Dwutygodnik.com MINIATURA (miniaturka)
Była najlepszą uczennicą w szkole baletowej, ale porzuciła balet. Dostała się na staż do zespołu Jana Fabre’a, ale zrezygnowała ze współpracy. Szostak podejmuje nieoczywiste decyzje. […] Naukę w szkole baletowej porównuje do sportu. „Biegniesz najszybciej jak potrafisz, jesteś pierwsza, więc trenujesz dalej. Miałam dużo ambicji, ale to nie była pasja. Wykształcono we mnie perfekcjonizm, pracowitość, cechy, które się przydają. Jednak z tańcem zaprzyjaźniłam się dopiero później”.

Wersja do druku

Udostępnij

Początki jej tańca to dziecięce zajęcia z tańca towarzyskiego, Pałac Młodzieży, a tam tango, rumba, jive i w końcu szkoła baletowa, którą Iza Szostak wspomina nienajlepiej. „Chude, małe, biedne dziewczynki stałyśmy w samych majtkach i sprawdzano budowę naszego ciała – to było pierwsze spotkanie z przestrzenią sali baletowej. Dostałam się bez problemu, bo na polecenie: Proszę nam zatańczyć walczyka. Pytałam przemądrzale: walc angielski czy wiedeński?”.

 

 

Naukę w szkole baletowej porównuje do sportu. „Biegniesz najszybciej jak potrafisz, jesteś pierwsza, więc trenujesz dalej. Miałam dużo ambicji, ale to nie była pasja. Wykształcono we mnie perfekcjonizm, pracowitość, cechy, które się przydają. Jednak z tańcem zaprzyjaźniłam się dopiero później”. Szybko zaczęła brać udział w przedstawieniach baletowych Teatru Wielkiego, takich jak Dziadek do orzechów czy Śpiąca królewna, ale w wolnych chwilach zamiast na spektakle, jak inne koleżanki, wolała iść na trzepak i wymyślać gry według własnych zasad. Pierwsze świadome wybory taneczne zaczęła podejmować, gdy była nastolatką: warsztaty tańca współczesnego w Poznaniu, Bytomiu, audycje do zagranicznych szkół. Przyjęto ją na studia w Londynie i Frankfurcie, ale ich nie podjęła. 

 

„W tym czasie dostałam główną rolę w tanecznym, komercyjnym show Opentaniec w choreografii Jarosława Stańka. To było spełnienie marzeń. Po szkole byłam zahukana, wyszłam z hermetycznego świata, w którym uczniowie byli oddani zajęciom, szlifowaniu wariacji, jeżdżeniu na konkursy, nie dawano nam przestrzeni, żeby się czymś interesować, a my sami nie mieliśmy sił niczego szukać. Wreszcie pojawiła się możliwość pracy, wyjazdów, poznania ludzi, nie żałuję tej decyzji” – opowiada. 

 

Iza Szostak pracowała z tancerzami Williama Forsythe’a nad techniką, teorią, repertuarem, poznała metodę Rudolfa Labana, tańczyła także Merce’a Cuninghama. Spotkała się m.in. z Michaelem Schumacherem, Amy Raymond, Aną Roman, Emio Greco, Sarą Shelton i odbyła staż u Jana Fabre’a. „Przygotowywaliśmy spektakl Requiem für eine metamorphose. Nie przemawia do mnie jego estetyka. Fabre szuka skrajności. Bardzo często wykorzystuje sceny z użyciem narzędzi, strzelaniem do siebie, biciem, krzywdzeniem ciała, które są nastawione na mocny efekt. Na scenie konieczna jest nagość. Na próbach co chwila ktoś się rozbierał, pamiętam swoje pytanie: w imię czego? A potem to się stało naturalne, uległam presji grupy i wstyd zniknął”. Kiedy dostała propozycję dalszej współpracy z Fabre’em, nie zdecydowała się. 

 

Wyjechała do Monachium i z Anną Holter przygotowała projekt bazujący na filmie Kitchen Andy’ego Warhola. „Pracowaliśmy z nastrojem imprezy, bycia celebrytą, zachowaniami po narkotykach. Był w tym teatr tańca, role aktorskie, fabuła pomieszana z ruchem. Jednak z czasem zaczęło pojawiać się u mnie pragnienie tworzenia własnych choreografii. Najwięcej pomogła mi w tym Alternatywna Akademia Tańca w poznańskim Starym Browarze. Brałam udział w pierwszej edycji projektu. Nabrałam przekonania, że kreatywność, którą miałam jako dziecko, a która była tłamszona w szkole baletowej, rozwinęła się. Odnalazłam w sobie pokłady pomysłów i chęć robienia czegoś swojego, przekonała mnie do tego Ria Higler”. 

