Wersja do druku

Udostępnij

ANNA KRÓLICA: Zbliża się trzecia edycja festiwalu Zawirowania, którego celem jest zaprezentowanie polskiemu widzowi sztuki tanecznej Europy Środkowej. Czy można by mówić o jakiś wspólnym stylu – czy cechach – artystów tego obszaru, czy coś ich łączy? Jak wobec tego rodzaju sztuki sytuuje się polski teatr tańca i taniec w ogóle?

ELWIRA PIORUN: Moje spostrzeżenie jest takie, że cała Europa Środkowa i Wschodnia trochę stylizuje się na Zachód. Staramy się na tym festiwalu pokazywać jednak spektakle, które mówią coś więcej o tych krajach, o ich kulturze… o ludziach, o zachowaniu tych ludzi, o ich rzeczywistości. Bo łatwo zauważyć, że tym się trochę różnimy. Założeniem festiwalu jest pokazywanie takich spektakli, w których właśnie to zróżnicowanie – widać je np. między Słowakami, a Węgrami. U Polaków widać wiele kompleksów… chociaż może nie nazwałabym tego kompleksami – chodzi mi o pewne ograniczenia, które wynikają z naszej rzeczywistości. W Polsce nie robi się np. dużych spektakli, które angażowałyby wielu tancerzy – na to po prostu brakuje pieniędzy, również pod względem emocjonalnym jesteśmy bardziej zamknięci. Z drugiej strony wszystkie kraje postsowieckie borykają się z tego typu problemami, to doświadczenie i wspólne problemy łączą nas. W wyborze spektakli staramy się stworzyć różnorodny repertuar. Bardzo ciekawie prezentuje się zespół z Rosji. Właściwe w Polsce mało się mówi o rosyjskim tańcu współczesnym, kojarzymy Rosję raczej z tradycją tańca klasycznego, ten nurt nadal jest tam bardzo silny. Wszyscy znamy artystów z Rosji. Sama byłam bardzo ciekawa, jak u nich rozwija się taniec współczesny. O technikę zupełnie się nie bałam, bo oni są świetni, zresztą jest tam tylu ludzi, że mają możliwość wyboru. Okazuje się, że oni też wzorują się na Zachód, oczywiście zatrzymali tę nutę rosyjską, z zamaszystymi, szerokimi gestami, są bardziej otwarci; są fantastyczni technicznie – właśnie w tańcu współczesnym.

ANNA KRÓLICA: Czyli jest to już następne, odrębne pokolenie tancerzy po Borysie Ejfmanie? Czy można ich tak określić? Czy raczej ich spektakle są podobne do stylu Ejfmana?

ELWIRA PIORUN: Absolutnie nie jest to podobne do prac Ejfmana, zdecydowanie są bardziej „zachodni” w swoim tańcu, pojawiają się różne style. Widać, że czerpali stamtąd wzorce. Taniec na Zachodzie ciągle jest dla nas wyznacznikiem. W zeszłym roku była u nas grupa z Białorusi, oni co prawda pokazali raczej tradycyjny spektakl, normalną historię, teatralną, udramatyzowaną, opowiadającą o nich. Może niektórzy uważają, że tak się nie powinno robić teatru tańca, ale ja się z tym nie zgadzam. Spektakl miał wyraźne napięcie dramaturgiczne, typowe dla teatru tańca. Oni w bardzo ładny sposób pokazali tę historię, w sensie emocjonalnym, to było bardzo silne, naładowane. Młodzież, która przyszła na ten festiwal, była zdziwiona, że właściwie łączy nas ten sam sposób myślenia, a różni tylko proces realizacji przedstawiania. Spektakl białoruski oglądało się jak sceny w teatrze czy kolejne obrazy w kinie, które następują po sobie. Tam wszystko było jasne, co kto ma wyrażać.

