
I Oddolny Kongres Tańca. Grafika: Zofia Kofta
Z Alicją Nauman i Hanną Raszewską-Kursą, dwiema z czterech organizatorek I Oddolnego Kongresu Tańca poświęconego przemocy, rozmawia Adela Prochyra.
I Oddolny Kongres Tańca poświęcacie przemocy w tańcu. To gigantyczny temat. Dlaczego postanowiliście się nim zająć, zwłaszcza że jesteście nieformalną grupą niezależnych artystów i badaczy?
Alicja Nauman: Po moim publicznym call-oucie na nauczyciela tańca Irada Mazliaha, napisała do mnie Monika Błaszczak, tancerka i choreografka, a także absolwentka poznańskiej szkoły baletowej. Dużo rozmawiałyśmy i poczułyśmy, że musimy zrobić coś razem w sprawie przemocy tańcu. Później dołączyła do nas Hanna Raszewska-Kursa i Łukasz Wójcicki, którzy również odezwali się do mnie w tym trudnym momencie. To był dłuższy proces, podczas którego doszłyśmy do wniosku, że chcemy razem zrobić Oddolny Kongres Tańca przeciwko przemocy. Zbiegło się to też z dużą liczbą call-outów na scenie teatralnej i filmowej. Mam poczucie, że jest obecnie potrzeba mówienia o przemocy w tańcu, ale brakuje wydarzeń i miejsc, gdzie rzeczywiście można być wysłuchaną. Widać to było po reakcjach na mój call-out – napisało do mnie wiele koleżanek, które też doświadczyły różnych form przemocy podczas swojej edukacji tanecznej, czy podczas prób, a z drugiej strony samo środowisko taneczne wokół mnie zareagowało w znacznej części milczeniem. Jeśli wspieranie osób, które robią call-outy jest trudne, to co dopiero robienie ich. Zwłaszcza w Polsce, gdzie jest ogromny problem z mówieniem o jakiejkolwiek przemocy. Jesteśmy naprawdę w trudnej sytuacji. Uznałyśmy, że tym bardziej potrzebne są działania, które stwarzają przestrzeń, żeby o tym mówić.
Hanna Raszewska-Kursa: Wszystkie od początku uważałyśmy, że ten temat jest ważny i ważna jest rozmowa o nim. Być usłyszaną – to wzmacnia. Nie chcemy jednak skończyć na nagłośnieniu i rozliczeniach. Od razu chcemy pójść krok dalej, czyli zastanowić się, jak doprowadzić do zmiany i co możemy zrobić, żeby tej przemocy stopniowo się pozbywać. Chodzi o to, żeby wyleczyć coś, co już jest, ale i o to, żeby przerwać to upiorne błędne koło. Chcemy znaleźć narzędzia, którymi można będzie się dzielić i które pomogą doprowadzić do zmiany.
Mówiąc o przemocy, jak rozumiecie to pojęcie w tańcu?
AN: Dla mnie ta definicja jest dość uniwersalna, niezależnie, czy to jest taniec, teatr czy przemoc domowa. To jest po prostu przekraczanie czyichś granic, uzurpowanie sobie władzy nad drugą osobą, nad jej ciałem czy psychiką. To może się objawiać bardzo subtelnie, na przykład w jakichś manipulacjach podczas procesu twórczego, może przyjąć formę upokarzania, szantażu emocjonalnego, łamania praw pracowniczych czy molestowania seksualnego. Często w edukacji tanecznej słyszy się, że tancerz czy tancerka musi przekraczać swoje granice, co moim zdaniem, jest bardzo niebezpieczne, bo otwiera ogromne pole do nadużyć.
HRK: Dwa spotkania poświęciłyśmy na rozmowę o tym, jakimi rodzajami przemocy chcemy się zająć.
Wymienisz je?
