
Bronisława Niżyńska w rozmowie z tancerzami Polskiego Baletu Reprezentacyjnego, 1937, autor nieznany. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygnatura 3/1/0/11/12110/5
Bycie tancerzem to od zawsze akt odwagi, nie sprzyja takiemu wyborowi właściwie nic w sensie materialnym. Nie jest to zawód przygotowujący do konfrontacji z rzeczywistością pozasceniczną czy przynoszący nadzwyczajne profity. Jeśli czegoś uczy, to szczególnego hartu ducha, objawiającego się zarówno w okolicznościach artystycznych, jak i poza nimi. Badam ostatnio, ze szczególną wnikliwością, okres dwudziestolecia międzywojennego, z zachwytem studiując materiały m.in. o działalności artystek, kształtujących obraz tańca w wolnej Polsce. Ile tu bogactwa inicjatyw, pomysłów kreacyjnych, odwagi reformatorskiej w odniesieniu do aktów choreograficznych i pracy edukacyjnej. Ile wspaniałych karier wykonawczych, jakie tempo budowania zespołów i repertuaru. Jaka zachłanność na pracę, na kontakt z widzem, na spektakle, choćby w najbardziej siermiężnych warunkach. I choć w tym czasie nie brakuje w polskim tańcu osiągnięć Zajlicha, Wójcikowskiego, Parnella czy Cieplińskiego, to prawdziwymi bohaterkami tej epoki jawią się kobiety.
Za nami Światowy Dzień Baletu, święto stosunkowo niedawno, bo zaledwie sześć lat temu, ustanowione z inicjatywy The Royal Ballet, Australian Ballet, Baletu Teatru Bolszoj, National Ballet of Canada oraz San Francisco Ballet. Z założenia ten Dzień, trwający w praktyce nawet i dwa tygodnie, od początku nastawiony programowo był na kontakt z widzem za pośrednictwem kamery i Internetu, jest więc świętem jakby skrojonym na dzisiejsze czasy. Fetowanie czegokolwiek w okolicznościach pandemicznych jest mało komfortowe, ale dzięki determinacji artystów i sprawności organizacyjnej ich menadżerów będziemy mogli w tym roku obejrzeć materiały filmowe dokumentujące pracę m.in. Royal Ballet i Baletu Teatru Bolszoj w warunkach wymuszających społeczny dystans, co w pracy tancerza, uprawiającego balet klasyczny, jest zadaniem,co najmniej karkołomnym. Z polskich zespołów do uczestnictwa w wydarzeniach Światowego Dnia Baletu przyłączyły się Polski Balet Narodowy i Teatr Wielki w Łodzi. Bycie tancerzem to od zawsze akt odwagi, nie sprzyja takiemu wyborowi właściwie nic w sensie materialnym. Nie jest to zawód przygotowujący do konfrontacji z rzeczywistością pozasceniczną czy przynoszący nadzwyczajne profity. Jeśli czegoś uczy, to szczególnego hartu ducha, objawiającego się zarówno w okolicznościach artystycznych, jak i poza nimi. Historia tańca w Polsce, symetryczna z dziejami powszechnymi, pełna jest przykładów zaświadczających, że bycie tancerzem/tancerką nie równa się byciu pięknoduchem. Badam ostatnio, ze szczególną wnikliwością, okres dwudziestolecia międzywojennego, z zachwytem studiując materiały m.in. o działalności artystek, kształtujących obraz tańca w wolnej Polsce. Ile tu bogactwa inicjatyw, pomysłów kreacyjnych, odwagi reformatorskiej w odniesieniu do aktów choreograficznych i pracy edukacyjnej. Ile wspaniałych karier wykonawczych, jakie tempo budowania zespołów i repertuaru. Jaka zachłanność na pracę, na kontakt z widzem, na spektakle, choćby w najbardziej siermiężnych warunkach. I choć w tym czasie nie brakuje w polskim tańcu