W żargonie baletowym jest określenie „zejść z drążka” lub „zejść z lekcji”, odnoszące się do wcześniejszego zakończenia przez tancerza codziennej rozgrzewki, rozpoczynającej każdy dzień pracy. W tym roku z wielkiej sali baletowej, zwanej światem, wyszli Teresa Kujawa, Ewa Głowacka, Zbigniew Juchnowski, Franciszek Knapik, Zdzisław Ćwioro, Łukasz Gruziel, Witold Zapała, Grzegorz Jaśniak, Mariusz Bach. Różne generacje, losy i przebiegi karier, różna rola, jaką odegrali w polskim balecie, ale łączyło ich jedno – byli tancerzami. Pozostawili po sobie puste miejsca „przy drążku”. Niepisanym zwyczajem teatralnym za moich czasów było to, że takiego pustego miejsca z szacunku dla nieobecnego tancerza się nie zajmowało, pozostawiając je wolnym do jego powrotu. Jednak lekcja baletu, którą jest życie rządzi się swoimi prawami i wychodzi się z niej bezpowrotnie. Co zatem pozostaje?

Wersja do druku

Udostępnij

„Byli chłopcy byli, ale się mineli i my się miniemé po malućkiej kwili” – te słowa Jana Krzeptowskiego, Sabały, legendy Podhala dźwięczą mi w głowie, kiedy myślę o artystach polskiego baletu, którzy odeszli od nas w tym roku.

W żargonie baletowym jest określenie „zejść z drążka” lub „zejść z lekcji”, odnoszące się do wcześniejszego zakończenia przez tancerza codziennej rozgrzewki, rozpoczynającej każdy dzień pracy. W tym roku z wielkiej sali baletowej, zwanej światem, wyszli Teresa Kujawa, Ewa Głowacka, Zbigniew Juchnowski, Franciszek Knapik, Zdzisław Ćwioro, Łukasz Gruziel, Witold Zapała, Grzegorz Jaśniak, Mariusz Bach. Różne generacje, losy i przebiegi karier, różna rola, jaką odegrali w polskim balecie, ale łączyło ich jedno – byli tancerzami. Pozostawili po sobie puste miejsca „przy drążku”. Niepisanym zwyczajem teatralnym za moich czasów było to, że takiego pustego miejsca z szacunku dla nieobecnego tancerza się nie zajmowało, pozostawiając je wolnym do jego powrotu. Jednak lekcja baletu, którą jest życie rządzi się swoimi prawami i wychodzi się z niej bezpowrotnie. Co zatem pozostaje?

Zdjęcia, nagrania filmowe, programy teatralne, plakaty – świadectwa ich pracy, osiągnięć i sztuki. Wspaniale, że dzięki takim inicjatywom jak archiwum Teatru Wielkiego – Opery Narodowej czy Cyfrowe Muzeum Teatru Wielkiego w Łodzi mamy do nich dostęp.

Można powiedzieć, że dużo, ale jakże niewiele w sztuce tańca, najbardziej chyba ulotnej ze sztuk, dziejącej się „tu i teraz”, w bezpośrednim kontakcie miedzy sceną a widownią, opartej nie tylko na tym, co widzialne, ale chyba przede wszystkim na magicznym przepływie energii.

Gdzie więc można jeszcze szukać prawdy o artystach, którzy odeszli? Myślę, że w pamięci i świadectwach ludzi, którym dane było spotkać ich na swojej drodze. Takie spotkania mogły mieć bardzo różny czas trwania i formę: artysta – widz, mistrz – uczeń, choreograf – tancerz, tancerz – tancerz.

Moje wspomnienia są z natury rzeczy tylko subiektywnym spojrzeniem, ale myślę, że na przecięciu różnych perspektyw indywidualnych może wyłonić się obraz człowieka i artysty.

Dane mi było spotykać wszystkich tancerzy, którzy odeszli od nas w tym roku. Chciałbym jednak szczególnie wspomnieć tych, z którymi miałem bliski kontakt przez wiele lat wspólnej pracy w teatrze – Grzegorza, Zdzisława, Łukasza i Ewę.

Gdy myślę o nich, pojawiają się obrazy. Fragmenty prób, momenty za kulisami na chwilę przed wyjściem na scenę, przelotne spotkania na ulicy, zabawne sytuacje na wyjazdach, obserwowanie z widowni lub zza kulis, jak tańczą, rozmowy w garderobie, spotkania na wakacjach. Okruchy wspomnień, które są we mnie wciąż żywe i sprawiają, że tak trudno uwierzyć, że ich bohaterowie odeszli od nas na zawsze.

Z Grzegorzem zaczęliśmy pracę w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie mniej więcej w tym samym czasie, na początku lat dziewięćdziesiątych. Pamiętam go w tańcu rosyjskim w Dziadku do orzechów, szybującego w skoku w pełnym szpagacie ponad głowami partnerek. Grzegorz, oprócz tańca, interesował się scenografią i tej dziedzinie sztuki poświęcił się po zakończeniu przygody z tańcem. Był autorem między innymi dekoracji do poznańskiej inscenizacji Dziadka… w choreografii Sławomira Woźniaka.

