Paulina Bidzińska (ona/jej). Jej kariera taneczna rozpoczęła się od tańca w salonie wraz z siostrą do składanki największych hitów rockandrollowych. Później zafascynowały ją bollywoodzkie filmy. Przed telewizorem, jako siedmiolatka, w bransoletkach z dzwoneczkami na nogach, tańczyła do muzyki z filmu Kabhi Khushi Kabhie Gham (polski tytuł: Czasem słońce, czasem deszcz). Od tego czasu wiele się wydarzyło. W naszej rozmowie Paulina opowiedziała mi o swoich tanecznych początkach, o tym, czym była dla niej wygrana w Konkursie Eurowizji dla Młodych Tancerzy oraz o zespołach w których pracowała: Polskim Balecie Narodowym i Staatsballett Berlin.
O edukacji i rozwoju w szkole baletowej
Zawsze byłam ruchliwym dzieckiem, uwielbiałam ruszać się do muzyki. Powiedziałam więc mamie, że chcę tańczyć. Najpierw się zaśmiała, a później zasugerowała, że mogłabym pójść do szkoły baletowej, po czym zadzwoniła do szkoły w Bytomiu, by uzyskać więcej informacji oraz wypytać o możliwości edukacji. Okazało się, że wkrótce odbywa się przesłuchanie dla uczniów i uczennic trzecich klas szkoły podstawowej. Idąc za ciosem, zabrała mnie na audycję i w ten sposób dostałam się do Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej im. Ludomira Różyckiego w Bytomiu. Byłam przekonana, że podczas audycji będę tańczyć z partnerem – jak w tańcu towarzyskim – a postawili mnie przy drążku. Nie urodziłam się z jakimiś niesamowitymi warunkami do tańca klasycznego, nie miałam takiego rozciągnięcia jak inne dzieci, ani ładnych stóp. Gdy ostatnio oglądałam nagranie z egzaminu po pierwszej klasie zobaczyłam swoje pokraczne nogi oraz niedoprostowane kolana, to stwierdziłam, że miałam najgorsze warunki do tańca ze wszystkich w klasie. Byłam jednak muzykalnym dzieckiem, szybko się uczyłam i odnosiłam do uwag, a nauczyciele to zauważyli.
Na początku nie myślałam o tańcu jak o moim przyszłym zawodzie. Po prostu chciałam tańczyć. Nie zdawałam sobie sprawy, że można to robić zawodowo. W drugiej klasie szkoły baletowej miałam ogromne bóle wzrostowe w kolanach. Lekarz nie wiedział, co mi jest, ale powiedział, że powinnam rzucić taniec. Miałam wtedy trzymiesięczną przerwę. Na tak wczesnym poziomie nauczania taki okres czasu odpowiada nawet rokowi niećwiczenia. Przez kolejne lata walczyłam o wyrównanie swojego poziomu z innymi.
Miałam momenty w których chciałam zrezygnować. Kiedyś nawet z moją mamą udałam się do swojej starej szkoły podstawowej, gdzie chciałam zapytać, czy przyjmą mnie z powrotem. Miałam bardzo surową nauczycielkę, którą jednak teraz bardzo miło wspominam i jestem jej wdzięczna za to, czego mnie nauczyła. Dzięki niej zdobyłam ogromną bazę techniczna, ale zajęcia były bardzo ciężkie, często płakałam i byłam niesamowicie zestresowana. Pierwszy moment, gdy poważnie zaczęłam myśleć o tańcu, był na początku gimnazjum, a pod koniec wiedziałam już, że chcę zająć się tańcem profesjonalnie, i ostro wzięłam się do pracy, co zaprocentowało. Lubiłam balet za to, że jest codziennym wyzwaniem. Taniec klasyczny to codzienna walka. Zawsze jest coś jeszcze do poprawy. Gdy zauważałam, że idzie mi coraz lepiej, że chyba jestem w tym dobra, napędzało mnie to do dalszej pracy i ciagle chciałam więcej i więcej. Nauczyciele dostrzegali we mnie potencjał. Byłam w grupie uczniów, którzy regularnie byli wysyłani na konkursy. Na pierwszym – Spotkaniach Młodych Tancerzy w Łodzi – dostałam wyróżnienie. Z czasem odnosiłam coraz większe sukcesy. W 2015 zdobyłam drugie miejsce na Narodowym Konkursie Tańca w Gdańsku, a w 2017 w tym samym konkursie wygrałam. W 2017 roku zdobyłam również wyróżnienie podczas Międzynarodowego Konkursu Baletowego ,,Złote Pointy’’ w Szczecinie.
