Taśmy z fragmentami spektakli, procesów laboratoryjnych, show, przemówień o feminizmie, teatrze, skończonych, gotowych, otwartych, wycyzelowanych na popkulturową miarę, skrajnie medialnych i czysto artystycznych – zestawione są obok siebie. Tomasz Ciesielski zaczyna „zuchwałym karaoke” którego potencjał bada w pracy warsztatowej. Na jej finalny efekt w postaci performansu wpływ ma sześć uczestniczek, które konstruują własne teksty i materiał ruchowy.
Taśmy profesjonalne
Taśmy z fragmentami spektakli, procesów laboratoryjnych, show, przemówień o feminizmie, teatrze, skończonych, gotowych, otwartych, wycyzelowanych na popkulturową miarę, skrajnie medialnych i czysto artystycznych – zestawione są obok siebie. Tomasz Ciesielski zaczyna „zuchwałym karaoke” którego potencjał bada w pracy warsztatowej. Na jej finalny efekt w postaci performansu wpływ ma sześć uczestniczek, które konstruują własne teksty i materiał ruchowy.
Początek zapowiada grę z medialnością i siłą sygnału wizualnego. Zawarte w opisie performansu Gombrowiczowskie – „śmiać mi się chce: jakże uroczysty jestem!”.[i] wzmaga ciekawość. Oczom widza ukazuje się film z pokazem bielizny damskiej Victoria’s Secret. Z prawej i lewej strony sali (projekcja na dwóch przeciwległych ścianach) bije złoty blask inscenizacji świetlnej wspartej adekwatnym do okazji tłem dźwiękowym. Po chwili wchodzą uczestniczki performansu. Kilkunastoletnie dziewczyny na tle uskrzydlonych (dosłownie), ponadprzeciętnie pięknych modelek i egzaltowanego show. Pokonują tę samą, co modelki drogę wzdłuż sali i widowni – siedzącej dokładnie tak, jak na pokazach mody. Nie idą same. Towarzyszą im inne uczestniczki, układające ze swoich ciał figury na kształt skrzydeł. Za chwilę rysunek ruchu staje się coraz bardziej geometryczny, żeby wreszcie znaleźć swoją ostateczną formę w Phase Anne Teresy de Keersmaeker. Tu adekwatność jest pełna. Następnie przeradza się w wariacje, żeby płynnie przejść do kolejnego filmu i dalszej akcji. Zestawienia odbywają się zarówno harmonijnie, jak i przez ostre cięcia. Dodatkowo konieczność śledzenia akcji dziejącej się po obu stronach sali powoduje, że odbiór spektaklu to percepcyjnie wymagające zadanie. Osobiste wypowiedzi uczestniczek splatają się z ruchem, dźwiękiem (Paweł Odorowicz) i filmami, tworząc historie, które szybko się kończą, przechodząc od jednej konwencji do drugiej i łącząc ze sobą konteksty pochodzące z zupełnie różnych rejonów.
Przemówienie aktorki Amy Watson o feminizmie[ii] zestawione zostaje z kultową, znaną ze swojej niewerbalnej siły sceną ze spektaklu Kontakthof Piny Bausch (kobieta uporczywie szturchana, podszczypywana i dotykana przez wielu mężczyzn jednocześnie), tekstem i ruchem. Oglądamy też fragment wywiadu z Jerzym Grotowskim i treningu Ryszarda Cieślaka, uczestniczymy (też czynnie) w wielokrotnie powtarzanej sekwencji choreograficznej wytrącającej swoją hip-hopową konwencją z prowadzonych dotąd wątków. Taka żonglerka staje się całkiem poważnym wyzwaniem percepcyjnym i interpretacyjnym, dość naturalnie wywołującym poczucie dezorientacji. Podczas Taśm profesjonalnych nie sposób się „rozsiąść i zastanowić, poczuć bezpiecznie. Jak na performans przystało strefa komfortu widza nie może pozostać nienaruszona. Chociaż zaproszenie do współuczestnictwa w wykonywaniu wspólnej choreografii nie stwarza presji, to ilość bodźców wydaje się doskonale znana z codzienności i tak samo opresyjna. Wobec tego także i wytwory sztuki uwidaczniają się tu jako część informacyjnego chaosu powodującego niemożność przyswojenia jej dynamicznych zmian. W podobnym położeniu znajdują się zarówno widzowie, jak i performerki. Nie odnosi się wrażenia, że twórcy budują w spektaklu jakiś nadrzędny komunikat. Wszyscy na równi są uczestnikami kontrolowanej, ale dojmującej hiperstymulacji mózgu. Biorą w niej udział wspólnie, tworząc sieć kolejnych, niezliczonych ciągów logicznych, czy skojarzeniowych.
