WITOLD MROZEK: Zbliżamy się do drugiej edycji bloku Stary Browar Nowy Taniec na Malcie. Czy przez ostatni rok zmieniły się założenia festiwalowego programu?
JOANNA LEŚNIEROWSKA: Tegoroczna edycja zdecydowanie nie różni od poprzedniej – pozostaje prezentacją w pigułce tego, co robimy w Starym Browarze przez cały rok. Goście tegorocznej edycji wyznaczają pewne tematy, które interesują nas w tym roku szczególnie. Program wzbogacił się o imprezy towarzyszące – bardzo zależało nam, aby Stary Browar nie był tylko miejscem wieczornych prezentacji, do którego wpada się na spektakl, ale żeby żył energią artystów przez cały dzień. Żeby widzowie mogli do nas zaglądać przez cały dzień i spędzać z nami intensywny festiwalowy czas. Dlatego też wzbogaciliśmy się o foyer, którym stanie się drugi poziom Słodowni – pod salą teatralną. Codziennie od 16:00 będzie można tam oglądać dwie bardzo ciekawe wystawy – spotkać się z artystami, nawet z samą Yvonne Rainer, która otworzy festiwal swoim wykładem i w ramach programu taniec.doc będzie pokazywać codziennie swoje filmy. Dwie wystawy, o których wspomniałam, pokazują jak bardzo artyści tańca interesują się innymi dziedzinami sztuki, a przedstawiciele innych dyscyplin – tańcem. Zobaczymy cykl zdjęć-portretów najważniejszych, najbardziej znanych współczesnych choreografów. Wystawa przyjechała do nas z Austrii, zdjęcia są autorstwa L. Rastl. Będą to jednak portrety a rebours – portret kojarzy się z twarzą, natomiast artystka postanowiła fotografować stopy artystów. Autorem tego pomysłu jest choreograf Willi Dorner, który nie raz gościł już w Browarze (rok temu oglądaliśmy jego spektakl 404). Każde zdjęcie cyklu opatrzone jest komentarzem portretowanego artysty. Wystawa zwraca uwagę na szczególny (często zdystansowany i autoironiczny) stosunek choreografów do swojego ciała. Jest też „obrazkowym traktatem” o samej sztuce współczesnego tańca – jej przywiązaniu do podłoża, do kontaktu z ziemią i siłami grawitacji…
WITOLD MROZEK: A druga wystawa?
JOANNA LEŚNIEROWSKA: To bardziej interaktywna instalacja, stworzona przez szwajcarski kolektyw PAK (z Zurichu). Dziewczyny z PAK są artystkami wizualnymi, ale intensywnie interesują się (i mają doświadczenia z ) sztuką performansu i tańca. Ich instalacja nosi tytuł “Czy pasujesz do Starego Browaru?”. Pod tym dość przewrotnym tytułem jest ukryte pytanie o to, czy istnieją szczególne predyspozycje, potrzebne do oglądania spektakli tanecznych i w ogóle – spektakli teatralnych. Wpisuje się to w szerszą dyskusję nad pokutującym wciąż przekonaniem o elitarnym charakterze współczesnego tańca – wielu widzów „obawia się” spektakli tanecznych, uważa je za niezrozumiałe, bądź nudne i przeestetyzowane, wymagające samozaparcia lub swego rodzaju „wprawy” w oglądaniu. Artystki ze Szwajcarii proponują rodzaj “treningu” – „teatralnego fitnessu” – przed odbiorem spektakli – psychicznego, fizycznego, intelektualnego… Każdy z nas może więc „sprawdzić” czy nadaje się do oglądania spektakli i swoje umiejętności dosłownie przetrenować.., stając się jednocześnie aktorem/tancerzem dla innych osób w sali…
WITOLD MROZEK: “Trenować” podczas festiwalu będą również polscy artyści. Czy mogłabyś opowiedzieć coś o coaching project, który odbędzie się podczas tegorocznej Malty?
