Jak powstał pomysł na projekt Szczeliny. Kobiety w sztukach performatywnych?

Do jego stworzenia zaprosił mnie Jarosław Fret, dyrektor Instytutu Grotowskiego we Wrocławiu. Miałam za zadanie „przywołać” kobiety związane ze sztuką, które kreują nowy język przekazu, które w bezkompromisowy, odważny i w ciekawy sposób opowiadają o świecie, w jakim żyją i jaki chcą odkrywać. Robią to oczywiście poprzez swoją wrażliwość, za pomocą ruchu, ciała, głosu, obiektów, muzyki – myślę, że dyscypliny i środki można by tu wymieniać bez końca. Na początku z Jarosławem Fretem nazywaliśmy to „cyklem” albo „projektem”. Okazało się że cykl to dobre słowo, bo kojarzy się z przyrodą, rytmem, odradzaniem, mamy cykl życia czy pór roku, ale też cykl menstruacyjny. W czasie, kiedy obmyślałam koncepcję programową, czytałam akurat Szczeliny istnienia Jolanty Brach-Czainy, polecił mi je właśnie Jarosław, i to ta książka doprowadziła mnie do nadania projektowi tytułu Szczeliny. Chodzi o coś, co zaczyna się od jednego punktu, drobnego pęknięcia, które następnie rozchodzi się w różnych kierunkach. W mojej głowie to tryskająca energią, której nikt i nic nie jest już w stanie zatrzymać. Ważne jest również, aby tę „energie” i „pęknięcie” chronić, utrzymywać i przenosić, a jednocześnie dzielić się nią, nie gubiąc przy tym żadnej kropli.

Wersja do druku

Udostępnij

Czy to było twoje pierwsze spotkanie z pracami Jolanty Brach-Czainy?

Tak, nigdy wcześniej nie miałam okazji sięgać po teksty tej autorki. Szczeliny istnienia przeczytałam bardzo szybko, chyba w nieco ponad dzień. Były dla mnie fascynujące, bo w jakiś niezwykły sposób zgadzały się z tym, co myślę, co czuję i jak czuję… Z tym, jak postrzegam kobiecość, świat, rzeczywistość i przede wszystkim miłość. Po lekturze tej książki nie wyobrażałam sobie innej nazwy dla tego projektu. Miałam też refleksję, że piękne i prawdziwe zdarzenia, sytuacje, ludzie oraz niewygodne emocje, trudne stany, przychodzą do nas, kiedy jesteśmy na nie w jakimś sensie gotowi.

Co w Szczelinach istnienia zrobiło na tobie tak silne wrażenie?

To, w jaki sposób autorka opisuje relację z drugim człowiekiem. O miłości, bo właściwie ta relacja do niej się sprowadza. Brach-Czaina pisze o kochaniu świata, natury, mężczyzny, dziecka, siebie, człowieka. Gdy czytałam tę książkę, miałam poczucie, że doświadczam niesamowitej podróży, która jest dla mnie ważna z wielu powodów. Pojawiły się we mnie pytania o to, kim jestem? Kim dla mnie jest drugi człowiek? Jaki rodzaj relacji może się zrodzić między ludźmi? Co znaczy „otworzyć się”? A idąc dalej: czy z natury jesteśmy tak samo źli i dobrzy? Czy świat, w którym żyjemy, naznaczony jest już na stałe okrucieństwem? Dla mnie są to fundamentalne pytania. Myślę, że artystkom i artystom zaproszonym do Szczelin są one również bliskie.

Każde wydarzenie – spektakl, pokaz filmu, wystawę fotografii – które będzie się odbywało w ramach projektu, postrzegasz jako taką odrębną szczelinę?

Myślę, że tak. Chociaż wgłębiając się w prace zaproszonych performerek, aktorek, tancerek, fotografek, reżyserek, widzę, że w jakiś tajemniczy sposób ich/nasze ścieżki artystyczne nakładają się na siebie, przenikają się wzajemnie i łączą się ze sobą. Wtedy okazuje się że podobnie postrzegamy rzeczywistość. W grudniu odbędzie się pokaz filmu dokumentalnego Body of Truth w reżyserii Evelyn Schels, który opowiada o czterech twórczyniach: Marinie Abramović, Sigalit Landau, Shirin Neshat i Katharinie Sieverding. Każda z nich tworzy w innym medium, ale łączy je praca oparta na intymności, gdzie środkiem staje się ciało: kruche, niewinne, silne, otwarte, ale też ciało jako pole walki. W filmie mamy wgląd w proces twórczy tych artystek. Czytam to wszystko jak wyznanie, jest tam też miejsce na miłość, odwagę, bezkompromisowość, co sprawia, że czuję, iż mam do czynienia z wielkim dziełem. To zasługa samych artystek i oczywiście reżyserki filmu. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie Sigalit Landau, czuję silną więź z jej podejściem do pracy, wyrażaniem siebie w świecie. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam ten dokument, wstrząsnęła mną jej wrażliwość. Gdy go oglądałam, płakałam, moje ciało drżało. Zaraz po seansie nie byłam w stanie mówić, wyrazić, co czuję. Ten film trzeba zobaczyć.

