Jest gorący letni dzień. Rok 1980. Młoda dziewczyna pisze list do przyjaciółki: „Gdyby mogło się spełnić jedno moje marzenie, jedno… to chciałabym zjeść z tobą po raz ostatni obiad, zanim nagle znikniesz. Podczas słonecznego popołudnia miałabym czas uważnie przyjrzeć się twojej twarzy, temu jak się uśmiechasz, jak uśmiechają się twoje oczy. […] Nieważne, co byś ugotowała, przecież byłoby przepyszne. Na pewno świetnie byśmy się bawiły, choć w telewizji ciągle leciałyby obrady sejmowe.” Jest nostalgicznie, ciepło i młodzieńczo. Na ulicach pełno roześmianych młodych ludzi – tak jak na scenie. Tłum faluje i tańczy w rytmie walca, lekko, z wdziękiem. Tańczy młodość – solo, w parach, trójkami. Młodzi są pogodni, szczęśliwi, niemal beztroscy. Są razem. Chciałoby się wierzyć, że tak pozostanie, ale to tylko preludium, wstęp do całej opowieści.

Wersja do druku

Udostępnij

Jest gorący letni dzień. Rok 1980. Młoda dziewczyna pisze list do przyjaciółki: „Gdyby mogło się spełnić jedno moje marzenie, jedno… to chciałabym zjeść z tobą po raz ostatni obiad, zanim nagle znikniesz. Podczas słonecznego popołudnia miałabym czas uważnie przyjrzeć się twojej twarzy, temu jak się uśmiechasz, jak uśmiechają się twoje oczy. […] Nieważne, co byś ugotowała, przecież byłoby przepyszne. Na pewno świetnie byśmy się bawiły, choć w telewizji ciągle leciałyby obrady sejmowe.”[1] Jest nostalgicznie, ciepło i młodzieńczo. Na ulicach pełno roześmianych młodych ludzi – tak jak na scenie. Tłum faluje i tańczy w rytmie walca, lekko, z wdziękiem. Tańczy młodość – solo, w parach, trójkami. Młodzi są pogodni, szczęśliwi, niemal beztroscy. Są razem. Chciałoby się wierzyć, że tak pozostanie, ale to tylko preludium, wstęp do całej opowieści.

 

Na scenie pojawia się postać Anny Walentynowicz. Wiemy, że to ona, bo jedna z tancerek mówi, że zagra jej rolę i zaprasza na spektakl. Światło reflektorów słabnie i staje się zimne, a widzowie przenoszą się w inną przestrzeń, w inny czas. Ustawione w głębi sceny stosy skrzynek po piwie zostają wprawione w ruch. W takt rytmicznej muzyki artyści budują z nich nową, nieustannie zmieniającą się scenografię: mury, podesty, chodniki, krzesła i schody, na których szczyt wchodzi Walentynowicz. Przechodzi długą, niełatwą drogę. Ona opowiada swoją historię, a robotnicy pracują w stoczni – ręka w rękę, w ustalonym porządku, bez wytchnienia. Rytm i powtarzalność ruchów tancerzy determinują całą choreografię, nawet próba rozciągnięcia mięśni obolałych pleców Walentynowicz staje się tu rutyną, częścią pracy akordowej. Jest sierpień 1980 roku i po fali strajków powstaje NSZZ „Solidarność”, pierwsza legalna, niezależna od władz komunistycznych organizacja związkowa. Dotychczasowy układ sił zostaje zburzony. Tancerze przeskakują prowizoryczny, zbudowany