Kolejny raz Robert Bondara potwierdził, że jest świetnym opowiadaczem historii. Kolejny raz w starym motywie, mocno już wyeksploatowanym, dostrzegł problem aktualny także dzisiaj. Biorąc na warsztat choreograficzny postać molierowskiego Don Juana, choreograf próbuje w nim zobaczyć nie tyle uwodziciela, ile człowieka uzależnionego od seksu, a może nawet cierpiącego na kompulsywne zachowania seksualne. Bondara swobodnie posługuje się komedią Moliera, miesza wątki, wprowadza postacie i sytuacje zaczerpnięte z libretta Lorenzo da Ponte, przestawiając sceny i przepisują biografie bohaterów. Historia Don Juana, którą opowiada na nowo i po swojemu, jest szalenie interesująca i wydaje się niemalże idealnym dowodem, że molierowski bohater cierpiał na hiperseksualność. Ale czy ruchem i tańcem można odpowiedzieć na pytania psychologów?
Kolejny raz Robert Bondara potwierdził, że jest świetnym opowiadaczem historii. Kolejny raz w starym motywie, mocno już wyeksploatowanym, dostrzegł problem aktualny także dzisiaj[1]. Biorąc na warsztat choreograficzny postać molierowskiego Don Juana, choreograf próbuje w nim zobaczyć nie tyle uwodziciela, ile człowieka uzależnionego od seksu, a może nawet cierpiącego na kompulsywne zachowania seksualne.
Bondara swobodnie posługuje się komedią Moliera, miesza wątki, wprowadza postacie i sytuacje zaczerpnięte z libretta Lorenzo da Ponte, przestawiając sceny i przepisują biografie bohaterów. Przeplata plan realny z retrospekcją, ponieważ interesuje go znalezienie odpowiedzi na pytanie, dlaczego Don Juan uwodził, wchodząc w relacje z różnymi kobietami równocześnie? Choreograf nie ukrywa, że kluczem do znalezienia odpowiedzi na te pytania mogą być badania prof. Mateusza Goli na temat hiperseksualności i kompulsywnych zachowań seksualnych. Historia Don Juana, którą opowiada na nowo i po swojemu, jest szalenie interesująca i wydaje się niemalże idealnym dowodem, że molierowski bohater cierpiał na hiperseksualność. Ale czy ruchem i tańcem można odpowiedzieć na pytania psychologów?
Poznański Don Juan pojawia się na scenie i siada nad kanałem orkiestry. Nad nim ekran, z którego on – jako dziecko – patrzy na świat. Potem oglądamy obrazy wideo (niestety, może interesujące na ekranie laptopa, ale nie z perspektywy jedenastego rzędu w teatrze, o balkonie nie wspomnę), prawdopodobnie przedstawiające dziecko, które obserwuje relacje łączące rodziców. Następnie, jak w kalejdoskopie, niczym stop-klatki, obserwujemy kolejne podboje Don Juana: romans z Anną i niewyjaśniona śmierć jej ojca – Komandora; romans z Elwirą, w obronie której wystąpią jej bracia, a także miłosne przygody z Karolką i Małgośką. Opowieści o podbojach Don Juana są klarowne i czytelne, a układy choreograficzne wyrafinowane. Każdy duet jawi się jako małe arcydzieło, każdy jest inny, związany bardziej z charakterem ofiary niźli Don Juanem. Jednocześnie wszystkie łączy rozpoznawany charakter „pisma” ruchowego Bondary – wysokie podnoszenia, obroty partnerką w szpagacie nisko nad podłogą, plastyczna praca korpusów połączona z nagłymi wyrzutami nóg, wymyślna praca rąk). Sceny romansowe Don Juana z Anna i Elwirą rozdziela pojawienie się Ludwika, ojca tytułowego bohatera, który, by ratować syna posądzonego o przyczynienie się do śmierci Komandora, wykorzystuje swoja pozycję w środowisku i układy towarzyskie. Ta okoliczność to druga sugestia choreografa, że w relacjach syn – ojciec coś jest nie tak. Są one oparte nie tyle na miłości, ile na zależności finansowo-towarzyskiej. W drugiej części spektaklu ojciec jeszcze raz wkroczy w życie syna, kiedy odwiedzi go w jego garsonierze – siedlisku rozpusty. W scenie tej widać już wyraźnie, że relacja ojca z synem jest pozbawiona więzi emocjonalnej. Układ i konwenans zastępują prawdziwe uczucia. Ale czy to wystarczy, by wytłumaczyć kompulsywne zachowania seksualne Don Juana?