HRK: Była mowa o przemocy w procesie twórczym, czyli przemocy choreografki/choreografa wobec tancerek i tancerzy. O przemocy w edukacji tanecznej, która w jakimś sensie jest edukacją do poddawania się przemocy; uczy się ludzi, że mają się tej przemocy poddawać, bo tylko wtedy będą dobrymi artystami, cokolwiek by to miało znaczyć. Dalej mówiłyśmy o przemocy ekonomicznej. Osoby zajmujące się tańcem i choreografią, teorią tańca czy krytyką, często poddawane są wyzyskowi, któremu nie bardzo mamy jak stawiać opór. Dochodzi też do autoprzemocy, autowyzysku. Mówiłyśmy też o rodzajach przemocy, które istnieją w ogóle w życiu, czyli np. przemoc seksualna. Taniec być może w specyficzny sposób jest na nią narażony ze względu na to, że jest sztuką cielesną, związaną z dotykiem. Skupiłyśmy się na tych czterech rodzajach, bo wiedziałyśmy, że w tak krótkim wydarzeniu nie zajmiemy się wszystkimi. Nie chcę mówić, że akurat te cztery pola są najważniejsze, ale na tych właśnie mamy najwięcej obserwacji.
Ciekawe, że nie wymieniłaś przemocy instytucjonalnej.
HRK: Dla mnie ona mieści się w przemocy ekonomicznej. Ale może faktycznie warto wyodrębnić przemoc relacji hierarchicznych jako oddzielny punkt. Mobbing występuje w bardzo różnych miejscach pracy: instytucjach, firmach prywatnych – i wielkich, i malutkich – i w organizacjach pozarządowych, i tak samo występuje w tańcu.
Myślałam o jeszcze innej rzeczy, która, nie oszukujmy się, ma wpływ na to środowisko – marginalizowaniu tańca, co jest, powiedzmy to sobie wprost, wyrazem feudalnych stosunków. Nie chcę pokazywać palcem…
HRK: Wiele nazwisk krąży w kuluarach, prywatnych rozmowach i rodzi się to pytanie – czy pokazywać palcem? Wiele osób, które miało odwagę się odezwać, ponosi bardzo ciężkie konsekwencje, bo jako środowisko nie mamy jeszcze narzędzi moderowania tego. Mam listę 11 nazwisk osób, o których albo mi powiedziano, albo sama zaobserwowałam ich przemocowe zachowania lub wręcz sama mam z nimi złe doświadczenia. Z jednej strony bardzo chciałabym wskazać je głośno, ale z drugiej strony widzę, co spotyka koleżanki, które ujawniły swoje doświadczenia i nie wiem, czy potrafię się z tym zmierzyć. Ogromnie podziwiam Ciebie, Alka, że się odważyłaś. Jeden z paneli na Kongresie poświęcony będzie zagadnieniu „Jak robić call-outy i jak wspierać osoby, które ich dokonały”.
AN: Ale też czego się spodziewać, jak się przygotować – osoby, które już to zrobiły, podzielą się swoim doświadczeniem. Stoję na stanowisku, że warto robić call-outy, ale nie za wszelką cenę. Chcemy otworzyć dyskusję na to, że publiczny call-out jest tylko jedną z form reakcji, dla niektórych osób może być ona ambiwalentna i to też jest okej. Mnie osobiście przeczytanie innych call-outów dodało odwagi i poczucia, że nie jestem sama. Jednocześnie wiem, że robienie ich jest nową, trudną praktyką, której cały czas się uczymy. Dlatego kwestią priorytetową jest, żeby mieć narzędzia, wiedzieć, jak się przygotować i żeby środowisko wiedziało, jak na nie reagować. Podczas pracy nad Kongresem dochodziły do nas głosy osób, które doznały przemocy w tańcu. Z własnego doświadczenia wiem, jak ważne jest poczucie, że wokół są osoby należące do środowiska, które cię wspierają, wierzą ci i są gotowe cię wysłuchać.
Liczycie na to, że podczas Kongresu, który określacie jako bezpieczną przestrzeń, kolejne osoby odważą się przemówić?
AN: Mam nadzieję, że jeśli jakaś osoba będzie chciała zrobić call-out, to będzie się czuła na tyle bezpiecznie, aby go zrobić, ale absolutnie nie mam takich oczekiwań. Bezpieczna przestrzeń jest czymś tak ulotnym i trudnym do wypracowania, że cały czas trzeba ją aktualizować. Ja osobiście rozumiem tworzenie bezpiecznej przestrzeni jako praktykę, a nie coś, co można raz na zawsze zafiksować w danej grupie. Kongres będzie miejscem, gdzie właśnie takich rzeczy będziemy się wspólnie uczyć. Dlatego do współpracy zaprosiłyśmy Katarzynę Żeglicką, która pierwszego dnia Kongresu poprowadzi warsztaty dla kobiet i osób transpłciowych o tym, w jaki sposób stawiać i jak rozpoznawać swoje granice, oraz Gosię Wdowik która drugiego dnia zrobi warsztaty o tym, w jaki sposób dawać wzmacniający feedback.
