Rozpoczęła się właśnie trzecia edycja organizowanych przez Teatr CHOREA RETROPERSPEKTYW. Jak według Pana jako dyrektora festiwalu rozwinął się on pod względem programowym?

 Najbardziej zależy mi na tym, by festiwal się zmieniał i za każdym razem był inny. W naszej koncepcji chodzi o przyjrzenie się  tym wszystkim prądom we współczesnym teatrze, które według nas są obiecujące, a także otwierają dużo nowych możliwości, stwarzając dla teatru nowe przestrzenie.

Stąd właśnie festiwalowe hasło „Sztuka promieniuje”?

  „Sztuka promieniuje” to jeszcze jeden aspekt, który chciałem podkreślić jako hasło naszego  festiwalu po to, by przełamać myślenie o zamkniętych przestrzeniach dla sztuki, o tym, że jest ona hermetyczna i elitarna.

Wersja do druku

Udostępnij

Rozpoczęła się właśnie trzecia edycja organizowanych przez Teatr CHOREA RETROPERSPEKTYW. Jak według Pana jako dyrektora festiwalu rozwinął się on pod względem programowym?

 

Najbardziej zależy mi na tym, by festiwal się zmieniał i za każdym razem był inny. W naszej koncepcji chodzi o przyjrzenie się  tym wszystkim prądom we współczesnym teatrze, które według nas są obiecujące, a także otwierają dużo nowych możliwości, stwarzając dla teatru nowe przestrzenie. Nie mam ambicji, żeby festiwal rósł i stawał się coraz większy, chodzi raczej o to, żeby był równie ciekawy za każdym razem, zadawał nowe pytania oraz wytwarzał przestrzeń dla spotkań. To właśnie jest najważniejsze: by ludzie, którzy myślą podobnie o funkcji teatru, o pracy z aktorem, o tym jak wychodzić z rutyny, jak kreować nowe sytuacje, które będą w jakiś sposób twórcze spotkali się w jednym miejscu.

 

W tegorocznym programie znalazły się zarówno spektakle taneczne i teatralne, jak i wydarzenia muzyczne – możemy więc zdecydowanie nazwać RETROPERSPEKTYWY festiwalem interdyscyplinarnym. Wynika to z pewnego rodzaju trendu, stosowanego współcześnie przez kuratorów czy umotywowanie wyborów jest zupełnie inne?

 

Każda edycja taka była. Wynikało to  raczej z tego co nazywamy ogólną zasadą CHOREI, czyli odwoływania się do tego, co to słowo pierwotnie znaczy. CHOREA to łączenie w organiczny sposób trzech środków wyrazu: słowa, ruchu i muzyki. Oczywiście tendencje te we współczesnym teatrze funkcjonują od dawna, ale wydaje mi się, że warto je nazwać po to, aby tworzyć nowy rodzaj myślenia o edukowaniu aktorów i pracy w zespołach twórczych. Najważniejsza jest dla mnie grupa twórcza, która może pracować wiele lat i szukać własnego języka, nie opierać się wyłącznie na koncepcji, pomyśle reżysera, a raczej wypracowywać coś, co jest głębsze i bardziej fundamentalne dla własnego języka. Od początku CHOREA oznaczała, że szukamy – nie rekonstruujemy tego, co funkcjonowało w chórze antycznym jako zasada: śpiewano, tańczono, recytowano teksty. Szukamy nowej chorei, czyli wszystkiego, co w historii teatru zostało rozdzielone na balet, operę i teatr słowa, by to łączyć. Uważam, że to połączenie  powinno być właśnie nowym środkiem wyrazu, nowym komunikatem dla widza, który jest już dość rozbestwiony percepcyjnie przez nowe technologie. Możemy przecież aranżować próby, spotkania dzięki różnym  mediom. Za chwilę wirtualny świat stanie się dominantą w komunikacji i wydaje mi się, że warto uchronić to, co jest żywe  i ludzkie – czyli żywy kontakt, który jest właściwy dla przestrzeni teatralnej. Chodzi o to, by szukać najbardziej wartościowych zjawisk, wykorzystujących działania aktora, który świetnie posługuje się ciałem, który umie śpiewać i używać głosu. Podział na teatr tańca, teatr słowa czy teatr muzyczny nie ma dla mnie sensu, teatr musi szukać nowych środków wyrazu, żeby znaleźć kontakt z widzem, z którym komunikować się jest coraz trudniej. Aby odzyskać dla teatru tę przestrzeń i ten kontakt, należy dać uczestnikom  możliwość nowego sposobu funkcjonowania/bycia w grupie – czy zaczniemy tu od warsztatów czy od działania w mieście, należy stwarzać okazję do realizowania wspólnych przedsięwzięć. Dopiero później tworzy się bardziej ścisła grupa, dająca możliwość kontynuacji i rozwijania tego współtworzenia, współdziałania poprzez fizyczność obecność, poprzez rodzaj relacji, która wychodzi poza rutynę wirtualnego kontaktowania się i obecnie używanych skrótów myślowych.

