Marcel Mauss, jeden z klasyków dwudziestowiecznej antropologii społecznej, naszkicował niegdyś projekt badawczy pod tytułem Sposoby posługiwania się ciałem. Przypomnę, że francuski antropolog postulował opis rozmaitych technik cielesnych – zróżnicowanych w zależności od płci, wieku, sprawności, edukacji, religii… Mogą to być różne pozycje przyjmowane przez kobiety przy porodzie, sposoby jedzenia i picia, pielęgnacji niemowląt czy higieny osobistej. Mauss gotów byłby dzielić ludzkość na ludy kucające i ludy siedzące, na społeczności z kołyskami i społeczności bez kołysek. Te różnice mają charakter terytorialny, ale historycznie też ulegają zmianom. Zmieniały się techniki jazdy konnej (o czym nie zawsze chcą pamiętać reżyserzy filmów historyczno-batalistycznych), ewoluowały style pływackie, na moich oczach spektakularnej modyfikacji uległa technika skoku wzwyż, nazwana flopem. Tego typu obserwacje prowadzą przecież nie tylko etnografowie czy antropolodzy, ale też artyści, a zwłaszcza twórcy teatralni – aktorzy i tancerze, reżyserzy i choreografowie.
Bohaterowi filmu Christophera Nolana Memento, który wskutek urazu utracił zdolność zapamiętywania bieżącego toku życia, własne ciało służy za tablicę pamięci. Na wygolonej skórze metodycznie utrwala tatuażem najistotniejsze fakty z podjętego prywatnie dochodzenia. W czasach, gdy coraz więcej danych powierzamy cyfrowej pamięci naszych przenośnych urządzeń (a wręcz umieszczając je w „chmurze”), film Nolana przekornie opowiada o ciele jako nieodzownym wehikule pamięci.
Istnieje bowiem pamięć cielesna głębsza niż powierzchnia skóry, niż tatuaż. Aktorzy teatralni pamiętają tekst roli całym ciałem, jako że słowa skojarzone są z sytuacją, z ruchem, z kostiumem, z gestem, z rekwizytem, z partnerem. Zresztą nie tylko aktorzy, ale i my wszyscy zapamiętujemy w ten sposób swoje role w teatrze życia codziennego. Ciało w nikłym już stopniu pozostaje łącznikiem z naturą, coraz bardziej okazuje się nosicielem społecznych konwenansów.
Marcel Mauss, jeden z klasyków dwudziestowiecznej antropologii społecznej, naszkicował niegdyś projekt badawczy pod tytułem Sposoby posługiwania się ciałem. Przypomnę, że francuski antropolog postulował opis rozmaitych technik cielesnych – zróżnicowanych w zależności od płci, wieku, sprawności, edukacji, religii… Mogą to być różne pozycje przyjmowane przez kobiety przy porodzie, sposoby jedzenia i picia, pielęgnacji niemowląt czy higieny osobistej. Mauss gotów byłby dzielić ludzkość na ludy kucające i ludy siedzące, na społeczności z kołyskami i społeczności bez kołysek. Te różnice mają charakter terytorialny, ale historycznie też ulegają zmianom. Zmieniały się techniki jazdy konnej (o czym nie zawsze chcą pamiętać reżyserzy filmów historyczno-batalistycznych), ewoluowały style pływackie, na moich oczach spektakularnej modyfikacji uległa technika skoku wzwyż, nazwana flopem.
Tego typu obserwacje prowadzą przecież nie tylko etnografowie czy antropolodzy, ale też artyści, a zwłaszcza twórcy teatralni – aktorzy i tancerze, reżyserzy i choreografowie. Claude Levi-Strauss pisał, że archeologia zwyczajów związanych z ciałem – nawet gesty na pozór tak nic nie znaczące jak ułożenie ręki podczas oddawania moczu przez mężczyznę – może dostarczyć historykowi kultur wiadomości równie cennych jak zabytki sztuki czy piśmiennictwo. I nie przypuszczał nawet, dając ten „urynalny” przykład, jaki użytek z podobnych obserwacji poczynią Irena Kwiatkowska i Hanna Skarżanka w niezapomnianej scenie z Wieczoru Trzech Króli w reżyserii Jana Kulczyńskiego (1976), gdy przewrotnie obsadzone jako sir Andrzej Chudogęba i sir Tobiasz Czkawka obie aktorki odgrywały siusianie męskim sposobem pod ścianą Starej Prochowni, rozbawiając widzów do łez.