HRK: Ja też chcę zaznaczyć, że nie oczekuję od nikogo robienia call-outu. Osoby, które doświadczyły przemocy, często czują odpowiedzialność za to, żeby informować o tym innych, a często równocześnie nie czują się na siłach i mają same do siebie o to pretensje. Bardzo chcę, żeby to wybrzmiało: podstawowa rzecz dla osoby, która doznała przemocy, to zadbać o siebie. Dopiero potem ewentualnie robić inne rzeczy. Zgadzam się z Alką – żadnej presji na osoby, które nie czują się na siłach. Kiedyś tych wszystkich drani rozliczymy, ale to się nie może odbyć w sposób retraumatyzujący osoby skrzywdzone.
Program OKT jest bardzo nastawiony na ofiary przemocy i na to, żeby je wzmacniać. W rozmowie z Łukaszem Wójcickim w Radio Kapitał dużo mówiłyście wręcz o terapeutycznej mocy tego dwudniowego spotkania. Czy oprócz tego macie plany, żeby zająć się w jakiś sposób drugą stroną tej relacji przemocy?
AN: Mam ambiwalentny stosunek do określenia „ofiara”. Z rozmów z wieloma osobami, które doświadczyły przemocy wiem, że określenie „osoba, która doświadczyła przemocy” jest lepsze, ponieważ daje więcej sprawczości. Ja osobiście wolę o sobie tak mówić. Moim celem jest stworzenie miejsca właśnie dla takich osób, dla ich sojuszników, sojuszniczek, które chcą wspierać i wszystkich zainteresowanych. Na razie nie chcę się zajmować drugą stroną. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę tego chciała. Mam poczucie, że nie muszę tego robić, to nie jest moja odpowiedzialność. Pierwsze pytanie, które sobie zadałyśmy podczas tworzenia programu brzmiało „czego my, jako osoby organizujące ten kongres, potrzebujemy?”. Tworzyłyśmy program w oparciu o własne potrzeby i obserwacje innych osób, z którymi rozmawiałyśmy.
HRK: Teraz skupiamy się na osobach, które doświadczyły przemocy. Przy czym zdarza się, że osoby, które dopuszczają się przemocy, same wcześniej jej doświadczyły. To miałam na myśli, mówiąc o upiornym błędnym kole. Osoby latami krzywdzone, najpierw w edukacji, potem w pracy, kiedy znajdują się w pozycji władzy, przyjmują schemat sprawcy/sprawczyni i znęcają się nad następnymi. Nie jestem psycholożką ani terapeutką i na pewno bardzo upraszczam, ale wyróżniam dwa rodzaje osób, które dopuszczają się przemocy. Pierwszy to takie, którym stosowanie jej sprawia przyjemność, nie oszukujmy się, takie osoby są i jak wejdą w pozycję władzy, czują się w swoim żywiole, ale nimi na pewno na razie nie mam zamiaru się zajmować. Naszą rolę widzę bardziej w uzbrajaniu osób, które mogą na kogoś takiego trafić. Druga grupa to osoby, które dopuszczają się przemocy dlatego, że same mają za sobą traumę i nie znają trzeciej drogi – wyjścia z tego obiegu. Przy czym to, że ktoś doświadczył przemocy, w żaden sposób nie usprawiedliwia tego, że też ją stosuje. Natomiast wyjaśnia. Ja lubię rozumieć. Wydaje mi się, że kiedy rozumiem, dlaczego ktoś dopuszcza się przemocy, to daje mi jakiś potencjał pracy z tą sytuacją.
Potencjał rehabilitacji?
HRK: Nie wiem, czy aż rehabilitacji. Dla mnie to nie jest usprawiedliwienie. Może: reedukacji? Jeśli rozumiem, dlaczego ta osoba np. mobbinguje innych i powodem nie jest to, że sprawia jej przyjemność bycie królową świata, tylko to, że ktoś wcześniej ją mobbingował, to mam wrażenie, że tu jest coś do zrobienia. To pozwala zobaczyć szerszy obraz sytuacji…
AN: Mechanizm!
