Po raz kolejny widzowie zgromadzeni w Sali Operowej Centrum Spotkania Kultur w Lublinie otrzymali z okazji Międzynarodowego Dnia Tańca przepiękny taneczny prezent – tym razem było to spotkanie z Hofeshem Shechterem jego zespołem Hofesh Shechter Company z Wielkiej Brytanii. Pokaz Grand Finale to pierwszy, i póki co, jedyny występ tej brytyjskiej grupy w Polsce. Poprzedziły go informacje medialne na temat spektakularnych osiągnięć Shechtera w dziedzinie współczesnej choreografii (jego twórczość znana jest w naszym kraju niewielkiej grupie specjalistów), z tym większym zainteresowaniem publiczność czekała na występ zespołu.Teatralny styl prac Shechtera często określany jako ponury, posępny, przepełniony anarchistyczną energią i brutalnym dowcipem, choć jednocześnie zabawny i piękny, ukształtował się pod wpływem osobistych doświadczeń oraz wszechobecnego społecznego niepokoju wobec zagrożeń współczesnego świata i niestabilnej rzeczywistości. W wielu wywiadach artysta podkreśla, iż jego sztuka ma charakter autobiograficzny i przesycona jest gniewem, który po prostu musi eksplodować.
Po raz kolejny widzowie zgromadzeni w Sali Operowej Centrum Spotkania Kultur w Lublinie otrzymali z okazji Międzynarodowego Dnia Tańca przepiękny taneczny prezent – tym razem było to spotkanie z Hofeshem Shechterem jego zespołem Hofesh Shechter Company z Wielkiej Brytanii. Warto tu przypomnieć, że w poprzednich latach na scenie Centrum gościły zespoły takie jak Nederlands Dans Theater 2, Kibbutz Contemporary Dance Company czy Batsheva Dance Company, których spektakle zaprezentowano w ramach nurtu large scale zapoczątkowanego w 2016 roku. Dzięki staraniom Centrum Spotkania Kultur, Centrum Kultury w Lublinie i Lubelskiego Teatru Tańca nie tylko lokalna publiczność ma możliwość uczestnictwa w wydarzeniach artystycznych, które na długo pozostają w pamięci szerokiego grona odbiorcówo. Tegoroczni goście Międzynarodowego Dnia Tańca zaprezentowali w Lublinie jeden z dwóch najnowszych spektakli w swoim repertuarze – Grand Finale. Jego premiera odbyła się wThéâtre de la Ville w Paryżu w 2017 roku. To kolejne niekwestionowane osiągnięcie organizatorów, którym udało się zaprosić zespół dotychczas omijający nasz kraj jako cel artystycznego tournée. Pokaz Grand Finale to pierwszy, i póki co, jedyny występ tej brytyjskiej grupy w Polsce. Poprzedziły go informacje medialne na temat spektakularnych osiągnięć Shechtera w dziedzinie współczesnej choreografii (jego twórczość znana jest w naszym kraju niewielkiej grupie specjalistów), z tym większym zainteresowaniem publiczność czekała na występ zespołu.
W Lublinie choreograf pozostawił wrażenie artysty totalnego. Źródeł tych wielokierunkowych inspiracji przy tworzeniu teatralnych widowisk należy poszukiwać w biografii Shechtera. Znaczący wpływ na kształtowanie się jego oryginalnego języka wypowiedzi scenicznej miały bowiem doświadczenia muzyczne i taneczne zdobywane w Izraelu, skąd pochodzi. Tam od dziecka uczył się gry na fortepianie oraz tańców ludowych. W wieku piętnastu lat został studentem Jerozolimskiej Akademii Muzyki i Tańca, a nieco później przeprowadził się do Tel Awiwu, by dołączyć jako tancerz-junior do Batsheva Dance Company. W tym zespole rozwijał się pod kierunkiem Ohada Naharina, miał również okazję tańczyć w choreografiach Matsa Eka, Williama Forsythe’a czy wreszcie Wima Vandekeybusa, co wkrótce ukierunkowało go na physical dance. Równocześnie był zobowiązany, jak każdy pełnoletni obywatel Izraela, bez względu na płeć, do odbycia służby wojskowej w strukturach Sił Obronnych Izraela. To doświadczenie odcisnęło się na jego psychice tak boleśnie, iż wielokrotnie będzie powracał w wywiadach do tematu osobistej traumy z nim związanej. W 2001 roku Shechter porzucił jedną z najważniejszych na świecie kompanii tanecznych, by w Paryżu studiować muzykę oraz grę na perkusji w rockowym zespole The Human Beings. W 2002 roku przeniósł się do Londynu i tu dołączył do Jasmin Vardimon Company. Zaczął też tworzyć swoje pierwsze autorskie choreografie, a jego praca zawodowa nabrała tempa. W roku 2008 założył Hofesh Shechter Company i od tego czasu, wraz z międzynarodową grupą utalentowanych tancerzy, nieustannie rozwija swój muzyczno-taneczny styl. Obecnie, oprócz prowadzenia własnego zespołu, tworzy choreografie dla tak słynnych zespołów,jak Alvin Ailey American Dance Theater, Batsheva Ensemble, Nederlands Dans Theater 1, Paris Opera Ballet czy Royal Ballet. Jest też artystom stowarzyszonym w Sadler’s Wells, a w 2018 roku został uhonorowany Orderem Imperium Brytyjskiego, co uprawnia go do używania skrótu OBE dopisywanego w Wielkie Brytanii po nazwisku.
