Utarło się w europejskiej, a potem światowej tradycji, że spektaklowi teatralnemu z reguły towarzyszy program: wydawnictwo mniejszych lub większych rozmiarów, które oprócz informacji podstawowych i ważnych dla widza, jak obsada, spis twórców i realizatorów, czasem streszczenie utworu lub nawet cały jego tekst, – zawiera dodatkowe materiały mające wzbogacić i skomentować odbiór dzieła. W początkach sztuki operowej taki „program” nazywano po prostu libretto (po włosku „książeczka”), a z czasem słowo to zaczęło oznaczać także tekst śpiewany w operze, literacką warstwę przedstawienia. Dziś potocznie to także tyle, co streszczenie akcji.
Utarło się w europejskiej, a potem światowej tradycji, że spektaklowi teatralnemu z reguły towarzyszy program: wydawnictwo mniejszych lub większych rozmiarów, które oprócz informacji podstawowych i ważnych dla widza, jak obsada, spis twórców i realizatorów, czasem streszczenie utworu lub nawet cały jego tekst, – zawiera dodatkowe materiały mające wzbogacić i skomentować odbiór dzieła. W początkach sztuki operowej taki „program” nazywano po prostu libretto (po włosku „książeczka”), a z czasem słowo to zaczęło oznaczać także tekst śpiewany w operze, literacką warstwę przedstawienia. Dziś potocznie to także tyle, co streszczenie akcji.
Balety również miały i mają swoje „libretta” – w obu znaczeniach tego słowa. Libreciści baletowi to twórcy literackiej warstwy przedstawienia tanecznego, jego dramaturgicznej kanwy, spisanej i najczęściej dołączonej do partytury, a także streszczonej w programie. W dawniejszych czasach „libretta” baletowe zawierały dość dokładne scenariusze akcji scenicznej, nierzadko z wpisanymi „dialogami” między postaciami. Widz nabywszy taką „książeczkę”, mógł sobie przeczytać, co bohater „mówi” do bohaterki, podczas gdy na scenie tancerze przemawiają do siebie tylko mową gestów i tanecznej ekspresji. Dziś już raczej nie dowiemy się z programu, jakimi słowami Odetta zwróciła się do księcia Zygfryda nad jeziorem (łabędzim oczywiście), ale do sięgania po programy baletowe bardzo zachęcam, nie tylko dlatego, że zdarza mi się samej czasem coś w nich opublikować.
Wydawnictwa teatrów operowo-baletowych, bo w ramach takich instytucji działają zespoły baletowe w Polsce, zwykle zawierają dużo więcej ciekawych treści dotyczących danego tytułu czy wystawienia, niż tylko podstawowe. Obecnie, gdy zarówno narzędzia komunikacji , jak i łatwość podróżowania na to pozwalają, dużo częściej znajdziemy w programach wywiady z twórcami i realizatorami spektaklu, bo nawet ci najwięksi są bardziej dostępni, i często na dłużej przyjeżdżają do teatru wystawiającego ich dzieło. Dzięki temu miłośnik baletu otrzymuje często jedyny wyczerpujący i kompetentny wywiad z artystą baletu, bo, jak wiemy, na nasze współczesne media głównego nurtu nie bardzo można w tej mierze liczyć.
Niezwykle cenne, a niekiedy wręcz bezcenne z punktu widzenia polskiego miłośnika baletu, bywają teksty historyczne i teoretyczne dotyczące poszczególnych dzieł lub twórców. Często są one pisane na zamówienie teatru i wymagają uprzednich studiów. Czasem to fragmenty książek lub artykułów, które nie ukazały się dotąd w Polsce. Gromadzenie programów zawierających tego typu publikacje równa się gromadzeniu biblioteczki specjalistycznej, bo często są to omówienia dzieł mniej znanych i rzadko wystawianych, w dodatku zaktualizowane do dzisiejszego stanu wiedzy, w przeciwieństwie do wydawanych w naszym kraju kompendiów z lat 60. i 70.. Pod tym względem niezwykle wręcz wartościowe były i są programy do spektakli baletu Teatru Wielkiego w Warszawie, obecnie Polskiego Baletu Narodowego, które Paweł Chynowski, dawniej kierownik literacki teatru, a dziś zastępca dyrektora Polskiego Baletu Narodowego, wzbogaca o przeróżne chronologiczne zestawienia realizacji danego tytułu na scenach polskich i światowych, czy też omówienia dotyczące epoki powstania i wybitnych wykonawców prezentowanego baletu.
Wreszcie ikonografia: przyznam, że podstawowe obrazy i fotografie przedstawiające dawne gwiazdy baletu i historyczne inscenizacje poznawałam właśnie z – początkowo bardzo złej jakości (lata 80.), a potem coraz lepszych – reprodukcji zamieszczanych właśnie w programach. Balet jest na tyle niszową sztuką, zwłaszcza w Polsce, że w tzw. szerokim obiegu czy przestrzeni publicznej trudno się natknąć na zdjęcia Anny Pawłowej czy nawet Wacława Niżyńskiego, o projektach scenograficznych z XIX wieku nie wspominając. W programach teatralnych często były to przedruki z zaprzyjaźnionych źródeł, czyli bibliotek i archiwów ośrodków baletowych, z których przyjeżdżali do nas realizujący spektakle artyści, albo – co jeszcze cenniejsze – z ich prywatnych archiwów.
Dziś sama mam przywilej pisania tekstów do programów i czuję z tego tytułu wielką odpowiedzialność, bo wiem, a w tym tekście także do tego namawiam, że program to nie druk ulotny – warto go zachować, kolekcjonować, archiwizować. W związku z tym opublikowane w nim materiały powinny być najwyższej próby, wartościowe i dziś, i za kilka lat, gdy staną się dla kogoś źródłem wiedzy nie tylko o spektaklu, któremu towarzyszyły, ale wiedzy o balecie w ogóle. Przyznam szczerze, że – również z tego powodu, choć nie tylko – nie przepadam za tzw. tekstami „kontekstowymi”, umieszczanymi dziś w niektórych programach, w których specjalista w swojej dziedzinie, ale nie mający nic wspólnego z tańcem usiłuje jakoś nawiązać albo „odkryć” jakieś związki swojej dziedziny np. z. treścią danego baletu. Pełno w nich „umizgów” do współczesności, czytania XIX-wiecznych dzieł z dzisiejszej perspektywy, naiwnych wycieczek w stronę popkultury. Płytkie to i za kilka lat się zdezaktualizuje –nikt nie będzie już pamiętał o modnych przez jeden sezon filozofach, krótkotrwałych trendach i przemijających stylach oraz postaciach z kręgu kultury popularnej.
Widzowie coraz mniej chętnie sięgają po programy baletowe w teatrach: bo to dodatkowy wydatek, a książki programowe są wprawdzie coraz piękniejsze, ale i coraz droższe, bo przecież streszczenie można przed przedstawieniem przeczytać w Internecie… Ja jednak ze wszystkich wyżej wymienionych powodów namawiam, parafrazując Gałczyńskiego: „kupujcie dziewczęta programy, kupujcie do jasnej cholery!” I chłopcy też!
Wydawca
taniecPOLSKA.pl