Wersja do druku

Udostępnij

Poznaliśmy się z Moniką przy okazji tej rozmowy on-line jednak już wcześniej byliśmy zaznajomieni z pracą, jaką wykonujemy i będąc częścią tego samego środowiska, poczuliśmy komfort podczas wirtualnego spotkania. Poza tym łączy nas również Kraków, gdzie cała przygoda Moniki z tańcem ma swój początek.

 

Jak zaczęło się Twoje doświadczenie z tańcem i ruchem Jaki miała przebieg Twoja edukacja w Polsce

 

Od 7. do 9. roku życia chodziłam na gimnastykę sportową. Pewnego razu ćwiczyłam przed domem na trzepaku, z którego spadłam. Moi rodzice się wystraszyli, że ta gimnastyka może iść w złą stronę, ale wiedzieli, że bardzo lubię się ruszać i mam dużo energii, więc zapisali mnie na zajęcia z baletu. To są moje początki. Mieszkając w Krakowie, w późniejszych latach, aż do ukończenia liceum, chodziłam na lekcje do Krakowskiej Akademii Tańca, jednak traktowałam to nadal jako rodzaj zajęć pozalekcyjnych, dodatkowych. Mimo, że KAT kończy się przyznaniem dyplomu zawodowego tancerza ZASP-u, nie myślałam o tym w kategoriach zawodu, kariery i przyszłości. Nie wiedziałam, że jest to w ogóle możliwe. Brakowało mi w Polsce wzorców ze świata tańca współczesnego.

Kiedy to się zmieniło Co miało na to wpływ

Po maturze, w 2012 roku wyjechałam do Francji na mój gap year, konkretnie do Paryża, gdzie odbywa się bardzo dużo otwartych lekcji tańca. Zaczęłam z tego korzystać, bo jednak taniec przez lata był moją codziennością. Poznałam ludzi, którzy zawodowo zajmują się ruchem, realizują różnorakie projekty od komercyjnych teledysków, poprzez kabarety, po spektakle teatralno-taneczne. To było dla mnie bardzo cenne, ta różnorodność, której mogłam doświadczać. Przede wszystkim korzystałam z lekcji tańca współczesnego, ale również improwizacji czy hip-hopu. Za Moulin Rouge ma siedzibę szkoła tańca, w której czas się zatrzymał, gdzie na lekcje tańca klasycznego przychodzą osoby po 50. czy nawet 60. roku życia, którzy już zakończyli swoją profesjonalną karierę taneczną, jednak nadal aktywnie trenują swoje ciało. To było niesamowite przeżycie znaleźć się pośród nich wszystkich. Któregoś razu trafiłam do Pasqualiny Noël [tancerka, pedagog, dyrektorka artystyczna ACTS w Paryżu przyp. M.P], która prowadzi swoją własną szkołę tańca. ACTS / Ecole de danse contemporaine de Paris działa na zasadzie projektowej poprzez współpracę z wieloma choreografami Francji i nie tylko. Dołączyłam do tej szkoły, dzięki czemu miałam szansę występować na scenie, pracować z ciekawymi ludźmi i nawiązać kontakty z tamtejszym środowiskiem artystycznym. Tak poznałam między innymi Kaori Ito [japońska tancerka i choreografka, aktywnie działająca we Francji przyp. M.P.], która wywarła na mnie i moją dalszą drogę w tańcu największy wpływ. Poprzez bardzo różnorodne działania improwizacyjne doświadczałam ciekawych sytuacji w procesie tworzenia choreografii i na scenie. To było dla mnie bardzo rozwojowe. Pewnego razu mój znajomy ze szkoły w ACTS postanowił pojechać na audycję do The Place [London Contemporary Dance School przyp. M.P.], a ja zdecydowałam, że do niego dołączę. Moim celem było poznanie miasta i po prostu wycieczka, nie miałam w planach zdawania na nową uczelnię, bo dobrze było mi we Francji, ale również zapisałam się na przesłuchanie. Jak tylko przyjechałam na miejsce, od razu się zakochałam. Lekcja tańca współczesnego z muzyką na żywo, taniec klasyczny z perkusją w tle, wspaniałe doświadczenie, które dzięki udanej audycji trwało kolejne trzy lata!.

Tak naprawdę więc to przypadek sprawił, że zmieniłaś miejsce.