Teatralny styl prac Shechtera często określany jako ponury, posępny, przepełniony anarchistyczną energią i brutalnym dowcipem, choć jednocześnie zabawny i piękny, ukształtował się pod wpływem osobistych doświadczeń oraz wszechobecnego społecznego niepokoju wobec zagrożeń współczesnego świata i niestabilnej rzeczywistości. W wielu wywiadach artysta podkreśla, iż jego sztuka ma charakter autobiograficzny i przesycona jest gniewem, który po prostu musi eksplodować. W 2009 roku choreograf stworzył The Art of Not Looking Back, spektakl na sześć tancerek, będący próbą radykalnego odcięcia się od własnej przeszłości – traumy po porzuceniu go jako dwuletniego chłopca przez matkę. W ścieżce dźwiękowej spektaklu choreograf opowiada o tym wydarzeniu, jednocześnie w bezkompromisowy sposób deklarując, że nigdy rodzicielce tego nie wybaczy. „To tak, jakbyśmy mieli wiadro z dziurą. Bez względu na to, co wlejesz, zawsze jest puste”[i]– powiedział. Poczucie osamotnienia, wewnętrznego konfliktu, poszukiwanie sensu i własnej tożsamości oraz dążenie ku wolności to motywy powracające w jego twórczości. Shechter nie stroni również od komentarzy dotyczących swojej ojczyzny. Jego stosunek do polityki Izraela jest co najmniej ambiwalentny, pobyt w wojsku nazwał „elektrycznym zwarciem w mózgu”[ii], a po atakach na World Trade Center w 2001 roku, kiedy sytuacja polityczna w jego rodzinnym kraju stała się jeszcze bardziej napięta, ostatecznie zdecydował się na emigrację w poszukiwaniu „cichego miejsca, dzięki któremu mógłby zagłębić się w siebie”[iii]. Świadomie określa się jako artysta niezależny, za wszelką cenę nie chce być postrzegany jako gwiazda i człowiek sukcesu, chce ciągle czuć powody, dla których tworzy.
Zmiana miejsca zamieszkania i rozliczenie się z przeszłością we wczesnej twórczości nie przyniosły jednak artyście oczekiwanego ukojenia – brutalna rzeczywistość nie omija również Starego Kontynentu. Poszerzyła się natomiast perspektywa poznawcza artysty, który coraz częściej zaczął podkreślać w swojej pracy twórczej uniwersalność ludzkich doświadczeń, bez względu na uwarunkowania geograficzne. Choć, jak wielu wybitnych choreografów, nie lubi „tłumaczyć” własnych spektakli, wyjaśnia genezę Grand Finale. Wielokrotnie oglądając wiadomości ze świata skonstatował, iż składają się one na obraz rzeczywistości pogrążającej się w chaosie – ludziom na co dzień towarzyszy panika i niepewność własnej przyszłości. Jednocześnie medialny przekaz pełen jest absurdu i „aury święta”. Z tych obserwacji i refleksji wyłoniła się wizja świata, „który jest skłócony sam ze sobą”[iv]. Shechter przyznaje, iż ma w sobie mrok, z którego korzysta kiedy pracuje, a proces twórczy porównuje do patrzenia na ocean nocą: „Wiesz, że to czego pragniesz jest gdzieś w oddali, starasz się tam dopłynąć, ale nigdy nie wiesz, czy Ci się to uda”[v]. Słowa te mogą być kluczem otwierającym drzwi do fascynującego, choć niełatwego dla części widzów w odbiorze świata z wyobrażeń artysty. Wiele minut spektaklu musiało upłynąć, aby widzowie mogli dostrzec „jaśniejszą” stronę tej zbiorowej ceremonii obrazującej upadek świata.