osiągnięć Zajlicha, Wójcikowskiego, Parnella czy Cieplińskiego, to prawdziwymi bohaterkami tej epoki jawią się kobiety: Bronisława Niżyńska – solistka i choreografka Baletów Rosyjskich Diagilewa, główna choreografka i kierownik artystyczna Polskiego Baletu Reprezentacyjnego, z którym otrzymała Grand Prix na Międzynarodowej Wystawie Techniki i Sztuki w Paryżu (1937); Tacjanna Wysocka, która nie tylko zbudowała radykalny program nauczania tańca i stworzyła dwie szkoły, ale odnosiła także międzynarodowe sukcesy choreograficzne m.in. na Konkursie Tańca Scenicznego w Paryżu (1932), występując obok Rosalii Chladek i Kurta Joossa; Pola Nireńska – uczennica Mary Wigman, laureatka głównej nagrody na Międzynarodowym Konkursie Tańca w Wiedniu (1934), gdzie zaprezentowała własny układ tańca modernistycznego (nazywanego wówczas „nowoczesnym”) oparty na polskich tańcach ludowych; Ruth Sorel była solistka Staatsoper w Berlinie i zespołu Mary Wigman, uhonorowana I Nagrodą na Międzynarodowym Konkursie Tańca Artystycznego w Warszawie (1933); Olga Sławska – primabalerina baletu Teatru Wielkiego w Warszawie i Polskiego Baletu Reprezentacyjnego, w 1933 zdobywa Złoty Medal oraz nagrodę przewodniczącego jury Rolfa de Maré dla najlepszej polskiej tancerki na Międzynarodowym Konkursie Tańca Artystycznego w Warszawie, kolejne nagrody otrzymuje na Międzynarodowym Konkursie Tańca w Wiedniu (1934) oraz na Olimpiadzie w Berlinie (1936); Janina Mieczyńska – studiowała w Instytucie Rytmiki i Umuzykalnienia Émile’a Jaques-Dalcroze’a w Genewie i Hellerau, założyła w Warszawie prywatną szkołę Rytmiki i Plastyki, przekształconą w filię Instytutu Jaques-Dalcroze’a, kierowany przez nią zespół zdobył I nagrodę na Międzynarodowym Konkursie Tańca w Wiedniu (1934); Jadwiga Hryniewiecka, która kształciła się w Szkole Rytmiki i Umuzykalnienia Tacjanny i Stefana Wysockich oraz w Dreźnie u Mary Wigman, wyróżniona na Międzynarodowym Konkursie Tańca w Warszawie (1933), prowadziła własną szkołę tańca; Ziuta Buczyńska, uczennica Janiny Mieczyńskiej, laureatka Nagrody Specjalnej za najlepsze wykonanie polskiego tańca ludowego na Międzynarodowym Konkursie Tańca w Warszawie (1933), pierwszej nagrody na Międzynarodowym Konkursie Tańca w Wiedniu (1934), jedna z szóstki najlepszych tancerzy świata Międzynarodowej Olimpiady w Berlinie (1936) i wiele innych, zdobywających nagrody na międzynarodowych konkursach, wytyczających szlaki tanecznej awangardy, tworzących szkoły i nowe metody nauczania. Za chwilę ich kariery zburzy wojna, staną się kelnerkami, będą piec bułki i ciasta, jako łączniczki roznosić meldunki, przemycać broń i ukrywać poszukiwanych przez gestapo kolegów. Prowadziły zajęcia i próby taneczne w dużych pokojach swoich domów, stawały do drążka, którym był brzeg kredensu w pokoju stołowym. Z myślą o przyszłości kształciły młodych tancerzy na tajnych kompletach. Polskie tancerki, choreografki i nauczycielki tańca, które zasługują na wnikliwe monografie, a przykłady ich, naznaczonego niejedną traumą, życia, to bogactwo doświadczeń, które i dziś mogą inspirować. W 1946 roku Leopold Buczkowski zrealizował legendarne Zakazane piosenki, chciałoby się zobaczyć na ekranie i „zakazane tańce”, gotowy temat na scenariusz, gotowy materiał na film.
taniecPOLSKA.pl