Premiera Greka Zorby w Teatrze Wielkim w Łodzi, która odbyła się w ostatnim dniu lutego, pokazała, że sprawnie opowiedziana historia, grająca na najważniejszych ludzkich emocjach w rytm pulsującej, rytmicznej, to znów nostalgicznej muzyki Theodorakisa broni się również dziś. I to broni się w skromniejszych, bardziej umownych dekoracjach, w których główną rolę odgrywają projekcje. Lorka Massine wielokrotnie podkreślał, że Zorba po trzydziestu latach od premiery musiał przejść transformację, bo i czasy się zmieniły, i odbiorcy są już inni.

Wersja do druku

Udostępnij

Najwyższym przejawem radości życia w powieści Nikosa Kazantzakisa i w słynnym filmie z Anthonym Queenem, nakręconym na jej podstawie, był taniec. Grecki sirtaki, zwany od czasu spopularyzowania przez wspomniany film po prostu „zorbą”, tańczony w rzędzie lub kole przez ludzi splecionych ze sobą ramionami, wyzwala poczucie zjednoczenia: we wspólnym rytmie, dość prostych początkowo krokach i wolnym tempie, aż po zatracanie w coraz szybszym kroczeniu, przyklękaniu czy wyrzucaniu nóg. Balet Grek Zorba z librettem opartym także na powieści Kazantzakisa, napisanym przez choreografa Lorkę Massine’a i z muzyką Mikisa Theodorakisa (kompozytora także muzyki do filmu, skąd pochodzi najsłynniejszy motyw finałowego sirtaki) również przywołuje poczucie wspólnoty i to podwójnie. Po pierwsze, jest to wspólnota widzów z wykonawcami, gdy w finale tancerze szaleją po scenie, a widownia klaszcze do rytmu. Po drugi,: to wspólnota wspomnień starszych spośród widzów, bo Grek Zorba ma w repertuarze polskich scen baletowych poczesne miejsce. Grany był przez Teatr Wielki w Łodzi (premiera 1990), Teatr Wielki – Operę Narodową w Warszawie (premiera 1991) i Teatr Wielki w Poznaniu (premiera 1995). W samej tylko stolicy prezentowany był ponad 200 razy! Teraz powrócił na scenę łódzką w nieco zmienionej, odświeżonej i scenograficznie, i co ważniejsze, choreograficznie wersji, przygotowanej znów przez Lorkę Massine’a (który tańczył tytułowego Zorbę w spektaklach z lat 90. zarówno w Łodzi, jak i w Warszawie) i pod okiem jego długoletniej asystentki, a także znakomitej wykonawczyni roli Mariny w tym balecie – Anny Krzyśków.

Premiera Greka Zorby w Teatrze Wielkim w Łodzi, która odbyła się w ostatnim dniu lutego, pokazała, że sprawnie opowiedziana historia, grająca na najważniejszych ludzkich emocjach w rytm pulsującej, rytmicznej, to znów nostalgicznej muzyki Theodorakisa broni się również dziś. I to broni się w skromniejszych, bardziej umownych dekoracjach, w których główną rolę odgrywają projekcje. Lorka Massine wielokrotnie podkreślał, że Zorba po trzydziestu latach od premiery musiał przejść transformację, bo i czasy się zmieniły, i odbiorcy są już inni. Choreograf wprowadził wiele drobnych, może nawet na pierwszy rzut oka niewidocznych zmian, które jednak wpływają na całościowy odbiór spektaklu. Nie wahał się wyciąć dwóch czy trzech fragmentów, m.in. dość charakterystycznego wejścia pojedynczych tancerzy – Greków świetlną ścieżką po skosie sceny. Wiele scen zbiorowych, choć nie brak im było dynamiki, jeszcze zdynamizował, np. poprzez odejście od układów równoległych na rzecz ruchu poprowadzonego także po skosie (diagonalu) czy w kanonie. Generalnie choreografia w tych scenach jest „gęstsza” oraz nasycona jeszcze większą niż dawniej ekspresją. Ma na to wpływ również i wykonanie, o czym parę słów poniżej. Zintensyfikowanie scenicznego obrazu służą również wspomniane projekcje, które, choć niemal abstrakcyjne – zarys greckich skał, kolorowe „maziaje”, kwietne motywy – korespondują z akcją i tworzą grecki klimat.