 

Twórczość Izy Szostak można podzielić na dwie części. Pierwsza to taneczna – w spektaklach innych twórców, którzy widzą w niej świetną wykonawczynię i dają pełne wigoru, wymagające precyzji role. Tak jest w Short story Kompanii Primavera w choreografii Dariusza Lewandowskiego na podstawie opowiadania Panny z Wilka Jarosława Iwaszkiewicza, gdzie gra jedną z sióstr. To spektakl, w którym każdy nowy wątek, kolejny bohater, wprowadzany jest przez motyw muzyczny silnie nacechowany emocjonalnie. „Mamy z Darkiem inne podejście do tańca, on wyraźnie pokazuje relacje między bohaterami. Podczas pracy negocjujemy”. W spektaklu widać  jej doświadczenie klasyczne, pojawiają się elementy jazzu, tańca współczesnego; to estetycznie ładny ruch i przyjemne w odbiorze przedstawienie. 

 

Z kolei druga, i w ostatnim czasie większa część jej dokonań, to prace choreograficzne, które można lokować w nurcie konceptualnym. Iza Szostak odrzuca baletowe popisy i efektowność przemocy, nagości. Interesuje ją antropologiczne spojrzenie na człowieka, jego naturę, zachodzące w nim procesy, granice świata natury i kultury, zwierzęcego i ludzkiego. Od strony plastycznej jej spektakle są łagodne –  w scenografii i kostiumach dominuje biel, beż, gdzieniegdzie pastelowe kolory. Ruch daleki jest od wypracowanych przez europejską cywilizację kanonów wdzięcznego, lekkiego i w potocznym rozumieniu ładnego gestu. Szuka raczej sposobu poruszania się najbliższemu naturze ciała: częściej niż na osi wertykalnej jej choreografie bazują na horyzontalnej, impuls do ruchowej sekwencji często wychodzi od kości ogonowej – jak u zwierząt. 

 

Jej debiutancki projekt Karmi-Go z muzyką na żywo zainspirowany był filmem, który bił rekordy popularności na Youtubie, pokazującym Polaka karmiącego krokodyla. Tancerka w białym, przezroczystym jakby ochronnym stroju zakrywającym jej ciało i z kapturem na głowie zaczyna od minimalnych ruchów głowy przypominających dziobanie kury, przechodzi przez animację tancerki z pluszową maskotką-krokodylem, a na koniec wprowadza żywą kurę i pozostawia ją samą na scenie, w świetle i z muzyką. Ta odczłowieczona poprzez kostium postać często wykonuje gesty wykręcające ciało, wybijające z równowagi – taniec na krokodylu przypomina łapanie równowagi na śliskim kamieniu. To ruch niespokojny, niemal bez przerw, także gdy czujnie zastyga, co przywodzi na myśl zwierzęce czajenie się. Towarzyszy mu elektroniczna muzyka, w dużej mierze oparta na dźwięku metronomu, połączona z gitarą  –  autorem muzyki w większości projektów Izy Szostak jest Kuba Słomkowski. 

 

Drugie solo, From culture to nature otwiera scena cofania, jakby próba przeciwstawienia się naturalnemu rozwojowi świata. Iza Szostak w białej dziewczęcej bluzce i prostych spodniach stoi z koszem warzyw tyłem do widowni. Nie widzimy więc jej emocji – tylko ciało. Po chwili zaczyna iść do tyłu. Gra z naszym postrzeganiem tego, jak powinno się poruszać ludzkie ciało – kładzie się na brzuchu i ślizga jak płaz; siada, podnosi jednocześnie ręce i nogi do góry, i pozostaje w tej pozycji; ale też staje w pozie baletnicy z pozytywki i delikatnie obraca się dookoła własnej osi. W jej choreografii widać bardzo dużą sprawność techniczną, ale nie ma w niej wirtuozerii dla samej wirtuozerii. Brak popisu, przy jednocześnie szalenie precyzyjnej konstrukcji choreografii, powoduje, że na pierwszy plan wysuwa się w spektaklu temat, który aktualnie interesuje tancerkę. 

 

Konkretna problematyka, a nie technika czy konstrukcja, jest też najistotniejsza w najnowszym i najbogatszym formalnie przedstawieniu, duecie The Glass Jar Next to the Glass Jar prezentowanym podczas Międzynarodowego Festiwalu Tańca Współczesnego Ciało/Umysł. Choreografka pokazuje w nim proces zamiany ról w rodzinie, kiedy dzieci bezpowrotnie muszą stać się opiekunami swoich rodziców. „Zainspirował mnie dziadek, który niedawno zmarł: jego choroba, zachowanie w jej trakcie. Chorował dziesięć lat. On był, brzydko mówiąc, świetnym materiałem na spektakl. To było silne i symboliczne doświadczenie: mimo braku świadomości, kontaktu, wyczuł, że dał mi to, co mógł, i odszedł” – przyznaje Iza Szostak. 

