Choreostorie to zainicjowany w tym roku cykl portalu taniecPOLSKA.pl, w którym ludzie tańca w krótkim wywiadzie dzielą się swoimi artystycznymi i osobistymi historiami. Bohaterką drugiego odcinka jest Maria Kijak-Rakowska – nasza marcowa Postać miesiąca.

Wersja do druku

Udostępnij

  1. Taniec to dla mnie…

Wyrażanie myśli i uczuć poprzez ruch ciała i mimiki. Taniec to piękno, to nierozerwalny duet z muzyką, z której czerpię inspirację do wyboru techniki przy układaniu choreografii. Taniec to też sposób komunikacji między ludźmi, zapraszający gest dłoni, pierwsze dotknięcie rąk. Bliskość ciała powoduje nawiązanie kontaktu, który jest przyjemny lub powoduje niechęć. W ten sposób budzą się uczucia. Natomiast sztuką taniec artystyczny staje się dopiero po długich latach nauki.

  1. Moja fascynacja tańcem zaczęła się od… 

Przedszkola. Zatańczyłam w pierwszej parze krakowiaka w stroju krakowskim z chłopcem, który po latach został lekarzem.

  1. Pierwsze kroki w tańcu stawiałam w…

Ognisku baletowym przy Domu Kultury w Świnoujściu. Nauczycielką baletu była pani Alicja Hermanowska, która tańczyła kiedyś w Operze w Poznaniu. Jej mąż pływał na statkach, więc po zakończeniu kariery tancerki wróciła do Świnoujścia. Uwielbiałam zajęcia, na których uczyłam się ćwiczeń akrobatycznych i baletowych. Wyróżniałam się gibkością i zwinnością. Byłam Calineczką, a moim księciem została starsza ode mnie siostra przebrana za chłopaka. Właściwie to marzyłam występować w cyrku na trapezie, ale pani Alicja opowiedziała rodzicom o szkole baletowej w Poznaniu, więc pojechaliśmy na egzaminy  wstępne po ukończeniu trzeciej klasy szkoły podstawowej. Byłam pewna, że wykonałam wszystkie polecenia prawidłowo na sprawdzianie z muzykalności, a mimo to nie zostałam do szkoły przyjęta. Moje rozczarowanie i rozpacz były ogromne, ale nadal chodziłam uczyć się tańca. Minął rok i w tajemnicy przed tatą, mama złożyła moje podanie na egzaminy znowu do Poznania. Na wizycie u lekarza ortopedy okazało się, że urosłam przez rok 6 cm i to zaważyło o przyjęciu mnie do szkoły od razu do II klasy. Pierwsze lata były trudne, ale mój zapał i upór w dążeniu do celu dały wreszcie rezultaty. W ostatnich latach nauki osiągnęłam taki poziom techniki tańca klasycznego, że jako jedyna z klasy na egzaminie dyplomowym zatańczyłam pas de deux z III aktu Jeziora łabędziego. Partnerował mi kolega Władysław Janicki. Odylia była moją ulubioną rolą w dalszej mojej karierze scenicznej.

  1. Mój pierwszy występ na scenie…

To VII klasa szkoły baletowej i walc wieśniaczek z I aktu Giselle w Operze w Poznaniu.

  1. Najbardziej inspirującą mnie postacią ze świata tańca jest… 

Tych osób jest tak wiele, że trudno wybrać tę najważniejszą. Najpierw oczywiście moi pedagodzy, wspaniali soliści Opery w Poznaniu: Barbara Karczmarewicz, Zenobia Dudzicz, które uczyły mnie tańca klasycznego, Teresa Kujawa jako pedagog tańca charakterystycznego i Władysław Milon, mój nauczyciel partnerowania.