I generalnie będziemy szukać takich przedstawień na całym świecie, które by rzeczywiście określały daną kulturę i nie tylko przez specyfikę muzyki, ale także na innych płaszczyznach spektaklu. Wiadomo, że najłatwiej zrobić polski spektakl do muzyki Chopina. Trzeba szukać przedstawień bardziej oddających realia, pokazujących ludzi, którzy tam mieszkają, bo to jest najciekawsze. Po spektaklach Czechów widać, że mają bardziej spokojnie, zdystansowane podejście do tańca, widać to nie tylko w dialogach, a Polacy zachowują się i mówią bardziej emocjonalne, czasem muszą się „poszarpać”… Techniczne Czesi są również świetnie przygotowani, mają znakomitą szkołę tańca współczesnego, tak silną jak u nas szkoła tańca klasycznego.

ANNA KRÓLICA: W tym roku na festiwalu będą też zespoły spoza „klucza geograficznego” Europy Środkowej, myślę o zespole z Hiszpanii czy Rosji – której przynależność do Europy Środkowej jest dyskusyjna…

ELWIRA PIORUN: Tak, generalnie chodzi o to, żeby móc się porównywać. Dlaczego mielibyśmy to ograniczać. Pieniądze dostajemy z Unii Wyszehradzkiej i ten człon musi pozostać, i to jest bardzo dobry stan rzeczy. Ale trzeba poszerzać zakres i dążyć do szerszej konfrontacji, do porównania. Bardzo żałujemy, że nie możemy zorganizować międzynarodowego, nawet o zasięgu światowym festiwalu, np., twórczość artystów z Wenezueli nadal pozostaje dla nas tajemnicą. Tam, też dzieją się bardzo ciekawe rzeczy, ale na razie nie mamy do tego dostępu i nic o nich nie wiemy. Zaproszone zespoły, wcześniej widzieliśmy na innych festiwalach i oni bardzo chcieli przyjechać do nas. Pod względem finansowym też jest to coraz bardziej dostosowane do naszych możliwości, trzeba tylko umieć znaleźć dofinansowania. Trzeba zadbać też o warunki techniczne, które muszą być spełnione. Już teraz brakuje nam takiej dużej sceny, opieramy się o salę widowiskową poza Teatrem Stara Prochownia, ale tam warunki techniczne nie spełniają oczekiwań i wymagań wszystkich zespołów. Zależałoby nam, żeby mieć takie miejsce, gdzie możemy pokazać już wszystko. Brakuje elektroniki w teatrach, którą artyści stosują w spektaklach i która umożliwia rozwój, trzeba inwestować w teatr.

ANNA KRÓLICA: Jak byś określiła miejsce „Zawirowań” w warszawskim życiu tanecznym?

ELWIRA PIORUN: Dobrze, że jest taki festiwal, teatru tańca jest mało. Cały czas jest to taka elitarna sztuka, niepotrzebnie robi się z tego bardzo zamkniętą sztukę. A to nieprawda. Teatr tańca jest przyjemny w oglądaniu i bardzo dostępny. Często nie potrzeba wielkiej intelektualnej wiedzy, tutaj wszystko oparte jest na emocjach i ciele, przez co każdemu staje się bardzo bliskie. Tak więc stereotyp, że może to być nudne, trzeba sprawdzić na własnej skórze, przyjść i zobaczyć, a później wyrokować. Staraliśmy się przy doborze spektakli wybierać spektakle intensywne, o szybkim, dobrym tempie. Te nasze spektakle można jakoś tematycznie zaklasyfikować i tu jest różnica pomiędzy nami a festiwalem Edyty Kozak [Festiwal ciało-umysł – odbywał się dotąd co dwa lata w Warszawie, prezentowano tam m.in. spektakle Jeromego Bela i Sashy Waltz – red.], bo tam czym mniej ruchu tanecznego, techniki – tym lepiej. Zawirowania są odwrotnością tego założenia, ja zawsze szukam spektakli, w których przekaz ujawnia się poprzez taniec, poprzez ciało. Festiwali tanecznych prawie nie mamy, jest Rozdroże organizowane jesienią. Tutaj korzystnie wpływa to rozłożenie w czasie, nasz festiwal organizujemy w czerwcu. W tym roku nie udało się Edycie Kozak zebrać odpowiednich funduszy, by zorganizować festiwal umysł_ciało, ale jeszcze go zorganizuje, możliwe że także jesienią. Dzięki temu widz będzie miał szersze spektrum, będzie mógł sobie porównać te różnorodne techniki i podejścia, znaleźć, to, co go bardziej interesuje. Od razu będzie temat do dyskusji przy piwie czy grillu.

