Wersja do druku

Udostępnij

Wiosną tego roku w Warszawie odbyła się kolejna edycja Butohpolis Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Butoh. Wydarzenie to ponownie pokazało widzom szerokie spektrum świata butoh, jego interdyscyplinarność i transkulturowość: od kameralnych spektakli w wykonaniu artystów z Polski i zagranicy, poprzez wystawę fotografii, liczne performanse, projekcje on-line, czy instalację, po butoh-jam i flash mob. Mimo trwającej pandemii polskie środowisko butoh po raz kolejny mogło zabrać głos w ogólnoświatowej dyskusji na temat rozwoju tej sztuki, odchodzącej coraz częściej od swoich japońskich korzeni i ewoluującej pod wpływem tradycji kulturowych innych krajów. Podobnie jak w latach ubiegłych swoje prace zaprezentowali artyści japońscy tworzący poza krajem swojego pochodzenia Yumi Umiumare z Australii i Rui Ishihara z Polski. Mimo odmiennych form artystycznych widz mógł w nich odnaleźć odwołania do tradycyjnej estetyki japońskiej, co samo w sobie było ciekawym dialogiem nie tylko kultur, ale i pokoleń.

Yumi Umiumare robi butoh teraz, a Rui Ishihara widzi twarze dzieci

Performance FuDo robię butoh teraz dostępny był on-line w formie nagrania jednego z występów Yumi Umiumare podczas festiwalu ButohOUT w Melbourne w 2018 roku. To artystka, która lubi prowokować. Zaczyna więc z dużą energią i wbiegłszy, a nawet wskoczywszy na scenę, przybiera pozę szykującego się do odparcia ataku mistrza sztuk walki. W sportowej turkusowej bluzie z kapturem, białych adidasach i ciemnych okularach nie przypomina w niczym tancerki butoh, jakie znamy ze zdjęć i filmów. Wzbudza śmiech publiczności, zapowiadając głośno: Im going to do butoh now. Dance of darkness.[1] Na razie jednak próżno szukać na scenie mrocznego tańca. Zamiast tego artystka rozwiązuje zielony tobołek, z którym się pojawiła. Długa, miękka tkanina ląduje na podłodze. Nagle Yumi spina rytmicznie wszystkie mięśnie, trenuje oddech, przechodząc z jednego końca sali w drugi, jakby robiła jakieś tajemnicze serie ćwiczeń. Potem znów przybiera pozę wojowniczki, ale tym razem bawi się odbijającym się od ścian dźwiękiem własnego kląskania. Jej ruchy zmieniają się na bardziej płynne, a kląskanie przypomina dźwięk odbijającej się piłeczki pingpongowej. Po chwili wszystko zaczyna się od początku, zastanawiam się więc, kiedy zobaczę ów mroczny taniec butoh. Wtedy tancerka zdejmuje z głowy kaptur i skacze na niewidocznej skakance. W tle słychać piskliwe świszczące dźwięki przypominające natarczywe brzęczenie złośliwych owadów. Yumi staje na zielonej tkaninie i posuwistymi ruchami, nie zdejmując z niej stóp, przemieszcza się  wzdłuż sceny, podczas gdy reszta jej ciała pracuje rytmicznie, co  przynosi wrażenie ruchów poklatkowych. Tę grę z tkaniną będzie kontynuować również bez butów. Po drodze zresztą gubi i zbiera przypadkowo spadające elementy stroju: chusteczkę higieniczną czy okulary. Jest w tym naturalna, nie udaje, nie dzieli przestrzeni na scenę i widownię, nie buduje strefy ja-artystka vs. ty-widz. Performuje swobodnie: szarpie tkaninę, robi dziwne miny, smaruje grubo nogi i twarz wyjętym ze zwykłej foliowej siatki kremem; krem jest tłusty i wchodzi we włosy, tancerka kładzie papierową chusteczkę na twarz. Wygląda jak w białej upiornej masce. To czytelne nawiązanie do bielonych twarzy artystów butoh. Jej ruchy są rytmiczne i płynne na przemian. Taniec  artystki przypomina tajemniczą walkę z wiatrem lub czymś niewidzialnym, a papierowa maska powoli rozpada się. Sceniczny świat ulega dekompozycji. Performerka cierpi, z trudem łapie oddech, zdejmuje bluzę. Nagle chwyta w zęby czerwoną szarfę, a biodra owija zieloną tkaniną. W tle słychać dźwięki shamisenu. Przez moment Yumi przypomina odzianą w kimono tancerkę. Artystka przewraca oczami, pokazuje język i zęby; śpiewa coś, jęczy, zawodzi. Powoli pozbywa się dziwnego stroju i resztek maski. Z powrotem zakłada bluzę i spokojnie podśpiewuje. Performans się kończy. Yumi Umiumare to artystka w pełni świadoma swojej kreacji. Fu to po japońsku wiatr, Do ziemia. Tancerka zderza ze sobą żywioły tak jak skostniałe tradycje i kulturowy kanon zderzają się z współczesnością; jak szalony performans zderza się z wyobrażeniami o tym, czym jest stylistyka i forma butoh, tworząc nową formę. Podobnie i my, nosząc w sobie bagaż naszych przodków i przeszłości, tworzymy siebie samych na nowo. Świat zewnętrzny i wewnętrzny podlegają nieustannej transformacji.