W czasach nauki podziwiałam tancerki Opery w Poznaniu, które mogłam oglądać na żywo. Zbierałam też zdjęcia zagranicznych gwiazd sceny baletowej, takich jak Maja Plisiecka czy Galina Ułanowa. Natomiast w dorosłym życiu inspirowali mnie Michaił Barysznikow, Maurice Béjart i George Balanchine – ten ostatni szczególnie ze względu na zastosowanie techniki tańca klasycznego w baletach abstrakcyjnych do muzyki symfonicznej. Duże zainteresowanie wzbudzały we mnie także choreografie Borisa Ejfmana, Matsa Eka, Piny Bausch. Niekoniecznie chciałam je tańczyć, ale dawały one pewne wyobrażenie o bieżących zjawiskach w świecie baletu.

6. Spektakl lub pokaz taneczny, który mnie zachwyca to…

Dama Kameliowa w choreografii Johna Neumeiera do muzyki Fryderyka Chopina. Moja przyjaciółka Anna Majer przywiozła mi kasetę z filmową wersją tego baletu. Razem obejrzałyśmy to przedstawienie i uważam je za doskonałe – poezja ruchu.

7. Inspiracje do pracy twórczej czerpię z…

Muzyki. Zawsze preferowałam tworzyć taniec do muzyki poważnej. Obecnie uczę w Stroniu Śląskim i nawet w tej pracy nie układam dzieciom tańca do znanych piosenek, tylko wybieram utwory Straussa, Bizeta lub fragmenty znanych baletów, takich jak Bajadera, Paquita, Jezioro łabędzie, Śpiąca Królewna czy Dziadek do orzechów. To nie oznacza, że robię same poważne lub smutne rzeczy; wymyślam też zabawne układy, przy których można się pośmiać.

Natomiast w trakcie tworzenia ról, w pracy wykonawczej, starałam się nie tyle grać, co być sobą i odkryć uczucia głównej bohaterki we własnym wnętrzu. Takiej metody nauczyła mnie Eugenia Jerszowa, z którą miałam okazję współpracować jako tancerka w Operze Wrocławskiej. Uświadomiłam sobie wtedy, jak ważne jest nie tylko wymaganie czegoś od tancerzy na sali, lecz także budowanie roli poprzez rozmowę z innymi osobami, które zawsze mogą coś podpowiedzieć. Można oczywiście czerpać wzorce z innych tancerek, ale każdy powinien sam przed lustrem poszukać w swoim ciele póz, spojrzeń i innych drobiazgów, dzięki którym można lepiej oddać charakter postaci.

  1. Moja ulubiona metoda pracy to…

Takie podejście, w którym panuje dyscyplina, porządek, precyzja i zaangażowanie. Pracując ze studentami wrocławskiej filii PWST w Krakowie, oczekiwałam od nich obecności, punktualności i dokładności w wykonywaniu zadań. Sama zawsze przychodziłam na zajęcia dobrze przygotowana i stale poszerzałam swoją wiedzę. W moim przekonaniu, to dobra metoda kształcenia w ludziach profesjonalizmu i rzetelnego podejścia do swojego zawodu, co w teatrze jest szalenie ważne. Natomiast w studiu baletowym, gdzie do 2017 roku prowadziłam lekcje tańca klasycznego, starałam się być mniej rygorystyczna, by nie zniechęcić uczniów. Ale jeśli dziecko nie ma odpowiedniego charakteru i zawziętości, to talent i piękne ciało nie wystarczą, by osiągnąć sukces w tej dziedzinie sztuki.

  1. Doświadczeniem szczególnie ważnym w mojej tanecznej drodze było…

Były to na pewno moje awanse. Po 1,5 roku zatrudnienia w Operze Wrocławskiej dostałam tytuł pierwszej tancerki. To mnie bardzo uskrzydliło i zmobilizowało do dalszej pracy, gdyż poczułam się wyjątkowa i doceniona. Uważam, że życie tancerza jest jak żywot motyla – zbyt krótkie, by czekać latami na awans za swoje kreacje bądź technikę.

