPAN butoh Collective. W latach 90. prowadziła w Seattle własną grupę Dappin’ Butoh. Mieszkając w Polsce, przyjęła pseudonim Kogut Butoh. Do tej niezwykłej tanecznej fuzji dołączył Robert Jędrzejewski, znakomity muzyk intuitywny, określający się również mianem kreatywnego improwizatora.
Przestrzenie Beksińskiego
Środki są stosunkowo proste, scenografia minimalistyczna i symboliczna. Na scenie instalacja autorstwa Joanny Pielat-Rusinkiewicz. Pojedyncze białe obiekty przywołują na myśl ptaki, ale też latawce. Wskazują ku górze. Po przeciwnej stronie sceny, kolejna część instalacji zdaje się pełzać po ziemi niczym żywa istota. Wskazuje ona na inny kierunek: poziom, ląd, horyzont. Proste, prymarne formy elementów instalacji budzą skojarzenia (ptaki, latawce), sygnalizują znajome kształty, zdają się dosłownie na moment zatrzymane w swoim ruchu, niczym w stop klatce. Tancerki, których ciała formuje abstrakcyjny kostium, wchodząc w przestrzeń sceny, stają się również obiektami. Ożywione, ruchliwe organiczne ciała czasem istnieją obok, innym razem wchodzą w relację z elementami instalacji, a wtedy ptaki, czy latawce na chwilę ożywają i ruszają w niebo.
Nie można pominąć także niezwykłych, abstrakcyjnych w formie kostiumów współtworzonych przez Sylwię Hanff, Joan Laage oraz Małgorzatę Chrust. Trzywarstwowe stroje to także trzy różne struktury materii. Przejrzysta, sztywna materia formuje ciała w baśniowe, roślinne postaci. Pod tą fantastyczną powłoką kryje się prosta monumentalna suknia. Geometryczna struktura jej tkaniny przypomina do złudzenia ciała na niektórych obrazach Beksińskiego. Zmumifikowana skóra, jak architektoniczna konstrukcja, podtrzymuje pion postaci. Pod strukturą ukrywa się miękka, naturalna, obcisła sukienka – niczym kolejna, nowa skóra postaci. Zmiana kostiumu, a raczej pozbywanie się go, zdejmowanie kolejnych warstw ma w butoh swoją symbolikę. Istotą działania jest bowiem transformacja. Pozbywanie się kostiumu, to także gest odrzucania kulturowej fasady, czy formy, schodzenie coraz niżej w głąb kreowanej przez tancerki istoty.
Mikrokosmosem na scenie porusza obraz wyświetlany w tle i jeszcze mocniej i wyraźniej muzyka współczesna tworzona częściowo w czasie rzeczywistym przez Roberta Jędrzejewskiego. Cześć muzycznego podkładu była odtwarzana, co dawało muzykowi możliwość dialogowania z własną muzyką, spotkania między tym, co utrwalone, a tym, co powstaje spontanicznie. Wyświetlane abstrakcyjne obrazy stają się partyturą, którą muzyk, a vista realizuje na wiolonczeli. I tak światło, barwa, formy i dźwięki wprowadzają nas w świat Beksińskiego, świat subiektywny, przepuszczony przez wrażliwość obu artystek.
Owoce twórczości są dla mnie tym doskonalsze, im bardziej określają jednostkę, która je wydała. Są czymś, co porównałbym do odcisków palców rozpatrywanych z punktu widzenia daktyloskopii. O ile zarzuci się estetykę, wtedy nie ma już odcisków palców estetycznie lepszych lubgorszych. Pozostaje tylko świadectwo tożsamości [i].
Malarstwo Beksińskiego budzi sprzeczne emocje. Dla jednych to fenomen, który potwierdził międzynarodowy sukces sanockiego malarza. Inni mają poczucie, że twórczość ta balansuje na granicy kiczu. Być może pewne tematy, obrazy, szczególnie te kojarzone z mrokiem i ze śmiercią, zbyt powszechnie obecne są w przestrzeni publicznej – mediach, czy publikacjach. Tym samym twórczość Beksińskiego staje się po prostu malarstwem fantastycznym zaprawionym ciężkostrawną dawką depresji. Ale to stereotyp. Beksiński przede wszystkim eksperymentował. Jako artysta przynależący do sztuki nowoczesnej, wyrastającej z doświadczeń, filozofii i poszukiwań okresu powojennego, próbował swoich sił w różnych konwencjach, od ekspresjonizmu, przez brutalistyczny body art, naturalizm i surrealizm. Wszystko to jednak przekraczał i szedł dalej. Szukał autentycznego wyrazu, swojej własnej drogi. Dziś ten eksperymentalny, niepokojący rys widać szczególnie w jego grafice, czy fotografii. Ekspresjonistyczne, łamiące klasyczne zasady, dynamiczne kompozycje przemawiają dużo mocniej i bardziej bezpośrednio niż fabularny, linearny, czy psychologizujący przekaz. Zresztą tym właśnie Beksiński zdawał się dużo bardziej zainteresowany.