 

Przemianom ulega również sceniczny świat Ruiego Ishihary, który powstaje z mroku. W absolutnej ciemności słychać tylko lekki oddech, dochodzący z daleka. W zasadzie to bardziej czuć obecność artysty jest gdzieś tam, gdzie niezwykle powoli pojawia się nikłe światło reflektorów. Razem z nim na scenie majaczy w oddali sylwetka leżącego mężczyzny. Słychać dźwięk dzwoneczka, światło staje się odrobinę silniejsze i widać, jak tancerz powoli pełznie ku widowni. Ciemny kostium ginie w półmroku, ale w świetle co i raz pojawiają się nagie stopy, twarz, dłonie Artysta zbliża się do publiczności, nie ucieka przed kontaktem wzrokowym, wstaje. Jego ruchy są płynne i miękkie, zmieniając się wraz z charakterem tworzonej na żywo muzyki nuty Wschodu i Zachodu, dźwięki dzwonków, fletu, bębenków, akordeonu mieszają się i zaskakują. Artysta improwizuje. W jego tańcu czuć inspirację Hijikaty i innych twórców butoh. Każdy ruch zdaje się precyzyjny i znaczący, każdy jest częścią historii, którą niesie w sobie tancerz. Ishihara wspaniale operuje światłocieniem, jego sylwetka tworzy harmonijną całość z otaczającą go przestrzenią i pustką. To niemal hipnotyzujące doświadczenie obcowania sam na sam z tancerzem. Czas zwalnia.  Na koniec performer jeszcze bardziej zacieśnia swoją relacje z widzem, opowiadając swoją historię. Czy ma ona tłumaczyć, o czym był performans, czy jest zaledwie pretekstem do własnych wewnętrznych poszukiwań Kiedyś spojrzałem w lustro i odniosłem wrażenie, że obraz mojej twarzy z przeszłości przysłonił jej współczesne odbicie. Odtąd zacząłem się tym trochę bawić. mówi. Opisuje, jak przygląda się przypadkowym przechodniom, próbując wyobrazić sobie, jak wyglądali w dzieciństwie i jak się zachowywali, jakimi ludźmi byli, zanim stali się dorośli. Robi to tak często i tak długo, że obrazy z dzieciństwa pojawiają w jego wyobraźni się coraz łatwiej, niemal automatycznie. To jak podróż w czasie, ale i próba zajrzenia w głąb samych siebie, próba zarejestrowania procesu transformacji przepoczwarzania się z larwy w motyla. To również próba odnalezienia duchowego DNA, które tkwi niezmienne w każdym z nas, stanowiąc nasz wewnętrzny niewidzialny szkielet.

Nowe butoh i pogranicza sztuk performatywnych zderzania ciąg dalszy

Odejście od stylu, który znamy ze spektakli wczesnych twórców butoh i poszukiwanie nowoczesnych czy też nowych środków wyrazu zaowocowało pracami takich artystów jak Agata Sokół, Thomas Alfred Bradley czy duetu VestAndPage.