 

Stąd właśnie festiwalowe hasło „Sztuka promieniuje”?

 

 „Sztuka promieniuje” to jeszcze jeden aspekt, który chciałem podkreślić jako hasło naszego  festiwalu po to, by przełamać myślenie o zamkniętych przestrzeniach dla sztuki, o tym, że jest ona hermetyczna i elitarna.  Odkąd z zespołem jesteśmy w Łodzi najbardziej doskwiera nam właśnie izolacja. Chcemy więc stworzyć taka wizję sztuki, w której może ona promieniować na zewnątrz, ponosząc ryzyko wychodzenia w przestrzenie nieteatralne, w grupy i w miejsca, gdzie ludzie nie znają słowa teatr, albo go nie używają, po to właśnie, by coś w nich obudzić albo ożywić, a dopiero potem stworzyć z tego jakąś formę teatru, jako formę prezentacji scenicznej.

 

Skąd wybór festiwalowych przestrzeni? Skansen Centralnego Muzeum Włókiennictwa nie jest przecież miejscem teatralnym…

 

Za każdym razem wynika to z rozmów z zaproszonymi artystami. Zadajemy im pytanie, jaki rodzaj przestrzeni  będzie im odpowiadał, jaki rodzaj działań  chcą w nią wpisać, wychodząc do miasta lub ocierając się o wszystkie przeklęte miejsca. Ożywienie przestrzeni, jaką jest skansen i wprowadzenie w nią dramatu Ibsena bardzo spodobało się naszym norweskim kolegom, chociaż nie było dla nich łatwym zadaniem. Miejsce to fantastycznie wpisuje się jednak w XIX-wieczną Ibsenowską dramaturgię, pokazuje jak ta historia mogła rzeczywiście wyglądać. W tym przypadku jest też ważne, że mamy do czynienia z oryginalnym tekstem Ibsena.. To bardzo mocny zabieg, który pokazuje, że teatr, który jest dobry nie musi się posługiwać wszystkimi technologiami, może być oparty na słowie, a poziom zaangażowania i realizacji tego tekstu może stwarzać rzeczywistą sytuację. Bardzo chciałem, by tego typu akcent pojawił się podczas tegorocznej edycji RETROPERSPEKTYW – miało to pokazać, że nie zmierzamy tylko w jednym kierunku, choć w tym roku festiwal poświęcony jest głównie teatrowi ruchu, teatrowi fizycznemu, teatrowi tańca (tych grup jest najwięcej). Za dwa lata chciałbym natomiast położyć akcent  na muzykę, a za cztery lata – na słowo. Istotą jest dla mnie pokazywanie, że prowadząca myśl nie musi wcale oznaczać wyłączności ani wyboru. Na przykład propozycje muzyczne, które w tym roku znalazły się w programie każdego dnia są ogromnie angażujące, nie chcę więc ich ustawiać jako tła, mają one zamykać każdy wieczór lub go rozwijać.

 

W czasie trzeciej edycji festiwalu teatr profesjonalny spotyka się z teatrem amatorskim. Dlaczego?

 