 

Mam wrażenie, że wszystko w moim życiu dzieje się przypadkiem. Jak byłam mała, upadek z trzepaka spowodował, że zaczęłam uczęszczać na lekcje tańca. Wyjazd do Francji zaowocował różnorodną współpracą artystyczną i dalszym rozwojem tanecznym. Wycieczka do Londynu [2014 rok przyp. M.P.] wyznaczyła nowy kierunek mojej przyszłości, w której pojawiła się również Brazylia, o czym nigdy bym nie śniła. Podczas studiów w Londynie, które trwały 3 lata, miałam możliwość udziału w wymianie studenckiej, do której zgłosiłam się tak naprawdę w dniu deadlineu. Aplikowałam o wyjazd na uczelnię właśnie do Brazylii, bo nikt nie wiedział, co to za miejsce i jak tam jest. Pomyślałam więc, że to mogłoby być ciekawe doświadczenie. W rezultacie spędziłam tam aż 7 miesięcy. Oczywiście to były świadomie podejmowane decyzje o wyjazdach i przeprowadzkach, ale jednak wynikały z bardzo spontanicznych i szalonych pomysłów.

Czy zatem określasz sobie cele, do których dążysz Czy jednak starasz się spontanicznie iść za tym, co się pojawia

Staram się podążać za tym, co się pojawia, ale mam także określone cele. Często czuję, że bardziej wiem, czego nie chcę, a to, co mnie intryguje i ciekawi, zmienia się z czasem. Moim głównym celem jest ciągły rozwój. Bardzo lubię się szkolić i jeździć na wszelkiego rodzaju warsztaty. Praktycznie wszystkie pieniądze, które zarobię, przeznaczam właśnie na to. Te spotkania, wymiany doświadczeń są dla mnie niezwykle cenne i motywują mnie do dalszego działania.

A jaka była różnica w doświadczaniu ruchu i tańca w Londynie i w Paryżu

 

Przede wszystkim swoboda, której mogłam dać się ponieść na studiach w Anglii. Przy zadaniach improwizacyjnych i kreatywnych od razu rzucało się na głęboką wodę, nikt się nie wahał i nie kwestionował swoich wyborów. To było bardzo inspirujące. Na swoim roku miałam bardzo ciekawych ludzi. Była wśród nich grupa nastawiona na trening ciała, naukę repertuaru, której celem była praca w największych zespołach w Europie. Wyłoniła się jednak także grupa skupiająca się wokół improwizacji kontaktowej i doświadczeń somatycznych, oraz grupa nastawiona głównie na tworzenie. Ta różnorodność sprawiała, że na każdej lekcji kimś innym można było się inspirować i od tej osoby czerpać motywację. Dawaliśmy sobie takie grupowe wsparcie. Tego na pewno brakowało mi we Francji.

A jak było w miejscu, o którym nikt nie wiedział i nie słyszał Brazylii

 

Przyjechałam tam w lipcu 2016 roku, czyli dokładnie w roku, kiedy w Brazylii odbywała się olimpiada. To kraj, którego sytuacja polityczna i ekonomiczna jest niezwykle skomplikowana, a polaryzacja społeczeństwa bardzo widoczna. W tamtym okresie jeszcze bardziej rzucało się to w oczy, ponieważ państwo inwestowało pieniądze w sportowe widowisko. Uczelnia, czyli University of Campinas (Unicamp), wyglądająca jak prawdziwy amerykański kampus z mnóstwem wydziałów i osobnych budynków, była pusta. Nie było tam dosłownie nikogo, kiedy przyjechałam z Rhysem, moim kolegą z roku. Nie wiedzieliśmy, gdzie iść, do kogo się udać, bo wszyscy byli na strajkach dotyczących braku dofinansowań na działalność uczelni. Nikt nawet nie przychodził na zajęcia i wykłady, w tym także nauczyciele. Rozpieszczeni po The Place, gdzie wszystko jest ustalone, ułożone, uporządkowane i podstawione pod sam nos, tu nagle musieliśmy sami się zorganizować. I cieszę się, że doświadczyłam tego podczas studiów, bo to nauczyło mnie, jak być freelancerką. Zaczęliśmy kontaktować się i spotykać z lokalnymi artystami ze środowiska tańca, chodziliśmy na lekcje do zespołów z So Paolo, oglądaliśmy spektakle, prowadziliśmy warsztaty, wspólnie tworzyliśmy chociażby z Rafaelą Sahyoun czy Fernandem Martinsem [założyciel i choreograf zespołu Platforma Shop Sui przyp. M.P.]. Mało bywałam na uczelni.

