Oglądam Sylfidę. Dzięki transmisjom internetowym w ciągu ostatnich miesięcy przesunęły się przed moimi oczyma niemal wszystkie tytuły z tzw. żelaznego repertuaru baletowego oraz wiele mniej popularnych i kilka dotąd zupełnie mi nieznanych. Sylfida, pierwszy balet romantyczny, sam w sobie wdzięczny i dość skromnych rozmiarów, przywiódł mi na pamięć inne, jeszcze krótsze i bardziej kameralne, bo jednoaktowe dzieło baletowe, którego w sieci na razie nikt chyba nie zaprezentował, a na naszych scenach dość dawno temu przestało gościć. Zabawna jest zresztą gra skojarzeń i podświadomości: podziwiając spektakl Sylfidy z English National Ballet przypomniałam sobie kadr z moich wspomnień – Ewę Głowacką w roli sylfidy. Nagle zaczęłam się gorączkowo zastanawiać: tak, widziałam tę znakomitą tancerkę w tej pozie i w tym kostiumie, ale przecież nie w Syfidzie, której na scenie Teatru Wielkiego – tak się złożyło – nie widziałam. Więc skąd to wspomnienie? – z Balu kadetów.
Oglądam Sylfidę. Dzięki transmisjom internetowym w ciągu ostatnich miesięcy przesunęły się przed moimi oczyma niemal wszystkie tytuły z tzw. żelaznego repertuaru baletowego oraz wiele mniej popularnych i kilka dotąd zupełnie mi nieznanych. Sylfida, pierwszy balet romantyczny, sam w sobie wdzięczny i dość skromnych rozmiarów, przywiódł mi na pamięć inne, jeszcze krótsze i bardziej kameralne, bo jednoaktowe dzieło baletowe, którego w sieci na razie nikt chyba nie zaprezentował, a na naszych scenach dość dawno temu przestało gościć. Zabawna jest zresztą gra skojarzeń i podświadomości: podziwiając spektakl Sylfidy z English National Ballet przypomniałam sobie kadr z moich wspomnień – Ewę Głowacką w roli sylfidy. Nagle zaczęłam się gorączkowo zastanawiać: tak, widziałam tę znakomitą tancerkę w tej pozie i w tym kostiumie, ale przecież nie w Syfidzie, której na scenie Teatru Wielkiego – tak się złożyło – nie widziałam. Więc skąd to wspomnienie? – z Balu kadetów.
Ten komiczny, jednoaktowy balet stworzył w 1940 roku David Lichine, tancerz i choreograf rosyjskiego pochodzenia, który całe swoje życie twórcze przeżył na Zachodzie. Baletu uczył się już w Paryżu – dokąd jego rodzina uciekła po Rewolucji Październikowej – u innych uciekinierów i uciekinierek, wielkich tancerek teatrów carskich. Tańczył w Ballets Russes de Monte Carlo, tworzył w Stanach Zjednoczonych i Australii, i właśnie w Australii, w Theatre Royal w Sydney ystawił Bal kadetów. Balet nawiązywał do tęsknoty za urodą i elegancją, ale i pewną frywolnością czasów monarchii austro-węgierskiej i został ułożony do wyboru kompozycji Johanna Straussa-syna w aranżacjach Antala Doratiego. Sama fabuła jest błaha i z jednej strony daje artystom pole do stworzenia taneczno-aktorskich kreacji komicznych, a z drugiej – jest pretekstem do szeregu tańców popisowych o bardzo zróżnicowanych charakterze. Dzięki temu oraz dzięki niewielkim rozmiarom i niezbyt rozbudowanej obsadzie balet ten chętnie był wykonywany także przez mniejsze zespoły, trupy objazdowe i wreszcie przez szkoły baletowe.
Akcja rozgrywa się na tytułowym balu, organizowanym przez szkołę dla dziewcząt, na który jej przełożona zaprasza kadetów z pobliskiej szkoły wojskowej, jak to było w modzie w XIX wieku, aby dwie płcie, rozdzielone przez system szkolny, mogły przy tej okazji nauczyć się zachowań towarzyskich i oczywiście popisać umiejętnościami tanecznymi. Nauka tańca towarzyskiego należała wówczas do podstaw edukacji eleganckiego młodego człowieka. Wśród postaci mamy Grzeczną Dziewczynę i taką mniej grzeczną, zwaną Dziewczyną z Warkoczykami, Pierwszego Kadeta, Przełożoną i Starego Generała. Zarówno między młodymi, jak i między dojrzałymi bohaterami nawiązują się flirty, które są jednak oficjalnie niedozwolone, więc i jedni, i drudzy po balu starają się spotkać po kryjomu, co prowadzi do komicznych sytuacji. Ale skąd w tym balecie sylfida?
Lichine wstawił do swojego spektaklu kilka popisowych sekwencji luźno powiązanych z akcją. Ale o ile pojawienie się wariacji Dobosza z werblem, wywijającego pałeczkami, jest umotywowane, a scena konkursu kręcenia fouetté przez dwie pensjonarki też jakoś mieści się w konwencji baletowej, o tyle wstawienie romantycznego pas de deux Sylfidy i Szkota mocno dziwi. Rzecz w tym, że Lichine, prezentując swój Bal kadetów, tworzył go pod artystów, jakich miał do dyspozycji, a byli to znakomici wykonawcy ze wspomnianego wyżej Ballets Russes de Monte Carlo: Tatiana Riabuszyńska, Natasza Sobinowa, Aleksandra Denisowa, Nikołaj Orłow i inni. Dał im zatem do zatańczenia to, w czym mogli zaprezentować cały swój talent. Któż zresztą później spośród wielkich nie tańczył w Balu kadetów! Dla przykładu tę właśnie partię Sylfidy – sama Alicja Alonso.
Ja pamiętam Ewę Głowacką, gdy wraz z partnerem wyłaniała się z ciemnego tła, aby zatańczyć subtelne pas de deux. I to jej kreacja przypomniała mi Bal kadetów, który jakoś zniknął ze scen. Kłopot z nim jest taki, że trzeba go połączyć w pełnospektaklowy wieczór baletowy z innym dziełem, a ponadto tchnie on wprawdzie wdziękiem, ale bardzo niedzisiejszym, zwłaszcza że już w czasach powstania był stylizacją na czasy dawno minione. Jego ogromnym atutem jest za to komizm, bo zabawnych baletów jest w światowym repertuarze stosunkowo mało, a publiczność za nimi przepada. Zgodnie z baletową tradycją w postać starszawej Przełożonej w Balu kadetów wciela się en travesti mężczyzna, podobnie jak to jest z postacią Złej Wróżki Carabosse w Śpiącej królewnie i Wdową Simone w Córce źle strzeżonej. Gdy robi się to ze smakiem, efekt jest murowany. Także rezolutność Dziewczyny z warkoczykami pozwala na stworzenie kapitalnej kreacji aktorskiej, nie ma w niej nic z tradycyjnie słodkiej i delikatnej postaci dziewczęcej w balecie. Przy tym zarówno jej partia, jak i scena konkursu fouetté wymagają od tancerek dużych umiejętności technicznych, więc Bal kadetów to nie tylko uroczy bibelocik, to także pod wieloma względami wartościowy tytuł baletowy, z pewnością wart przypomnienia.
Wydawca
taniecPOLSKA.pl