Premiera spektaklu, który jest częścią cyklu premier Wieczory dziadowskie w Polskim Teatrze Tańca, odbędzie się 26 maja o godz. 20.00 w Auli Artis przy ul. Kutrzeby 10 w Poznaniu.
Anna Koczorowska: Wielka tradycja romantyczna nie jest szczególnie często podejmowanym tematem przez współczesnych choreografów polskich. Jak to się stało, że sięgnęli Państwo po inspirację do Dziadów Adama Mickiewicza?
Tomasz Szczepanek: Polski Teatr Tańca ogłosił konkurs na realizację premiery w ramach Wieczorów dziadowskich, a my odpowiedzieliśmy na to zaproszenie. Myślę, że więcej na ten temat mogłaby powiedzieć dyrektor Iwona Pasińska, bo my jedynie daliśmy się zainspirować przez zaistniałe okoliczności.
Anna Koczorowska: Wielka tradycja romantyczna nie jest szczególnie często podejmowanym tematem przez współczesnych choreografów polskich. Jak to się stało, że sięgnęli Państwo po inspirację do Dziadów Adama Mickiewicza?
Tomasz Szczepanek: Polski Teatr Tańca ogłosił konkurs na realizację premiery w ramach Wieczorów dziadowskich, a my odpowiedzieliśmy na to zaproszenie. Myślę, że więcej na ten temat mogłaby powiedzieć dyrektor Iwona Pasińska, bo my jedynie daliśmy się zainspirować przez zaistniałe okoliczności.
A jednak ta oferta musiała być w jakiś sposób zbieżna z Państwa zainteresowaniami artystycznymi.
Aleksandra Dziurosz: Oczywiście. Jako choreograf mam w swoim dorobku spektakle, które dotykają kultury, tradycji i muzyki polskiej.Wciążposzukuję sedna swojej tożsamości. Istotne są dla mnie moje kulturowe korzenie.Bardzo interesujący jest dla mnie malowniczy świat polskich zwyczajów i obyczajów. Bacznie przyglądam się ludziom i rzeczywistości mnie otaczającej. W pracy artystycznej próbuję zawsze czegoś nowego dowiedzieć się o świecie, o sobie, o twórczości, a nastepnie przekazać tę wiedzę w formie artystycznej. Dziady są dla mnie ważne ze względu na ich „polskość”, ale także – jako przykład budowania relacji międzyludzkich w grupie społecznej.
T.S.: Bardzo interesowało mnie dyskutowanie z Dziadami – to co ten dramat mógłby nam dzisiaj powiedzieć albo to, co my moglibyśmy do niego dopowiedzieć. To był bardzo dobry punkt wyjścia do rozpętania burzy mózgów, która zaprowadziła nas w nieoczekiwane rejony.
A czy można ten punkt dojścia nazwać, nie zdradzając zbyt wiele z treści przedstawienia?
A. D.: Pierwotnym zamysłembyło ukazanietakiej grupy społecznej, która w obliczu śmierci jednego z jej członków skonstruuje swego rodzaju rytuał żałobny i go przeprowadzi. Mieliśmy na myśli rytuał, który pozwoli tej społeczności pożegnać się ze zmarłym, ale również wyciągnie z żałoby żyjących. Nie interesowali nas zmarli, tylko ci, którzy w tej społeczności pozostali żywi. Z takim zadaniem przyszliśmy do Polskiego Teatru Tańca. Wciąż myśleliśmy o rytuale, chcieliśmy stworzyć coś na nowo. Zadawaliśmy sobie pytanie o to, jak możemybezpiecznie przejść obok śmierci kogoś, kogo znamy; obok śmierci, którą widzimy lub o której się dowiadujemy. Jak sobie emocjonalnie z tym poradzić – indywidualnie i jako zbiorowość? Nie chcieliśmy kopiować ani przetwarzać istniejącego już rytuału. Zdecydowaliśmy się stworzyć taki, na który zgadzamy się jako współuczestnicy twórczego procesu, który doprowadził nas do zaskakującej konkluzji. To jest niespodzianka, której nie przewidzieliśmy.
T. S.: Nie chcemy zdradzać do jakiej. Mamy nadzieję, że widzowie również będą zaskoczeni. Jako twórcy mamy przywilej i prawo do eksperymentu. Wyruszyliśmy z jakiegoś punktu, który sobie konkretnie nazwaliśmy, a miejsce, do którego dotarliśmy widzowie zobaczą na scenie.