HRK: Tak, tego słowa mi brakowało. To daje szerszy obraz i pokazuje więcej miejsc, gdzie można włożyć dźwignię w szprychy.
Dla kogo robicie ten Kongres? Widzę tu dużo potencjalnych grup odbiorców. Kogo chciałybyście widzieć w Teatrze Powszechnym w Warszawie 7 i 8 listopada?
HRK: Jeśli pytasz o wymarzoną wersję, to jesteśmy tam – na żywo lub potem w Internecie – wszyscy. Że użyję Waszego portalowego hasła – cały polski taniec.
AN: Zapraszamy osoby z całego środowiska! Jednocześnie mam świadomość tego, że jesteśmy 4-osobową ekipą i nie mamy instytucjonalnego wsparcia, aby zrobić ogromne wydarzenie, o którym mogłoby się dowiedzieć więcej osób. Z drugiej strony, tę naszą kameralność postrzegam jako naszą siłę przy tak trudnym i intymnym temacie. Mam poczucie, że to, że #metoo w polskim tańcu idzie tak wolno, pokazuje też, jak trudny jest to temat, jak dużo osób musi się czuć zasznurowanych i straumatyzowanych. Być może z tego powodu lepiej, że to wydarzenie jest mniejsze, skala jest bardziej intymna. To słowo „kongres” kojarzy się z czymś ogromnym, ale tak naprawdę może się kojarzyć też z czymś ważnym, z czymś, czego nie można dłużej ignorować.
To słowo – „Kongres” – odnosi się wprost do Kongresu Tańca organizowanego przez, jeszcze wówczas, Instytut Muzyki i Tańca, obecnie Narodowy. Zakładam, że zrobiliście to świadomie?
HRK: Tak, ale nie konfrontacyjnie, a raczej uzupełniająco. Nie robimy Kongresu przeciw Instytutowi ani żadnej innej instytucji, natomiast jedną z motywacji do myślenia o stworzeniu takiego forum na temat przemocy było to, że brakowało nam tego tematu na Kongresie organizowanym przez Instytut. Ale to nie tak, że przyjmując nazwę Oddolny Kongres Tańca chcemy powiedzieć, że odgórny Kongres Tańca był zły i my zrobimy lepszy. NIMiT ma inną funkcję w społeczeństwie niż inicjatywy oddolne. Inicjatywy odgórne, centralne są potrzebne, a żeby w tej tkance społecznej było zdrowe napięcie, muszą być też impulsy z drugiej strony.
II Kongres Tańca zaczął się od środowiskowej ankiety, w której można było zgłaszać tematy. I ten temat przemocy po prostu się w niej nie pojawił lub pojawił na jakąś mikroskalę. Zastanawiam się, czy wtedy to nie był temat, którym środowisko chciało się zajmować, czy marka IMiT-u ludzi onieśmieliła i tego nie wpisali?
AN: Być może obie te rzeczy. My chcemy uzupełnić to, co nie zostało poruszone na II KT. Nie chcemy krytykować, a jeśli wskazywać palcem, to w sensie dobrej krytyki na zasadzie „potrzebujemy tego tematu, należy się nim zająć”. Chcemy, żeby instytucje, które mają pieniądze, a na pewno mają ich więcej niż my [śmiech], mają struktury, budżety, dofinansowania – wreszcie zauważyły, że to jest ważny temat i go kontynuowały.
HRK: Może to nie był jeszcze czas na śmiałość; call-out na Pawła Passiniego, bardzo mocny bodziec dalszej fali, pojawił się przecież później. Drugi powód… Ty tak subtelnie to ujęłaś, że może marka IMiT-u onieśmielała… W jednym z artykułów na temat przemocy w szkołach teatralnych padło takie zdanie, chyba cytat z wypowiedzi studenckiej: „trudno zgłaszać problemy do władz, kiedy to władze są problemem”. Być może IMiT jako duża, rozbudowana, hierarchiczna instytucja – co nie musi być zarzutem, jest tylko stwierdzeniem faktu – nie był postrzegany jako miejsce, które ma odpowiednią oddolną wrażliwość do zajęcia się tym delikatnym tematem.