ze skrzynek mur. To zabawa, trochę kpina, naigrywanie się z legendarnego skoku Lecha Wałęsy przez ogrodzenie otaczające Stocznię Gdańską. W tle rozbrzmiewa rockowy przebój zespołu Nocny Patrol Falowanie i spadanie z 1983 roku. Legendy już nie ma. Wałęsa nie przeskoczył żadnego muru, a kolejne pokolenia zmarnowały osiągnięcia „Solidarności”. Tak przynajmniej twierdzi stojąca na scenie Anna Walentynowicz. Naprawdę? Jak było naprawdę? Jak jest? Czym była „Solidarność” lat 80. i czym jest dla nas solidarność teraz? Co wiemy, o czym pamiętamy? Młodzi siedzą na murze ze skrzynek i mówią o tym, co kojarzy im się z „Solidarnością”, czego nauczyli się w szkole, co powiedziano im w domu. Słucham tych wypowiedzi i uderza mnie jak bardzo powierzchowna jest ta wiedza – zebrana ze strzępków rozmów z babcią, kilku nagłówków z gazet, wiadomości być może zasłyszanych w radiu czy telewizji, tabloidów. To, co wydarzyło się prawie czterdzieści lat temu, jest już dawno przebrzmiałą historią, o której czyta się na lekcjach, o którą „starzy ludzie walczą ze sobą” – jak mówi jedna z tancerek. Ważne jest jeszcze to, że Wałęsa otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla, a lata 80. XX wieku to taki czas w historii Polski, kiedy ludzie byli razem. Ten motyw wspólnoty, współdziałania, czy współistnienia przewija się przez cały spektakl. Mam wrażenie, że to jedna z najistotniejszych dla młodych ludzi kwestii – coś, czego im brakuje, czego mniej lub bardziej świadomie chcieliby doświadczyć. „Solidarność” to solidarność. Nazwa = słowo. Słowo = idea. Czy owa idea, powołana do życia przez pragnący wolności naród, który wreszcie tę wolność wywalczył, ma zostać zabita w bezsensownej codziennej walce o lepszą/nową prawdę? Mur znika, patrzymy na oświetlone zimnym światłem reflektorów, tańczące w napięciu ciała. Każda postać jest inna, inaczej czuje pulsujący rytm muzyki. Zastanawiam się, na ile taniec ten jest autoprezentacją, a na ile ma charakter rywalizacji. Teraźniejszość przeplata się z nawiązaniami do sierpniowych zamieszek, kiedy naprzeciw strajkujących stoczniowców stały oddziały ZOMO.[2] Wtedy też walczyliśmy – jeden naród po dwóch stronach barykady. Ruchy tańczących stają się coraz bardziej energiczne, a taniec przypomina bardziej trening sztuk walki. Wszyscy poruszają się razem, rytmicznie, do utraty tchu. Ci, którzy padają na ziemię, podnoszą się o własnych siłach lub z pomocą innych. Jest im coraz trudniej utrzymać tempo. Muzyka też zaczyna tracić swoją pierwotną linię melodyczną i staje się głośną kakofonią . Tancerze są jednak wciąż razem. Trzymają się za ręce tworząc rodzaj pulsującej resztką sił ludzkiej masy. To wciąż jedna, wspierająca się wspólnota. Jeden organizm, który, choć zmęczony, znów nabierze sił wraz z okrzykiem „Solidarność”.

