Premierowy spektakl baletu Romeo i Julia w choreografii Paula Chalmera 21 kwietnia br. zainaugurował XXV Bydgoski Festiwal Operowy. Przedstawienie w wykonaniu baletu i orkiestry bydgoskiej Opery Nova spotkało się z bardzo ciepłym przyjęciem festiwalowej publiczności. Choć to balet XX-wieczny, Romeo i Julia Siergieja Prokofiewa od dawna zaliczany jest do tzw. żelaznego repertuaru i mimo że o dzieło bardzo wymagające, zarówno w warstwie muzycznej, jak i inscenizacyjnej, należy do najpopularniejszych na wszystkich tanecznych scenach świata. Paul Chalmer, kanadyjski tancerz i choreograf, związany jako pierwszy solista głównie z zespołami Stuttgarter Ballett i Les Ballets de Monte Carlo, a później jako baletmistrz z Semperoper w Dreźnie i Leipziger Ballett, pracował już w Polsce dwukrotnie.
Premierowy spektakl baletu Romeo i Julia w choreografii Paula Chalmera 21 kwietnia br. zainaugurował XXV Bydgoski Festiwal Operowy. Przedstawienie w wykonaniu baletu i orkiestry bydgoskiej Opery Nova spotkało się z bardzo ciepłym przyjęciem festiwalowej publiczności. Nic dziwnego, bo i muzyka Prokofiewa, i tragiczna historia młodych kochanków opowiedziana w różnych ujęciach za pomocą tańca porusza widzów na całym świecie już od 80 lat. I w warstwie muzycznej, i dramaturgicznej to dzieło bardzo oddziałujące na emocje, a poszczególne realizacje na tyle różnią się od siebie formalnymi rozwiązaniami (balet ten, w przeciwieństwie do XIX-wiecznych, klasycznych dzieł, nie ma jednej, kanonicznej, jedynie modyfikowanej wersji), że każda premiera budzi wielkie zaciekawienie.
Choć to balet XX-wieczny, Romeo i Julia Siergieja Prokofiewa od dawna zaliczany jest do tzw. żelaznego repertuaru i mimo że o dzieło bardzo wymagające, zarówno w warstwie muzycznej, jak i inscenizacyjnej, należy do najpopularniejszych na wszystkich tanecznych scenach świata. Od jego nieco zapomnianej prapremiery w 1938 roku w Brnie (w choreografii Iwana Psoty, która nie przetrwała), a właściwie od jego wystawienia w Leningradzie w 1940 roku w choreografii Leonida Ławrowskiego, powstały dziesiątki różnych interpretacji tanecznej wersji opowieści o kochankach z Werony. Wielu twórców wzorowało się i wzoruje oczywiście na pierwszej choreografii Ławrowskiego, osadzonej w renesansowych dekoracjach, z wykorzystaniem klasycznej techniki tańca z elementami tańców charakterystycznych i stylizacji historycznej, z kobiecym tańcem na pointach. Drugą inscenizacją i wersją choreograficzną, która bardzo wpłynęła na wielu światowych twórców jest interpretacja Jurija Grigorowicza przygotowana dla Teatru Bolszoj. Ta nowoczesna, jak na owe czasy (1979), plakatowa realizacja, operowała skontrastowanym z subtelną klasyką ruchem postaci męskich, z pełnymi siły i wyrazistymi obrazami, wśród których wyróżniał się słynny taniec rycerski, zwany też tańcem z poduszkami, bo podczas niego kobiety nosiły w dłoniach małe poduszeczki, które rzucały w odpowiednim momencie na podłogę, aby tancerze mogli na nich przyklęknąć. Bardzo znane są też wersje choreograficzne Johna Cranki, czy Kennetha MacMillana.