ANNA KRÓLICA: Jak rozwija się festiwal od czasu pierwszej edycji?

ELWIRA PIORUN: Rozwija się choćby pod tym względem, że podwoiliśmy ilość spektakli i zastanawiamy się, czy poradzimy sobie z techniczną obsługą tego wszystkiego, bo Teatr Prochownia nie zatrudnia kogoś takiego jak kierownik techniczny. Myślę tu także o światłach, projektorach, ekranach… To może być dla nas trudne. Z festiwalu na festiwal się uczymy, co zmieniać, jak to organizować. Zespoły z zagranicy zawsze przysyłają swoje wymagania techniczne, a my potem zastanawiamy się jak to zrealizować. Często debatujemy, a czasem musimy zrezygnować z jakiegoś zespołu właśnie przez wymogi techniczne. Marzy mi się, żeby w Warszawie powstało jedno centrum choreograficzne, żeby były tam trzy duże sale i żeby mogły odbywać się tam warsztaty na takim już profesjonalnym poziomie. Bardzo zależy nam, żeby wymieszać też różne dziedziny sztuki, grafików, plastyków. Gdyby było Centrum mogłyby się w nim odbywać wszystkie festiwale. Brakuje filmów o tańcu, bardzo mało realizuje się takich projektów. Potrzeba by prasa więcej pisała o tańcu dla zwykłych ludzi, żeby wiedzieli oni, że taka sztuka istnieje i żeby mieli szansę jej „spróbować”. Cieszę się, ze choćby takie programy jak Taniec z gwiazdami promują ruch, co prawda bardzo dalekie jest to od tańca współczesnego, ale wprowadzają modę na taniec. Może za jakiś czas powstanie też wersja z tańcem współczesnym dostępna dla szerokiego grona odbiorców. Taniec zawsze był elitarny, nawet taniec klasyczny. Tylko w Rosji zawsze tłumy chodziły na balety. W Polsce ludzie coraz rzadziej szukają w kulturze swojej tożsamości, potwierdzenia czy wyrażania się. Na Zachodzie też sztuka ma szersze grono odbiorców.

ANNA KRÓLICA: W trakcie festiwalu przewidujecie też laboratorium choreograficzne. Do kogo kierowane są te zajęcia, czy dla początkujących, debiutujących ludzi czy raczej tych z doświadczeniem?

ELWIRA PIORUN: Do jednych i drugich. Choreografia jest dziedziną ciągle otwartą, człowiek może cały czas się uczyć, zarówno od strony myślenia jak i techniki. To dotyczy również mnie, chociaż mam parę choreografii za sobą, ale też korzystam z pewnych schematów ruchowych, pewnych rozwiązań. A ci niedoświadczeni, podskórnie odczuwający swoje predyspozycje choreograficzne, poszukują nowego sposobu poruszania się, kombinują jak poprowadzić ruch, oni mają zupełnie inny sposób myślenia o ruchu. To jest fantastyczne i bardzo twórcze. Wtedy też ja uczę się od takich uczestników.

ANNA KRÓLICA: Czy możesz powiedzieć, jak będzie wyglądało to laboratorium choreograficzne, w jaki sposób będziecie pracować?

