Wersja do druku

Udostępnij

Znane to (niestety) zjawisko w sztuce scenicznej: chwytliwa publicystyka społeczno-polityczna jako jedyny środek wyrazu artystycznego, odwracający uwagę widza od   warsztatowej  nieudolności wykonawców i/lub braku inwencji twórczej lidera zespołu. Także  pozbawiona oportunizmu szlachetność intencji twórców tzw. zaangażowanych często odnosi skutek przeciwny do zamierzonego, drażniąc tanim patosem lub wręcz natrętnym koniunkturalizmem – kosztem prawdziwie artystycznego przesłania. Tylko nieliczni /dodajmy: wybitni/ wychodzą z tego cało, przekuwając „toporną” materię społeczno-polityczną w arcydzieło sceniczne. Rzecz szczególnie trudna, jeśli chodzi o sztukę taneczną, gdzie protest trzeba wykrzyczeć ciałem.

Po tysiącleciach dominacji kultury patriarchalnej, z trudem toruje sobie drogę ku społecznemu uznaniu sztuka – nazwijmy ją niezbyt fortunnie – „kobieca”,  jako że  słowo „feministyczna” nie najlepiej się kojarzy, ośmieszane na różne, mniej lub bardziej wyrafinowane sposoby przez strażników fundamentalnych /czytaj: patriarchalnych/ wartości. Sam feminizm stał się dzisiaj jednym z takich chwytliwych tematów, skwapliwie wykorzystywanych, by nie rzec nadużywanych, głównie przez tworzące kobiety. Temat to szczególnie niewdzięczny, bo niosący ze sobą niebezpieczeństwo popadnięcia w naiwny patos, fanatyzm, czy wręcz histeryczne emocje: w poczuciu wielowiekowej krzywdy i bezsilności o wyważone reakcje raczej trudno. A jednak znajdują się odważni, którzy po niego sięgają, czyniąc go swym artystycznym credo i … znajdując entuzjastyczne zrozumienie u setek tysięcy widzów płci obojga na obu półkulach.

Zapowiedzi występów w Polsce japońskiej kobiecej grupy tańca współczesnego, H.ART.CHAOS, nie pozostawiały wątpliwości, że odwiedza nas zespół o zdeklarowanym feministycznym profilu. O założycielkach zespołu /Tokio, 1989 rok/: tancerce Naoko Shirakawa i choreografce Sakiko Oshima napisano, iż w swojej twórczości „przeciwstawiają się japońskiemu wizerunkowi kobiety – ikony uległego piękna”, odnosząc się szczególnie do takich zjawisk jak przemoc, erotyzm, seksizm, czy też społeczno-kulturowe uwarunkowania. W dodatku śmiałe feministyczne odczytanie klasycznych arcydzieł sztuki baletowej: „Jeziora Łabędziego”, „Romea i Julii” czy też pokazywanego w Warszawie Święta wiosny, przyniosły Oshimie światowy rozgłos i uznanie publiczności.

Oczekujących w warszawskim Teatrze Dramatycznym /16 i 17 marca br./ na odtańczenie przez japońskie tancerki „manifestu feministycznego” jak i tych przyzwyczajonych do tradycyjnej japońskiej stylistyki ruchowej, spotkało nie lada zaskoczenie. Dziki, gwałtowny, żywiołowy, na pograniczu ekwilibrystyki taniec pięciu fenomenalnych japońskich tancerek z miejsca zawładnął wyobraźnią widzów, spychając na plan dalszy feministyczne przesłanie spektaklu. Uwodząc doskonałością formy, japońskie artystki uniknęły pułapki popadnięcia w patetyczną publicystykę.

W dwóch zaprezentowanych choreograficznych dziełach Oshimy ukazano kobietę wobec śmierci /MISERERE/ i wobec zbrodni /ŚWIĘTO WIOSNY/. Już pierwszy, zaledwie dwudziestominutowy, utwór wzbudził entuzjazm publiczności.  Przełożone na język tańca egzystencjalne rozważania o śmierci – odartej z jej boskości, sztucznie przedłużanej przez szpitalną aparaturę – uświadomiły nieudolność pojmowania egzystencji przez współczesnego człowieka, dla  którego kres nie stanowi już  naturalnego etapu życia lecz jego agonalne zakończenie poprzedzone starzeniem się ciała – boleśnie doświadczanym w epoce kultu młodości i fizycznego piękna. Dramatyczna interpretacja Naoko Shirakawy, skonfrontowanej z resztą tancerek jako zwiastunek śmierci  /współczesne erynie a może medyczny personel?/ oraz oryginalny pomysł z tańcem na olbrzymich łożach, symbolizujących samotność zarówno wobec śmierci jak i przemijającego życia, pozwoliły na chwilę zadumy  nad /bez/sensem ludzkich zmagań z tym co nieuniknione.