A skoro już znaleźliśmy się w minionej epoce… W czasach realnego socjalizmu” niektóre części ciała były mniej, a niektóre bardziej przydatne. Szczególnie użyteczne okazywały się łokcie (zwłaszcza w środkach komunikacji), dobrze było też „mieć plecy”, ale te „plecy” oznaczały towarzyskie zaplecze. Kto miał silne (fizycznie) łokcie, przesuwał się do przodu, kto miał mocne (towarzysko) „plecy”, awansował, nie musiał też przesiadywać w poczekalniach ani wystawać w kolejkach. Bo w Peerelu jedną z podstawowych funkcji ciała było stanie w kolejce albo siedzenie w poczekalni.
Światowy ruch hippisowski lat sześćdziesiątych zerwał z żurnalowym modelem człowieka „spod igły”, podobnego do manekina z wystawy. Hipiski i studentki zrzuciły staniki i na równi z młodymi mężczyznami zaczęły ubierać się w jeansy oraz T-shirty (tak zrodził się styl unisex). Wcześniej młode dziewczyny jak najszybciej chciały nosić się jak dojrzałe kobiety, toteż wzorem swych matek przywdziewały sukienki na krochmalonych halkach (takie usztywnione panienki można zobaczyć w filmie Janusza Morgensterna Do widzenia, do jutra). Od czasu rewolty „dzieci-kwiatów” matki wzorują się na swych córkach, chcą być wiecznymi dziewczynami. A ojcowie chodzą w jeansach nawet na emeryturze. Rewolucja obyczajowa, jakiej dokonała generacja hipisów, przeobraziła nasz stosunek do ciała, dowartościowała seksualność, zmniejszyła dystans między obu płciami, uczyniła z cielesności bodaj podstawowe dobro naturalne, dając jeszcze impuls do wypracowania równościowych relacji społecznych.
Późniejsza rewolucja informatyczna dokonała przekształceń nie tylko w sferze technologii, ale również w funkcjonowaniu naszych ciał. W ostatnich latach zauważalnie zmieniła się na przykład funkcja ręki. Celebrowane składanie pocałunku na damskiej dłoni, nieśpieszne nabijanie fajki tytoniem, wystudiowane palenie papierosa, wymowne uchylanie kapelusza czy składanie podpisu… Każda z tych czynności to był niegdyś cały rytuał, dziś znany młodym chyba już tylko z filmów. Obecnie odręczny podpis stracił swój majestat, nieubłaganie wyparty przez Personal Identity Number – kombinację kilku znaków, którą muszą zapamiętać nasze palce. „Moja żywa ręka jest taka posłuszna. Robi wszystko, co pomyślę” – mówił swego czasu Bohater Kartoteki Tadeusza Różewicza. Niegdyś ręka była przedłużeniem naszej woli; teraz nasza ręka myśli za nas, pamięta niekiedy więcej kodów dostępu niż nasza świadomość, a gdy tylko w jej zasięgu znajdzie się ekran smartfona, zaczyna żyć własnym życiem, przenosząc nas w inny, wirtualny świat. Przykazanie naszych babć i cioć „Nie trzymaj rąk w kieszeniach” stało się całkiem nieaktualne, gdyż teraz ręce same lgną do klawiatury, pragną scrollować, esemesować czy co tam jeszcze, nawet gdy pchamy wózek z dzieckiem czy, o zgrozo, prowadzimy samochód.
A jak odmieni nasze ciała doświadczenie pandemii?
Wydawca
taniecPOLSKA.pl