W 2024 roku Krakowskie Centrum Choreograficzne obchodzi jubileusz 10-lecia działalności. O początkach Centrum i zmianach, które przeszło, oraz strategiach kuratorskich i organizacyjnych prowadzącego je kolektywu z Agnieszką Barańską-Kozik i Moniką Węgrzynowicz rozmawia Alicja Müller.

Wersja do druku

Udostępnij

Opowiecie, jak na przestrzeni ostatniej dekady Krakowskie Centrum Choreograficzne zmieniało się pod kątem organizacyjno-strukturalnym i ewoluowało w stronę modelu horyzontalnego, w którym obecnie działacie?

Monika Węgrzynowicz: Warto zacząć od tego, że powstanie KCC było możliwe dzięki wcześniejszej współpracy Nowohuckiego Centrum Kultury z Krakowskim Teatrem Tańca, który prowadził tu zajęcia z tańca współczesnego i organizował różne wydarzenia, np. konkurs choreograficzny „3…2…1…TANIEC!”. Później nastąpiła zmiana w strukturach NCK i nowy dyrektor – Zbigniew Grzyb – podjął decyzję o utworzeniu w Centrum działu dedykowanemu tańcowi. W taki sposób w 2014 roku powstało KCC, a jego kierownikiem został Eryk Makohon. Nasze początki wiążą się więc z próbami wpisania się w strukturę miejskiej instytucji kultury i pracą związaną z jednej strony z przejściem od nieformalnych działań do modelu instytucjonalnego, a z drugiej – z udowadnianiem, że taka organizacja jest potrzebna: nie tylko środowisku, ale też lokalnej społeczności.

Po Makohonie kierowniczkami KCC były Agata Moląg (2015–2018) i Marta Wołowiec (od 2018), a w tym roku (2024) funkcję p.o. kierowniczki objęła Aleksandra Honza. W ramach KCC współpracowało wiele różnych osób, które miały wpływ nie tylko na kształt zespołu i jego organizację, ale też na kwestie programowe czy estetyczne. Ja pracuję tu od początku i tę historię postrzegam przede wszystkim jako proces nieustających zmian. Zresztą wszystkie (Agnieszka Barańska-Kozik, Karolina Graca, Aleksandra Honza, Dominika Wiak i ja) mówimy o pewnego rodzaju płynności: stale się zmieniamy, nieprzerwanie towarzyszy nam pragnienie poszukiwania nowych pomysłów na siebie oraz odpowiadania na potrzeby środowiska czy publiczności, ale również nas samych i instytucji, której jesteśmy częścią. Kiedy Marta Wołowiec podjęła decyzję o zrobieniu sobie przerwy, stanęłyśmy przed koniecznością powołania nowej kierowniczki, ale żadna z nas nie czuła chęci ani gotowości do przyjęcia tej roli. I właśnie od tego momentu mówimy o kolektywności w zarządzaniu i o współprowadzeniu KCC. Co prawda, instytucja wymagała od nas wyłonienia osoby pełniącej obowiązki kierownicze, bo takie są procedury. Niemniej na co dzień działamy horyzontalnie.

Agnieszka Barańska-Kozik: Dodam, że horyzontalność w naszym zespole istniała już wcześniej i ujawniała się między innymi w tym, jak myślałyśmy o dzieleniu obowiązków i odpowiedzialności czy w rozmowach z dyrektorem Grzybem. Dobrym tego przykładem jest decyzja o powołaniu Krakowskiego Festiwalu Tańca, będącego kumulacją kilku wcześniejszych wydarzeń (BalletOFFFestival, festiwalu SPACER oraz konkursu „3…2…1…TANIEC!”) i rezygnacji ze współpracy z osobami kuratorskimi z zewnątrz. Zdecydowałyśmy, że same chcemy kuratorować festiwal i czuć, że każda z nas ma na niego wpływ i może być jego ambasadorką. Rozmawiałyśmy o tym, że chcemy wspólnie reprezentować KCC i obmyślać strategie czy kierunki jego rozwoju, uwzględniając potencjały oraz potrzeby każdej z nas. Kiedy Marta podjęła decyzję o przerwie, uznałyśmy, że to dobry moment na eksperyment pod tytułem „kolektywność”, bo ona i tak była wpisana w nasze działanie i myślenie. Od tego czasu trwamy w tym eksperymencie.