O Konkursie Eurowizji dla Młodych Tancerzy
Gdy byłam w dziewiątej, dyplomowej klasie, szkoła wytypowała mnie jako reprezentantkę do udziału w Konkursie Młody Tancerz Roku, polskich eliminacjach do Eurowizji. To było ogromne wyróżnienie, co mnie dość przerażało. Konkurs miał dużą oprawę medialną: transmisja na żywo w telewizji, występ przed kamerą, wywiady – to było dla mnie coś nowego i stresującego. Zwyciężyłam w konsekwencji reprezentowałam Polskę na konkursie Eurovision Young Dancers (Eurowizji dla Młodych Tancerzy) w 2017 roku. Występowałam tam z solo Lacerta w choreografii Jacka Przybyłowicza, którego znałam wcześniej tylko jako członka jury podczas konkursów. Praca z nim była bardzo cennym doświadczeniem. Spotkałam się z nową dla mnie jakością ruchu, opartą na tańcu współczesnym, ale wymagającą techniki tańca klasycznego. Grupowa choreografia, którą stworzył na Konkurs Młodego Tancerza Roku, była wyzwaniem dla mojego ciała, nie byłam przyzwyczajona do takiego ruchu. Później, gdy pracowaliśmy nad moim występem na Eurowizję, układaliśmy solo „pode mnie”, tańczyłam na pointach, w czym czuje się bardziej komfortowo. To było bardzo przyjemne doświadczenie, uwielbiałam tańczyć to solo i mam do niego ogromny sentyment.
Od razu po szkole baletowej rozpoczęłam pracę w Polskim Balecie Narodowym. Angaż dostałam jeszcze przed konkursem Młodego Tancerza. Wygrana w Eurowizji sprawiła, że zostałam zauważona przez Krzysztofa Pastora – dyrektora PBN. Pokazałam, że potrafię się też poruszać w innej technice, nie tylko klasycznej. Zyskałam w Polsce pewien rozgłos, byłam zapraszana do telewizji śniadaniowych, udzielałam wywiadów. Jednak, szczerze mówiąc, miałam nadzieje, że odzew po wygranej w Eurowizji będzie większy. W żaden sposób nie przełożyło się to na propozycje i możliwości zawodowe. Zdawałam sobie też sprawę, że poziom konkursu nie jest już tak wysoki, a udział w nim tak prestiżowy jak kilkanaście lat temu, kiedy Polskę reprezentowali np. bracia Dawid i Michał Kupińscy. Trudno porównywać go także z Prix de Lausanne.
O studiowaniu
W tym samym roku, kiedy podjęłam pracę w zespole, rozpoczęłam również studia na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie (specjalność Pedagogika Baletowa). Aktualnie jestem w trakcie pisania pracy magisterskiej. Gdy mieszkałam w Warszawie, łączenie pracy ze studiami było dość łatwe, studia dostosowane są do tancerzy, a zajęcia odbywają się w niedziele i poniedziałki co dwa tygodnie. W trakcie pandemii licencjat zrobiłam praktycznie w całości on-line, obecnie mam indywidualny tok nauczania. Studia dają mi ogromne zaplecze wiedzy. Bycie pedagogiem to bardzo odpowiedzialna i niesamowicie trudna praca. Dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę. Myślałam o tych studiach jak o planie B, na wypadek kontuzji lub innych zdarzeń losowych. Na chwilę obecną nie chcę uczyć. Czuje, że to jeszcze nie ten czas.