Oglądając w roli Don Juana Mateusza Sieranta, oczyma wyobraźni widziałem bohaterów reportaży prasowych, młodych mężczyzn, którym nie zależy na budowaniu stabilnych relacji z kobietami; którzy zadowalają się przygodnymi kontaktami bez zobowiązań; dla których seks jest równy takiemu samemu zabiegowi higienicznemu, jak mycie zębów… A jeśli w danym momencie zabraknie partnerki na jedną noc, zawsze pozostaje bezproblemowy dostęp do pornografii i używki. Na pewno Don Juan w interpretacji Mateusza Sieranta przypomina kogoś takiego; jest pewny siebie, ma świadomość, że podoba się kobietom, co więcej , że może mieć każdą. Dowodem są różne typy kobiecości sportretowane w spektaklu: wrażliwa i posłuszna Anna (Silvia Simeone), zagubiona, a zarazem namiętna Elwira (Saeka Shirai), prowokacyjna Małgośka (Marika Kucza) czy naiwna trzpiotka Karolka (Diana Cristescu). Wszystkie traktuje instrumentalnie i z dystansem, nie wchodząc w głębsze relacje, ale czy to jest hipsereksualność – jak chce tego prof. Gola a za nim choreograf, czy tylko uwodzicielstwo zwane do niedawna donżuanizmem? A zatem rodzaj pozerstwa, dowartościowania ego? W drugim akcie przez moment wydaje się, że dociera do Don Juana problem, z którym się mierzy każdego dnia i każdej nocy. Staje w obronie jednego z braci Elwiry. Na ułamek sekundy dopadają go wyrzuty sumienia, kiedy po raz kolejny spotyka Annę w pobliżu domu Komandora. W narkotycznym ciągu wracają kochanki, on jednak nie potrafi już realnie ocenić rzeczywistości.
Bondara brawurowo opowiedział swoją wersję Don Juana, przenosząc ją z czasów Moliera do współczesności, w czym znacząco pomogli mu: Julia Skrzynecka poprzez minimalistyczną i niezwykle wymowną symbolicznie scenografię, oraz Maciej Igielski, oświetlający tajemniczo scenę. W tej dość mrocznej historii wielu dostrzeże w Don Juanie swoich bliższych lub dalszych znajomych, a może nawet siebie. Bondara jest zbyt wytrawnym reżyserem, by jego opowieść miała jednowymiarowy charakter. Mrok tej historii rozświetlają sceny zbiorowe, zwłaszcza ta na plaży, która mogłaby się kojarzyć z innym baletem Bondary – Świtezianką. O klasie choreografa świadczy fakt, że tylko miejsce akcji jest w obu przypadkach takie samo, ale już układ choreograficzny zupełnie inny. Jasne promienie w życie Don Juana wprowadza – jak u Moliera – Sganarel (Jakub Starzycki). Szkoda tylko, że zbyt często posługuje się on dość skonwencjonalizowanymi środkami pantomimicznymi, których pozostali wykonawcy raczej unikają.
Wielkie brawa należą się nie tylko solistom, którzy dysponując ruchem i środkami aktorskimi, stworzyli pogłębione psychologiczne postaci, ale także tancerzom zespołowym. Odnowiony po kilku sezonach zespół baletowy Teatru Wielkiego w Poznaniu odzyskał blask.
Opowieść Bondary ma charakter kameralny i intymny, dominują w niej duety. Służy im oryginalna muzyka do baletu Don Juan Christopha Willibalda Glucka, do której choreograf dodał kilka fragmentów z różnych kompozycji Johanna Sebastiana Bacha i Alessandra Marcellego. Muzykę z czasów Moliera przełamał fragmentami Concerto Grosso nr 1 Alfreda Schnittkego, tworząc tym samym oryginalną historię muzyczną, zawieszoną między przeszłością a teraźniejszością, która konweniuje z warstwą fabularną.
Don Juan
choreografia i reżyseria: Robert Bondara
muzyka: Christopher Willibald Gluck, Johann Sebastian Bach, Alessandro Marcello, Alfred Schnittke
kierownictwo muzyczne: Katarzyna Tomala-Jedynak
scenografia i kostiumy: Julia Skrzynecka
reżyseria Świateł: Maciej Igielski
projekcje wideo: Karolina fender Noińska
premiera: 21 lutego 2020 w Teatrze Wielkim w Poznaniu
[1] W moniuszkowskim balecie Na kwaterze (Opera na Zamku w Szczecinie, premiera 18 maja 2019) dostrzegł temat stresu pourazowego, na który być może cierpiał jeden z bohaterów. Z błahej komedyjki powstał spektakl dotykający problemu żołnierzy wracających z misji wojskowych. Wcześniej Bondara na nowo odczytał każe Świteziankę Eugeniusza Morawskiego (Teatr Wielki Opera Narodowa w Warszawie, premiera 10 listopada 2017). Jego współczesna interpretacja jest bliższa mickiewiczowskiej balladzie, niż pierwowzór kompozytora.
Wydawca
taniecPOLSKA.pl