Wersja do druku

Udostępnij

BARTŁOMIEJ MIERNIK: Po prezentacji dwóch Pana spektakli podczas V Festiwalu Wiosny w Poznaniu organizatorzy zaprosili widzów na rozmowę o kontrowersjach w sztuce. Zogniskowano ją wokół problemu nagości w Pana choreografii Amour, acide et no ix. Głos zabrał widz, który zarzucił, że w kręgu kultury chrześcijańskiej pokazuje Pan nagie ciała, twierdząc, że jest to niedopuszczalne i powinno się tego zakazać.

Daniel Léveillé: Wiedziałem, że Polska jest jednym z krajów, które są bardzo katolickie i szczerze mówiąc, trochę spodziewałem się takiej reakcji. Pochodzę z Quebecu, prowincji, która od lat pięćdziesiątych do osiemdziesiątych ubiegłego wieku uważana była za bardzo katolicką. Gdybym pokazał mój spektakl w latach, powiedzmy, siedemdziesiątych w Quebecu lub Montrealu, to podejrzewam, że reakcje widzów byłyby taki same.

Marcin Wasyluk: Zastanawiałem się, czy ta choreografia była kontrowersyjna już wtedy, kiedy powstawała, czy stała się kontrowersyjna dopiero teraz. Jak zmieniał się jej odbiór?

Léveillé: Proszę mi wierzyć – moim zamysłem nie były kontrowersje, nie chciałem szokować. Ciało ludzkie traktuję jak ruchomy obraz, który mogę przestawiać, modelować. Chciałem po prostu pokazać nagie ciało. Zauważcie, że w spektaklu nie ma dwuznacznych sytuacji, daleko jesteśmy od pornografii. Amour, acide et no ix niedługo będzie świętować swoje dziesiąte urodziny, był pokazywany w różnych miejscach i był różnorako odbierany.

MIERNIK: Co było zaczynem, impulsem do Amour, acide et no ix? Co było pierwszą myślą, jeszcze przed wejściem na scenę?

Léveillé: Źródłem inspiracji była rozmowa z młodym narkomanem, którego spotkałem na ulicy. Mimo że prowadził ciężkie życie, była w nim wola przeżycia, łapczywa chęć życia. Dlatego całą moją choreografię oparłem na skokach, bo dopóki człowiek ma siłę wyskoczyć, odbić się od ziemi, dopóty pozostaje przy życiu. Ten trud uniesienia się w górę starałem się pokazać w solowym tańcu moich tancerzy. W duetach ta twardość jest łagodzona, zmniejszona. Życie we dwójkę, z ukochanym lub przyjacielem, jest zdecydowanie
łatwiejsze niż egzystowanie zupełnie samemu.

Wasyluk: Pracę nad choreografią zaczyna Pan od kompozycji sceny czy od treści?

Léveillé: Układanie choreografii można porównać do pisania książki: zaczynam od wersów, które łączę w akapity, a te w rozdziały. Następnie trzeba to wszystko zebrać i powstaje książka. Zawsze wydawało mi się, że pisarz wie, co pisze, to znaczy, że każde słowo jest przez niego gruntownie przemyślane. Ale teraz już wiem, że książka jest aktem autonomicznym, żyje swoim życiem. Prawdziwy pisarz ogranicza się w akcie tworzenia i w gruncie rzeczy pozwala, żeby to książka pisała się sama. Podobnie z tworzeniem choreografii, które w pewnym momencie zaczynają żyć same dla siebie.

MIERNIK: Choreografia Le Sacre du printemps (Święto wiosny) żyje na scenie już dwadzieścia osiem lat. Jak się zmieniała? Gdzie Pan postawił akcenty na premierze, a gdzie one są dziś?

Léveillé: Ta choreografia nie zmieniła się od czasu powstania.

MIERNIK: Cały czas jest taka sama? Pomimo innych tancerzy?

Léveillé: Musieliśmy zmienić kostiumy, bo za bardzo przypominały te z lat osiemdziesiątych (śmiech). Tancerze się zmienili, ale choreografia została ta sama.

Wasyluk: Igor Strawiński dał swemu dziełu podtytuł – Obrazy z życia dawnej Rusi – ilustrujący jego zamysł. Obecnie trudno pokazywać na scenie ruskie obyczaje. Wobec tego łatwiej jest budować choreografię abstrakcyjną czy opartą na jakimś libretcie?

Léveillé: Nie wiem, co jest łatwiejsze. Zostawiłem trochę z pozycji, z figur tancerzy w Święcie wiosny, które można zobaczyć na zdjęciach lub ilustracjach z epoki. Jednak głównym powodem, dla którego zrobiłem tę choreografię, była obsesja muzyki, w szczególności wersji tego utworu na dwa fortepiany. Odrzuciłem libretto i oparłem się na samym rytmie utworu.