Mnie bardziej interesowało jak będzie wyglądało zdjęcie niż, czy ta twarz wyraża jakiś problem psychologiczny.[ii]
Beksiński i butoh
Wiele można by znaleźć powiązań między twórczością Beksińskiego a butoh. Eksplorowanie ciemnej strony życia, tego co podświadome, na co dzień nieujawniane, mrok, rozpad, przekraczania granicy między życiem a śmiercią – wszystko to znajdziemy zarówno u Beksińskiego, jak i w tańcu butoh. Artyści proponują nam jednak zejście głębiej, pod fabularną powierzchnię malarstwa Beksińskiego. Posługując się językiem ciała i muzyki, która przecież dla samego Beksińskiego była niezwykle istotna, podążając za wewnętrznymi impulsami, improwizując, sięgają ku bardziej abstrakcyjnym jakościom. Prowadzą nas głębiej, ku przestrzeni, barwie, napięciu, dynamice.
Tak więc ktoś, kto spodziewał się „żywych obrazów”, dobrze znanych kompozycji postaci w specyficznej mrocznej aurze, z pewnością tego w performansie nie znajdzie. Nie będzie jednak zawiedziony. Z perspektywy widza, uczestnictwo w tym wydarzeniu to zanurzenie się w mikrokosmosie Beksińskiego, wejście z nim w żywą relację.
Dla mnie wizją, która stoi u początku poznania obrazu lub rysunku, i którą od biedy można nazwać także pomysłem, jest jakby-obraz czegoś, co istnieje w jakby-rzeczywistości i co w sposób niedookreślony, jeżeli idzie o lwią część szczegółów, pojawia się błyskawicznie w umyśle jako zamknięta całość. Całe lata rejestrowania tych pomysłów spowodowały jeszcze to, iż wizja jest jakby gotowym rysunkiem lub obrazem olejnym, nawet czasem wiadomo, że musi być malowana gładko lub grubo. Czyli jest to na pierwszy rzut oka wizja już niejako przetworzona i nieomal utylitarna. Tylko malować. Niestety wyraźnie widać tylko niektóre rzeczy, czasem tak niepełne wizualnie jak „ruch pełen lęku” lub „gest pełen dumy”. Zazwyczaj widać więcej, ale i tak w wielu miejscach po prostu albo nic nie ma, albo jest coś niedookreślonego, czego nie udało się dokładnie zarejestrować w pamięci w czasie trwania wizji….[iii]
Taka osobista definicja procesu twórczego według Beksińskiego to, zarazem definicja sztuki intuitywnej, podążającej za wewnętrzną wizją, przeczuciem, obrazem widzianym „wewnętrznym okiem”. Intuitywny performans zakłada taką właśnie drogę twórczą. Sylwia Hanff, Joan Laage i Robert Jędrzejewski weszli w świat Beksińskiego także na poziomie samego procesu twórczego. Pojawiając się w przestrzeni sceny poddają się impulsom, improwizując, podejmują dialog z własną wizją twórczą. „Ruch pełen lęku”, czy „gest pełen dumy”, o których wspomina Beksiński, brzmią jak bardzo konkretne punkty startowe do improwizacji, obrazy, które można eksplorować.
Intuitywność zakłada również otwartość i uczciwość. To osobliwy sposób komunikacji z widzami, w którym trudno się ukryć za formą. Trzeba być. Ujawnienie własnych poszukiwań, ukazanie procesu jako dzieła, to szczególne doświadczenie dla uczestników wydarzenia. Performans dotyka bardzo osobiście, trudno pozostać obojętnym. Obrazy, które pojawiają się przed oczami uczestników, nieustannie transformują w inne, budzą przeróżne skojarzenia i poruszają emocje.
***
Za udostępnienie zdjęć z prezentacji spektaklu w Krakowie, o której pisze autorka, dziękujemy:
Tomaszowi Ćwiertni: https://www.facebook.com/tcwiertniaphotography
Andrzejowi Janikowskiemu
[i] Cytat pochodzi z wywiadu przeprowadzonego przez Waldemara Siemińskiego ze Zdzisławem Beksińskim, zamieszczonego na łamach czasopisma „Nowy Wyraz”, kwiecień 1976, opublikowanego również na stronie: http://www.gnosis.art.pl/iluminatornia/sztuka_o_inspiracji/zdzislaw_beksinski/zdzislaw_beksinski_wywiad_1976_1.htm
[ii] Krzysztof Jurecki, Między bielą a czernią. Esej o fotografii Zdzisława Beksińskiego, w: http://www.niezlasztuka.net/strona-glowna/miedzy-biela-a-czernia-esej-o-fotografii-zdzislawa-beksinskiego/, 12 września 2015.
[iii] Ibidem.
Wydawca
taniecPOLSKA.pl