Spotkanie z Ewą, Łukaszem i Zdzisławem było zetknięciem z legendami, które w bezpośrednim kontakcie stały się żywymi ludźmi, kolegami z garderoby, sali baletowej, sceny, partnerami scenicznymi.

Ze Zdzisławem, którego w latach osiemdziesiątych oglądałem w wielu partiach na scenie Teatru Wielkiego – Opery Narodowej, sam będąc wtedy w Centralnym Zespole Artystycznym Wojska Polskiego, przez wiele lat mojej późniejszej pracy w teatrze dzieliłem garderobę. Pamiętam, że kiedy przyszedłem z Łodzi do Teatru Wielkiego w Warszawie i zacząłem tańczyć większe role, odczuwałem niezwykły respekt, graniczący wręcz z lękiem, przed krytycznymi uwagami z jego strony, uznanego solisty. Z czasem dotarło do mnie, że pod niekiedy szorstkim sposobem bycia kryła się życzliwość i chęć pomocy.

Bardzo charakterystyczną cechą Zdzisława była pedanteria, która przejawiała się między innymi w idealnym porządku panującym na jego konsoli w garderobie. Nie mogła ujść jego uwadze najmniejsza zmiana w ułożeniu na niej przedmiotów, co czasem koledzy wykorzystywali do robienia niewinnych żartów, przestawiając je nieznacznie, kiedy był pod prysznicem. Zdzisław po powrocie nie dawał za wygraną dopóki nie przywrócił pierwotnego „idealnego” stanu.

Kiedy w połowie lat osiemdziesiątych odbywałem służbę wojskową w Warszawie, oglądałem Łukasza w wielu kreacjach, między innymi w Lalkach w choreografii Alberto Mendeza, balecie Miłość, ból, świat i marzenie Johna Neumeiera, Twilight Hansa Van Mannena. Gdy już pracowałem z nim w teatrze, podziwiałem jego determinację, by tańczyć jak najwięcej i jak najlepiej. Myślę, że doceniam ją jeszcze bardziej teraz, z perspektywy lat. Miał niezwykłą ambicję i wolę tańczenia – był moim zdaniem prawdziwym baletowym samcem alfa. Posiadał bardzo szerokie emploi, charyzmę i talent aktorski, co pozwalało mu tańczyć ogromny i zróżnicowany repertuar, jak w przypadku Córki źle strzeżonej”, w której zatańczył Collasa, Alaina i Wdowę Simone, czy Greka Zorby, w którym zatańczył Johna, Yorgosa i Zorbę. Znając Łukasza, myślę, że byłby najszczęśliwszy, gdyby mógł je zatańczyć wszystkie jednocześnie w jednym spektaklu. Było dla mnie wyróżnieniem, że dzieliłem z nim takie role jak Mędrzec w Święcie wiosny Emila Wesołowskiego czy Stary w Cudownym Mandarynie w tej samejchoreografii. Po zakończeniu kariery Łukasz realizował się jako pedagog w warszawskiej Ogólnokształcącej Szkole Baletowej i widziałem pasję i zaangażowanie, z jakimi to robił.

I najważniejsze dla mnie spotkanie – z Ewą Głowacką. Widziałem Ewę jako dziesięcioletni chłopiec w balecie Księżycowy Renifer i to doświadczenie na zawsze zdefiniowało dla mnie pojęcie piękna w balecie. Po wielu latach, jako tancerz baletu Teatru Wielkiego – Opery Narodowej, miałem zaszczyt partnerować jej na scenie. Świadomość, że mam być partnerem wielkiej gwiazdy działała na mnie na początku paraliżująco, ale bardzo szybko, w trakcie prób, to uczucie minęło, a praca z Ewą była dla mnie wielką szkołą prawdziwego partnerstwa na scenie, wyrażającego się w zaufaniu i akceptacji. Troska o innych była tym, co wyróżniało Ewę w relacjach z bliskimi, kolegami i uczniami. Profesjonalizm Ewy, jej delikatność i ogromna kultura połączone z poczuciem humoru oraz dystansem do siebie i świata sprawiały, że praca z nią była ogromną przyjemnością.

Ewa użyczała swojej wrażliwości postaciom kreowanym przez siebie, Aurorze, Odetcie, Giselle i ta magiczna energia emanowała ze sceny. Bardzo miłym epizodem w mojej pracy z Ewą był występ w jednym z pierwszych teleturniejów Czar Par, gdzie tańczyliśmy, o ile pamiętam, walca z Maskarady w choreografii Zosi Rudnickiej, stając się na moment „gwiazdami zbiorowej wyobraźni”.

Kiedy czasem przechodzę ulicą Moliera wzdłuż gmachu Opery i patrzę w ciemne okna garderób na drugim piętrze, to myślę o tych wszystkich, żywych i umarłych, dla których były one drugim domem.

Zacząłem tekst akcentem podhalańskim i takim samym akcentem chcę go zakończyć.

Na bramie Starego Cmentarza w Zakopanem widnieje napis „Narody, tracąc pamięć, tracą życie”. Myślę, że prawda ta dotyczy wszystkich wspólnot.

Copyright taniecPOLSKA.pl (miniaturka)

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

powiązane

Bibliografia

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close