W zasadzie trudno powiedzieć, czym są Taśmy. Na myśl przychodzi remiks, w tym przypadku jako rodzaj twórczej, ale jednak ryzykownej zabawy. Wielość i różnorodność materiałów źródłowych wzmaga poczucie mierzenia się z wywoływanym celowo nadmiarem. Zarówno pod względem treści, jak i konstrukcji jakikolwiek porządek co chwilę się wymyka. Jak zaznacza Tomasz Ciesielski, Taśmy nie są ani „pokazem powarsztatowym”, ani spektaklem. Ich kształt zależy na pewno od uczestniczek/uczestników i wszelkich zmiennych, które się z tym wiążą. Dlatego projekt ten cechuje szczególnie skupienie na performerkach i sposobach potraktowania przez nie podanego materiału. Ciekawość wzbudza więc sposób wykorzystania tej idei w pracy z osobami o różnych dyspozycjach, warunkowanych przez takie czynniki, jak wiedza, świadomość ciała, status społeczny, wrażliwość, doświadczenia, także wiek, płeć. Jakich wyborów dokonałyby inne osoby? Jakie konteksty wytworzyłyby się, gdyby byli to seniorzy, albo po prostu mężczyźni (szczególnie, gdy uwzględni się istotny w Taśmach wątek feministyczny)? Wreszcie interesujący jest także tytułowy profesjonalizm. W jakim wymiarze on tu funkcjonuje? Jak można go interpretować? W jaki sposób z tym materiałem zmierzyliby się zawodowi tancerze i aktorzy? Pytania pozostają otwarte, adekwatnie do formy o takich samych właściwościach.
Szczelina
Teatr CHOREA tworzy spektakl, który w zamyśle nie ma poruszać bezpośrednio tematyki uchodźców, lecz dotykać świadomości widzów komfortowo żyjących w realiach świata informacyjnego, zalewającego nas doniesieniami o rozgrywających się na świecie tragediach. Chociaż rzeczywistość pełna jest pod tym względem wielu nierzucających się w oczy subtelności (cierpienia nie sposób „zważyć”, skodyfikować, porównać, czy nadać mu większego lub mniejszego znaczenia), a czasem jaskrawych różnic szczególnie widocznych w takim mieście jak Łódź, przesłanie spektaklu skierowane jest przede wszystkim do ludzi żyjących we względnej wygodzie. Do tych, którzy mają zaspokojone podstawowe potrzeby i – jak zaznacza Tomasz Rodowicz – nie zdają sobie sprawy z tego, że mogą wszystko stracić. Jest też spotkaniem tych, którzy po prostu reagując na wydarzenia ostatnich miesięcy, próbują się do nich odnieść przez rozmowę i wspólny namysł nad wielością ludzkich dramatów (trudno jednak uciec od bezpośrednich skojarzeń z losami uchodźców). Czasem geograficznie dalekich, ale mentalnie bliskich – odległość nie ma znaczenia, gdy pomyśli się o równoległości zachodzących zdarzeń. Obdarzenie uwagą tego tematu ma stać się próbą wybrnięcia z impasu bezradności. Wybrany do tego został tekst Arne Lygre pt. Znikam oraz poezja Rumiego.
