Wersja do druku

Udostępnij

Twórcy Sopockiego Teatru Tańca, Joanna Czajkowska i Jacek Krawczyk, często sięgają po inspiracje do tekstów kultury, by za pośrednictwem zawartego w nich ładunku intelektualnego snuć opowieści o otaczającym nas świecie, dyskutować z nim. Po literaturę sięgnęli, pracując nad spektaklami Bestiarium. Nienasycenie czy Wszystko co widać. OHIO. Malarstwo zainspirowało ich do stworzenia Melencolii czy Dyskretnego uroku Picassa. Ideę Teatru Okrucieństwa Antonina Artauda zawarli w 2 twarzach. Ukłon sztuce dziesiątej muzy składają chociażby w spektaklu Coś pięknego, inspirowanym twórczością Felliniego, a także przy okazji ostatniej premiery 7 pieczęci, punktem wyjścia do której jest film Ingmara Bergmana z 1957 roku pt. Siódma pieczęć. Choć jest to obarczone sporym ryzykiem i, jak sądzę, dużą odpowiedzialnością, Czajkowska i Krawczyk nie boją się inspirować wielkimi nazwiskami kultury (Brecht, Dürer) bądź nurtami mistycznymi (sufizm), by stwarzać swój teatralny świat, dokonywać trawestacji różnych dziedzin sztuki na język teatru tańca.

Spektakl 7 pieczęć doczekał się dwóch premier. Pierwsza odbyła się 27 grudnia 2020 roku online, bez obecności publiczności na widowni teatru. 20 lutego 2021 roku, w zwyczajowych  okolicznościach udało się pokazać przedstawienie na żywo.

Do świata spektaklu i świata swoich przeżyć wewnętrznych zaprasza widzów sześć postaci: Śmierć, Rycerz Block, jego giermek Jöns, dwaj kuglarze i Mia. Ich tożsamości odkrywamy w trakcie rozwoju wydarzeń scenicznych. Jako pierwszych poznajemy Rycerza i Śmierć. Obecność tych dwojga i wywiązująca się między nimi relacja osadza widza w kontekście wykreowanej przez Bergmana historii szachowej rozgrywki Człowieka ze Śmiercią. Minuta po minucie identyfikujemy kolejne postaci o wyrazistych charakterach i prezentujące konkretne postawy. Dzięki ich różnorodności na paletę osobowości nanoszone są nowe barwy i odcienie. Ten miraż kolorów zdaje się przedstawiać wyimek ludzkiej kondycji. Śmierć (w tej roli Grzegorz Sierzputowski nie tancerz) jest wręcz bezczelnie pewna swego. Tembr jej głosu, sposób mówienia i poruszania się wskazują na to, że czuje się rozdającą karty w tej rozgrywce. Jest to nieco rozczarowujące, bo nie pozostawia przestrzeni dla wieloznaczności. Z drugiej strony widza może dziwić unikanie przez Śmierć odpowiedzi na zadawane przez Rycerza pytania o istnienie Boga czy sens życia. Nie wiemy, czy nie umie, czy w swej przebiegłości nie chce na nie odpowiedzieć. Rycerz (Jacek Krawczyk) jest idealistą nie przestającym pytać. Nękany poczuciem braku sensu otaczającego go świata gotów jest poświęcić życie własne i bliskich, by choć odrobinę przybliżyć się do poznania sensu istnienia. Jego giermek (Aleksandra Foltman) natomiast uosabia materialistyczny dystans wobec poszukującej natury swojego pana, jest cyniczny wobec jakiejkolwiek metafizyki, skoncentrowany na tym co doczesne. Młoda dziewczyna Mia (Joanna Czajkowska) postrzega świat prosto, wyraża ogromną ufność w piękno życia. Kuglarze (Róża Kołoda i Wiktoria Elgas) życie traktują lekko, jakby nie do końca poważnie, pełni są beztroski i wolności.

Na pierwszy rzut oka towarzysze Rycerza są obserwatorami wydarzeń. Ale czy na pewno tylko świadkami Śmierć dosięgnie przecież każdego, bez wyjątków, gra toczy się więc również o ich życie. Rycerz, wyzwaniem rzuconym Śmierci, wprawił w ruch machinę, a oni okazują się jej trybami. Block podniósł kurtynę w theatrum mundi, co w bardzo dosłowny sposób realizuje się na scenie (sic!). Aranżacja przestrzeni i działania aktorów podkreślają zjawisko rozmywania się granic między obserwatorem a uczestnikiem. Pięć krzeseł ustawionych na nie tak znowu dużej scenie gra bardzo mocno momentami zostają wykorzystane w sposób zupełnie nieoczywisty, bywają też widownią, na której można przysiąść, by przyjrzeć się biegowi wydarzeń, a następnie znowu dać się ponieść ich wirowi.

W trakcie gry Rycerz prowadzi dialog ze Śmiercią, swoimi towarzyszami, ale i widzami. Kreacja stworzona przez Krawczyka różni się jednak od tej filmowej. Teatralny Block wydaje się bardzo wycofany. Fizycznie mało obecny. Skurczony. Skryty z tyłu sceny, skulony za krzesłami, schowany za konfesjonałem, wijący się wokół szachownicy. Jakby przegrany już za życia. Owszem, prowadzi grę, on też werbalnie konfrontuje się ze Śmiercią, ale to pozostałe osoby spektaklu wnoszą ładunek performatywny. Są i działają. Jeszcze żyją i o tym życiu opowiadają.