 

Razem z Izą w przedstawieniu występuje starsza wykonawczyni-amatorka, Monika Morawska. „Poznałyśmy się, kiedy pracowałam przy festiwalu Ciało/Umysł i Monika zgłosiła się do udziału w jednym z projektów. Postanowiłam wrócić do niej, bo nie widziałam tego projektu ani z równolatką, ani starszą tancerką. Ja i Monika uczyłyśmy się od siebie nawzajem. Nie wiedziałam, co z tego wyjdzie, bo ona była nieprzewidywalna, ma problemy z pamięcią, jest zamyślona, żyje w swojej wyobraźni. Fascynuje mnie, że w jej podejściu do ruchu nie ma przekłamania, jest szczery, prawdziwy. Ciała nie da się przefarbować, już zawsze nosisz w sobie to wszystko, co gromadzisz od 10 roku życia: nauczane, wyćwiczone”. 

 

Spektakl łączy w sobie różne formy: jest w nim fragment dokumentalny – nagrana podczas nieobecności choreografki rozmowa przy stole w jej rodzinnym domu, którą słyszymy z głośników. W tym czasie na scenie mamy scenę aktorską – przygotowywanie wywaru z jabłek, rozchodzący się po całej sali ich zapach oraz sekwencję rozgrywającą się tylko w spojrzeniach bohaterek, która ukazuje ich niezwykłą więź. Partie ruchowe portretują całe spectrum zachowań, jakie można mieć wobec chorej osoby: prezentowanie swojego świata i próba wciągnięcia chorego do niego, pełne czułości, obejmujące gesty; aż do wydawania nieludzkich dźwięków w języku, którym posługuje się chory, by wejść w jego świat i za wszelką cenę nie pozwolić mu odejść. 

 

Pracę nad spektaklem Iza Szostak zazwyczaj zaczyna od wybrania tematu. „Lubię go opisywać, notuję skojarzenia, odnośniki, co jest pomocne, kiedy wysyłam aplikacje do udziału w różnych programach i konkursach. A jak już wchodzę na salę, to zaczynam od authentic movement. Zamykasz oczy i przez pół godziny możesz robić, co chcesz, masz świadka, który cię obserwuje. Chodzi o to, by nie poddawać siebie analizie, nie oceniać się, tylko kierować instynktem i impulsem, dać sobie czas, wejść w taki stan, który na daną chwilę jest prawdziwy. Ta metoda daje poczucie, że jesteś pomiędzy uśnięciem a byciem na jawie. Możesz poruszać tylko okiem, jeśli właśnie tak czujesz, możesz włączyć muzykę i odzwierciedlać ją ruchem. Kiedy pracuję sama, to nagrywam siebie kamerą i potem zebrany materiał zaczynam rozkładać na części pierwsze. Lubię nadawać przedmiotom nowe znaczenia, tworzyć nowe konteksty”. 

 

Iza Szostak bierze także udział w projektach innych twórców, występuje w Let’s dance Chopin Marysi Stokłosy, Prologu Wojtka Ziemilskiego, Harnasiach w choreografii Kai Kołodziejczyk. W październiku w Komunie Warszawa pokaże remiks Merce’a Cunninghama, uczestniczy również w programie rezydencyjnym SPAZIO dla młodych choreografów, który zakończy się w maju 2013 roku pokazem spektaklu w Amsterdamie. 

 

Na pytanie, w którą stronę chce pójść – tańca czy choreografii – odpowiada: „W Polsce łatwiej jest być choreografem. Nie ma wiele zespołów tańca współczesnego, do których można dołączyć. I chyba to nie jest rodzaj pracy, jaki chciałabym mieć. Gdyby pojawiła się szansa tańczenia w zespole André Gingrasa lub gdyby Ohad Naharin chciał założyć grupę w Warszawie, to nie wiem, czy bym się zgłosiła. Teraz robię swoje”.

 

 

Izabela Szymańska – dziennikarka, pisze o teatrze i tańcu. Współpracuje m.in. z „Gazetą Wyborczą”, radiową Dwójką; wykłada na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina.

 

TaniecPolska (miniaturka)

                                                                        Dwutygodnik.com MINIATURA (miniaturka)

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

Iza Szostak, From culture to nature. Fot. Jakub Wittchen.
Iza Szostak, From culture to nature. Fot. Jakub Wittchen.
Iza Szostak i Monika Morwska w The glass jar next to the glass jar. Fot.Paweł Grześ.
Iza Szostak i Monika Morwska w The glass jar next to the glass jar. Fot.Paweł Grześ.

powiązane

Bibliografia

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close