W performansie In-Be-Twin butoh staje się dla Agaty Sokół jedynie punktem wyjścia dla artystycznych eksploracji. Tancerka zaprasza widzów w plener. Pod rozłożystym drzewem siedzi biały szmaciany pies. Na gałęziach, poruszane lekkimi powiewami wiatru, szmaciane lale-wisielce tańczą jak potępione dusze marionetek. Ich białe, koronkowe ciałka zdają się być z tej samej tkaniny co kostium performerki równie nierzeczywistej, niedookreślonej, z koronkową maską zasłaniającą twarz i głowę. Sokół wygląda jak jedna z lal, która urwała się z gałęzi i ożyła w jakiś upiornie magiczny sposób. Jej taniec utrzymany jest blisko ziemi, drzewa; przypomina drobiazgowe badanie, próbę wniknięcia w pień, pokrywającą go korę i bluszcz, ziemię pod stopami, posmakowania jej, powąchania, zjednoczenia z otoczeniem. Ruchy tancerki są dynamiczne, pełne napięcia, intensywne, tak jakby chciała wyjść poza ograniczający ją kostium. W kolejnych etapach performansu pozbywa się go zresztą po to, by naga całą sobą dotknąć ziemi, natrzeć się nią, ubrać w nią, stopić w jedno i zgubić siebie swoje ja. Bo czym ono właściwie jest w konfrontacji ze wszystkim, co nas otacza I czy w ogóle istnieje Może jesteśmy tylko motanymi wiatrem szmacianymi lalkami, z których oczu wyziera pustka Czy nasze działania to przejaw wyższej świadomości, czy zwyczajnie na nic nie mamy wpływu Performans Sokół nie daje żadnych prostych odpowiedzi, pozostawia za to bardzo szerokie pole do niezliczonych interpretacji: od wątków ekologicznych po filozoficzne i artystyczne dociekania, co czyni go pracą ciekawą i niebanalną.

Jeszcze większą kopalnią tematów, skojarzeń i metafor są dwa filmy: homoDeathfuck Thomasa Alfreda Bradleya oraz Plantain VestAndPage, czyli Vereny Stenke i Andrei Paganesa. Oba obrazy są swego rodzaju dialogiem z rzeczywistością i filmowym rozważaniem oddającym problemy społeczne XXI wieku. W filmie Bradleya bardzo silny jest motyw poszukiwania własnej tożsamości oraz relacji ze światem i z innymi ludźmi. Artysta prowadzi filozoficzny dyskurs dość trudny w odbiorze dla którego tłem są działania performatywne w różnych przestrzeniach miejskich lub podmiejskich: na nabrzeżu, na tle magazynów, pod wiaduktami. Zdjęcia te przeplatają się z obrazami gór, lasów deszczowych, ślepych nowo narodzonych gryzoni kolejne klatki nachodzą na siebie, zmieniają kolory. Sam performer na filmowej kliszy ulega symbolicznej dekompozycji, a jego wypowiedzi mieszają się ze sobą, utrudniając odbiór i rozpraszając. Świat w obrazie Bradleya to miejsce niestabilne, rozpadające się, zależne od niezliczonej ilości zmiennych, nieprzewidywalne i chaotyczne. Człowiek zaś poszukuje w nim nieustannie swojego miejsca, próbując zdefiniować samego siebie w relacji do poszczególnych elementów rzeczywistości, a przede wszystkim do innych osób. Miłość, śmierć, egzystencja, Bóg czym są, jeśli są

Również świat w filmie Stenke i Paganesa to miejsce na pograniczu światów. Ulegający destrukcji, pożerany przez czas kawałek po kawałku. Czas nieubłagany, niemogący się zatrzymać, niszczący wszystko na swojej drodze: ludzkie ciała, przedmioty, rośliny, zwierzęta, a  nawet skały. Czas obraca wszystko w niebyt. Świat staje się więc jedynie wyblakłym wspomnieniem,  cieniem tego, co zabrał czas. To on nas zniewala, nie możemy go cofnąć, nie możemy nad nim zapanować, żyjemy obsesją przemijania i strachem przed nim. Pozostają nam jedynie marzenia i pragnienia iluzje pozwalające na egzystencję w czasie.