Jak różne archetypy osobowości prezentowane są na scenie, tak różnymi jakościami ruchowymi operują. Śmierć przechadza się po scenie. Właściwie kroczy, tyle w jej sposobie poruszania pyszałkowatości. Rycerz i jego Giermek dwu- lub trzykrotnie spotykają się we wspólnym, synchronicznym tańcu. Konwencjonalność tego prostego, formalnego ruchu powoduje, że te partie można traktować w kategoriach zbędnego ozdobnika. Są wykreowane, sztuczne, przeszkadzają. W żaden sposób nie korespondują z charakterami postaci ani ich miejscem w świecie spektaklu. Rycerz jest bardziej spójny, gdy siedzi nad planszą szachów lub chowa się za rzędem krzeseł. Giermek natomiast kiedy podąża z kamerą za bohaterami (o czym za chwilę). Podobnie formalnie porusza się Mia, grana przez Czajkowską. Z tym że do tej może nieco naiwnej dziewczyny taki rodzaj tańca przystaje. Jest nawet dość uroczy, jak urocze i prostoduszne jej Życie jest piękne prawie zawsze. Żywiołowa energia i naturalizm kuglarzy wprowadzają świeżość. Ich ruch, choć nie jest całkowicie wolny od dość opatrzonych już wzorców (szczególnie widocznych podczas partnerowań), ma zdecydowanie bardziej spontaniczny przepływ. Jest spójny z portretem osobowościowym oraz ładunkiem emocjonalnym postaci. Kuglarze są najbardziej wiarygodni kiedy się bawią czy wtedy, kiedy jeden z nich umiera.

Dopełnieniem świata postaci jest to, co je otacza. Scena pełna jest rekwizytów zaczerpniętych wprost z filmu Bergmana. Krzyż, lustro, plansza szachów, figury szachowe, charakterystyczne kraty konfesjonału widocznie nawet w oparciach i siedziskach krzeseł. Kto zna scenę Teatru na Plaży, potrafi wyobrazić sobie to zagęszczenie przedmiotów na niezbyt dużej przestrzeni.

Charakterystyczne dla STT ogromne przywiązanie do oprawy wizualnej w tym przypadku jest raczej ze szkodą dla spektaklu. Widz zostaje niemal zaatakowany mnogością przedmiotów zgromadzonych w niewielkiej przestrzeni, na której działają aktorzy. Na tylnej ścianie sceny pojawiały się korespondujące z wydarzeniami scenicznymi wizualizacje autorstwa Łukasza Borosa. Okazały się komentarzem nazbyt oczywistym i mam wątpliwości czy koniecznym. Za siedzącym nad planszą szachów Rycerzem pojawia się Śmierć grająca w szachy Albertusa Pictora (notabene była to inspiracja Bergmana do napisania sztuki Malowidło na drzewie, a następnie scenariusza Siódmej pieczęci). Rozważaniom Rycerza o kruchości i celowości losu człowieczego towarzyszy impresja przywodząca na myśl przemijanie. Gdy wiadomo, że rozgrywka dobiega końca, a kres życia już blisko, za aktorami rozpościera się ogromny krzyż z czaszek. A to jeszcze nie koniec. Artyści zdecydowali się wykorzystać zabieg montażu. Obecna na scenie kamera, operowana głównie przez Jönsa, rzuca rejestrowany obraz na jedną z bocznych ścian sceny, niemal pokazując widzowi palcem to, co nie powinno ujść jego uwadze. Kadry były w większości bliskie, obejmujące twarze, mimikę. Nie był to raczej zabieg zdeterminowany układem przestrzeni i znacznym oddaleniem widzów od aktorów. Czym zatem Trudno w przypadku tego spektaklu mówić o niedomówieniach, ponieważ artyści komunikują się z widzem nie tylko przez ogromny ładunek wizualny, wyrażający się w ruchu, mimice, gestach, przedmiotach, wizualizacjach, kostiumach, ale również werbalnie. Aktorzy cytują Bergmana. Rozterki Rycerza zostają w y p o w i e d z i a n e.

W pewnym momencie poczułam, że artyści, zamiast się do mnie przybliżać, z każdym kolejnym przedmiotem i efektem wizualnym, oddalają się. Otaczając się wszystkimi tymi obiektami, zbudowali mur, by wreszcie zamknąć się jak w warowni, a w ten sposób odciąć się od sensu i przekazu, jaki miał płynąć z historii Człowieka, który zagrał ze Śmiercią w szachy. Po wyjściu z teatru zastanawiałam się, z czym wracam do domu. W mojej pamięci pozostała mapa rzeczy zamiast formacji kiełkujących myśli. Może wynikało to ze zbyt dużego przywiązania do pierwowzoru Bergmanowska historia, Bergmanowskie postacie, symbole, cytaty. Gdyby odejść nieco od oryginału i pozwolić wypłynąć własnym pomysłom, posprzeczać się z Bergmanem, być może udałoby się stworzyć własny komentarz do tej kultowej historii.

TaniecPolska (miniaturka)

7 pieczęć

Scenariusz, reżyseria (inspirowane dziełami Ingmara Bergmana): Jacek Krawczyk

Choreografia, kreacje aktorskie, taniec: Joanna Czajkowska, Jacek Krawczyk, Grzegorz Sierzputowski, Aleksandra Foltman, Róża Kołoda, Wiktoria Rudnik

Muzyka: Mariusz Noskowiak

Światło: Mateusz Gierc

Wizualizacje: Łukasz Boros

Scenografia: Jacek Krawczyk

Kostiumy: STT

Realizacja filmu: Piotr Czarnecki

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close