Paul Chalmer, kanadyjski tancerz i choreograf, związany jako pierwszy solista głównie z zespołami Stuttgarter Ballett i Les Ballets de Monte Carlo, a później jako baletmistrz z Semperoper w Dreźnie i Leipziger Ballett, pracował już w Polsce dwukrotnie. W Teatrze Wielkim w Poznaniu wystawił Kopciuszka z muzyką Prokofiewa, a w Bydgoszczy, z wielkim sukcesem – Dziadka do orzechów Piotra Czajkowskiego. Oba te spektakle wywarły na mnie wielkie wrażenie, więc i na Romea i Julię czekałam z dużymi nadziejami. U Chalmera najbardziej cenię umiejętność odświeżania choreografii przez niebanalne zakomponowanie większych i mniejszych grup tancerzy w scenach zbiorowych, wywołanie wrażenia, że na scenie jest więcej par, niż się zdaje, ponieważ choreograf rzadko korzysta z tańca synchronicznego, jednakowego dla całego corps de ballet. Ponadto u Chalmera można mówić o integralnej z choreografią reżyserii, własnym podejściu, a nawet drobnych zmianach w dramaturgii poszczególnych dzieł. Czy tak było również w przypadku baletu Romeo i Julia?
Choreograf postanowił przenieść akcję z wczesnorenesansowej Werony do Londynu czasów Szekspira, jako że za czasów dramatopisarza jego utwory były wystawiane z małą dbałością o realia historyczne, w kostiumie – jak byśmy dziś powiedzieli – współczesnym. Przez dwa akty bardzo „uwierała” mnie pod względem estetycznym scenografia zaprojektowana przez Dianę Marszałek, a i wiele kostiumów pomysłu Agaty Uchman trudno mi było zaakceptować. A ponieważ balet to sztuka na wskroś wizualna, to nawet przy wielkim wysiłku trudno oddzielić elementy inscenizacji od samego tańca i tanecznej opowieści.
Drewniane arkady w tle, przywodzące na myśl teatr The Globe, jeszcze jakoś się broniły, ale brzydkie ażurowe mury i murki na pierwszym planie nie wyglądały ani wystarczająco prawdziwie (w tej skądinąd jednak realistycznej inscenizacji), ani też dość estetycznie pod względem czysto teatralnym. Nawet doceniając pewne rozwiązania choreograficzne i pomysły reżyserskie (np. początek drugiej sceny, taniec masek, rozbudowaną partia Benwolia i Parysa, tańce na rynku na początku II aktu), nie zawsze akceptowało się ich wizualną formę, budowaną przez kostiumy, dość ciemne barwy scenografii i przyćmione, jakby szarawe światło. Podobne zastrzeżenia pojawiały się u mnie co chwila przy kostiumach: a to pogrubiały tancerki (w scenie na rynku w II akcie), a to zaburzały sylwetki tancerzy (np. kubrak Romea w I i II akcie) – a już bardzo nieładna wierzchnia suknia Julii w momencie zaślubin, w dziwacznym, ni to czerwonym, ni pomarańczowym kolorze, przyprawiła mnie o prawdziwy szok estetyczny. Nie wszędzie oczywiście było tak źle – stroje Merkucja i Benwolia, państwa Kapulet i Montekich, Tybalta wreszcie mogły się podobać, a złote kostiumy baletowe w tańcu rycerskim olśniewały.
Sama choreografia Paula Chalmera także miała kilka zaskakujących, tym razem niestety negatywnie, momentów. Przede wszystkim słynny komiczny taniec Merkucja na balu u Kapuletów był w dużo większym stopniu rozdzielony pomiędzy dwóch przyjaciół Romea, a kończył się na pustej scenie, co trudno uzasadnić dramaturgicznie, bo tym tańcem wesołek stara się odwrócić uwagę Tybalta i innych gości od jawnego zainteresowania Romea Julią. Sam taniec rycerski też nie wywierał spodziewanego wrażenia, podobnie jak pierwsze wejście Julii, o dziwo w dużym gronie przyjaciółek, tak, że duża część publiczności nie była w stanie wyłowić wśród nich protagonistki. Imponujący był za to wstęp orkiestrowy do III aktu z wizją dwóch pogrzebów – uśmierconych w finale poprzedniego aktu Tybalta i Merkucja i z postacią Romea z zakrwawionymi dłońmi. Zaskoczyło mnie zaś rozwiązanie sceny poranka z początku III aktu, kiedy to według planu dramaturgicznego Romeo i Julia budzą się po swojej nocy poślubnej na dźwięk śpiewu skowronka. Tymczasem u Chalmera w tym momencie Romeo dopiero przybywa do Julii, z krwią jej kuzyna Tybalta na ubraniu i po miłosnym duecie, który jednak nie sugeruje odbycia nocy poślubnej – odchodzi.