Wielkie dzieło Igora Strawińskiego „Święto wiosny” doczekało się licznych choreograficznych interpretacji, poczynając od słynnej, zakończonej skandalem /patrz „Scena” nr 5/2003/, paryskiej premiery w  choreografii Wacława Niżyńskiego w dniu 29 maja 1913, do wybitnej inscenizacji Maurice Bejarta /Bruksela, 1959/. Melodyczny dynamizm utworu, swoisty dialog wybujałej kolorystyki dźwięków z ich ascetycznym linearyzmem, czy wreszcie słowiańska egzotyka libretta gloryfikującego barbarzyńską siłę pierwotnych ludzi z jej nieodłącznymi elementami: zmysłowym erotyzmem i instynktownym okrucieństwem – kuszą do dzisiaj choreografów.

W zaskakującej swą oryginalnością interpretacji Oshimy ofiara pozostaje ta sama: młoda kobieta; zmieniają się jedynie okoliczności jej złożenia – miejsce rytualnego mordu w hołdzie budzącej się do życia naturze, zajmuje mord świadomy, mający dodatkowo na celu upodlenie ofiary. Rozpoczynający utwór widok zszokowanej kobiety, skulonej między zdemolowanymi sprzętami mieszkania, wskazuje na traumatyczne wydarzenie sprzed chwili, mające wkrótce przerodzić się w agonię prześladowanej ofiary zakończoną krwawą śmiercią na scenie zalanej czerwienią. Właśnie wyrafinowane studium agonii upadlanej młodej kobiety jest tematem wstrząsającej inscenizacji Oshimy. Stojąca w rogu, daleka od sterylnej czystości wanna staje się parodią symbolu rytualnego oczyszczenia, zarówno dla ofiary przestępstwa jak i jej oprawców, granych przez cztery kobiece postacie w męskich garniturach. Jakże trafna metafora beznadziejności sytuacji, w jakiej znajduje się upatrzona na ofiarę: okrucieństwo męskiego świata wzmocnione okrucieństwem kobiet wobec siebie samych. Pomoc nie nadejdzie z żadnej strony. Tym bardziej ze strony prawa – cztery solidne zawieszone na metalowych linach krzesła atakujące kobietę kojarzą się nieodłącznie z sędziowskim gremium orzekającym według  norm prawnych tworzonych przez mężczyzn i dla mężczyzn. Norm jakże często przewidujących łaskę, by nie rzec – solidarność z przestępcą, a nie pozostawiających miejsca na litość oraz  zrozumienie cierpień i upokorzeń ofiary. Całość kończy zapierający dech w piersiach agonalny taniec Shirakawy zawieszonej, podobnie jak celujące w nią krzesła, na metalowej linie (tancerka wykonuje kilkadziesiąt bodajże piruetów w tzw. – przepraszam nieprofesjonalistów –  attitude croise z wygiętym w tył tułowiem i odchyloną do tyłu głową!).

Cechy charakterystyczne  dzieła Oshimy to bezsilna konfrontacja z przerastającymi człowieka zjawiskami /w pierwszym z utworów bohaterka staje wobec posłanek śmierci, w drugim wobec oprawców/ oraz włączenie scenicznych rekwizytów w taneczną akcję: tańczy woda wylewana przez tancerkę z wanny na scenę olbrzymim kołem /przewrotny symbol oczyszczenia/, tańczą krzesła, lampa nocna; tańczą szpitalne łoża, od których tancerki odbijają się ku górze niczym od batuty. Oszałamiająca, niemalże trickowa,  interpretacja  zachwycającej urodą i tanecznym warsztatem Naoko Shirakawy  oraz agresywny, męski – ale jakże harmonijny – taniec pozostałych tancerek porażają widzów niewiarygodną perfekcją, stając się wartością samą w sobie. Wielka to umiejętność twórcza: ukazać chaos agresji i destrukcji współczesnego świata poprzez harmonijne piękno dzieła.

Materiały reklamowe H.ART.CHAOS kuszą widza tematyką walki japońskich kobiet o wyzwolenie z przypisanego im kulturowego stereotypu istoty pięknej acz uległej… Niepotrzebnie. Pełen pasji i dzikiej namiętności taniec japońskich artystek mówi więcej o sytuacji i kondycji współczesnej kobiety /niekoniecznie japońskiej/,  niż uczyniłaby to najbardziej walcząca, zaangażowana publicystyka.

Scena - mała (oryginał)

Wydawca

Scena

powiązane

Bibliografia

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close