Od czasu prapremiery Greka Zorby na scenie Arena di Verona w 1988 roku, a nawet od polskich jego realizacji w latach 90., niezwykle zmieniła się jakość i styl baletowego tańca, a przede wszystkim typ i fizyczność tancerzy, zwłaszcza mężczyzn. Męskie corps de ballet odgrywa w tym spektaklu bardzo ważną rolę – to ono w głównym stopniu reprezentuje lokalną społeczność obserwującą rywalizację Amerykanina Johna i miejscowego Manoliosa (w poprzednich wersjach Yorgosa) o względy wdowy Mariny. To ta męska zbiorowość jest i tłem, i uczestnikiem zdarzeń, to ona staje po stronie miejscowego, ale ulega autorytetowi Zorby, to ona osądza i wymierza po swojemu rozumianą „sprawiedliwość”. Reprezentuje siłę, witalność, ale i prymitywną bezwzględność zamkniętej grupy. Dziś w odmłodzonych zespołach baletowych, w których tańczy się 10 – 15 lat, po czym odchodzi ze sceny, trudno znaleźć typ fizyczny i sceniczny twardego mężczyzny. Nie chce przez to powiedzieć, że dzisiejsi tancerze są „zniewieściali”, ale repertuar i obecne trendy wymagają od nich raczej rozciągnięcia niż prostej siły, lekkości i elegancji, niż postury wiejskiego brutala. Są za to zdecydowanie bardziej plastyczni i energetyczni. Poziom technicznego przygotowania artystów baletu wciąż jest śrubowany wyżej i wyżej, a co za tym idzie wykonanie, także nie-klasycznej choreografii Lorki Massine’a może być mniej „siłowe”, „męskie”, za to bardziej dynamiczne. To po prostu inny rodzaj energii i ekspresji. Tancerzom sekundują w tym ekstatycznym, a czasem prawie rytualnym tańcu (lincz na Marinie) również tancerki, podkreślające dynamizm każdego niemal kroku zamaszystym ruchem spódnic.

Czasy i style się zmieniają, ale ludzkie emocje pozostają niezmienne. To one powodują, że sztuka nas porusza, że staje się nam bliska. Być może Grek Zorba nie jest spektaklem wyrafinowanym intelektualnie, czy nawet choreograficznie (choć jego prostota jest pozorna) – za to emocjonalnym i nie zmienił tego nawet fakt, że w Łodzi grany jest do muzyki z taśmy. Partytura Theodorakisa wymaga bowiem nie tylko orkiestry rozbudowanej o muzyków grających na buzuki –tradycyjnym greckim instrumencie strunowym, ale także chóru i solistki – mezzosopranistki. Premierowi odtwórcy głównych ról zostali przygotowani z niezwykłą pieczołowitością i niemal wszyscy doskonale sprawdzili się nie tylko w swoich partiach tanecznych, ale przede wszystkim w rolach aktorskich. Nieco zawiódł mnie jedynie Dominik Senator w roli Johna. Był wprawdzie młodzieńczy, subtelny (może za bardzo) i elegancki w tańcu, ale niemal do samego finału wydawał się trochę nieobecny – brakowało widocznego zaangażowania emocjonalnego artysty w rolę. Nie dostrzegłam jego zakochania, namiętności, rozpaczy i gniewu po śmierci Mariny. Tancerz ożywił się natomiast widocznie w finałowych scenach, kiedy przeistoczył się szybko w młodzieńca skłonnego do zabawy i tanecznych popisów. W popisowych elementach przyćmił go jednak odtwórca roli Zorby, Joshua Legge. Nie dość, że znakomicie wykreował postać wolnego ducha, niezbyt wykształconego, ale bardzo mądrego i przenikliwego oraz skorego do niewyrafinowanej zabawy i uciech cielesnych Zorby, to jeszcze błyszczał taneczną wirtuozerią. W odróżnieniu od Johna, który ma fruwać nad ziemią w wysokich szpagatowych skokach i kręcić klasyczne piruety, Zorba wszystko musi wykonywać na ugiętych kolanach, w jakimś przykucu-przysiadzie, miękki i niby to niedbały w pozie, a jego taniec pełen jest podskoków i szalonych sekwencji kroczków. Legge był w tym perfekcyjny, a przy tym udało mu się zagrać starszego od Johna, znającego świat i życie mężczyznę, który potrafi zrozumieć potrzebę miłości i rozpacz podstarzałej Madame Hortensji. Tę rolę wykonała na premierze Alicja Bajorek. Dobrze udało jej się oddać frywolność i melancholię Hortensji, jedynie w II akcje, w scenie śmierci, była zbyt energiczna. Wspaniale zaprezentowała się Laura Korolczuk jako dumna, ale i namiętna Marina. Każdy jej ruch, gest i poza były znaczące, emanowały wyrażanymi uczuciami niepewności, zaskoczenia, miłości i radości życia. Postać gniewnego, zazdrosnego Manoliosa udanie stworzył Yuki Itaya.