Grand Finale składa się z dwóch części. Antrakt następuje tak nieoczekiwanie, że widzowie mogą poczuć się wręcz wyrwani z pulsującego dzikim rytmem muzyki i ciał scenicznego krajobrazu. Część z nich nie ma nawet potrzeby, a może sił, by opuścić salę widowiskową. Przerwa stanowi jednak istotną cezurę w odbiorze spektaklu. Opatrzona zostaje również komentarzem twórcy. Wraz z opadającą kurtyną na proscenium zostaje dosłownie „wywleczony” przez swoich towarzyszy jeden z bohaterów, który posadzony na krześle, półomdlały, podtrzymuje tekturową tabliczkę z napisem „Przerwa”. Publiczność reaguje na ten epizod śmiechem – zupełnie naturalnym po olbrzymiej dawce posępnych obrazów i trudnych emocji, z jakimi musiała się zmierzyć w pierwszej części wieczoru. Po kilku minutach w to samo miejsce zaciągnięty zostaje zmiennik siedzącego, tym razem jednak pozostawiony w pozycji leżącej, jednoznacznie kojarzącej się z figurą ofiary. Na pustym już krześle pojawia się zaś tabliczka z napisem „Karma”. W tym samym czasie do publiczności wychodzą również muzycy –kwintet obecny na scenie już w pierwszej scenie Grand Finale. Rozpoczyna się nieformalny koncert. Rozbrzmiewa słynna aria Usta milczą, dusza śpiewa z Wesołej wdówki Franza Lehára. Z chwili na chwilę atmosfera zmienia się na coraz bardziej radosną, a występ muzyków – w telewizyjne show Orkiestry Johanna Straussa André Rieu[vi]. Klasyczne brzmienie przeobrażone zostaje w jazzowe, swingowe, wreszcie biesiadne. Zaczyna się gra na ustniku – co przypomina do złudzenia grę na grzebieniu – gwizdanie i nucenie. Wkrótce nucić i gwizdać zaczyna też publiczność. Ci widzowie, którzy zostali podczas przerwy na swoich miejscach lub zdecydowali się szybciej powrócić, zwabieni radosnymi odgłosami z wnętrza sali, mieli możliwość przeżycia katharsis – brutalnie jednak przerwanego. Ten wyjątkowy antrakt sam w sobie stanowił niezwykły akt dramaturgiczny. Poprzedziła go długa, mroczna część, przepełniona hałaśliwą i transową muzyką oraz konwulsyjnym, rozedrganym ruchem, która jest opowieścią o ludziach podejmujących wciąż od nowa nieustępliwą walkę o wolność i godność.
Prolog Grand Finale stanowi scena przedstawiająca człowieka pogrążonego w mroku, stojącego przed ścianą (ścianą płaczu?) złożoną z dwóch ruchomych zastawek, które po chwili zostają energicznie rozsunięte. Wtedy z ciemności wyłaniają się muzycy, wprowadzający nas w klimat przedstawienia pięknym wykonaniem II część Kwartetu smyczkowego nr 1 Piotra Czajkowskiego. Nic nie zapowiada jeszcze apokalipsy. Na scenie pojawiają się ludzie, których dopiero w drugiej kolejności powinno się nazwać tancerzami. Nie o technikę i jakość ruchu, choć wybitną, chodzi bowiem w Grand Finale, lecz o zbiorową kontemplację i namysł nad tym, czy jesteśmy jeszcze w stanie ocalić świat.