Drugim ważnym momentem było powierzenie mi kierownictwa baletu. Miałam wówczas 38 lat i tańczyłam jeszcze przez kolejne cztery lata. To był dla mnie zaszczyt, że ktoś zobaczył we mnie potencjał i postanowił powierzyć mi tak odpowiedzialne zadanie. Nie byłam pewna, czy sprawdzę się w tej roli, ale skoro byłam  kierownikiem przez 15 kolejnych sezonów, to znaczy, że nieźle sobie radziłam – i z dobieraniem repertuaru, obsady, i z trzymaniem dyscypliny oraz poziomu w zespole. Myślę, że taki awans daje energię do dalszej pracy nad sobą i z ludźmi.

  1. Za moje największe osiągnięcie uważam…

To, że w swojej karierze scenicznej tańczyłam wszystkie premiery w pierwszej obsadzie. Może tylko z wyjątkiem Giselle, bo w trakcie przygotowań do premiery tego baletu w 1979 roku wzięłam urlop na pisanie pracy magisterskiej. Praca pierwszej tancerki była najwspanialszym okresem w moim życiu. Czułam się tak lekko, jakbym fruwała po scenie, a jednocześnie miałam żelazną kondycję, byłam pełna siły i energii.

Za wyjątkowy swój sukces uważam udział w Tygodniu Baletów w Operze Wrocławskiej w 1985 roku, zorganizowanym z okazji obchodów 200-lecia Polskiego Baletu przez ówczesną kierownik baletu Klarę Kmitto. Tańczyłam: w koncercie galowym duet z drugiego aktu Giselle i pas de deux z III aktu Don Kichota; główną rolę w Antygonie z Bogumiłem Śliwińskim; Kopciuszka z Waldemarem Staszewskim; Odettę i Odylię ze Zbigniewem Owczarzakiem; Julię z Bogumiłem Śliwińskim i Giselle ze Zbigniewem Owczarzakiem. Miałam tańczyć tylko w czterech  przedstawieniach, ale zaproszone pary solistów do Jeziora łabędziego i Giselle w ostatnim momencie nie mogły przyjechać, więc zostałam poproszona o ich zastąpienie. To było ogromne wyzwanie, któremu podołałam i mam poczucie świetnie spełnionego obowiązku. Zostałam za to doceniona nagrodą pieniężną od dyrekcji, ale i odpokutowałam późniejszym zwolnieniem lekarskim.

Uważam, że miałam wspaniałe życie w zawodzie, który był jednocześnie moją pasją. Robiłam to, co kochałam i nigdy nie narzekałam, że jest ciężko, choć czasem bywało. Cieszę się, że zrobiłam roczną przerwę na urodzenie dziecka. Mój syn Maciej Owczarzak ukończył szkołę baletową oraz studia na Wydziale Lalkarskim PWST. Jest aktorem w Teatrze Guliwer w Warszawie, a ze swoją żoną Alicją Dąbrowską, aktorką teatralną i filmową, wychowują moich kochanych dwóch wnuków.

Za swój osobisty sukces uważam jeszcze to, że w wieku 62 lat nauczyłam się jeździć na nartach. Jako tancerce nie wolno mi było uprawiać takich sportów ze względu na ryzyko kontuzji. Dziś wyjazdy z mężem na stok to moja pasja.

  1. Obecnie zajmuję się…

Nauczaniem tańca klasycznego w różnych amatorskich grupach. W pewnym momencie mojego życia pojawiło się także pływanie synchroniczne, które okazało się dla mnie fantastyczną przygodą. Zasady tej dyscypliny są inne niż w  balecie, ale równie istotne są pięknie wyprostowane kolana i obciągnięte stopy. Nazwałam ten sport baletem do góry nogami, bo gdy pływaczki całym korpusem zanurzone są pod wodą, nogi robią ewolucje nad powierzchnią wody. Ułożyłam wiele choreografii, które zdobyły pierwsze i drugie miejsca. Trzymałam się przy tym założenia, by tworzyć układy do muzyki poważnej. Wybierałam więc fragmenty z takich dzieł jak Carmen czy Aida, a jednej zawodniczce stworzyłam choreografię do Umierającego łabędzia, którym zdobyła mistrzostwo Polski. Trenerki namówiły mnie do zrobienia uprawnień sędziego w pływaniu synchronicznym i przez kilka lat sprawowałam tę funkcję.