M.W.: To jest coś, co też chciałabym podkreślić. Wprowadziłyśmy horyzontalny model nie dlatego, że pomyślałyśmy, że to całkiem ciekawa idea, którą warto wypróbować. On wyłonił z konkretnych działań, które od dawna wspólnie rozwijałyśmy, i z relacji, które między sobą budowałyśmy.

Zastanawiam się, czy strategie współdziałania i współmyślenia, o których mówicie w kontekście prowadzenia KCC, mają jakiś związek z waszymi praktykami z pola tańca i choreografii. Czy o kolektywnym zarządzaniu instytucją myślicie w kategoriach choreografowania?

M.W.: Kiedy przygotowywałyśmy się z Agnieszką do tego wywiadu, rozmawiałyśmy o naszych słowach kluczach i wśród nich pojawiła się między innymi wspomniana już płynność, ale też powiedziałyśmy sobie, że jesteśmy po prostu w ciągłym ruchu. Z jednej strony umawiamy się na pewne struktury, czasem nawet dość sztywne, tak jak czasem komponuje się choreografię, z drugiej – improwizacja jako akcja-reakcja i zgoda na niedookreślenie także jest potrzebna, a umożliwia ją zaufanie i znajomość siebie nawzajem. Każda z nas odpowiada za inny obszar i w czymś się specjalizuje, ale jesteśmy też otwarte na pomysły pozostałych. Nie jest jednak tak, że wszystko robimy wspólnie. Dajemy sobie prawo zarówno do autonomicznych decyzji, jak i do odpuszczania. W naszej praktyce kolektywność polega też na tym, że nie każda z nas musi wiedzieć absolutnie wszystko i nad wszystkim mieć kontrolę.

Czy myślicie, że model kolektywu działającego w ramach tradycyjnej i hierarchicznie zorganizowanej instytucji-matki jest czymś, co może się przyjąć także w innych miejscach?

A.B-K.: Z pewnością, ale potrzebne jest zaufanie i uważna komunikacja między instytucją a osobami, które chcą działać inaczej. Ja nie jestem w KCC od początku jego powstania, ale na podstawie obserwacji i doświadczeń, mogę powiedzieć, że zmiany, które się tu wydarzają, są najczęściej oddolne, wychodzą z odwagi i refleksji osób drążących struktury, które nie wydają się za bardzo plastyczne. Moim zdaniem takie działania wymagają też elastyczności i umiejętności odpuszczania, dostosowywania się do pewnych ograniczeń, których nie da się przeskoczyć. A to jest jednak strasznie trudne.

M.W.: Z mojej perspektywy nasz model kolektywności w publicznej instytucji kultury działa dzięki dyrektorowi NCK, który ma do nas bardzo duże zaufanie i nie ingeruje merytorycznie w nasze decyzje. Również istotne jest to, że zdecydowałyśmy się spróbować pracować kolektywnie, ale dajemy sobie możliwość odwrotu. Mamy zgodę na to, że może nam nie wyjść. Być może za jakiś czas odkryjemy, że horyzontalne zarządzanie wcale nie działa na nas dobrze albo że mamy inne potrzeby.

Wasza sytuacja jako centrum choreograficznego działającego w ramach dużej instytucji kultury jest na tle innych organizacji zajmujących się w Polsce tańcem współczesnym i choreografią dość wyjątkowa, bo niewiele z nich ma na przykład stały dostęp do sceny i przestrzeni prób czy choćby względne bezpieczeństwo finansowe, uniezależnione od kapryśnego systemu grantowo-konkursowego. Prowadzicie działalność edukacyjną, artystyczną i impresaryjną; promujecie taniec współczesny nie tylko poprzez budowanie publiczności, ale też wspierając inne osoby artystyczne. Jakie zadania i cele są wam najbliższe i jak widzicie swoje miejsce na choreograficznej mapie Polski?

M.W.: Widziałabym KCC przede wszystkim jako partnera do współpracy, dialogu, dzielenia idei. To wszystko brzmi dość górnolotnie, ale tak naprawdę to są podstawy, od których wychodzimy przy realizacji wszystkich zadań.