Nowe butoh to również pokazy plenerowe site-specific, inspirowane konkretnym miejscem, jak Jeziorko Czerniakowskie w performansie Sylwii Hanff i Marzeny Brzezińskiej (L)Śniące. Performans jest częścią artystycznego projektu Lemniskata, którego pierwszą część stanowi instalacja wideo dystopijna, oniryczna wizja świata, w której sen przeplata się z jawą, a duchy i mityczne postaci tworzą niekończący się dziwaczny korowód skojarzeń. To samo wrażenie można odnieść podczas performansu. Nagle na miejskiej plaży nad Jeziorkiem Czerniakowskim pojawiają się dwie kobiety. Jedna ma na sobie długą bordową suknię i czarną marynarkę. Idzie boso ku wodzie, ku kępie wysokich traw, pośród których gdzieniegdzie wyrosły kosmiczne srebrne kule. Siada, nieco ukryta za trzcinami, a przez poruszane wiatrem długie źdźbła widać jej nieruchomą głowę jelenia. Wygląda trochę jak mityczny Hern, duch lasu, który nagle z niewiadomych przyczyn pojawił się nad jeziorem. Druga kobieta również powoli zmierza ku wodzie. Ma białą jak śnieg twarz, długie włosy. Jest elegancka jaskrawe boa w kolorze indygo kontrastuje ze złotą suknią i pomarańczowo-różową tkaniną, którą niesie wraz z naręczem przybrzeżnych traw. Zgromadzeni na plaży widzowie zastanawiają się, kim są kapłanki, szamanki, wariatki W tle słychać piękne dźwięki koto, na którym przez cały pokaz, na żywo, gra Katarzyna Karpowicz. Performerki zdają się z początku nie zauważać publiczności. Każda z nich pochłonięta jest swoim tajemniczym rytuałem. Kobieta-jeleń staje się w pełni kobietą, zdejmując zwierzęcą maskę; tańczy, kreśląc grubymi kijami przypominającymi bambusowe  znaki na piasku, gryzie je, na czworakach porusza się wśród zgromadzonych widzów, zaczepia ich, nawiązuje kontakt i odchodzi. Druga tancerka pozostaje przez ten czas przy brzegu. Klęcząc, wykonuje ruchy przypominające przyzywanie wiatru, duchów, tego, co niewidzialne. Wiatr rozwiewa jej włosy, nadając choreografii liryczny charakter. W pewnym momencie artystki wchodzą do wody. Zanurzone prawie po ramiona, pląsają monotonnie jak dwie dziwaczne nimfy. Bawią się ruchem swoich ciał i ruchem wody, która pod wpływem wieczornego słońca skrzy się i rzuca refleksy na ich twarze. Tańczą solo i w parze po to, aby na koniec zastygnąć w bezruchu, jakby poza czasem, poza falującą wokół taflą jeziorka. Dziwny to sen na jawie, pełen ukrytych znaczeń, rozgrywający się na pograniczu czasu, niejako w równoległych przestrzeniach i wymiarach.

To również inny sposób przeżywania świata, doświadczania go jakby od wewnątrz i poszukiwanie tego, co istnieje poza czasem i poza przestrzenią, które znamy i potrafimy zdefiniować. Dlatego podczas festiwalu nie mogło zabraknąć takich działań jak flash mob Dystans na 3 kwiaty na Bulwarach Wiślanych i Butoh-jam w lesie pod kierunkiem Anity Zdrojewskiej w Lesie Kabackim.

Butoh bajka i inspiracje dla młodszych i starszych widzów

Na koniec warto niewątpliwie napisać o spektaklu O rybaku Urashima w wykonaniu polskiego zespołu Opowieści z Walizki. To forma, która do tej pory nie pojawiła się podczas żadnej edycji festiwalu butoh bajka ale podobnie jak inne wydarzenia Butohpolis, poruszyła niezwykle ważne, trudne i od zawsze chyba towarzyszące człowiekowi tematy. Czym bowiem jest szczęście i jak je odnaleźć Czym jest śmierć, jej nieuchronność i pragnienie nieśmiertelności

Joanna Sarnecka, Anna Woźniak i Marcin Żekało w sposób prosty, harmonijny i przez to absolutnie urzekający połączyli sztukę opowieści z tańcem i muzyką. W minimalistycznej scenografii, którą stanowiła ogromna koreańska kaligrafia słowa taniec,  rozegrała się wciągająca opowieść mająca swoje źródło w dawnych japońskich legendach.  Pozwoliło to na niezwykłą wędrówkę w odległe mityczne krainy.

***

Tegoroczne Butohpolis, jak zwykle okazało się wydarzeniem niezwykle zróżnicowanym pod względem artystycznym. Pokazało żywą wspólnotę artystyczną butoh i samą tę sztukę jako wciąż ewoluującą, poszukującą nowych form i środków wyrazu, odważną, niezależną i wymykającą się próbom klasyfikacji.

Copyright taniecPOLSKA.pl (miniaturka)

Butohpolis. III Międzynarodowy Festiwal Sztuki Butoh, Warszawa,

23 kwietnia-13 czerwca 2021

Yumi Umiumare: FuDo teraz robię butoh (on-line)

Rui Ishihara: Przestrzeń się! (na żywo)

Agata Sokół: In-Be-Twin (na żywo)

Thomas A. Bradley: homoDeathfuck (on-line)

VestAngPage: Plantain (on-line)

Teatr Limen Butoh: Lemniskata (wideo-instalacja)

Teatr Limen Butoh: (L)śniące (na żywo)

Opowieści z Walizki: O rybaku Urashima (na żywo)


[1] Zatańczę teraz butoh taniec ciemności, mroku tłum. własne.

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close