O Polskim Balecie Narodowym
Zaraz po otrzymaniu dyplomu szkoły baletowej pojechałam na Grand Audition do Barcelony, gdzie dyrektorowie wielu teatrów przyglądają się kandydatom. Zawsze marzyłam o pracy za granicą. Dostałam propozycję z Teatru Michajłowskiego w Petersburgu, z różnych powodów odmówiłam. Chciałam również jechać na audycję do Opery w Pradze, jednak gdy dostałam propozycję kontraktu w Polskim Balecie Narodowym, uznałam, że to będzie najlepsza opcja. Tam zauważano moje osiągnięcia, a wygrane konkursy wpływały na to, jak byłam postrzegana. Dzięki temu byłam często obsadzana w spektaklach. Miałam możliwość uczenia się partii solowych, których niestety nie miałam okazji zatańczyć, gdyż byłam w warszawskim zespole zbyt krótko. Ważne było jednak dla mnie, by móc podglądać pracę solistów i zdobywać wiedzę. W Polskim Balecie Narodowym byłam przez dwa sezony (2017/2018 oraz 2018/2019). To krótki, ale wystarczający czas, by określić, czy chce się pracować w danym miejscu, czy nie. Pojechałam na audycje do Staatsballett Berlin oraz Hungarian National Ballet i obydwie zakończyły się sukcesem. Wybrałam pierwszy z nich.
O pracy w Staatsballett Berlin
Staatsballett Berlin, gdzie pracuję od 2019 roku, to ogromny zespół, w którym panuje bardzo jasno określona hierarchia. Nie dostaję tutaj tyle szans, co w Polskim Balecie Narodowym. Nikt mnie nie zna, a moje osiągnięcia w Polsce nie mają żadnego znaczenia. Musiałam od zera budować swoją pozycję w zespole, udowadniać swój talent. Niestety okazało się, że nie jest to miejsce dla młodych ludzi. W pierwszym tygodniu pracy od innych tancerzy usłyszałam, że jeśli chcę się rozwijać, to źle trafiłam, co było dla mnie bardzo przykre. Niestety mieli rację. Na pracę również mocno wpłynęła pandemia, mało było prób i spektakli. Dodatkowo po odejściu w 2020 roku Sashy Waltz i Johannesa Öhmana, w teatrze nie ma żadnego dyrektora artystycznego. O obsadach spektakli decydują pedagodzy. Wygodniejsze jest obsadzenie tancerzy, którzy znają już dane partie, niż danie szansy komuś nowego, młodemu, mniej doświadczonemu. Po trzech sezonach w Staatsballett Berlin zdecydowałam się odejść. To mój ostatni sezon.
Oczywiście nie mogę powiedzieć samych złych rzeczy o tym zespole, wiele się tutaj nauczyłam, mogłam obcować z takimi gwiazdami baletu jak Iana Salenko, czy Polina Semionova. Samo podglądanie ich w pracy dało mi bezcenną wiedzę, której nie zdobyłabym w żadnej szkole, czy na studiach. Tańczyłam też niełatwe partie zespołowe w spektaklach z repertuaru Balanchine’a. Czuję, dzięki w berlińskim zespole stałam się dojrzalsza.
O różnicach pomiędzy pracą w Warszawie i Berlinie
W Niemczech tancerze bardziej walczą o swoje prawa. Związek Zawodowy Artystów Scen (Genossenschaft Deutscher Bühnen-Angehöriger[1]) zapewnia pomoc prawną i walczy o prawa pracowników, przestrzeganie godzin pracy, godziwe pensje, czy podwyżki. Mam wrażenie, że w Polsce upominanie się o swoje jest często źle postrzegane przez pracodawców. W Niemczech jest to wręcz wspierane i rekomendowane tancerzom, by mogli czuć się bezpieczniej w pracy.