Ten temat, póki co, pojawia się bardziej na korytarzach niż w gabinetach. Było o nim głośniej trzy lata temu, kiedy ukazała się książka Moniki Sławeckiej i Natalii Marii Wojciechowskiej „Balet, który niszczy”, po czym znów ucichł. Czego, Waszym zdaniem, potrzeba, żeby zająć się nim bardziej kompleksowo, skoro wiadomo, że ta przemoc jest, i wiadomo, gdzie jest?
AN: Tak jak wszyscy i wszystkie jesteśmy uwikłane w patriarchat i rasizm, tak wszystkie instytucje są uwikłane w przemoc. Dlatego jest potrzebne zbiorowe leczenie w formie wdrażanie nowych struktur i uczenia się nowych narzędzi. W London Contemporary Dance School/The Place w Londynie, gdzie się uczyłam, a która też jest dużą instytucją, poprzez wdrożenie różnych programów dużo się zmieniło i ta szkoła bardzo zapracowała na zaufanie studentów i studentek. Czułyśmy wsparcie, bo od początku był wysyłany sygnał, że do pedagogów można się zwracać ze swoimi problemami. Pierwszego dnia nauki było szkolenie na temat granic, podczas którego usłyszałam „you are enough”. Jesteś wystarczająca. Cały pierwszy dzień był temu poświęcony.
Chcę podkreślić, że moje doświadczenia z polską edukacją taneczną w większości były bardzo dobre. A gdy trafiłam na Irada Mazliaha, który był bardzo przemocowy, to umiałam mu się przeciwstawić. Jestem jednak świadoma, że było to możliwe dzięki przywilejowi dorastania w feministycznym domu, gdzie dużo mówiło się o przemocy. Gdy podczas zajęć wmawiano nam, uczennicom, że musimy cały czas przekraczać swoje granice, zgadzać się na rzeczy, na które nie mamy ochoty, wysłuchiwać seksistowskich komentarzy, to ja wiedziałam, że to jest g… prawda. Mimo to zajęło mi wiele lat, aby powiedzieć o tym publicznie. Uważam, że w procesie twórczym wartościowe rzeczy dzieją się wtedy, kiedy wie się, gdzie są nasze granice, kiedy można ich dotknąć, ale nie trzeba ich przekraczać. To wewnętrzne bezpieczeństwo pozwala się rozwijać, ryzykować i robić odważną sztukę.
HRK: Tu dochodzimy do wątku gnojenia i przekonania, że dopiero jak jesteś rozsypana psychicznie, niespokojna, to możesz wykorzystać swój potencjał. To gigantyczna bzdura. Mówię o takim postrzeganiu sztuki i kreatywności w naszej kulturze, gdzie uważa się, że jak ktoś ma bezpiecznie i dobrze, to nic nie stworzy, bo jest banalny i płytki, mieszczański i bez potencjału, a dopiero ten, któremu się ręce trzęsą, wychudzony i rozedrgany – to jest artysta. I że ten artysta przez duże „a” ma prawo dopuszczać się przemocy wobec innych osób, bo dzięki temu je wytrąci z bezpiecznego miejsca i one też będą twórcze. To jest potwornie szkodliwe przekonanie, obecne nie tylko w sali tanecznej, ale też np. w pracy biurowej. „Nie może wam być za dobrze, bo się rozleniwicie”. Nieprawda. Jak człowiekowi jest dobrze, to ma siłę do działania i rozwijania swojego potencjału.
Pytasz, czego potrzeba, żeby zająć się tematem kompleksowo – wydaje mi się, że potrzeba edukacji i reedukacji. Szkoleń dla sprawców i sprawczyń, co mogą zmienić w sobie i dlaczego warto. Rewizji treści nauczania, zmian narracji, zmian profilowania tego, jak się opowiada o historii tańca. Wprowadzania prawnie umocowanych norm regulujących relacje hierarchiczne i wdrażania narzędzi pozwalających te regulacje egzekwować. No i bądźmy szczere, jednym Oddolnym Kongresem tego nie zrobimy. To musi być długofalowa praca, łącząca oddolny ferment z odgórnymi możliwościami formalizacji wniosków.