Na kilka słów zasługuje zaprezentowanie postaci Tybalta jako gburowatego i skłonnego do bitki osiłka – szermierza, dumnego ze swoich umiejętności, które ćwiczy nawet na początku drugiej sceny aktu I – tam, gdzie zwykle mamy do czynienia z wejściem Julii i Piastunki (co zostało przesunięte o kilkadziesiąt taktów partytury dalej). Tryumfem choreografa, czy w tym wypadku bardziej reżysera spektaklu, jest końcówka przedstawienia: dramatycznie odmalowane zmagania Julii z przeciwnościami losu, jej wyprawa do celi ojca Laurentego, a potem wahanie przed zażyciem usypiającego specyfiku. Chalmer dodał tu widziadła zabitych Tybalta i Merkucja podających dziewczynie do wyboru sztylet (samobójstwo) i napój nasenny. Piękny był też szczegół reżyserski: gdy rodzice i narzeczony Julii stwierdzają jej rzekomą śmierć, Parys w osłupieniu powoli postępuje ku łożu swej niedoszłej małżonki, gubiąc po drodze wielkie kwiaty lilii, które przyniósł na ślubny poranek. Wspaniale inscenizacyjnie i dramaturgicznie zakomponowany został także finał, który wywołuje wielkie wrażenie nie tylko dzięki prawdziwie wzruszającemu aktorstwu pary głównych wykonawców, ale także dzięki użyciu teatralnej maszynerii, dzięki której sypialnia Julii spektakularnie przeistacza się w mroczne cmentarne katakumby.
Artyści obsadzeni w głównych partiach z reguły dobrze sobie z nimi poradzili pod względem technicznym, ale pod względem interpretacyjno-aktorskim jest kilka rzeczydo doszlifowania, a może po prostu premierowa trema nie pozwoliła im mocniej wcielić się w swoje role. Bardzo dobry był wspomniany już Tybalt w wykonaniu Tomasza Wojciechowskiego. Wyraziście i dość sympatycznie została także zarysowana postać Parysa – w tej roli Tomasz Siedlecki – choć w swym jedynym tańcu solo w III akcie artysta był chyba zbyt zestresowany. Z pary Merkucjo – Benwolio bardziej przypadł mi do gustu Takumi Mitsuhaski jako wesoły, beztroski Benwolio, był też swobodniejszy tanecznie. Krzysztof Górski w roli kpiarza Merkucja niestety mnie nie olśnił, ale podołał partii tanecznie. Romeo Pawła Nowickiego był precyzyjny technicznie, ale przede wszystkim bardzo subtelny aktorsko, prawdziwie romantyczny bohater na końcu przemieniający się w dużej klasy tragika. Stworzył on bardzo zgraną parę z Natalią Ścibak w roli Julii. Ścibak wolniej i dłużej budowała swoją postać, na początku trochę blado wypadła w partii młodziutkiej wesołej panny Kapulet, by w trakcie przedstawienia, na oczach widzów zyskać sceniczną charyzmę i swobodę w ostatnich, dramatycznych scenach. Tańczyła przepięknie. Orkiestra pod batutą Macieja Figasa dobrze partnerowała tancerzom i przede wszystkim wydobywała z muzyki Prokofiewa wszystkie silne emocje, które Szekspir zawarł w swoim dramacie, a kompozytor w partyturze. Niestety, nie we wszystkich momentach instrumentaliści poradzili sobie z trudną materią muzyki Prokofiewa i słyszalne były nieczystości wykonania.
Romeo i Julia
Wykonawcy: Balet i Orkiestra Opery Nova w Bydgoszczy
Realizatorzy:
Choreografia: Paul Chalmer
Kierownictwo muzyczne: Maciej Figas
Scenografia:Diana Marszałek
Kostiumy:Agata Uchman
Reżyseria świateł: Maciej Igielski
Asystentka choreografa: Aurora Benelli.
Premiera: 21 kwietnia 2018 w ramach XV Bydgoskiego Festiwalu Operowego
Wydawca
taniecPOLSKA.pl