I jakie jest to środowisko artystyczne w Brazylii

Bardzo zróżnicowane i otwarte, w którym granice między dziedzinami sztuki rozmywają się. Spektakle czy inne działania performatywne są połączeniem muzyki, sztuk wizualnych, tańca i śpiewu. Ciało i ruch stają się medium dla innych treści, ważne jest to, co chcesz przekazać, a nie, w jaki sposób. Granice ciała i ruchu są rozumiane zupełnie inaczej niż w Europie. Brazylijczycy dobrze znają swoje ciała, świadomość ruchu jest u nich na wyższym poziomie, ale też w relacjach międzyludzkich dystans jest mniejszy. W Brazylii prawie każdy człowiek tańczy, dlatego zawodowi tancerze muszą się trochę bardziej wykazać.

Jak wygląda praca tancerzy i choreografów, z którymi miałaś okazję się spotkać w tych trzech krajach i czym się różni

Każde z tych miejsc działa w innym systemie. We Francji są solidne ośrodki, instytucje kultury, teatry czy centra choreograficzne, które mają bardzo uporządkowane struktury i dostają państwowe dofinansowanie. Jednak do takich miejsc trudno jest się dostać młodym twórcom, choreografom, którzy nie mają jeszcze dużego dorobku artystycznego. W Londynie natomiast takie ośrodki również funkcjonują, jednak uwaga zwracana jest na to, aby były przyjazne i otwarte dla tych mniej doświadczonych artystów, dla osób na początku drogi zawodowej, dając im tym samym szansę na rozwój. Często jednak możliwości te są otwarte przede wszystkim dla lokalnych artystów. We Francji scena tańca ma bardzo złożony charakter. Taniec współczesny jest popularny tak samo, jak hip-hop i street dance, od tancerzy wymaga się, aby płynnie poruszali się między tymi stylami. Spektakle kabaretowe, jazzowe czy stepowanie także cieszą się ciągłym zainteresowaniem, co jest związane stricte z ich aspektem rozrywkowym, skupiającym się na przyjemności widzów . Te mniejsze ośrodki, działające bardziej konceptualnie, porównałabym z polskim off-em, zjawiskami nowej choreografii czy działaniami performatywnymi odbywającymi się w przestrzeniach galeryjnych czy muzealnych. W Brazylii nie jest to usystematyzowane tak, jak w tych europejskich ośrodkach, więc role tancerzy, choreografów czy reżyserów bardzo się ze sobą przenikają. Jesteś jednocześnie każdym po trochu, ale choć masz background ruchowy. W Londynie spotkałam się z kolei z tym, że niekoniecznie musisz mieć doświadczenie taneczne, żeby zostać choreografem, możesz wywodzić się np. z filmu czy być z pierwszego zawodu dramaturgiem.

Co z tych trzech różnych doświadczeń przeniosłaś i dostosowałaś do swoich metod pracy, rozumienia ciała i ruchu

Każde z nich miało wpływ na to, jak działam i jak pracuję teraz. To wszystko zależy od sytuacji, w jakiej się znajduję zawodowo. Pracowałam z choreografami, którzy byli bardzo surowi i konsekwentni, oraz z takimi, którzy przez kilka dni prób woleli tylko rozmawiać o projekcie, pomysłach i inspiracjach na totalnym luzie. Nie zapominajmy, że działam również Polsce. Przy okazji pracy z Weroniką Pelczyńską i Magdą Fejdasz nad Kulą [2-letni projekt choreograficzny, produkcja Centrum w Procesie przyp. M.P.]prowadzimy ciągły dialog, pracujemy bardzo kolektywnie, partnersko. Staram się korzystać z tych doświadczeń jak z narzędzi, które na potrzeby procesu pracy, zadania czy sceny dobieram na bieżąco. Nie stworzyłam swojej autorskiej metody pracy, ani nie usystematyzowałam wszystkich inspiracji. Moja przygoda z tańcem i ruchem w Brazylii nauczyła mnie jednak, jak dbać zarówno o siebie, jak i o drugiego człowieka, z którym się tworzy, pracuje. To rezonuje we mnie do dziś nastawienie na komunikację z drugim człowiekiem.