MIERNIK: W 1987 roku Millicent Hodson i Kenneth Archer zrekonstruowali Święto wiosny, premierową choreografię Wacława Niżyńskiego. Pana spektakl powstał wcześniej. Gdyby reżyserował Pan ten utwór jeszcze raz, po obejrzeniu tej rekonstrukcji, zmieniłby Pan cokolwiek?

Léveillé: Nigdy nie zrobiłbym drugiej wersji. Wersja, która jest zrekonstruowana i tak nie jest identyczna z oryginałem, trudno się nią inspirować. Ale podziwiam mrówczą pracę, którą wykonali Hodson i Archer – pozwala nam wyobrazić sobie, jak choreografia Niżyńskiego mogła wyglądać. Najbardziej podobała mi się wersja Święta wiosny z 1980 roku, autorstwa amerykańskiego choreografa Paula Taylora, która przypominała rysunki z komiksu. Oparta była na dualizmie: dobrzy bohaterowie kontra źli gangsterzy, a pośród nich… blondynka (śmiech).

MIERNIK: Ruch Pana tancerzy w Święcie wiosny jest perfekcyjny. W jaki sposób doprowadza Pan na próbach do tej perfekcji?

Léveillé: W tej pracy ważna była dla mnie partytura. Podczas układania choreografii miałem przed sobą nawet partyturę orkiestry – mimo że, jak wspomniałem, pracowałem na wersji na dwa fortepiany. Ruch całkowicie oparłem na muzyce. Muzyka Święta wiosny pochłania, zagarnia wszystko, w pracy nie sposób nie podążać za rytmem. To muzyka zmusiła tancerzy do precyzji. I chyba tylko kiepski i głuchy tancerz mógłby to zepsuć (śmiech). Kiedy tancerze Niżyńskiego tańczyli Święto wiosny, liczyli sobie po kolei w myślach, ale ponieważ po rosyjsku powyżej dziesiątki zaczynają się bardzo długie liczby, więc wreszcie po prostu musieli zacząć podążać za rytmem. Musieli mu się oddać, przestać liczyć.

Wasyluk: Raimund Hoghe powiedział mi, że układanie choreografii zaczyna od wyboru muzyki, bo bardziej ufa muzyce niż słowu. Zdziwiło mnie to, bo Hoghe jest pisarzem. Pan też bardziej ufa muzyce niż słowu?

Léveillé: Ani słowo, ani muzyka nie są dla mnie inspiracją przy budowaniu spektakli. Jedynie w dwóch przypadkach inspiracją stała się muzyka. To właśnie spektakle pokazane na festiwalu w Poznaniu – Amour, acide et no ix i Święto wiosny. Pracę nad choreografią najlepiej rozpocząć od pustki. Inwencja od zawsze przynależy człowiekowi. Dawniej ludzie pierwotni musieli wykazać się inwencją, kiedy na przykład zostali zaatakowani przez lwa. Kiedy człowiek znajdzie się w sytuacji ekstremalnej, zwykle zaczyna szybko zastanawiać się nad wyjściem z niej. Nie chodzi mi o to, aby dać widzowi proste odpowiedzi – moim celem jest wypełnić pustą przestrzeń. I w życiu, i w sztuce. Pierwszym krokiem w tworzeniu choreografii jest poczucie pustki. Jestem pusty, więc czymś muszę tę pustkę wypełnić. Tworzę zatem choreografię.

tłum. Magdalena Piotrowska

Daniel Léveillé – kanadyjski tancerz i choreograf, nauczyciel i artysta sztuk wizualnych. W 1981 roku założył swój pierwszy zespół, a dziesięć lat później powołał do życia, istniejący do dziś, zespół Daniel Léveillé Danse. Od 1988 roku jest także nauczycielem choreografii na wydziale tańca w Université du Québec w Montrealu. Pierwsze prace Léveillé były krótkimi, niezwykle intensywnymi i brutalnymi przedstawieniami, wpisującymi się w charakterystyczne dla lat osiemdziesiątych trendy teatralne – dotyczyły głównie przemocy, seksualności. Wyjątkiem wśród tych narracyjnych form teatralnych był spektakl Le Sacre du printemps. Od 2001 roku najważniejszym tematem jego prac jest nagie ciało – pozbawione indywidualnych cech, sprowadzone do roli klinicznego obiektu.

Bartłomiej Miernik – absolwent Wydziału Wiedzy o Teatrze warszawskiej Akademii Teatralnej. W „Teatrze” od 2003 roku, sekretarz redakcji.

Marcin Wasyluk – dziennikarz Programu 1 Polskiego Radia.

TEATR (miniaturka)

Xavier Le Roy, Le sacre du Pritemps, Berlin. Fot. z archiwum Festiwlau Wiosny w Poznaniu.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close