ELWIRA PIORUN: Moje warsztaty będą się opierały głównie na improwizacji, wcześniej – wiadomo – krótka rozgrzewka. Wiele też będzie zależało od tego, jaka powstanie grupa. Najpierw przeprowadzamy krótki wywiad, czym się kto zajmuje. Czy ktoś się już poruszał, czy jest zupełnie początkujący i chce dopiero tego spróbować. Z reguły przychodzą ludzie, którzy mają kontakt z tańcem na co dzień, ćwiczą poszczególne techniki, jak hip hop, jazz czy taniec współczesny. To zdecydowana większość. Wtedy dobieram pod nich zadania, próba znalezienia kontaktu z inną osobą, próba odnalezienia własnego ruchu i wypowiedzenia się przez niego. Potem są zajęcia w grupach. Czasem mam wrażenie, że ja najwięcej od tych ludzi korzystam, praca na takich warsztatach jest niezwykła. Na tych zajęciach ludzie bardzo się na siebie otwierają, co patrząc na naszą rzeczywistość jest ostatnio bardzo rzadkie, ludzie stają się coraz bardziej egoistyczni, wolą samodzielnie pracować, a tu mają wspólne zadanie ruchowe i muszą się z niego wywiązać, wykorzystując tylko ciało. Nie operuję słowem w moich choreografiach i w trakcie tych warsztatów chodzi mi o pracę z ciałem, cielesnością. Nie wszyscy dobrze się czują przy takich ćwiczeniach, czasem mają opory. Tylko pierwszy kontakt jest najprostszy, a później czasem są pewne trudności, bo każdy z uczestników inaczej zaplanował sobie przeprowadzenie tego zadania. Czasem trzeba pomóc, poprowadzić tych nieśmiałych, żeby się otworzyli. Znajduję wtedy dla nich inne zadania, które ułatwią im otwarcie się na innych uczestników. Są i tacy, którzy od razu odnajdują się w kontakcie z innymi osobami. To mogą być zajęcia, dla ludzi w ogóle nie związanych z ruchem, ale ważne jest, by chcieli uczestniczyć w jakieś grupie, bo kontakt poprzez ciało jest tutaj konieczny. Muszę powiedzieć, że zaobserwowałam w Polakach, że oni się wciąż wstydzą swojego ciała. Często pojawiają się się takie zahamowania, czy ja jestem odpowiednio zgrabna czy będę umiała to zrobić dobrze, na Zachodzie czegoś takiego raczej nie ma. Oni mają taki zdrowy dystans. Z kolei zajęcia Z. Hájkovej będą wyglądały inaczej, ona chciałaby na swoim zespole pokazać cały proces tworzenia przedstawienia. Ja tylko nie wyobrażam sobie, jak ona zamierza włączyć w ten proces uczestników, a to jest warunek konieczny tych zajęć. Ale wiem, że Hájková ma duże doświadczenie, prowadzi w Czechach szkołę. Sama chętnie wezmę udział w tych warsztatach, bo – tak jak mówiłam – zawsze można się czegoś nowego nauczyć i otworzyć na coś innego.

ANNA KRÓLICA: Czy zamierzacie wraz z kolejnymi edycjami festiwalu rozwijać inicjatywę labolatorium choreograficznego?

ELWIRA PIORUN: Nie wiem, zastanawiam się jak uczyć choreografii. Wydaje mi się z własnego doświadczenia, że albo ktoś ma predyspozycje, albo nie. Według mnie nie można tego nauczyć. Są młodzi ludzie, którzy już na początku mają świetne pomysły, ale wynika to z tego, że mają świetną technikę i tym operują, albo rzeczywiście są to talenty. Osoby, które mają wizję, albo plastyczne predyspozycje, myślenia obrazami. Na takich warsztatach choreograficznych można tylko pokazać pewne kierunki, drogę, ale nie da się nauczyć kogoś robienia choreografii, choćby mu się przekazało całą wiedzę teoretyczną.

ANNA KRÓLICA: Również William Forsythe sceptycznie podszedł do koncepcji szkoły dla choreografów, bardzo rozbawił go ten pomysł.

ELWIRA PIORUN: Nauczyć można pewnych schematów, operowania ruchem. Takie jest też moje doświadczenie. Tworzę choreografię dla mojej grupy, muszę ją też plastycznie wyeksponować. Czasem zadajemy sobie temat, albo wychodzimy od muzyki. Często plastycy, którzy nie zajmują się tańcem, mają bardzo dobre pomysły, oni nie wykorzystują tych schematów, którymi operują tancerze i choreografowie, którzy od lat zajmują się tańcem – opanowali mnóstwo technik, ale przejęli też pewne schematy, które widać w przedstawieniach. Artyści-plastycy są od tego wolni, czasem bez techniki można zrobić świetny spektakl. Czasem wystarczy ruch ręką. Wykorzystywanie tańca, czy raczej ruchu w spektaklach ma nieograniczone możliwości. Żeby być choreografem po prostu trzeba mieć talent.

Artykuł ukazał się w wortalu NowyTaniec.PL 25 czerwca 2007.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close