Czym kierowałaś się, wybierając artystki, które pokażą swoje prace w ramach Szczelin?

Nie miałam jasno sprecyzowanego klucza. Kiedy Jarek Fret zaproponował mi przygotowanie tego projektu, w pierwszej chwili poczułam się onieśmielona zadaniem, bo jest przecież tyle znakomitych artystek, które warto byłoby zaprosić. Pracując w moim macierzystym Teatrze A Part, miałam przyjemność uczestniczyć w wielu festiwalach w Polsce i za granicą, dzięki czemu poznałam wspaniałych artystów i artystki. Od 2007 roku współtworzę również program Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Performatywnych A Part w Katowicach. Teraz, kiedy nadarzyła się taka okazja, postanowiłam zaprosić poznane przez lata osoby do Wrocławia. Nazywam je „poruszycielkami serca” i „wojowniczkami piękna”. Zaprosiłam też mężczyzn, którzy pracują z kobietami. W listopadzie pokażemy na przykład spektakl I Come to You River: Ophelia Fractured wyreżyserowany przez Przemka Błaszczaka, w następnych edycjach zaprezentujemy spektakl w reżyserii Marcina Hericha pod tytułem Cztery, zrealizowany we współpracy z Teatrem Amareya, w programie mamy również Jarosława Freta z seansem teatralnym Szeol, a w performansach występują na żywo muzycy-mężczyźni.

Czy nie boisz się, że ujmujesz kobiecość trochę nazbyt esencjalnie?

Czuję, że jestem otwarta na działanie czegoś, co jest „tu i teraz”: poszukuję, otwieram i zaglądam, wyciągam, badam, poszerzam – w tym widzę sens swojej pracy. Czuje się w tym działaniu trochę jak „wilczyca”, las, w którym mieszkam, jest niezwykły, porywający, tajemniczy, każda ścieżka zawsze do czegoś mnie doprowadzi. Czy jest nazbyt esencjalna? To mój świat, moja kobiecość i to się dla mnie liczy.

Co w takim razie twoim zdaniem oznacza „kobiecość”?

Nie da się tego ująć w jednym zdaniu… ale może tak: to miłość i dar. Kobiecość jest tajemnicą, czymś kruchym i silnym jednocześnie.

Na ile Szczeliny, jak sama mówisz, projekt o kobietach tworzony przez kobiety, nabiera nowych znaczeń w obecnej sytuacji politycznej? Czy trwające właśnie protesty związane z funkcjonującym prawem aborcyjnym tworzą dla nich nowe konteksty?

Nie bardzo chcę wchodzić w politykę, bo nie zajmuję się polityką tylko sztuką, ale w jakimś sensie tak. Mogę odpowiedzieć na przykładzie mojego performansu Okruchy, który będzie pokazywany w listopadzie. W zeszłym roku udało mi się wygospodarować wolny wieczór, żeby pójść na protest przeciwko zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej. Bardzo chciałam w nim uczestniczyć, to było dla mnie ważne, a jednak kiedy znalazłam się w tłumie ludzi, odkryłam, że czuję się sparaliżowana. Wściekła energia protestu sprawiła, że nie byłam w stanie skandować haseł, z których przekazem zgadzałam się całym sercem. W pełni utożsamiałam się z protestem, a jednocześnie moje ciało i emocje stawiały opór. Wiedziałam skąd się to bierze – gniew mnie paraliżuje i zamyka mi usta. Jako społeczeństwo zostaliśmy doprowadzeni do punktu, w którym tylko z taką „otwartą pięścią” możemy przemawiać na ulicach. Wiedziałam, że chcę coś zrobić z tym moim osobistym przeżyciem, że powinnam umieścić je w swojej intymnej wypowiedzi i wtedy powołałam do życia Okruchy jako performans/instalację. Inne artystki, które będą pokazywać swoje prace, też są wrażliwe na to, co się wokół nas dzieje. Te czarne parasolki to przecież kolejny etap w historii walki toczonej przez kobiety. Przez długi czas nie miałyśmy prawa głosu, mam tu na myśli jego szerokie rozumienie jako możliwości ekspresji w swojej pracy, ale też jako praw wyborczych, których w wielu krajach bardzo długo nam odmawiano. Myślę w tym wszystkim również o przyszłości mojej córki, która dziś ma prawie dziewięć lat i chciałabym, aby mogła decydować o sobie i swoim ciele, aby żyła w wolnym kraju.