JOANNA LEŚNIEROWSKA: Palle DyrvallTo dla mnie bardzo ważne novum tegorocznej edycji. Intensywne warsztaty dla zawodowych artystów z Polski, które będą trwały przez cały czas festiwalu, poprowadzi Palle Dyrvall (z Brukseli) – choreograf, performer – a także terapeuta (technika shiatsu). Przez wiele lat współpracował z zespołem Les Ballets C. Dela B, Hansem van der Broeckiem, Alainem Platelem, Janem Fabre’m… Tańczył i współtworzył bardzo wiele spektakli z gatunku teatru tańca, odmiany, nazwijmy ja na nasz użytek, „belgijskiej” – opartej w procesie tworzenia na improwizacji, penetrującej wszelkie anomalia naszej fizyczności i psychiki… przykładem tego może być chociażby tegoroczny zwycięzca festiwalu KONTAKT – spektakl Alaina Platela. Jestem przekonana, że polscy artyści nie są wcale mniej zdolni od zagranicznych, tylko maja o wiele mniej możliwości tworzenia takich produkcji… wierzę, że spotkanie na sali z mistrzami gatunku już wkrótce zaowocuje spektaklami takimi, jak ten pokazywany w Toruniu. Może już za chwilę zaczną one powstawać również w Polsce, może w Starym Browarze? Zobaczymy, co wyniknie z coachingu – na pewno Browar będzie tętnił energią zaproszonych do warsztatu polskich artystów, którzy – nieoficjalnie – dadzą pod koniec festiwalu roboczy pokaz tego, nad czym intensywnie pracowali… Będziemy też mogli oglądać w akcji samego Palle – polecam jego świetne, pełne czarnego humoru solo stworzone razem z Caroline Hainaut (30.06).
WITOLD MROZEK: Wydaje mi się, że to nie pierwszy coaching project organizowany w Browarze – w programie Malty znalazły się także trzy spotkania z Michaelem Schumacherem, który prowadził już warsztaty w Browarze.
JOANNA LEŚNIEROWSKA: Oczywiście, Michael Schumacher otworzył w tym roku – w lutym – cykl naszych coachingów. Prowadził również warsztaty dla publiczności. To jeden z najciekawszych artystów-improwizatorów na świecie, pracował i tworzył dla Williama Forsythe’a, obecnie mieszka w Amsterdamie i pracuje w ramach znanego kolektywu improwizatorów Magpie Productions. Podczas Malty zaproponowaliśmy mu rodzaj “randki w ciemno” ze znakomitymi polskimi muzykami – to czołówka polskich jazzmanów – Dominik Strycharski, Mikołaj Trzaska i bracia Olesiowie. Michael, który uwielbia tego typu wyzwania, od razu przystał na ten pomysł. Będziemy dzięki temu świadkami trzech unikatowych, niepowtarzalnych spotkań tancerza z muzykami, których nigdy wcześniej nie widział i nie słyszał. Każde z nich odbędzie się w innymi miejscu Starego Browaru. Zobaczymy, czy na “randce w ciemno” artyści zakochają się w sobie, czy nie nawiążą ze sobą kontaktu… Może zdarzyć się wszystko – może również, jak to w improwizacji, nie zdarzyć się nic. Zapewniam jednak, że z Michaelem Schumacherem zawsze dzieje się bardzo dużo.
WITOLD MROZEK: Zobaczymy więc sztukę rodzącą się na oczach widzów…
JOANNA LEŚNIEROWSKA: Tak, Michael specjalizuje się w real-time composition, czyli kompozycji powstającej w czasie rzeczywistym, “na żywo”. Improwizacja kojarzy się wielu z przemieszczaniem w przestrzeni bez większego celu, z „uwalnianymi” , na co dzień skrywanymi, emocjami… Istnieją takie romantyczne wizje improwizacji, jako tajemnicy – oddawania się własnej podświadomości… Improwizacja może być jednak doskonałym narzędziem tworzenia produkcji teatralnych zarówno w czasie prób, jak i w czasie rzeczywistym. Michael nie oddaje się podświadomości, lecz w trakcie pracy intensywnie używa wszystkich swoich zmysłów, zależy mu raczej na “nadświadomości”, “trzecim oku” – chce kreować ad hoc świadome schematy, kształty, opowieści… I jest w tym naprawdę błyskotliwym mistrzem.
WITOLD MROZEK: Chciałbym przejść do innej produkcji Browaru, którą zobaczymy na Malcie. Już drugi raz przeprowadziliście program rezydencyjny “Solo Projekt”. W kontekście powstawania obecnie w Polsce różnych inicjatyw edukacyjnych, jak przede wszystkim taneczno-teatralne studia na krakowskiej PWST, interesujący wydaje się fakt, że dwa z trzech spektakli zostały przygotowane przez osoby z wyższym wykształceniem aktorskim – Dominikę Knapik i Renatę Piotrofską. Patrzyłaś na powstawanie tych spektakli – jaki widzisz wpływ aktorskiej edukacji?