Od samego początku uważałem, że podział na amatorski i zawodowy, na zależny i niezależny jest podziałem trochę biurokratycznym i ekonomicznym, wynikającym z tradycji, jak i z rutyny myślenia. Ja natomiast uważam, że przenikanie się tych sfer jest najcenniejszą rzeczą w sztuce, kiedy na przykład zawodowy aktor występuje z amatorami, czy zawodowy śpiewak Hannibal Means uczy wszystkich, którzy się zgłoszą, nie tylko wybranych; uczy i otwiera głos, pokazując, że każdy może w sposób bardzo osobisty i emocjonalny przekazać komunikat i że wtedy – jeżeli jest to na odpowiednim poziomie intensywności, podział na profesjonalne i amatorskie traci znaczenie. Dlatego mamy też najlepszych aktorów z Norwegii – są to największe gwiazdy filmowe i teatralne w regionie.. Z drugiej strony osoba taka jak Jan Peszek jest dla mnie niezwykłym połączeniem awangardy z tradycją – to człowiek, który świetnie funkcjonuje w różnych światach i przełamuje rutynę w myśleniu o samej strukturze teatru. Na festiwalu pokaże nam podsumowanie swojego życia. Nic bardziej esencjonalnego na zakończenie RETROPERPEKTYW nie może się wydarzyć. Dla mnie profesja zaczyna się od sposobu zaangażowania i poziomu wykonawstwa. Nie patrzę na dyplomy, nie patrzę na to, co ktoś za sobą niesie w papierach, tylko na to, co robi. Świetnym przykładem jest tutaj wybitny dla mnie tancerz, który bierze udział w trzech bardzo różnorodnych spektaklach tegorocznego festiwalu: w Muzgu, a także w Enclave 4/7 i Wszystko to, z czym się (nie)urodziliśmy – Adrian Bartczak. Dla mnie jego umiejętności są jednymi z najwyższych profesjonalnych możliwości, mimo że zdobył wykształcenie w tańcu towarzyskim. Bardzo ważne jest jednak, by tacy ludzie umieli się dzielić, mieli także możliwości pedagogiczne i edukacyjne, potrafili prowadzić i budować. Umiejętność dzielenia się swoimi poszukiwaniami, swoimi pytaniami czy też niepokojami – to właśnie nazywam edukacją artystyczną, nie chodzi wcale o gotowe wzorce, a o stawianie sobie za każdym razem nowych zadań. Dlatego uważam – także dzięki pracy w Łodzi – musi mieć swoje zakorzenienie i odniesienie społeczne, musi sięgać po materię pełną skomplikowanych sytuacji, w których się znajdujemy w okresie gwałtownych przemian, transformacji kulturowych, których nie potrafimy określić czy zdefiniować.

 

Tegoroczne RETROPERSPEKTYWY łączą się z jubileuszem dziesięciolecia Teatru CHOREA. Czy według Pana jest to czas na podsumowanie czy na planowanie kolejnych lat działalności?

 

Właściwie to nie lubię podsumowań… mam takie wrażenie, że gdy patrzy się do tyłu, oznacza to, że coś zaczyna martwieć albo umierać. Można się nieźle karmić wszystkimi osiągnięciami, można bardzo dobrze celebrować wszystkie swoje dokonania, ale dopóki się myśli do przodu. Jako CHOREA cały czas patrzymy do przodu, trochę zdziwieni, że tyle już zostało zrobione. Bardzo namawiam każdego do obejrzenia wystawy, zorganizowanej specjalnie w ramach festiwalu. Dziesiątka jest tu symboliczna – pokazywanych jest dziesięć wydarzeń, które stworzyliśmy w ostatnich trzech czy czterech latach, które uważamy za najcenniejsze z naszych działań. Spektakl należy oglądać samemu, na żywo, natomiast rejestracja tych działań – nazwijmy ją dokumentacją tych ukonstytuowanych czy skontekstualizowanych społecznie realizacji, które są ulotne –  jest tu znacząca i niepowtarzalna.  Podsumowanie jest więc bardzo krótkie: udało się, stworzyliśmy zespół, działamy nadal.  Patrząc na historię pracy wielu moich kolegów z teatrów niezależnych, dostrzegam  przestrogę, by się nie hermetyzować, nie zamykać, nie celebrować własnych sukcesów, a bardziej otwierać, usamodzielniać, dawać przestrzeń pracy dla poszczególnych instruktorów, edukatorów, by ich działania twórcze przenikały się z tym, co jest pracą warsztatową, artystyczną i edukacyjną, a także były rodzajem interwencji w przestrzeń miejską i tkankę społeczną. Myślę, że podsumowania nie są dla nas, może bardziej dla tych, którzy zajmują się teorią czy historią. Wydaje mi się, że na tym etapie, jeśli myśli się do przodu, to, co za sobą uznaje się za przeszłe, minione. Oczywiście gdybym był zmuszony, to przeprowadziłbym analizę naszej artystycznej drogi, ale myślę, że chyba jeszcze nie jest na to czas.

 

Jak umiejscowiłby więc Pan CHOREĘ na kulturalnej mapie Łodzi oraz na mapie polskiej sztuki współczesnej?