A.B-K.: Instytucjonalne usytuowanie daje nam poczucie stabilności – nie tylko w kontekście przyszłości KCC, ale również naszych warunków pracy. Mamy pewność, że nawet jeśli coś pójdzie nie tak i na przykład nie zdobędziemy grantu, to Centrum nie przestanie istnieć z dnia na dzień. To bardzo ważne. W takiej sytuacji możemy pozwolić sobie na próbowanie, na poszukiwania wciąż nowych kierunków i opcji rozwoju – zarówno dla nas samych, jak i dla całego środowiska. Dzięki temu możemy też coraz mocniej osadzać się w polu tańca i choreografii oraz zwiększać swoją widzialność. Tej obecności sprzyja Krakowski Festiwal Tańca oraz możliwość planowania go z roku na rok, zachowanie ciągłości w działaniach edukacyjnych czy w relacjach z publicznością. Oczywiście struktura, w której funkcjonujemy, nie wiąże się tylko z przywilejami, ale trochę nas też ogranicza. Doceniamy jednak to, że o rozwoju możemy myśleć w perspektywie długofalowej, dbać o jakość działań i relacji.

Krakowski Festiwal Tańca jest dużym i doniosłym wydarzeniem, które już na dobre zapisało się nie tylko w corocznym kalendarzu najważniejszych polskich imprez dedykowanych tańcowi współczesnemu, ale też w świadomości środowiska, przez co stał się on chyba najbardziej widzialną częścią waszej działalności. Czy możecie opowiedzieć o tym, co jeszcze robicie, a czego nie widać aż tak wyraziście? Myślę tu o budowaniu relacji z mieszkankami i mieszkańcami Nowej Huty czy projektach edukacyjnych, ale też o działaniach i eksperymentach, które nie zawsze kończą się jakimś widocznym efektem, ale które umożliwiają KCC trwanie, choreografowanie i sieciowanie.

M.W.: Jest wiele rzeczy, które robimy, ale niekoniecznie są one bardzo widoczne. Na przykład nie wszyscy wiedzą, że prowadzimy regularne zajęcia edukacyjne dla dzieci i dorosłych na różnych poziomach zaawansowania. Innym przykładem tego, czego nie widać, jest biurokracja. Trochę na nią narzekamy, ale z drugiej strony chciałabym postrzegać ten system jako pracę na rzecz dobrych praktyk. Bo nie chodzi tylko o to, żeby umowy były podpisane, ale żeby nie robić tego na ostatnią chwilę; żeby dialog z osobami, z którymi je zawieramy, był prowadzony w bezpiecznej przestrzeni; żeby w ogóle umieć ze sobą rozmawiać. Niewidoczne są również negocjacje z potencjalnymi partnerami. Czasami trwają bardzo długo i nie przynoszą wymiernych efektów, ale energia z takich spotkań kumuluje się i tworzy żywy potencjał.

A.B-K.: Festiwal jest dużym wydarzeniem, które ma określony program i cele. Chcemy, żeby ten tydzień był świętem tętniącym życiem. Jakiś czas temu miałyśmy dużo dylematów w kwestii tworzenia stałego repertuaru w celu utrzymania kontaktu z naszymi odbiorcami przez cały rok. Na ten moment nie jest to niestety możliwe z powodu różnych ograniczeń: infrastrukturalnych, finansowych czy organizacyjnych.  Ale też okazało się, że to nie jest jedyny sposób na budowanie publiczności i podtrzymywanie kontaktu ze środowiskiem. I tak na przykład pomagamy artystom niezależnym w realizacji stypendiów twórczych, użyczając naszych przestrzeni i innych zasobów, oraz, jeśli mamy taką możliwość, wchodzimy w role koproducenta albo organizujemy pokazy work in progress. Nie kuratorujemy tego, tylko na bieżąco reagujemy na potrzeby.

Czas między kolejnymi odsłonami festiwalu, który jest oczywiście wypełniony intensywnymi przygotowaniami, traktujemy też jako okazję do eksperymentowania, testowania nowych formatów. Dobrym tego przykładem jest projekt Matki w ruchu, będący trochę performansem, trochę spotkaniem, trochę sharingiem [wymianą doświadczeń – przyp. red.], właśnie takim nieokreślonym działaniem, które okazało się świetną możliwością dialogowania z odbiorcami.