JOANNA LEŚNIEROWSKA: Trudno określić to w jednym zdaniu. Na pewno artyści teatru są lepiej wykształceni, niż artyści tańca – dzięki długiej tradycji dobrze rozwiniętych szkół aktorskich i świetnych tradycji teatru w Polsce w ogóle. Cieszy mnie bardzo, że artyści teatru poszukują nowych miejsc dla siebie – w obrębie tańca i sztuk performatywnych. Obie dziewczyny, Dominika i Renata, mają dyplomy szkół aktorskich. W Poznaniu przeszły swego rodzaju drogę przez mękę – ponieważ okazało się, że często to, czego się nauczyły w teatrze, niekoniecznie musi być użyte na scenie. Repertuar gestów i innych możliwości, jakie gromadziły przez wiele lat, w spektaklu tanecznym może okazać się bezużyteczny, albo nawet być swego rodzaju przeszkodą. Artystki te mają olbrzymią świadomość sceny, cieszy mnie ich odwaga, by porzucić to, czego dotychczas się nauczyły. Każdej udało się to w inny sposób – Renata zajmuje się improwizacją, więc czerpie bardzo dużo z tego, co ją otacza. Dominika przez lata zajmowała się tańcem, ale jej solo to zapis szczególnej drogi – od “teatralnego” sposobu tańczenia do bardziej świadomej formy obecności na scenie i przyglądania się samej sobie. Bardzo ważne jest dla mnie również, że artyści postanowili nie pracować sami – co nadal bardzo rzadko zdarza się w Polsce. Każdy z nich zaprosił w formie doradcy- a nawet dramaturga – osobę z zewnątrz. Wskazuje to na wzrost świadomości procesu twórczego – wiadomo, że solo układane całkiem samodzielnie, jest bardzo trudnym wyzwaniem. Nie zawsze jesteśmy w stanie kontrolować samego siebie, praca z kamerą również nie zawsze daje pożądane rezultaty, bo ostatecznie wciąż to sam-twórca oglądamy nagrania z prób i koło się zamyka… Obecność pierwszego widza już w czasie tworzenia spektaklu – widza życzliwego, ale konstruktywnie krytycznego – owocuje bardzo ciekawym dialogiem i daje szansę, że widz na premierze nie widzi tylko „propozycji spektaklu” (jakiegoś work-in-progress), ale w jakimś dużym stopniu skończoną formę. Co nie znaczy oczywiście, że pozbawioną możliwości dalszego rozwoju (wiadomo, że spektakle dojrzewają wraz z ich graniem….)
WITOLD MROZEK: Poza dwoma aktorkami, gościliście również polskich artystów z Rotterdamu.
JOANNA LEŚNIEROWSKA: Dla mnie – mimo wszystko – ich droga była najciekawsza. Przyjechali ze świątyni “tanecznego świata”, gdzie kładzie się nacisk przede wszystkim na wykonawczą stronę tańca. Konrad Szymański zaprosił do współpracy tancerkę Aleksandrę Borys – przyjechali tu z zupełnie innym wyobrażeniem o spektaklu , niż to, co zobaczyliśmy ostatecznie na scenie. Przekonali się, że taniec to nie tylko ruch i technika, ale przede wszystkim – myślenie, myślenie i myślenie. Ten proces stał się dla nich ważniejszy niż prezentacja – wrócili do szkoły do Rotterdamu bogatsi o pewna wiedze (nie tylko o spektakl). To, że zaprosiliśmy artystę, który studiuje zagranicą, jest dla mnie bardzo ważne także z „politycznego” punktu widzenia. Dzięki temu polscy tworcy „na emigracji” dowiedzą, że są miejsca w kraju, do których warto wracać – nawet jeśli nie na stałe, bo jeszcze nie jesteśmy w stanie zapewnić im w Polsce „tanecznego bytu”, to choćby by prezentowac swoje spektakle… Dzięki takim spotkaniom możemy także zachęcać młodych ludzi nie tylko do wyjazdu na uczelnię, ale i do późniejszego powrotu. Bez takiego „ruchu w obie strony” polska choreografia nie będzie się według mnie rozwijać.
Artykuł ukazał się w portalu NowyTaniec.PL 21 czerwca 2007