W ramach Festiwalu Nowa Europa. Inne Spojrzenia mogliśmy w Warszawie oglądać kolejną odsłonę spektaklu austriackiej choreografki i tancerki Doris Uhlich. Habitat (wersja pandemiczna) nie zaskakuje, ale głęboko porusza i zostaje pod skórą.

Wersja do druku

Udostępnij

Kiedy rodzisz się, jesteś nagi. Nagość to stan naturalny.[1] Bezbronny i otwarty na świat tak dalece, jak to tylko możliwe, jesteś wolny, bo wszystko, co robisz, robisz w zgodzie ze sobą samym. Nie zdajesz sobie sprawy z tego, że twoje działanie może być poddawane ocenom, tak jak sam fakt twojego istnienia, i nie dbasz o to. Chłoniesz za to świat całym sobą. Każdy atom twojego ciała wibruje radością w kontakcie z nagą skórą twojej matki, ciepłem dłoni ojca, ich zapachem.

Od pierwszych dni życia nasze ciała stanowią odrębne, niepowtarzalne światy, które spotykają się ze sobą i wzajemnie przenikają. Każdy z nich to inny, niezwykle skomplikowany zestaw wrażeń i doświadczeń, z których jesteśmy stworzeni. Powinniśmy pielęgnować nasze uniwersum, troszczyć się o nas samych i o relacje z innymi, a także z otoczeniem, ponieważ to one budują nas samych na przestrzeni całego życia. W relacje te nasze ciało angażuje wszystkie zmysły. Kiedy spojrzy się na prace Doris Uhlich – fragmenty nagrań dostępnych on-line, materiał fotograficzny, gdy przeczyta się choćby kilka przeprowadzonych z nią wywiadów, staje się jasne, że jej projekty  przepełnione są swoistą sensualnością. Nie jest to jednak zmysłowość, którą kojarzymy z namiętnymi filmowymi kadra, czy ogólnie pojętą erotyką. Ma charakter pierwotny, związany z badaniem i odczuwaniem świata, nierzadko w sposób dosłowny. Ciało ludzkie jest bowiem dla artyski rodzajem archiwum, przechowującym wszystkie zgromadzone doświadczenia. Poprzez dotyk nagiego ciała możemy zbliżyć się do tego archiwum – głaszcząc je i badając dłońmi każdy jego fragment,  uruchamiamy pamięć wydarzeń i nagromadzonych odczuć.. Dodatkowo, poruszające się ciało wytwarza energię, która może być przekazywana innym osobom i otoczeniu. Wszystko to sprawia, że w projektach austriackiej choreografki znajdziemy więcej nagich ciał w ruchu, w działaniu, aktywnych – niekiedy do granic wytrzymałości – niż tych pasywnych.

Sposób, w jaki wiedeńska artystka postrzega ludzkie ciało, swego rodzaju filozofia ciała, którą wyznaje, decyduje o wyjątkowości jej spektakli. W spektaklach Uhlich nie ma ciał idealnych, które oglądamy w reklamach czy mediach społecznościowych. Tancerze i performerzy to osoby w różnym wieku, różnych ras i narodowości, także osoby z niepełnosprawnościami.  Każdy projekt wymaga innego podejścia do ciała, a więc każdorazowo organizowane są przesłuchania, aby zaprosić do współpracy osoby, które w pełni oddadzą charakter i treść spektaklu, jak również będą w stanie pracować ze sobą nago w bliskim kontakcie. Obecność kilkunastu lub kilkudziesięciu nago performujących osób może wzbudzać u części publiczności poczucie dyskomfortu, ale według autorki projektu niekoniecznie jest ono negatywne, ponieważ może stanowić punkt wyjścia do zmiany w percepcji spektaklu czy refleksji nad poruszonymi w nim zagadnieniami.[2]

Podobnie jest w projekcie Habitat. Piszę „projekt”, ponieważ spektakl zaprezentowany na scenie Nowego Teatru w Warszawie jest niejako kolejną odsłoną pracy z ciałem, po zrealizowanym wcześniej Habitat/Halle E – również w dużej grupie, lecz w zupełnie innych okolicznościach, uwarunkowanych pandemicznymi ograniczeniami.