Rozpoczyna się pierwsza energiczna sekwencja taneczna. Towarzyszy jej wibrująca elektroniczna muzyka, której twórcą w przeważającej części jest sam Shechter. Scena ta niespodzianie przerwana zostaje wyciemnieniem – w konstrukcji spektaklu zabieg ten będzie powracał wielokrotnie. Po ponownym rozświetleniu przestrzeni konfiguracja tancerzy jest już inna, choć powraca motyw muzyczny z początku spektaklu. Z ciemności wyłaniają się też kolejne zastawki, wszystkie identyczne, ciemne, wysokie na kilka metrów. Dzięki nim tancerze będą wielokrotnie zmieniać kompozycję przestrzeni, odkrywać nowe miejsca gry pięcioosobowej orkiestry, radykalnie ograniczać pole tańca, tworzyć nowe zaskakujące formacje. Z każdą kolejną sceną spektaklu napięcie wzrasta, a ruch staje się manifestacją zbiorowego buntu, który wyraża się w żywiołowej muzyce, kompulsywnym ruchu i potężniejącej energii. Ten wycieńczający protest prowadzi do utraty sił, kto jednak może, tańczy (walczy?) dalej. W Grand Finale wielokrotnie powracają obrazy podtrzymywanych „żywych zwłok”, osuwających się i wleczonych po ziemi ciał, tańca w duecie z bezwładnym partnerem. Powtarzają się też tableaux, w których tancerze próbują okazać sobie wsparcie, ujawniają też swój strach przed samotnością i utratą. Przerażenie bohaterów oddaje widok wielu twarzy z rozwartymi ustami, „przerwane (puste) objęcia”. Dynamika spektaklu utrzymuje się przez większość czasu na bardzo wysokim poziomie. Dla podkreślenia kontrastu, tancerze nieoczekiwanie na kilka-kilkanaście sekund spowalniają swój taniec, zastygają w bezruchu (tym działaniom nadal towarzyszy dudniąca muzyka) albo też cicho, jakby niepewnie, śpiewają. A wszystko to rozgrywa się przez większość czasu w przyćmionym świetle, jeszcze bardziej zagęszczającym atmosferę zagrożenia . W momencie najwyższego natężenia muzyki i ruchu następuje ostre cięcie, a drugą część spektaklu poprzedza zaskakujący antrakt, podczas którego ma prawo dosięgnąć nas refleksja, że to my sami, codziennie, tworzymy naszą karmę…
Kolejny akt Grand Finale jest równie nieoczekiwany. Potężne dźwięki przerywają spontaniczną zabawę muzyków z publicznością podczas przerwy i niejako wzywają tancerzy do kolejnych zmagań. Powtarza się dramat pierwszej części. Do gry powraca też kwintet, ponownie rozbrzmiewa pieśń Usta milczą, dusza śpiewa. Na scenę zaczynają opadać bańki mydlane, a z dzikiego tłumu wyłaniają się duety. Długo kołyszą się w rytmie walca bezwładne ciała w objęciach tych silniejszych, bardziej wytrwałych. Powraca muzyka elektroniczna, na którą nakładają się zawodzące, mistyczne wręcz wokalizy i charakterystyczne w kompozycjach Shechtera dudniące bębny. Stają się one narzędziem hipnotyzującym i wyznaczającym puls tańca. W mroczne jak dotąd widowisko wkrada się też swobodniejszy nastrój i stylizowane folkowe melodie. Wokół grającej na żywo orkiestry gromadzi się tłumek wykonawców. Pojawiają się subtelne nawiązania do tańca rytualnego i chasydzkich tradycji tanecznych i , rozluźnienie, a nawet coś w rodzaju pogo[vii]. I choć idea wydaje się być dla Shechtera najważniejsza, trudno nie zachwycić się jakością jej ucieleśnienia. Ruch, najczęściej grupowy, zaskakuje zmiennością: od dzikiego, surowego i poszarpanego do rozkołysanego, nonszalanckiego i zabawnego, jakby z dziecięcych tanecznych zabaw. Poczucie zagrożenia jednak powraca, a taniec i muzyka ponownie się intensyfikują. Grand Finale nadchodzi…
W programie wydanym przy okazji polskiej premiery twórcy widowiska zadają kluczowe pytanie: Co to znaczy „żyć”, a nie tylko „być żywym”? Wydaje się, że całe przedstawienie Shechtera jest próbą odpowiedzi. Według twórcy najważniejsza jest pasja życia, zaangażowanie i współodpowiedzialność za nasz los. Odzwierciedla to również finał spektaklu. W krótkich przebłyskach, rozdzielonych blackoutem, obserwujemy kolejne kadry: odpoczywających tancerzy, całującą się i przytulającą parę, klęczącego i modlącego się człowieka, grupę wycieńczonych, a może już nieżywych ludzi opadających na siebie nawzajem. Ostatni obraz stojącego przy ścianie tyłem do nas tłumu powoli znika w ciemności…
Dopóki istnieją artyści tworzący z pasją, bezgranicznie zatracający się w swojej pracy, taniec nigdy nie przestanie fascynować i silnie oddziaływać na widzów. Taką wyjątkową umiejętność posiadł z pewnością Hofesh Schechter oraz jego kompania. Sztuka tego izraelskiego artysty nasycona jest psychofizycznym doświadczeniem na granicy szaleństwa i wyczerpania, a jednocześnie pozostaje subtelna. Odzwierciedla ambiwalentną naturę człowieka i groteskowość współczesnego świata. Elektryzuje, wstrząsa i wzrusza. Jest metafizyczna, a zarazem konkretna. Może zachwycić mozaiką obrazów ukazujących jasność i mrok ludzkiej egzystencji albo też estetyką nadmiaru – nadmiaru gwałtowności ruchu ciał czy dojmujących i przeszywających dźwięków wybuchowych partytur. Raczej nie pozostawia nikogo obojętnym…
Grand Finale to niespełna dwugodzinna sztafeta, która jest skrajnie wyczerpującą walką o lepszych nas. Dziesięcioro ponadprzeciętnie uzdolnionych tancerzy i pięciu wspaniałych muzyków dzięki współdziałaniu, potężnej sile ekspresji i zbiorowej energii tworzy wizję wspólnoty, której częścią może stać się każdy. Promieniuje ona z niezwykłą siłą. Jednocześnie utwierdza wielu widzów w przekonaniu, że ten rodzaj protest dance przeciwko destrukcji świata podjęty zostaje również w ich imieniu. To wzmaga chęć zaangażowania. Życia, nie tylko bycia żywym.