Inscenizacja Szczeliny to propozycja w duchu charakterystycznej dla Teatru CHOREA trójjedni słowa, ruchu i muzyki. Jest zatem miejsce na każdy z tych elementów, stanowiących integralny budulec przedstawienia. Scenografia symbolicznie rysuje przestrzenie, w których żyją ludzie równocześnie doświadczający różnych sytuacji życiowych. Zazębiają się one ze sobą, tworząc miejsce wspólne, gdzie spotykają się różne oblicza radości, trudów, lęków, spokoju, komfortu, opuszczenia, choroby, relacji, samotności, dramatów. Zbudowane są z kamieni których trwałość jako budulca nie jest zupełnie oczywista. Czasem tworzą one jednak mury mentalne i ilustrują ludzką bezradność, gdy oglądający telewizję widzowie snują hipotetyczne teorie na temat reagowania w sytuacjach skrajnych i gdy próbują przejść do porządku dziennego, korzystając z dostępnych opcji pomocy. Mogą stać się grobem, ale i symbolem budowania wszystkiego od nowa po dotkliwej stracie. Wyznaczyć granice, które pozwalają funkcjonować w jakichś ramach, podobnie jak oddzielać od siebie i separować. Pośród kamiennej scenografii swoje miejsce znajdują też drzewka bonsai. Mieszczące się w ręku, miniaturowe elementy życiodajnej energii.
Warto podkreślić pracę choreograficzną Adriana Bartczaka, który proponuje bardzo klarowne w rysunku, zdecydowane, mocne rozwiązania ruchowe. Często wymagające fizycznie, podkreślające tekst. Widać to wyraźnie choćby w scenie przeciskania się przez ciasną grupę ludzi, stających się jakby płynącą tratwą. Aktor przechodzi przez nich, całą drogę pozostając w powietrzu, wspierając się na ich ciałach. Poruszająca jest także kompozycja ostatniej sceny, kiedy śpiewany tekst mantrycznie, jak modlitwa, dopomina się o nadzieję, a schematyczny ruch nie pozwala zapomnieć o przyziemności i prozie codzienności. Wymiana między realnym a wymarzonym trwa bez końca.
Tekst podaje wprost naturę rozgrywających się ludzkich historii, co zostaje zrównoważone obecnością poezji. Śpiew i ruch zdecydowanie wpływają na dramaturgię tego niemal 90-minutowego przedstawienia. Wszyscy aktorzy pozostają na scenie przez cały czas trwania spektaklu. Ich obecność zyskuje podwójne znaczenie w zestawieniu z wątkiem życia równoległego i świadomością pewnego rodzaju wymiany, współodczuwania, czy mniej lub bardziej świadomego odcięcia. Historie przechodzą płynnie jedna w drugą, mówiąc o chorobie, relacjach, szczęściu, nadziei, rezygnacji, lęku, zaufaniu, tęsknocie, determinacji, spokoju. O tym wszystkim, z czym każdy spotkać się może na co dzień w bardziej lub mniej oczywistym wydaniu, czy natężeniu. Opowieści nie są ze sobą bezpośrednio powiązane, ale mimo tak różnych uwarunkowań, sprowadzają się do podobnych konkluzji. Każdy zmaga się ze swoją historią. Jedną z wielu, ale przecież tak osobną i wyjątkową. Tak samo niepowtarzalną, jak boleśnie powracającą w historiach wielu ludzi. Każdy czasem znajduje się w sytuacji, w której trzeba zająć określone stanowisko.
Można postawić sobie pytanie, na ile tekst Arne Lygre oprócz swojej oczywistej wymowy faktycznie zmienia świadomość i „pcha” do przodu rozumienie podjętych tematów. Nie to jest jednak kluczem. W nawiązaniu do wspomnianej potrzeby reakcji, Tomasz Rodowicz podkreśla, że „właśnie dzięki pracy nad tym spektaklem czujemy się mniej bezradni wobec otaczającego nas świata (to strasznie naiwne, ale tak czuję) ”.
Spektakle zrealizowane w ramach obchodów Międzynarodowego Dnia Teatru – akcji „Dotknij Teatru 2016”, 27 marca-3 kwietnia w Łodzi (Fabryka Sztuki, Art_Inkubator).
Wydawca
taniecPOLSKA.pl