W wystawionym w 2019 roku Habitat/Halle E, w ogromnej przestrzeni wiedeńskiego Tanzquartier Wien, wystąpiło 120 nagich performerów, a publiczność mogła obserwować ich z dystansu lub wchodzić w ich przestrzeń, stając się tym samym częścią choreografii. Dziś mamy rok 2021 i pandemię, która całkowicie zmieniła zasady komunikacji społecznej, a także sposób, w jaki dziś postrzegamy fizyczny kontakt i bliskość z innymi osobami; zmienił się również nasz stosunek do otaczającej przestrzeni. W ubiegłym roku, na łamach bloga TQW (Tanzquartier Wien) Doris Uhlich zastanawiała się, jak bardzo zmieni się projekt pod wpływem rozwijającej się epidemii Covid-19  w Europie: „[…] sytuacja i wymogi [epidemiczne – przyp. J.S.] ulegają ciągłej zmianie. Pierwszym problemem jest duża liczba osób w pomieszczeniu, która oczywiście musi zostać dostosowana. Kiedy wyjaśnimy tę kwestię, zdefiniujemy relacje pomiędzy performerami a publicznością. Musimy to bardzo dokładnie przemyśleć, aby zachować ciągłość dramaturgiczną. Performujący są porozrzucani w przestrzeni sali jak wyspy i z początku poruszają się solo, np.:nie wchodząc ze sobą w kontakt. Od strony semantycznej to ekscytujące, ponieważ w tym momencie […] trudno sobie wyobrazić bardziej utopijne połączenie dotyku i ruchu jako habitatu. Dotyczy to zarówno pozbawionego lęku kontaktu pomiędzy wykonawcami, jak i kontaktu oraz ewentualnej bliskości z widzem. Właśnie dlatego uważam za ekscytujące odwrócenie tej koncepcji i przejście w izolację, rodzaj niemożności fizycznego kontaktu. W tej wersji bardzo zależy mi również na melancholii. Poza tym mam również kontakt z wirusologami – co znaczy pot, co znaczy nagie ciało,  jaka jest ich rola w procesach transmisji choroby? Planuję dramaturgię w taki sposób, aby widz miał czas na zaangażowanie się w sytuację i by energia w pomieszczeniu mogła stopniowo wzrastać pomimo bezpiecznej odległości.”[3] W Habitat (wersji pandemicznej) przywołana izolacja, dystans i w zasadzie całkowita eliminacja kontaktu fizycznego tworzą nowe uniwersum spektaklu z równie silną, lecz inaczej ukierunkowaną energią. Narzucone ograniczenia stają się budulcem dla choreografii poszczególnych artystów, pozwalając na samoistne i naturalne wytworzenie się szczególnej atmosfery w relacji performer – widz.

Nieruchome nagie ciała, w różnych pozach, rozmieszczone w niemal idealnych odległościach na całej przestrzeni sceny, otoczone z czterech stron widownią, jedynie z pozoru zdają się być uwięzione w jakimś punkcie czasoprzestrzeni. W rzeczywistości jest w nich wiele swobody – artyści co jakiś czas przyjmują wygodne dla siebie pozycje. Nie możemy poznać wyrazu ich twarzy, zasłoniętych, podobnie jak twarze widzów, maseczkami, ale widać ich oczy. Przyglądają się widowni, obserwują swoich obserwatorów. W półmroku, w ciszy toczy się gra: patrzymy na siebie nawzajem, ja dokładnie oglądam ciebie, a ty – mnie. Chociaż dzieli nas odległość kilku kroków lub rzędów, możemy zajrzeć sobie w oczy. I właśnie to głębokie spojrzenie rodzi szczególny rodzaj napięcia pomiędzy patrzącymi. Jest to wrażenie intensywne i intymne, dorównujące prawie bliskiemu spotkaniu twarzą w twarz. Moment wzrokowego poznawania się trwa dość długo, a mimo to nie nuży. Światło powoli staje się cieplejsze, a performerzy zaczynają przemieszczać się i zamieniać miejscami, cały czas utrzymując kontakt wzrokowy ze sobą nawzajem i z publicznością. Wytworzone na początku spektaklu napięcie po pewnym czasie opada.  Wraz z nagłym pojawieniem się elektronicznej muzyki miękkie, płynne ruchy zmieniają się w energiczny, rytmiczny marsz. Muzyka staje się coraz głośniejsza, a performerzy, chodzący po liniach prostych z jednej strony sceny na drugą, maksymalnie uwalniają swój kinetyczny potencjał. Jedni w miejscu, inni przemieszczając się, wykonują gwałtowne ruchy bioder, ramion, głowy; potrząsają ciałem, skaczą, pokonują własne fizyczne granice, czasem dosłownie, jak wtedy, gdy dwoje performujących na wózkach inwalidzkich porzuca je, zsuwając się na podłogę. Niektórzy podbiegają do publiczności i prezentują swój dziwny taniec, swoje ciało w ruchu, w pełni autonomiczne lub wykorzystujące wózek jako element kinetycznej gry. Ich zachowanie jest rodzajem zaproszenia obserwatorów do wspólnego przeżywania tej chwili. Choreografia sprawia wrażenie zbiorowego transu, w którym wszyscy są razem, ale każdy gra partię solo, bez fizycznego kontaktu z innymi. Część publiczności zaczyna poruszać się w takt muzyki, wybija rytm dłońmi lub stopami, kręci głową. Uniwersum stworzone przez nagi zespół Doris Uhlich rozszerza się więc o aktywnie obserwującą publiczność. Choć nie mogą zrobić tego dosłownie, przekroczyć niewidzialnej bariery dzielącej widownię od sceny, wewnętrznie dokonują przejścia, wchodzą w bardzo bliski prywatny kontakt z artystami. Czy jest to dowodem na to, jak głęboko jest w nas zakorzenione pragnienie dotyku, fizycznej bliskości? Pandemia koronawirusa uświadomiła nam, jak ważną kwestią jest dla nas możliwość nieskrępowanego kontaktu z drugim człowiekiem, bez pośrednictwa mediów i aplikacji. Czy pozbawieni takiej możliwości ulegniemy w końcu jakiemuś zbiorowemu szaleństwu?