Jesteś współzałożycielką i członkinią kolektywu The Yonis w Londynie, jak to doświadczenie wpływa na Ciebie

Nasz girl band ruchowy powstał cztery lata temu w lutym 2017 na trzecim roku studiów w The Place i liczy 10 osób. Choć band jest pewnego rodzaju kolektywem otwartym i miał już ponad 50 różnych, nowych członkini! Założyłyśmy go wspólnie z dziewczynami ze studiów z potrzeby i ochoty grania w zespole muzycznym, bo często chodziłyśmy na koncerty muzyki na żywo i byłyśmy nimi zafascynowane. Uznałyśmy, że nasze ciała posłużą jako instrumenty, na których możemy grać. W The Yonis obowiązują takie zasady, jak w zespole muzycznym, to znaczy każda z nas pracuje nad własnym instrumentem, dostrajaniem go, dopracowywaniem pewnych zagadnień i elementów i wspólnie spotykamy się na próby, gdzie gramy, czyli ruszamy się, tańczymy, performujemy. Każda z naszej dziesiątki ponosi odpowiedzialność za całą grupę, tj. za prowadzenie profilu na Instagramie, korespondencję mailową, szukanie możliwości udziału w festiwalach. Chcemy grać podczas wydarzeń, które nie są stricte taneczne. Chcemy być płynnym kolektywem, w którym obowiązują trzy podstawowe zasady. Pierwsza: ludzie, którzy nie mają możliwości oglądania tańca, czy nie jest to w obszarze ich zainteresowań mogą się dzięki nam spotkać z taką formą wyrazu. Druga: podejście do wydarzeń tanecznych jak do koncertu muzycznego. Trzecia: zmniejszać dystans z widownią i pozwalać im dołączać do nas i naszych działań, oraz współpraca z nowymi osobami. Często robimy open band practice, podczas której zapraszamy ludzi z zewnątrz do wspólnej praktyki ruchowej. Zależy nam na tym, żeby każdy mógł z nami być i działać na równych prawach, jeśli tylko czuje na to przestrzeń, ma ochotę i potrzebę.

Zdecydowanie przełamujecie ramy teatru. Na koncertach ludzie czują się dużo swobodniej, są gotowi, aby współprzeżywać z twórcami i nie blokują swojego naturalnego przepływu ekspresji, więc podczas Waszych działań podobnie czwarta ściana częściowo znika.

 

Przede wszystkim pojawia się inny poziom zaufania. W naszych działaniach, mimo barwności i wesołości, zawsze pojawiają się ważne treści. Staramy się poruszać istotne dla nas tematy o charakterze politycznym i społecznym. Już na samym początku istnienia The Yonis pojawiły się skojarzenia, że skoro jest to grupa kobiet, ma profil feministyczny.. Nie myślałyśmy o tym przy zakładaniu bandu, ale totalnie się z tym utożsamiamy. Ważne jest dla nas to, aby każda osoba, która przychodzi na nasz koncert czy działa z nami, mogła czuć się w pełni wolną czuć się sobą, czuć się dobrze i bezpiecznie. Chcemy wychodzić do ludzi i z nimi przeżywać i współtworzyć. Aktualnie w czasie pandemii jesteśmy w zawieszeniu, bo nasze działania nie mają racji bytu w przestrzeni wirtualnej. U nas liczy się prawdziwy, fizyczny i bezpośrednia relacja z drugim człowiekiem. Niemniej jednak cały czas pozostajemy w ze sobą kontakcie, wspieramy się i planujemy nowe projekty!

Bardzo ciekawy jest ten koncept performansu/spektaklu w formie koncertu. Nigdy wcześniej się z tym nie spotkałem. Czekam na okazję, aby móc w Waszym wydarzeniu uczestniczyć, bo chciałbym tego doświadczyć na własnej skórze.

 

Mam nadzieję, że The Yonis ruszą niedługo w trasę po Polsce! Zawsze, gdy gramy, tworzymy przestrzeń do tego, aby z nami porozmawiać, przedyskutować to, co robimy, a nawet skrytykować. Chcemy być w tym wszystkim autentyczne i dostępne dla innych. Bez cenzury.