Poza tym udzielam się jeszcze w Związku Artystów Scen Polskich. Organizujemy m.in. nagrody dla artystów oraz uroczystości z okazji takich świąt jak Międzynarodowy Dzień Tańca. Sama otrzymałam 11 statuetek i nagród od publiczności, które przyniosły mi dużo satysfakcji. Mam więc co robić i w tym także się spełniam.

  1. Moje taneczne marzenie to…

Nauczyć się tańca towarzyskiego. Zawsze pociągały mnie zwłaszcza tańce latynoamerykańskie. W 2012 roku na koncercie studia baletowego w Operze Wrocławskiej miałam okazję zatańczyć cza-czę z jednym z pedagogów, co było dla wszystkich niespodzianką. Gdy jako konferansjerka zapowiadałam koniec koncertu, Zbyszek Karbowski wyszedł na scenę i ku zaskoczeniu widzów zaprosił mnie do tańca. Wybiegłam szybko za kulisy, błyskawicznie przebrałam buty oraz sukienkę i po 30 sekundach stałam z powrotem na scenie, gotowa do tańca. Takiej tremy nie miałam przed tańczeniem największych baletów! Warto jednak podejmować nowe wyzwania.

Opera Wrocławska „Coppelia” (premiera: 21 kwietnia 1977), Swanilda – Maria Kijak, fot. Opera Wrocławska

Opera Wrocławska „Kopciuszek” (premiera: 22 kwietnia 1978), Kopciuszek – Maria Kijak; fot. Maria Behrend / Opera Wrocławska

Opera Wrocławska, Wieczór Baletowy „Polonia” (1978), Orlica – Maria Kijak, fot. Opera Wrocławska

Opera Wrocławka „Sylfidy” (premiera: 20 grudnia 1980), Maria Kijak, Zbigniew Owczarzak; fot. Maria Behrendt / Archiwum Opery Wrocławskiej

Opera Wrocławska „Miłość Orfeusza” (premiera: 23 lutego 1980, Eurydyka – Maria Kijak, Orfeusz – Franciszek Knapik, fot. Maria Behrendt / Opera Wrocławska

Opera Wrocławska „Miłość Orfeusza” (premiera: 23 lutego 1980, Eurydyka – Maria Kijak, fot. Maria Behrendt / Opera Wrocławska

Opera Wrocławska „Sylfidy” (premiera: 20 grudnia 1980), Maria Kijak; fot. Maria Behrendt / Opera Wrocławska

Opera Wrocławska „Jezioro łabędzie” (premiera: 27,30 marca 1983), Odetta – Maria Kijak, Zygfryd – Zbigniew Owczarzak; fot. Maria Behrendt / Opera Wrocławska

Opera Wrocławska „Jezioro łabędzie” (premiera: 27,30 marca 1983), Odylia – Maria Kijak, Zygfryd – Bogumił Śliwiński; fot. Maria Behrendt / Opera Wrocławska

Opera Wrocławska „Giselle” (wznowienie: 21 grudnia 1984), Giselle – Maria Kijak; fot. Maria Behrendt / Opera Wrocławska

Opera Wrocławska „Giselle” (wznowienie: 21 grudnia 1984), w środku: Albert – Zbigniew Owczarzak, Giselle – Maria Kijak; fot. Maria Behrendt / Archiwum Opery Wrocławskiej

Opera Wrocławska „Giselle” (wznowienie: 21 grudnia 1984), Albert – Zbigniew Owczarzak, Giselle – Maria Kijak; fot. Maria Behrendt / Archiwum Opery Wrocławskiej

Opera Wrocławska „Romeo i Julia” (premiera: 4 marca 1984), Julia – Maria Kijak, Romeo – Bogumił Śliwiński; fot. Maria Behrendt / Archiwum Opery Wrocławskiej

Opera Wrocławska „Nostalgia” (wznowienie: 25 października 1992), Maria Kijak, Jarosław Jurasz; fot. Marek Grotowski / Opera Wrocławska

Maria Kijak, kurs tańca (1978), fot. archiwum prywatne

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close