W Berlinie o repertuarze, planach na kolejny sezon, czy dniach wolnych tancerze dowiadują się z bardzo dużym wyprzedzeniem. Daje to poczucie komfortu i pozwala planować swój czas wolny. W PBN tak nie było, wszystko było ogłaszane na ostatnią chwilę. Nawet o tym, czy jest się w obsadzie nowej produkcji dowiadywało się zazwyczaj w dniu rozpoczęcia prób. Różnica pomiędzy zespołami widoczna jest również w lekcjach. W Operze Narodowej w Warszawie trwały one godzinę, a gdy próba była na scenie, tylko 45 minut. To zdecydowanie za mało czasu, by przygotować swoje ciało. W Berlinie lekcja jest dłuższa i można na niej zrobić dużo więcej, co bardzo rozwija.
Z drugiej strony, w Polsce miałam okazję tańczyć też w neoklasycznycych lub bardziej współczesnych realizacjach, nie tylko w baletach z repertuaru klasycznego. Na przykład w Bolero lub Burzy Krzysztofa Pastora, które są przepięknymi spektaklami. To daje więcej oddechu i pozwala odpocząć od standardowego repertuaru. Możliwość występowania w tych produkcjach była ogromnym wyróżnieniem i długo wyczekiwanym marzeniem. Dodatkowo, gdy byłam w Polskim Balecie Narodowym, John Neumeier, mimo iż byłam tancerką zespołową, obsadził mnie w tytułowej roli Damy kameliowej obok trzech pierwszych solistek. Tak ogromne wyróżnienie w Berlinie byłoby niedopuszczalne, nie pozwoliłoby na to ani kierownictwo teatru, ani sam zespół tancerzy.
O przeprowadzce do Berlina i planach na kolejny sezon
Nie ma drugiego takiego miasta jak Berlin. Przeprowadzka tutaj to ciekawe doświadczenie. Zaraz po moim przyjeździe znajomi z zespołu zapytali mnie, czy chciałbym pójść na imprezę, która finalnie okazała się typową berlińską imprezą, gdzie wszyscy byli praktycznie nadzy. Było dla mnie ogromnym szokiem. Z czasem przyzwyczaiłam się do specyfiki tego miasta. Lubię to, że panuje tu taka różnorodność, każdy może ubierać się i wyglądać, jak tylko chce. Osobiście mam jednak poczucie, że ludzie tu mieszkający są bardzo zanurzeni w swoim świecie i niestety dość niemili. Okres mieszkania tutaj do czasu poznania mojego chłopaka, z którym obecnie mieszkamy razem, był dla mnie dość samotny i nie udało mi się zbudować sieci znajomych. Większość tancerzy z zespołu jest znacznie starsza ode mnie. Często mają srodzinę, dzieci, jesteśmy w innym miejscu swojego życia , a dodatkowo praca w zespole jest na tyle intensywna i czasochłonna, że ciężko poznać kogoś poza teatrem.
Wkrótce przeprowadzam się do Dortmundu, gdzie będę pracować w zespole baletowym. Próby odbywają się w budynku, który znajduje się w środku pięknego parku, sala baletowa ma przeszkloną ścianę, a widok jest niesamowity. Bardzo mnie to ekscytuje. Sam zespół nie jest tak hierarchiczny, jak ten w Berlinie. Kontrakt, który podpisuję, gwarantuje mi, że będę również mogła tańczyć partie solowe, czego bardzo bym chciała.
Wysłuchał, wypytał, zapisał, zanotował, sfotografował Dominik Więcek.
[1] Więcej: https://www.buehnengenossenschaft.de
Wydawca
taniecPOLSKA.pl