Czy podobnie działasz jako freelancerka poza kolektywem Jakie strategie twórcze wykorzystujesz w procesach kreatywnych

Podczas prób i procesu twórczego bardzo lubię na chwilę wyjść i odłączyć się, żeby móc na nowo i obiektywnie spojrzeć na to, co robię, co proponuję innym, żeby przemyśleć, co się dzieje we mnie i w przestrzeni, której jestem. Robię notatki i zapisuję swoje myśli, odczucia, przeżycia. Lubię obserwować, co robią inni, jak podchodzą do tego samego zadania twórczego. W The Yonis zawsze bazujemy na improwizacjach, czasami w oparciu o bardzo konkretne założenia, a czasami po prostu spontanicznie, gdy tańczymy do muzyki Cascady [niemieckie trio muzyczne przyp. M.P.] i wygłupiamy się. Improwizacja jest w ogóle czymś, co bardzo mnie interesuje w pracy z ciałem, nawet w kontekście samej obecności na scenie. W pracy z Weroniką Pelczyńską i Magdą Fejdasz pracuję z podążaniem za swoją indywidualną narracją, zarówno w improwizacji solowej, jak i w duecie. Fascynuje mnie podejmowanie decyzji, świadomy wybór dokonywany podczas ruchu.

 

Gdy opowiadasz o pracy ze swoim kolektywem czy o pracy w Polsce z Weroniką i Magdą, zauważam, że jest w Tobie dużo troski i wsparcia. Jak te praktyki siostrzeństwa, jak je nazywacie, wpływają na Ciebie w życiu

 

Dają mi poczucie bezpieczeństwa. Czuję, że nie jestem sama, że mam siostry, które się mną zaopiekują. Tworzy to bardzo przyjazne i otwarte środowisko do pracy twórczej. Zdecydowanie lepiej dzięki temu funkcjonuję, bo troszczę się o siebie i o innych, a ta energia wraca ze zdwojoną siłą. Każda praca czy spotkanie z drugim człowiekiem jest dla mnie bardzo cenne i inspirujące. Czuję, że z każdą osobą nawiązuję pewną relację i chcę się dzielić tym, co najlepsze. Już od czasów szkoły w Londynie czerpałam motywację i inspirację od innych, chcę więc być takim samym źródłem energii dla tych, z którymi pracuję. Obecność drugiej osoby sprawia, że jestem bardziej zmobilizowana, otwarta i dostępna, a dzięki praktykom siostrzeństwa czuję tę obecność przez cały czas. Niezależnie od tego, gdzie i z kim jestem.

A skąd czerpiesz inspiracje Poznając w czasie edukacji tanecznej i na początku drogi w zawodzie tak wiele różnych kultur, łatwo jest się chyba zagubić w tym, co daną osobę interesuje i w jakim kierunku chce się podążać.

 

Jestem bardzo czuła na muzykę i staram się z niej czerpać. Jakości muzyczne wpływają na moje jakości ruchowe i nieustannie podczas warsztatów, które prowadzę, eksploruję tę relację. Z powodu wszystkich swoich podróży jestem na bieżąco z różnymi, czasem odległymi od siebie, technikami tańca. Raz czuję, że chcę poruszać się jak piękne tancerki Bollywood, a innym razem włączam sobie tutorial waackingu [styl tańca z lat 70., wywodzący się z klubów LGBT w Los Angeles przyp. M.P.] i sprawdzam, jak moje ciało się w tym odnajduje. Wychodzę z założenia, że jeżeli definiuję się jako tancerka współczesna, to chcę odkrywać sama dla siebie techniki, żeby wzbudzać w sobie fascynację tańcem i zwiększać zakres swoich umiejętności. Praca z ciałem w ogóle jest dla mnie inspirująca. Staram się czerpać z tego, co moje ciało w danym momencie mi podpowiada, czego potrzebuje, i spełniać te zachcianki.

A co podpowiada Ci ciało na najbliższy czas

Ciało podpowiada mi, żeby tańczyć wszędzie, gdzie to możliwe. Wyrażać przez to siebie i ważne dla mnie tematy. Po miesiącu spędzonym w Anglii wracam z powrotem do Polski, gdzie chciałabym pracować, tworzyć i czuję, że pierwszy raz naprawdę chcę być w jednym miejscu. Ciało chce mieć swoją bazę i budować coś wokół niej. Przynajmniej na tę chwilę

Copyright taniecPOLSKA.pl (miniaturka)

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close