A co w choreografii zostało z tekstu drugiej części Dziadów?
A.D.: Podczas pracy nie korzystaliśmy z tekstu dramatu. Nawiązaniem naszego spektaklu do Dziadów jest moment śmierci i – towarzyszącej jej – interakcji człowieka żyjącego z osobą nieżyjącą. Nie interesuje nas w tym projekcie, co dzieje się z człowiekiem po śmierci w sensie niematerialnym. Istotne są dla nas osoby, które w danej zbiorowości pozostają przy życiu. Dzieło Mickiewicza w naszym spektaklu jest obecne„podskórnie”.
Skąd w takim razie tytuł – Niech żywi grzebią umarłych, który prowadzi widzów w stronę obowiązku wspólnoty wobec tych, którzy odeszli?
A. D.: W procesie twórczym wspólnie z tancerzami dotarliśmy do takiego prozaicznego „niech”, które oznacza, że coś z tym ciałem dana zbiorowość musi zrobić – spalić, zakopać w ziemi lub pogrzebać w inny sposób. To jest pierwsza warstwa znaczeniowa. Druga – dotyczy wartości moralnych, religijnych i potrzeb emocjonalnych. Tego, jak żywi mogą sobie poradzić z faktem śmierci innych, czyli tego, jak dana zbiorowość „układa się” ze śmiercią.
T. S.: Stworzyliśmy pewien sceniczny model oparty na obserwacji życia codziennego, nawiązujący do refleksji antropologicznych.
A. D.: Scenariusz nie jest przykładem typowej, linearnej opowieści o jednym zmarłym. Szukaliśmy inspiracji w sobie, obok siebie, w naukach społecznych.
T.S.: Doszliśmy do wniosku, że korzystniej jest żywym skupić się na życiu i pozwalić zmarłym odejść. Dokąd? To zmarli pewnie wiedzą najlepiej.
Czy w spektaklu pojawia się jakiekolwiek słowo?
A.D.: Nie, w ogóle nie korzystamy z tekstu.
A jak jest z muzyką?
A.D.: Autorką muzyki jest Aldona Nawrocka. Specjalnie do tego spektaklu napisała utwór elektroniczny. Warstwa dźwiękowa podlegała zmianom do samego końca, podobnie jak choreografia, dramaturgia i kostiumy. Ten spektakl jest w procesie twórczym i będzie tak do premiery, jeśli nie dalej. To jest postawa ryzykowna i stresująca, ale też bardzo wyzwalająca twórczo.
T.S.: To była szalona produkcja, w której z koncepcji wyniknęły nieprzewidywalne dla nas procesy. Kształt warstwy estetycznej, czyli tego, co publiczność będzie widzieć i słyszeć, jest konsekwencją tego, jak postanowiliśmy koncepcję urzeczywistnić i przełożyć na język materii scenicznej.
A jaki był podział ról między reżyserem i choreografem?
T.S.: To się samo ułożyło, intuicyjnie. Na tym też po części polegał nasz eksperyment. Z Aleksandrą mieliśmy już okazję współpracować w teatrze dramatycznym, natomiast w tańcu to nasz pierwszy wspólny projekt. To była dla mnie niesamowita przygoda, zaskakująca, ekscytująca, momentami przerażająca, ale zdecydowanie warta podjęcia – zwłaszcza u boku tak wybitnej choreografki. Trudno jest precyzyjnie określić podział ról pomiędzy nami, na pewno za ruch odpowiada Aleksandra Dziurosz.
A.D.: Wraz ze mną ruch tworzyli cudowni tancerze Polskiego Teatru Tańca. Z Tomaszem Szczepankiem byliśmy razem cały czas w procesie twórczym i mogę zapewnić o pełnym współautorstwie koncepcji, reżyserii i scenariusza.Współpraca choreografa z reżyserem jest w pracy nad spektaklem tanecznym niezwykle interesującym doświadczeniem.
Jeśli to jest dla Pana pierwsze doświadczenie z reżyserią w tańcu, czy mógłby Pan przybliżyć, na czym polega z Pana perspektywy różnica w reżyserowaniu spektaklu dramatycznego i spektaklu tanecznego?
T.S.: W teatrze dramatycznym podstawowym materiałem aktora jest słowo, dla tancerzy jest nim ruch. Zaskakująca jest w jednym i drugim przypadku biegłość wykonawcy w posługiwaniu się materiałem. Było dla mnie szokujące momentami, jak łatwo i szybko przychodziło tancerzom poruszanie się w proponowanych przez nas zmianach. Wspólnym mianownikiem pracy z aktorami i tancerzami jest myśl, która porusza uczucia, ciało i człowieka, sprawiając, że chce on ją wyrazić Podstawa jest ta sama, ale ujście znajduje w innej formie.