 

Trudno tu umiejscawiać, porównywać czy układać… wydaje mi się, że w Łodzi mamy dobre kontakty robocze i personalne z artystami nie tylko z teatru. Łódź jest pod tym względem wyjątkowym miastem – dostrzegam, że komunikacja pomiędzy artystami i jest tu dużo łatwiejsza niż w innych miastach. Nie ma tu podziałów, czy barier, możemy rozmawiać bardziej otwarcie – czy to z dyrektorem Teatru Nowego, czy z dyrektorem Akademickiego Ośrodka Inicjatyw Artystycznych, a także z dyrektorem Teatru Pinokio, ponieważ jesteśmy ciekawi siebie i możemy sobie pomagać, chociażby technicznie, a jednocześnie korzystamy ze swoich przestrzeni. Miejscem wyjątkowym i podobnym do naszego w sposobie myślenia i niezależności jest Teatr Szwalnia Marcina Brzozowskiego. Jeśli chodzi więc o Łódź, to czuję się bardzo dobrze usytuowany na jej kulturalnej mapie. Jeśli natomiast chodzi o Polskę, wydaje mi się, że jako CHOREA posiadamy rodzaj odrębnego myślenia o sztuce, o mieście, o edukacji, o funkcji współczesnego teatru, że trudno mi się umiejscowić. Nasz problem polega też na tym, że będąc teatrem, który bardzo wymiennie i na różne sposoby używa środków wyrazu, nie do końca wpisujemy się w jeden nurt i w jedno środowisko artystyczne.

 

Jesteście więc pewnego rodzaju hybrydą…

 

Trudno nas konkretnie dopasować, w związku z czym trudno nas też zaprosić na festiwal, bo nie wiadomo, w jaki nurt nas wpisać. To jest niekomfortowe, ponieważ chciałbym bardziej poznawać różne miejsca, podróżować z naszymi spektaklami, a jednocześnie dobre, bo staramy się stworzyć nowy prąd, nową przestrzeń dla teatrów, bardziej odważnie posługujących się ruchem, słowem czy muzyką. Uważam, że należy pracować nad tym, by poszczególne nurty przeplatały się ze sobą, by kształtowały się w nową formę działań. Myślę, że to kiedyś nastąpi, jednak teraz czuję się na artystycznej mapie Polski wyizolowany. Mało się na ten temat pisze, mamy bowiem dużą bezradność krytyki wobec tego typu zjawisk. Aktualnie  modny jest zupełnie inny teatr – taki, który musi obnażać, dewaluować wartości. Według mnie funkcja teatru nie może sprowadzać się tylko do tego – wszystko, co możliwe zostało już nazwane, obnażone. Takich zjawisk jest bardzo dużo, oglądając je wszystkie można mieć wrażenie, że ogląda się jeden spektakl – mimo że tematy są tak różnorodne, język i sposób wyrazu jest podobny. Wydaje mi się, że zadaniem teatru jest otwieranie, zadawanie pytań, ale też pokazywanie punktów wyjścia, dających ludziom radość nie w postaci płytkiej rozrywki, ale refleksji. Poprzez zadawane pytania, prowokacje, bardzo mocne wykrzykniki należy stwarzać przestrzeń do dawania nadziei. Żyjemy w czasach, w których poziom agresji jest dla mnie niezrozumiały, który każe mi zadawać pytania, a jednocześnie poprzez sztukę szukać na nie odpowiedzi. To są moje osobiste problemy, wobec których czuję się bezradny, a moją bezradność próbuję pokonywać mając wpływ na to, co  wokół nas, aby osoby, które do nas przyjdą wiedziały, że istnieje też część świata warta tego, by ją chronić. Chciałbym myśleć o tym, że w sztuce jest możliwy taki przekaz, dzięki któremu ludzie mogą stawać się lepsi i mam nadzieję, że ten festiwal właśnie taki będzie.

 

Czego więc można życzyć Panu i zespołowi na kolejne lata?

 

Niezgubienia rozpędu – dlatego, że  jest naszą siłą, a jednocześnie przekleństwem. Każe nam ciągle stwarzać nowe rzeczy, szukać i działać. Aktualnie w ogóle nie myślimy o graniu spektakli, które już powstały, cały czas szukamy inspiracji do nowego projektu. Mamy wiele przedstawień , którymi możemy się dzielić z ludźmi na całym świecie, a ciągle myślimy o następnych projektach – to jest chyba trochę nierozsądne… Dlatego  trzeba nam życzyć rozsądku i umiejętności korzystania z tego, co się już zrobiło, ale bez utraty tego rozpędu.

 

***

 

Podczas otwarcia III Festiwalu RETROPERSPEKTYWY dyrektor Teatru Chorea Tomasz Rodowicz został odznaczony Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis. Z okazji dziesięciolecia teatru został również odczytany specjalny list od Pani Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Małgorzaty Omilanowskiej.

Copyright taniecPOLSKA.pl (miniaturka)

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

Fot. z archiwum Teatru CHOREA.
Fot. z archiwum Teatru CHOREA.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close