 

Skandujący wnoszą na scenę długie białe płótno. Przy dźwiękach ostrej punk rockowej muzyki bawią się wokół niego, skaczą i tańczą. Są podobni do nastolatków przyjeżdżających w latach 70. i 80. na koncerty do Jarocina. Festiwal był wtedy oazą wolności. Młodzi na scenie też wydają się upajać wolnością. Białe płótno niczym biała flaga wiruje wraz z nimi dookoła. Pozorna wolność przeobraża się w rodzaj zbiorowego szaleństwa, tancerze malują się wzajemnie pędzlami umoczonymi w czerwonej farbie. Farba odbija się na płótnie, zostawiając krwawy ślad. Biel zostaje zbrukana czerwienią. Płótno z czasem wygląda jak ubrudzony krwią całun. Całun, który zostanie przemalowany na transparent z napisem „Solidarność” i niechlujnie rzucony w głąb sceny.

 

To moment, w którym kończy się historia, jaką znamy z podręczników, a zaczyna ta, którą tworzymy sami poprzez nasze własne decyzje, codzienne wybory, postawy. Kiedyś solidarność oznaczała wolność i jedność. Czym jest wolność dzisiaj i czy wolni możemy być wciąż solidarni? Wydaje się, że artyści podejmują dialog z widownią. Podobnie jak w Jewrope, pierwszym spektaklu, stworzonym przez Polski Teatr Tańca we współpracy z między niemieckim zespołem bodytalk, tancerze prezentują osobiste przeżycia i historie poszczególnych bohaterów. Podobnie jak tam, zadają publiczności trudne, prowokacyjne pytania. „Gdyby twoje dziecko było osobą homoseksualną, czy byłbyś w stanie to zaakceptować?” – pyta młody mężczyzna.– „Czy gdyby twoje dziecko przyszło do ciebie i powiedziało, że jest gejem bądź lesbijką, czy nadal kochałbyś swoje dziecko?”. Odpowiedź jest na pozór oczywista – jak można z powodu odmiennej orientacji seksualnej odrzucić własne dziecko? Zapytani rodzice zapytanych rodziców deklaruje bezwarunkową miłość do swoich dzieci i w nagrodę zostają zaproszeni na scenę. Usadzeni na skrzynkach ustawionych w kształt podkowy, stają się bezpośrednimi obserwatorami specjalnie przygotowanego show. To występ na pograniczu gay-party, peep-show, burleski i disco-fever, chociaż całość sprawia momentami wrażenie prywatnej imprezy , podczas której możemy obserwować relacje seksualne pomiędzy jej poszczególnymi uczestnikami. To wolna miłość, ale czy każdy chce ją oglądać? Czy akceptując odmienną orientację seksualną swojego dziecka, musimy stać się niejako bezpośrednimi obserwatorami jego/jej intymnego świata? Zastanawiam się ile z tych osób, które zadeklarowały swoją akceptację dla homoseksualizmu, poczuło się nieswojo w przydzielonej przez artystów roli. Ile zrezygnowałoby z wejścia na scenę? Czy chodziło o wywołanie dyskomfortu u obserwatorów? Jeśli tak, to w jakim celu? Czy rzeczywiście spowodowało to głębszą refleksję nad tym, czym jest wolność, w tym wolność seksualna? Czy wprowadzenie na scenę półnagich tancerzy jedzących sałatę, zasłaniających nią przyrodzenie, wycierających się nią, rozrzucających jej liście przy dźwiękach psychodelicznej muzyki to nawiązanie do ery dzieci-kwiatów, próba połączenia seksualności z naturą, czy tylko surrealistyczny obraz, który możemy dowolnie interpretować? Jaką rolę odgrywają w nim kobiety w chustach na głowie, przypominające ubrane w hidżaby muzułmanki? Co ma przedstawiać taniec mężczyzny w turbanie, wymachującego ogórkiem jak nagim członkiem? Czy są to alegorie wszelkich odmienności, których boi się nasze społeczeństwo? Może ta oniryczna wizja to fragment koszmaru sennego, w którym przepełniony strachem naród polski śni o uchodźcach, migrantach, gejach, lesbijkach i weganach „zagrażających” państwu? Jeśli tak wygląda rzeczywistość oczami młodych, to rzeczywiście ideały „Solidarności” upadły, a osiągnięcia jej bohaterów zostały zmarnowane – strawił je wszechogarniający lęk przed wszystkim, co inne, różne od nas, nie do końca poznane. Wolność i solidarność ustąpiła miejsca nietolerancji i ksenofobii. Niegdyś otwarci na zmiany, zamknęliśmy się na świat i na innych ludzi. Naszym zachowaniem wzbudzamy lęk wśród przyjezdnych. Świadczy o tym niepewność w głosie, z jaką opowiada o sobie Wowa – młody Ukrainiec, z którym rozmawia jedna z tancerek. Chciałby zostać w Polsce, ale wie, że nigdy nie zostanie w pełni zaakceptowany. Ten brak akceptacji, poczucie wyobcowania, a nawet zaszczucia powraca wraz ze wspomnieniami Anny Walentynowicz z okresu jej pobytu w więzieniu i po powrocie do domu. Tłem dla tej historii stają się pojawiające w głębi sceny postacie ślepców, niepełnosprawnych, muzułmanki w burce, przepędzanych z kąta w kąt przez agresywnych białych, łysych mężczyzn.

 

Kiedy scena zostaje „uprzątnięta” z niepotrzebnych ludzi i elementów scenografii, w centrum pozostają dwie postaci – próbujący poderwać się do lotu półnagi mężczyzna i zgięta w pół kobieta, której ręce i nogi usztywniono drewnianymi podporami. Wydaje się, że starają się nawiązać dialog: ona, podpierająca się drzewcem od flagi, ledwo przestępująca z nogi na nogę i on, wzbijający się na krótką chwilę w powietrze i zagarniający je ramionami. Nic z tego dialogu jednak nie wychodzi. W tle tancerze ustawiają ze skrzynek stół. Nakrywają go zbryzganym czerwoną farbą, jak krwią, białym płótnem, półnadzy rozkładają naczynia. Zanim zasiądą za stołem, zobaczymy ich w smutnym transowym tańcu, pełnym powtarzających się gestów i ruchów, przywodzących na myśl jakiś religijny rytuał. Tańczą w kręgu, skupieni na sobie i wolnej, rzewnej muzyce.

 