Porozmawiajmy jeszcze o materiale ruchowym, czy można wyodrębnić jakieś konkretne techniki, z których szczególnie Pani korzysta?
A.D.: Zajmuję się tańcem współczesnym, korzystam w dużej mierze z technik, form i zdobyczy ubiegłego i obecnego stulecia. Materiał ruchowy głównie bierze się z wrażliwości, umiejętności i jakości ruchowych tancerzy. Analiza tego, co tancerze potrafią, jak reagują na zadane tematy, jak zainspirowani improwizują pod bacznym okiem choreografa jest drogą do budowania kompozycji spektaklu. Moim zadaniem było rozwinięcie, dopracowanie i umiejętne połączenie materiału ruchowego, który wypracowaliśmy wspólnie.
Chciałbym jeszcze powrócić do tematu współpracy choreografa z reżyserem, ponieważ nie jest on dla mnie oczywisty w teatrze tańca. W jaki sposób reżyser wywodzący się z teatru dramatycznego dopełnia spektakl teatru tańca?
A. D.: Wydaje mi się, że wiedza, jaką posiadają choreografowie jest mocno związana z komponowaniem ruchu tanecznego, budowaniem dramaturgii na bazie warstwy choreograficznej. Bardzo przydaje się też umiejętność prowadzenia postaci, wyrażania treści i emocji. Zarówno dla teatru, jak i dla tańca istotne jest pytanie o sens oraz prawdopodobieństwo zdarzeń i przeżyć.
Pracowali Państwo z całym zespołem?
A.D.: Tak. Mieliśmy możliwość wyboru tancerzy, ale po pierwszym spotkaniu stwierdziliśmy, że mamy do czynienia z wyjątkowo interesującymi osobowościami i zdecydowaliśmy się na pracę ze wszystkimi 15 artystami Polskiego Teatru Tańca.
Z jaką myślą chcielibyście Państwo pozostawić swojego widza po spektaklu?
T.S.: Jestem za wolnością twórczą i za wolnością myślenia widzów. Mam nadzieję, że udało się nam stworzyć dzieło prowokujące do refleksji i do przeżywania. Jakiego rodzaju przeżycia czy przemyślenia to będą – nie ode mnie zależy. Nie mam tezy, którą chciałbym zaaplikować odbiorcy, wręcz przeciwnie – jestem ciekaw, jak on może ten spektakl odebrać.
A.D.: Dla mnie osobiście ten spektakl stanowi próbę wyzwolenia się z lęku przed śmiercią bliskich. Chciałabym podsunąć widzom refleksję o tym, że istnieje śmierć, ale po niej jest życie toczy dalej. Żywi nadal istnieją i – co bardzo ważne – obok nich są inni ludzie. Silne emocje po śmierci bliskiej osoby mogą spowodować, że zapomnimy o tym, jak ważne jest to, że żyjemy i jesteśmy w społeczeństwie, któremu, jesteśmy potrzebni, nawet jeśli ono zdaje się nami nie interesować. Moment żałoby powinien z czasem przeistoczyć się w aktywność społeczną. Zmarłych można zachować przy życiu, mając ich wciąż w pamięci.
Czy współpraca z Polskim Teatrem Tańca była dla Państwa pod jakimś względem przełomowa, niezwykła?
A.D.: Jestem niezależnym twórcą,niezwiązanym instytucjonalnie. Dlatego też niezwykle ważny był dla mnie gest otwarcia Polskiego Teatru Tańca, umożliwiający tworzenie spektakli nowym artystom.. Praca w profesjonalnych warunkach buduje jakość dzieła. Dzięki Pani Profesor Ewie Wycichowskiej miałam już okazję tworzyć dla Polskiego Teatru Tańca. Było to dla mnie niezwykłe, bo jedno z pierwszych poważnych doświadczeń choreograficznych – 11 lat temu. Teraz – po raz drugi – mam okazję współpracować z PTT. Podziękowałam za to dyrektor Iwonie Pasińskiej. Myślę, że inne polskie instytucjonalne zespoły powinny wziąć przykład z Polskiego Teatru Tańca i otworzyć się na nowych twórców. Wszystkim wyjdzie to na dobre.
Wydawca
taniecPOLSKA.pl