Jak w takim razie wyobrażacie sobie Kodeks Dobrych Praktyk, który ma powstać po Kongresie?
HRK: Zaczniemy od spisania tego, co zostanie wypracowane podczas Kongresu, ale to jest dopiero początek. Moim marzeniem jest, aby zaistniał nie tylko środowiskowy Kodeks Dobrych Praktyk, ale też coś, co będzie przyjęte ustawowo. Coś, co będzie nauczane w szkołach tańca, żeby każda osoba wchodząca w zawód miała to w notatkach i mogła się do tej wiedzy odwołać. Żeby to było przyjęte w każdej instytucji zajmującej się tańcem w Polsce, w każdej organizacji pozarządowej. Tutaj widzę potencjał transformacyjny instytucji. Na stronie głównej NIMiT-u, ZASP-u, ZAiKS-u, Ministerstwa Kultury w dużych zakładkach – Kodeks Dobrych Praktyk w tańcu i choreografii, pod hasłem „Obowiązkowe!”.
AN: Wyobrażam sobie, że podczas każdego panelu i podczas każdych warsztatów pada pytanie, co według obecnych miałoby się znaleźć w takim kodeksie. Później w podsumowaniu Hania odwoła się do odpowiedzi, które padną. To będzie nagrane i spisane, chciałabym abyśmy zaistniało to w formie internetowej broszury, która będzie do ściągnięcia dla wszystkich zainteresowanych osób. W takiej broszurze znajdą się zarówno informacje, jak zrobić callout: Najważniejsze: najpierw zadbaj o siebie, zadbaj, żeby mieć wokół siebie sieć wsparcia, numer do miejsca, gdzie można uzyskać darmową pomoc psychologiczną, ale też spisane w punktach zasady o tym, jak wyznaczać granice, jak najlepiej pomagać osobom doznającym przemocy czy też odnośniki do wywiadów i artykułów na ten temat .
HRK: Być może warto edukować, co to w ogóle jest przemoc? Często osoby, które doświadczają przemocy nawet nie wiedzą, że to to. I osoby wychowane w tym systemie, też mogą nie wiedzieć, że to, co robią, to przemoc. To jest temat, którego na tym Kongresie nie zmieścimy, ale na pewno warto się nim zająć.
Może chodzi po prostu o osoby, które dysponują jakąkolwiek władzą?
HRK: Tak. Trzeba uczulać ludzi, że władza demoralizuje.
AN: Nie chodzi tylko o to, że demoralizuje, ale ona jest zbudowana na nierówności, ma wpisaną zależność jednej osoby od drugiej. Dlatego właśnie musimy się nauczyć…
HRK: …zastępować władzę odpowiedzialnością.
AN: I wzmacniać w sprawczości osoby, które doświadczają przemocy.
HRK: Tak jak mówisz, jak ktoś jest niżej w hierarchii, to jest zwykle narażony na przemoc, a powinno być na odwrót – że osoba, która jest niżej w hierarchii, jest objęta opieką. Mieć władzę jest niebezpieczne. Potrzebna jest wrażliwość na posiadanie władzy.
Jak byście to zapisały w Kodeksie?
HRK: „Uwrażliwiaj się na to, co robi z Tobą posiadanie władzy, obserwuj się.”
AN: Aktualizuj swoje praktyki. Obserwuj swoje przywileje. Ponieważ wykonujemy prekarny zawód i jesteśmy cały czas narażone na funkcjonowanie w systemie, który jest silnie niedofinansowany, pod dużymi naciskami, warunki prób są, jakie są, budżet jest, jaki jest. To już sprawia, że sytuacja jest napięta. Właśnie to „jest jak jest” pojawia się za często jako argument i odpowiedź na niegotowość do wprowadzania zmian. Dlatego tak ważne jest, żeby cały czas się samodzielnie ewaluować. Nie osiadać na laurach, bo się „organizuje Kongres”, bo się „poszło na warsztaty”, bo się „pracuje w zawodzie”, bo się „jest feministką”.
Powiedzcie jeszcze parę słów o samym Kongresie. W jaki sposób będzie dostępny i różnorodny?