Potem muzyka milknie i patrzymy na tę dziwną, oświetloną mocnym światłem reflektorów ostatnią wieczerzę. Siedząca pośrodku stołu kobieta wstaje i wygłasza, a w zasadzie wykrzykuje, płomienną mowę-deklarację. Jest to manifest polityczny, jakby żywcem wyjęty z transmisji sejmowej debaty, według którego w Polsce królem jest Chrystus i jest to konserwatywny, zamknięty kraj, który właśnie takim chce pozostać. Ktoś przyklasnął, ktoś inny pokręcił z dezaprobatą głową, cisza. To wszystko. Koniec. Ktoś jeszcze próbuje opowiedzieć swoją historię o tym, jak brat może nienawidzić brata i jak bardzo to boli. Ale czy mówienie o bólu, niesprawiedliwości, nienawiści ma jakiś sens, skoro nikogo to nie interesuje? Wszyscy zajęci są sobą i swoimi małymi wojnami, które toczą nieustannie i do upadłego. Przybierają jakieś barwy, tak jak malujący swoje ciała na scenie artyści. Jedni biali, drudzy czerwoni, jeszcze inni biało-czerwoni. Wciąż deklarują swoją przynależność do jednej lub drugiej grupy. Dla jednych to zabawa, a dla innych ważny wybór – powód nie jest istotny, najważniejsze jest, by być po jednej ze stron i aby wybrana strona wygrała. Ciągła walka, nieustająca wojna domowa, w której działania, gesty i słowa jednych napędzają drugich. Patrzymy na wybrudzone farbami ciała zmagających się ze sobą postaci – siłują się ze sobą i poniżają nawzajem, kończąc całą scenę zbiorowym szaleństwem do przypadkowych dźwięków perkusji. Rewolucja i chaos. Kiedy przebrzmią już hasła, nie pozostaje już nic poza konwulsyjnymi ruchami wijących się na ziemi, biegających i wrzeszczących tancerzy. Ich świat rozpada się, tak jak rozpada się zbudowany ze skrzynek, przykryty białym płótnem stół, przy którym jeszcze przed chwilą zgodnie siedzieli razem. Przy dźwiękach muzyki i odgłosach ptasich treli, obserwujemy upadający w zwolnionym tempie świat, którego stałym punktem jest sztywna kobieca postać. Niezmiennie cierpiąca, milcząca, nieruchoma. Im dłużej obserwujemy walkę toczącą się dookoła niej, tym bardziej mnie ona męczy. Można się zastanawiać, czy tak samo czują się biorący w niej udział bohaterowie. Przekształcili otaczającą ich przestrzeń w miejsce chaosu i bezładu, sami również ulegają podobnej przemianie. Długa wojna zmęczyła ich i zbliżyła do siebie. W gasnącym świetle reflektorów patrzymy na nowy świat, w którym na zgliszczach przeszłości stoją spleceni w miłosnych uściskach kochankowie.

 

A więc tak się dzieje, gdy umierają solidarność, wolność, tolerancja? Gdy umiera nasz świat, aby dać miejsce nowemu? Tylko czy tego właśnie chcemy – śmierci wszystkich tych wartości, które wypracowaliśmy przez pokolenia? W którym miejscu historii jesteśmy jako naród, jako społeczeństwo? Kim jesteśmy jako ludzie? Na kogo patrzymy, spoglądając codziennie w lustro? Czy naprawdę dążymy do wojny i czy jest o co walczyć? A nawet jeśli tak, to czy wierzymy, jak poeci sierpnia ’80, że:

 

 

[…] świt wstanie, ziemię obejmie …

Zdmuchnie ołowianą powłokę

I znowu zadzwonią w sercach kielnie

I rozwiną skrzydła żurawie w portach.[3]

I wszystko będzie jak dawniej…

 

 

Copyright taniecPOLSKA.pl (miniaturka)

 

 

 

Solidaritot | Solidar-Noc

Reżyseria, choreografia i dramaturgia: Yoshiko Waki i Rolf Baumgart

Muzyka na żywo: Damian Pielka
Scenografia: Mirosław Kaczmarek
Światło: Klaus Dilger
Koordynatorzy ds. produkcji: Maximilian Körner i Robert Chodyła

Koprodukcja: Theater im Pumpenhaus Münster

Występują i współtworzą: Kacper Bożek, Julia Hałka, Paulina Jaksim, Katarzyna Kulmińska, Dominik Kupka, Volodymyr Makovskyi, Paweł Malicki, Michał Przybyła, Adrian Radwański, Katarzyna Rzetelska, Sandra Szatan, Dominik Więcek, Emily Wong

Światła: Przemysław Gapczyński

Obsługa dźwięku: Zuzanna Majewska

Obsługa spektaklu: Daniel Wiśniewski

Obsługa sceny: Grzegorz Potocki, Andrzej Przybyszewski

Czas trwania: 60 minut

 

 



[1] Fragment listu czytanego na rozpoczęcie spektaklu Solidaritot Solidar-Noc, polska premiera 18 grudnia 2018, Teatr Studio w Warszawie w ramach projektu Scena Tańca Studio.

[2] ZOMO – Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskiej, powołane do zaprowadzania porządku w sytuacjach wyjątkowych, udzielania pomocy ludności w stanie klęski żywiołowej i/lub zabezpieczania imprez masowych.

[3] Tobie Ojczyzno, Poezja sierpnia ’80, http://www.wszechnica.solidarnosc.org.pl, dostęp:

 

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.
Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.
Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.
Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.
Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.
Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.
Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.
Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.
Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.
Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.
Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.
Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.
Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.
Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.
Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.
Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.
Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.
Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.
Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.
Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.
Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.
Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.
Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.
Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.
Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.
Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.
Fot. Marta Ankiersztejn/© Instytut Muzyki i Tańca.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close