Copyright taniecPOLSKA.pl (miniaturka)

Grek Zorba

Balet w dwóch aktach

muzyka: Mikis Theodorakis

Realizatorzy:

libretto, choreografia i reżyseria: Lorca Massine

dekoracje, kostiumy: Zuzanna Markiewicz

asystent choreografa, przekaz układu choreograficznego: Anna Krzyśków

realizacja światła: Adam Trautz

inspicjenci: Anna Krzemińska, Mariusz Caban

(muzyka z nagrania)

Obsada:

Zorba – Joshua Legge

John – Dominik Senator, Maciej Pletnia, Fabian Michaux

Marina – Laura Korolczuk, Riho Okuno, Alicja Bajorek

Madame Hortense – Alicja Bajorek, Walentyna Batrak, Matylda Molińska

Manolios – Yuki Itaya, Wiktor Krakowiak-Chu, Witold Biegański

soliści, koryfeje, zespół baletowy Teatru Wielkiego w Łodzi

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

Fot. Ewa Ryszkowska
Fot. Ewa Ryszkowska
Na zdjęciu: Yuki Itaya (Manolios), Dominik Senator (John). Fot. Ewa Ryszkowska
Fot. Ewa Ryszkowska
Fot. Paweł Augustyniak
Na zdjęciu: Yuki Itaya (Manolios), Laura Korolczuk (Marina). Fot. Paweł Augustyniak
Na zdjęciu: Yuki Itaya (Manolios), Laura Korolczuk (Marina). Fot. Paweł Augustyniak
Na zdjęciu: Yuki Itaya (Manolios), Laura Korolczuk (Marina). Fot. Paweł Augustyniak
Fot. Paweł Augustyniak
Na zdjęciu: Dominik Senator (John), Joshua Legge (Zorba) Fot. Paweł Augustyniak.
Na zdjęciu: Alicja Bajorek (Madame Hortense). Fot. Paweł Augustyniak
Na zdjęciu: Dominik Senator (John) i Yuki Itaya (Menalios). Fot. Paweł Augustyniak
Na zdjęciu: Laura Korolczuk (Marina), Dominik Senator (John). Fot. Paweł Augustyniak
Na zdjęciu: Laura Korolczuk (Marina). Fot. Paweł Augustyniak
Fot. Paweł Augustyniak
Fot. Paweł Augustyniak
Na zdjęciu: Laura Korolczuk (Marina). Fot. Paweł Augustyniak
Fot. Paweł Augustyniak
Na zdjęciu: Laura Korolczuk (Marina). Fot. Paweł Augustyniak
Fot. Paweł Augustyniak
Fot. Paweł Augustyniak
Fot. Paweł Augustyniak
Na zdjęciu: Dominik Senator (John), Joshua Legge (Zorba) Fot. Paweł Augustyniak.
Fot. Paweł Augustyniak
Fot. Joanna Miklaszewska
Fot. Joanna Miklaszewska
Fot. Joanna Miklaszewska

powiązane

Bibliografia

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close