Spektakl Okruchy, o którym teraz opowiadasz, ma swoje dopełnienie w postaci wystawy fotografii Artura Turka zatytułowanej Okruchy życia cd., którą także będzie można zobaczyć we Wrocławiu.

Artura poznałam, kiedy fotografował mój monodram W zawieszeniu w reżyserii Artiego Grabowskiego. Zbliżyła nas do siebie podobna wrażliwość, zwyczajne bycie w świecie. Nasza wspólna praca jest więc od tamtego czasu kontynuowana. Artur fotografował również mój monodram V, który był prezentowany między innymi w areszcie w Katowicach dla osadzonych tam kobiet. Jedna z nich po spektaklu zapytała mnie: czy to, co pokazuję w przedstawieniu, te rekwizyty, ten cały świat, „to takie okruchy życia?”– te słowa bardzo głęboko we mnie zostały. W Okruchach łączą się więc dwa światy: więzienie i protesty, co ubrałam w sentencję „Wolność, wybór”. Pomyślałam że fotografie Artura z solo V będą stanowiły dobre dopełnienie Okruchów.

W styczniu w ramach Szczelin zostanie pokazana inna wystawa fotografii. Chodzi o zdjęcia autorstwa Joanny Nowickiej.

Joanna, którą znam od wielu lat, przywiezie do Wrocławia Cząstki – wystawę, której tematem są między innymi emocje. Zdjęcia Asi pochodzą z różnych moich autorskich projektów teatralnych oraz tych, które realizowałam z Marcinem Herichem, dyrektorem i reżyserem Teatru A Part w Katowicach. Punktem wyjścia dla Joanny w Cząstkach stały się uczucia: lęk, złość, nienawiść, gniew, pożądanie, rozkosz, ale kiedy zaczęłyśmy rozmawiać o naturze człowieka, szybko przyszły nam do głowy inne skojarzenia – dobro, ciepło, radość i miłość. Wystawa była już prezentowana w Katowicach, ale we Wrocławiu zostanie poszerzona o dodatkowe zdjęcia, które niedawno zrobiłyśmy w leśnej bazie Instytutu Grotowskiego w Brzezince.

Joanna Nowicka pracuje z fotografią analogową. Czy to tradycyjne medium też miało dla ciebie znaczenie, kiedy decydowałaś o włączeniu Cząstek do programu Szczelin?

Tak, bo fascynuje mnie, że przy obecnej łatwości, z jaką można zrobić zdjęcia, Joanna konsekwentnie wybiera sposób, który jest tak skomplikowany i nieoczywisty. W fotografii analogowej dysponuje się mniejszą liczbą ujęć, nie można wykasować zdjęcia i zastąpić go następnym, nie można też na bieżąco podglądać efektów swojej pracy. Interesuje mnie wysiłek, który Nowicka musi włożyć w zrobienie każdej fotografii, zaufanie do siebie i tej osoby po drugiej stronie. Fascynuje mnie też precyzja, jakiej wymaga jej praca i to, że Joanna tworzy zdjęcia z miłości, a w drugim człowieku szuka piękna i tajemnicy.

W grudniu w ramach Szczelin odbędzie się natomiast premiera twojego spektaklu Szeol. O czym będzie opowiadało to przedstawienie?

Opowiem niewiele, bo nie chciałabym zbyt dużo zdradzić przed premierą. Do współpracy zaprosiłam Jarosława Freta i trębacza Marcina Markiewicza. Ten seans teatralny początkowo nosił tytuł Wenus. Pomysł zrodził się w czasie pandemii, po tym, jak zrozumiałam, że lockdown to dobry czas, żeby tworzyć. Wenus przechodziła przez różne szczeliny, aż stała się Szeolem, z hebrajskiego to „miejsce zakryte”. To słowo jest dla mnie ważne, ponieważ w spektaklu mam wielką potrzebę odkrycia czegoś szczelnie zamkniętego, zmierzenia się z czymś ważnym, zakrytym także w moim życiu osobistym. Myślę, że urodziłam się po to, aby „dawać”, „odkrywać” i to też będzie mieć znaczenie w przedstawieniu.