Grand Finale
Centrum Spotkania Kultur, 28 kwietnia 2019
Choreografia i muzyka: Hofesh Shechter
Scenografia i kostiumy: Tom Scutt
Oświetlenie: Tom Visser
Współpraca przy muzyce: Nell Catchpole, Yaron Engler
Dodatkowa muzyka: Wesoła wdówka Franza Lehára w wykonaniu London Philharmonic Orchestra oraz aranżacji Glocken Vergal Limited, Kwartet smyczkowy nr 1, cz. II Andante Cantablie, Suita nr 4 G-dur Piotra Czajkowskiego, Rosyjska melodia Vladimira Zaldwicha
Tancerze: Robinosn Cassarino, Chien-Ming Chang, Frédéric Despierre, Rachel Fallon, Mickaël Frappat, Natalia Gabrielczyk, Yeji Kim, Kim Kohlmann, Erion Kruja, Attila Ronai
Muzycy: James Adams, Sabio Janiak, Desmond Neysmith, Colin Norrby, Richard Philips
Spektakl został wyprodukowany przez Hofesh Shechter Company na zamówienie Georgia Rosengarten.
[i] Roslyn Sulcas, A Conversation With Israeli-Born Choreographer Hofesh Shechte, „ArtsBeat”, 10 października2012, https://artsbeat.blogs.nytimes.com/2012/10/10/a-conversation-with-israeli-born-choreographer-hofesh-shechter/ , (dostęp: 30 kwietnia 2019).
[ii] Judith Mackrell, Interview with sought-after choreographer Hofesh Shechter, „The Guardian” 12 stycznia .2009, https://www.theguardian.com/stage/2009/jan/12/dance-hofesh-shechter-choreographer (dostęp: 30 kwietnia 2019).
[iii]Op.cit..
[iv] Sarah Crompton, Hofesh Shechter, [w:] red. Anna Kalita, Agnieszka Gołoś, Monika Rokicka, Hofesh Shechter Company. Międzynarodowy Dzień Tańca 2019, Centrum Spotkania Kultur, Lubin 2019.
[v] Op.cit.
[vi] Koncerty André Rieu wraz z z Orkiestrą Johanna Starussa to cykl rozrywkowych programów muzycznych mających na celu przybliżanie masowej publiczności muzyki austriackiego kompozytora. W programie tych widowisk znajdują się walce, utwory operowe i operetkowe, piosenki znane z musicali oraz muzyka tradycyjna. Rieu, pomysłodawca koncertów, podkreśla ich biesiadny i ludyczny charakter, zachęcając publiczność do wspólnego śpiewania i tańca.
[vii] Pogo – grupowy taniec, który rozwinął się w kulturze punk i metal, polegający na charakterystycznym odbijaniu się od siebie i przepychaniu w tłumie tańczących podczas koncertów. Często kojarzony jest też z zainscenizowaną bójką, choć zazwyczaj nie stanowi zagrożenia dla zdrowia. W wielu subkulturach traktowany jest jako forma rytuału, na celu ma przede wszystkim rozładowanie napięcia emocjonalnego. Jego stałe elementy to fala, kocioł, czy młynek.
Wydawca
taniecPOLSKA.pl