Ruchy skupionych pośrodku sceny postaci przypominają pierwotne, plemienne tańce. Widać współdziałanie grupy, energia poruszanych ciał rośnie, działają na granicy wytrzymałości, aby wreszcie zmęczone opaść na podłogę. Muzyka milknie i słychać jedynie przyspieszone oddechy i rytmiczne uderzenia kończyn o deski. Bezruch. Wytchnienie. Cisza. Odpoczynek nie trwa długo. Po chwili próbują znowu, każdy w innej części sceny, przekroczyć swoje fizyczne, kinetyczne bariery do ostatniej kropli potu, do porzucenia wózka inwalidzkiego. Jeden po drugim, jedna po drugiej, kończą swoją samotną walkę z ciałem i opuszczają scenę. Pozostaje tylko jedna, niezmordowanie powtarzająca tę samą sekwencję ruchów kobieta, ale i ona po jakimś czasie daje za wygraną. Patrząc na nią można zadać sobie pytanie, ile to razy w życiu toczyliśmy jakąś beznadziejną walkę, z góry skazani na niepowodzenie? Ile razy daliśmy za wygraną? Ile razy odpuściliśmy w obliczu przerastającej nas sytuacji? Ile razy jeszcze będziemy musieli… pokonywać samych siebie?

Zespół wraca na scenę. Tu, w zimnym świetle reflektorów, performerzy zakładają przezroczyste foliowe kombinezony, przypominające te noszone przez personel oddziałów zakaźnych. Są bez masek, ponieważ plastik pokrywa ich w całości od stóp do głów, przed uduszeniem ratują ich jedynie czarne gumowe wentyle umiejscowione pośrodku kombinezonów jak dziwne futurystyczne elementy. Wyglądają komicznie i niepokojąco zarazem. Teraz, zabezpieczeni, mogą zbliżyć się do siebie, zbić się w zwartą grupę. Dwie osoby biorą spory rozbieg i wpadają sobie w objęcia. Mocno ściskają się nawzajem, jakby stęsknieni. Scena ta powtarza się kilkakrotnie. Gruba folia ogranicza – performerzy nie mogą się lekko poruszać, ciężej im oddychać, pocą się – ale jednocześnie daje wolność, którą jest możliwość bezpośredniego fizycznego kontaktu. Artyści kładą się pośrodku sceny jeden obok drugiego, ściśle do siebie przylegając. W grupie wyglądają nieco zabawnie, trochę jak paczkowana żywność, która nagle z niewiadomych przyczyn ożyła. Poruszają się, wchodzą na siebie, pełzają, czołgają, wiją. Słychać śmiechy, westchnienia, skrzypienie i trzaski folii, która błyszczy i skrzy się w świetle lamp.  Nagle zaczynają rozchodzić się we wszystkich kierunkach, w stronę otaczającej ich publiczności. Kiedy już się zatrzymają, widać jak bardzo są zmęczeni. Po chwili zdejmują kombinezony. Spektakl dobiega końca.