Do ważnych tematów podejmowanych podczas Szczelin należą niepełnosprawność i choroba. Dlaczego?

To wynikało z mojego myślenia o roli artysty, artystki. Artysta_tka nie może zapominać o cierpieniu, chorobie. Dla niektórych kobiet zaproszonych do projektu doświadczenie choroby czy innego rodzaju cierpienia było ważnym momentem w pracy twórczej. Rozpacz może stać się powodem, żeby tworzyć, żeby wyraźnie mówić o tym, o czym ludzie chcą zapomnieć. O niepełnosprawności mówimy natomiast, żeby upomnieć się o społeczną równość, której nie ma. Mówimy głośno o chorobie, cierpieniu również po to, aby to zrozumieć, oswoić, wysłuchać tych, którzy pozostają „w zawieszeniu” i jednocześnie uśmierzyć ból. Przywołujemy to, o czym często zapominamy, czyli empatię.

Szczeliny, które rozpoczynają się w listopadzie, będą odbywały się aż do kwietnia 2022 roku, ale na razie opublikowany został tylko program na najbliższy miesiąc. Czy masz zaplanowany cały program, czy zostawiłaś sobie trochę miejsca do zapełnienia wydarzeniami, które dopiero powstaną albo które odkryjesz w tym czasie?

Program jest zaplanowany w osiemdziesięciu albo nawet dziewięćdziesięciu procentach, ale zostawiłam trochę przestrzeni, którą będę mogła jeszcze szczelnie wypełnić. Cały czas przychodzą do mnie pomysły. Zdarzają się takie cudowne przypadki, kiedy ktoś podsyła mi nazwisko jakiejś artystki z pytaniem, czy ją znam – zaczynam się tej osobie przyglądać i okazuje się, że bardzo chcę ją poznać „głębiej”. Myślę, że gdyby Szczeliny były na tym etapie domknięte, to nie miałyby sensu. Nie chciałabym też czuć, że nie mam już nic do zrobienia, więc lepiej, że są w procesie. Możliwość pracy nad tym projektem uważam za dar i jestem za niego bardzo wdzięczna.

Czy możesz zdradzić, co pojawi się w programie w kolejnych miesiącach? Może są projekty, na które szczególnie się cieszysz?

Cieszę się, że pojawią się projekcje filmów. Mówiłam już o Body of Truth, który zrobił na mnie ogromne wrażenie, ale mamy także w planach pokaz dokumentu o hiszpańskiej artystce Angélice Liddell. Bardzo chciałabym, żeby Liddell pojawiła się też osobiście na Szczelinach, ale ze względów pandemicznych zapraszanie spektakli zagranicznych jest na razie utrudnione, dlatego skupiamy się na polskich projektach. Wiemy też, że jeśli sytuacja epidemiologiczna się zmieni, nie będziemy grać spektakli on-line. Dla nas liczy się kontakt z widzem na żywo i jeśli to okaże się konieczne, będziemy na niego czekać.

W programie na najbliższe miesiące jest też projekt site-specific Marcina Hericha zatytułowany Alicja w krainie czarów, który będzie wydarzeniem dla jednego widza. Nie chcę mówić zbyt wiele, więc dodam tylko, że każdy z oglądających odbywa samotną podróż przez uniwersum przedstawienia. Spektakl pod względem struktury nawiązuje do twórczości kolumbijskiego reżysera Enrique’a Vargasa, założyciela Teatro de los Sentidos.

Zaprosiłam także Weronikę Fibich, bardzo ciekawą artystkę związaną ze szczecińskim Ośrodkiem Teatralnym Kana, która działa w nurcie społecznym. Podejmuje między innymi tematy wykluczenia i poszukiwania tożsamości. Interdyscyplinarny performans Dwa pokoje, który zaprezentuje podczas Szczelin, jest inspirowany twórczością Jolanty Brach-Czainy. To właśnie jeden z tych niesamowitych zbiegów okoliczności, kiedy nagle okazuje się, że z inną artystką mamy te same źródła inspiracji, które znajdowałyśmy zupełnie niezależnie od siebie.

Mogę też zdradzić, że Szczeliny nie zakończą się w kwietniu 2022, tylko przekształcą w coś trwalszego. Takie możliwości stwarza fakt, że projekt jest realizowany dzięki objęciu przez Wrocław tytułu Światowej Stolicy Sztuk Performatywnych 2022/2023 przyznawanej przez ITI/UNESCO, a także w ramach programu Koalicja Miast. Zapraszam i do zobaczenia.

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

powiązane

Wydarzenia

Bibliografia

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close