AN: Zaprosiłyśmy do współpracy osoby nie tylko z innych środowisk, które już mają know-how, przeszły przez call-outy, wiedzą, jak wspierać osoby, które doświadczyły przemocy, jak Maja Staśko, ale też osoby, które pochodzą z różnych niedoreprezentowanych środowisk. Będzie z nami Katarzyna Żeglicka, która jest tancerką, choreografką, trenerką antydyskryminacyjną i queerową osobą z niepełnosprawnością, więc ma bardzo dużą ekspertyzę w temacie nierówności. Przemoc wobec osób o nienormatywnych ciałach czy wobec osób queerowych jest faktem i musi być miejsce na dyskusję także o niej. Będzie też Joanna Piotrowska z fundacji Feminoteka, która ma ogromne doświadczenie w pracy z osobami, które doznały przemocy jeszcze przed #metoo.
HRK: Zaprosiłyśmy osoby z tańca, osoby innych dziedzin sztuki i osoby z fachową wiedzą, spoza sztuki. To też jest ważne, żeby zobaczyć nas z zewnątrz. W kwestii dostępności: mamy w budżecie pozycję „tłumaczenie na język migowy”, na którą mam nadzieję, że uzbieramy środki. Od początku też zakładałyśmy, że Kongres musi być w miejscu dostępnym dla osób z niepełnosprawnościami ruchowymi i alternatywną motoryką.
My tu mówimy o wielkich planach. Jesteśmy grupą kilku osób, które się zawzięły i coś robią, ale naprawdę wierzę, że to są kroki do dużej zmiany. Rzeczy się zmieniają, ale chciałabym, żeby to działo się szybciej. Być może uświadomienie sobie źródeł, nazwanie ich, pozwoli przyspieszyć tempo.
Zbiórkę na budżet I Oddolnego Kongresu Tańca, wraz z rozpiską kosztów, można znaleźć pod adresem: https://pomagam.pl/oddolnykongres
Miejsce: Teatr Powszechny, Warszawa
Organizacja: Monika Błaszczak, Alka Nauman, Hanna Raszewska-Kursa, Łukasz Wójcicki (kwiecień-październik 2021)
Współpraca organizacyjna: Magdalena Juźwik
Współpraca logistyczna: Alicja Czyczel, Dominika Kureczko, Katarzyna Rochowicz
Partnerka: Fundacja Warsaw Bauhaus
Matronat: Fundacja Feminoteka
Grafika: Zofia Kofta
7 listopada: JAK JEST?
11.00-12.00 – wykład otwarcia: omówienie aktualnej sytuacji związanej z (nie)jawnością przemocy w tańcu i próba identyfikacji jej korzeni w historii tańca scenicznego
Wykład: Hanna Raszewska-Kursa
12.00-12.30 – przerwa
12.30-14.30 – panel: dyskusja o wpływie ruchu #metoo na postawy antydyskryminacyjne i jego potencjale w przyspieszeniu tempa zmian na scenie tańca i choreografii
Gościnie: Alka Nauman, Maja Staśko, Oma Ukwuoma, Katarzyna Żeglicka
Prowadzenie panelu: Monika Błaszczak
14.30-15.30 – przerwa
15.30-18.45 – NIE!tańczę – warsztat asertywnej komunikacji i reagowania na sytuacje przekraczania granic dla kobiet i osób transpłciowych (podany czas zawiera kwadrans przerwy)
Prowadzenie: Katarzyna Żeglicka
8 listopada: JAK CHCEMY, ŻEBY BYŁO?
11.00-13.00 – panel: refleksja nad mechanizmami działania przemocy, sposobami identyfikowania jej rodzajów i metodami wspierania osób, które jej doświadczyły
Gościnie: Monika Błaszczak, Ramona Nagabczyńska oraz Joanna Piotrowska z Fundacji Feminoteka
Prowadzenie panelu: Alka Nauman
13.00-14.00 – przerwa
14.00-17.30 – warsztat (podany czas zawiera półgodzinną przerwę): feedback – narzędzie rozwoju twórczego i tworzenia bezpiecznej przestrzeni
Prowadzenie warsztatu: Gosia Wdowik
17.30-17.45 – przerwa
17.45-18.15 – podsumowanie: tworzony na bieżąco szkic wniosków i refleksji z Kongresu oraz zarys rozwiązań i pomysłów pojawiających się w trakcie wydarzenia
Podsumowanie: Hanna Raszewska-Kursa