Ostatnie dwa pandemiczne lata to zapewne czas, który zostawi bardzo mocne piętno na tym, jak funkcjonują nasze ciała, jak je postrzegamy i czym jest dla nas fizyczny kontakt. Zostaliśmy zmuszeni do życia na dystans, a to drastycznie zmienia naszą codzienność i wpływa na kondycję psychiczną,  a co za tym idzie, odmienia również nasz sposób życia. Słowo „habitat” oznacza siedlisko, miejsce do życia. Jakim miejscem do życia jest nasz współczesny habitat? Otaczająca nas przestrzeń nie zmieniła się diametralnie, ale przeobrażeniu uległy nasze relacje z nią. Gdy jest jej zbyt mało, czujemy się niepewnie, nie możemy także dzielić jej z innymi w takim samym stopniu jak przed pojawieniem się SARS-CoV-2. Staliśmy się nieufni w kontaktach z osobami, których nie znamy. Obecność wirusa, zagrożenia, którego nie widać, sprawia, że nie do końca możemy także polegać na samych sobie – nie wiemy, czy właśnie zakaziliśmy się, czy nie roznosimy choroby dalej… Jak wszystkie te zmiany wpływają na postrzeganie ludzkiego ciała i intymności? Doris Uhlich powiedziała kiedyś, że jej spektakle są rodzajem lekarstwa dla niej samej, ponieważ w otaczającym nas świecie pełno jest agresji, a jej prace oparte są na empatii.[4] Być może Habitat (wersja pandemiczna) jest również lekiem, remedium na ograniczenia, jakie postawiliśmy naszym ciałom, aby przetrwać pandemiczny kryzys. Jak by nie było, z pewnością przedstawienie to przypomina nam, czym one są i jak powinniśmy je postrzegać. Spektakl austriackiej choreografki pozwala nam więc na zajrzenie w głąb siebie i swojego ciała . Ciała takiego, jakim jest w rzeczywistości – bez retuszu, niedoskonałego, oddalonego od przyjętych kanonów estetyki, a jednak w swej naturalności i autentyczności niezmiernie pociągającego, interesującego i przez to pięknego. Odkrywanie ciała to nauka akceptacji i czułości, to otwarcie się na samego siebie, ale i na innych. Kiedy się tego nauczymy się, wtedy naprawdę staniemy się wolni.

Koncepcja i choreografia: Doris Uhlich
Występują: Hugo Le Brigand, Toni Brucker, Ute Frederich, Luise Kostopoulos, Klaus Lengefeld, Ann Muller, Jong Sung Myung, Thomas Richter, Vera Rosner-Nógel, Hannah Sampé, Saeed Asad Sangabi, Mim Schneider, Maria Tepper
Reżyseria prób: Hugo Le Brigand
DJ: Boris Kopeinig
Reżyseria światła: Sergio Pessanha
Body Tanks: Proper Space (Juliette Collas, Zarah Brandl)
Szycie: Mick Hennig
Produkcja: Margot Wehinger
Koprodukcja: Tanzquartier Wien, Münchner Kammerspiele, Tanzfestival Rhein-Main (Künstlerhaus Mousonturm/ Frankfurt a. M. and Hessisches Staatsballett in the frame of Tanzplattform Rhein-Main) and insert Tanz und Performance GmbH
Dystrybucja: Something Great (Berlin)

Finansowanie ze środków Cultural Department of the City of Vienna and the Federal Chancellery of Austria

Spektakl prezentowany w ramach Festiwalu Nowa Europa. Inne spojrzenia finansowanego przez miasto stołeczne Warszawę.

[1] […] When you are born, you are naked, it is a natural state of bein., tłumaczenie własne. Doris Uhlich w wywiadzie dla Kaai Theater w Brukseli, kwiecień 2021, https://www.kaaitheater.be/en/articles/my-interest-lies-in-flesh-that-moves-not-flesh-that-poses (dostęp: 7.10.2021).
[2] Por. My interest lies in flesh that moves, not flesh that poses, tłumaczenie własne: https://www.kaaitheater.be/en/articles/my-interest-lies-in-flesh-that-moves-not-flesh-that-poses (dostęp: 7.10.2021).
[3] TQW NewsBlog, Sag Mal, spürst du das auch?, https://tqw.at/sag-mal-spuerst-du-das-auch/ (dostęp: 7.10.2021)
[4] „Wiener Zeitung”: Why is the performance called „Habitat”?, https://www.wienerzeitung.at/nachrichten/kultur/buehne/2034704-Performerin-Doris-Uhlich-im-Interview-ueber-ihr-120-Personen-Stueck-Habitat.html (dostęp: 7.10.2021)

Doris Uhlich „Habitat”, wersja pandemiczna. Fot. Alexi Pelekanos

Doris Uhlich „Habitat”, wersja pandemiczna . Fot. Alexi Pelekanos

Doris Uhlich „Habitat”, wersja pandemiczna. Fot. Alexi Pelekanos

Doris Uhlich „Habitat”, wersja pandemiczna. Fot. Alexi Pelekanos

Doris Uhlich „Habitat”, wersja pandemiczna. Fot. Sigrid Reinichs

Doris Uhlich „Habitat”, wersja pandemiczna. Fot. Sigrid Reinichs

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close