Myślę, że wyraźnie powinno wybrzmieć to, że poza realizacją własnych założeń programów, jesteście otwarte na to, co przychodzi do was z zewnątrz, reagujecie na potrzeby osób w mniej uprzywilejowanych sytuacjach, tworzycie sieci wsparcia i w pewnym sensie łatacie systemowe dziury. Myślę na przykład o grantach na działania artystyczne, których budżety nie pozwalają osobom freelancerskim na wynajęcie przestrzeni do tańca.  

M.W.: Byłoby wspaniale, gdyby zdawali sobie z tego sprawę decydenci, którzy przyznają stypendia na produkcje, nie biorąc pod uwagę tego, że do ich realizacji potrzebna jest scena, nie mówiąc o przestrzeniach do prób (np. wznowieniowych) czy własnej praktyki za zamkniętymi drzwiami. KCC czasem pomaga artystom w przedsięwzięciach zewnętrznych, także na zasadzie koleżeńskiej przysługi.  Być może mogłabym w tym miejscu zaproponować rozwiązanie systemowe: stypendia czy programy pomocowe powinny zakładać budżet na wynajem studia/sceny albo na wsparcie miejsca partnerskiego, które udostępnia przestrzeń, technikę itd. Nasza pomoc jest doraźna, bo mamy ograniczone możliwości i chcemy pracować w sposób jakościowy. Niestety czasem spotykamy się z roszczeniową postawą osób, które mówią nam, co powinnyśmy robić. Jednakże na tym etapie wiemy na pewno, że czasem musimy mówić „nie”.

A.B-K.:  Myślę, że ważna praca, której nie widać, to też ta związana z dużą ilością decyzji, negocjacji i właśnie z tymi trudnymi wyborami. Ona trwa cały czas.

M.W.: Tym, czego nie widać, jest też trzymanie na wodzy swojego ego. Czasem, pod wpływem zewnętrznych głosów, ale też własnych pragnień, wydaje się, że można robić więcej i więcej… Staramy się nie iść za tym bezmyślnie i troszczyć się o siebie oraz swoje zdrowie. Pracujemy z dbałością o to, by nie wpadać w wypalenie zawodowe czy rozgoryczenie.

Trudne wybory to też nieodłączna część kuratorowania czy produkowania. Opowiedzcie o tym, jak programujecie festiwal. Czym się kierujecie w decyzjach o włączaniu konkretnych produkcji w jego tkankę i jak negocjujecie między sobą układ tego, co będzie w nim widzialne?

M.W.: Jeśli samoświadomość może być jakąś strategią kuratorską, to myślę, że właśnie ona nam towarzyszy. Mamy świadomość tego, że jesteśmy grupą konkretnych osób, wszystkie mamy praktyczne doświadczenie bycia na scenie, jesteśmy młodymi, białymi kobietami. Są tematy, które współdzielimy, które w każdej z nas rezonują, i to widać nie tylko w programie festiwalu, ale też w naszych innych działaniach. Dbamy o różnorodność zarówno pod kątem estetyki, jak i dostępności dla różnych grup wiekowych. Niemniej te wybory zawsze filtrujemy przez nasze zainteresowania i wartości. Obserwujemy to, co dzieje się na polskich i zagranicznych scenach. Różnimy się doświadczeniami i perspektywami, ale potrafimy wspólnie rozmawiać o oglądanych produkcjach. Właśnie z tych dyskusji wyłania się to, co wspólne. Jest to proces intuicyjny, czuły i wymagający czasu.

A.B-K.: Wcześniej rozmawiałyśmy o choreograficznym zarządzaniu i czuję, że w kontekście naszych praktyk kuratorskich też możemy mówić o choreografowaniu: na poziomie uważności na siebie nawzajem i na to, co przychodzi z zewnątrz. Nie trzymamy się kurczowo wcześniej wymyślonych haseł czy idei, które miałyby nas prowadzić. Staramy się ciągle reagować na zmiany zachodzące w nas, w środowisku, na świecie. Czasem zaczynamy z jakąś konkretną myślą, ale ona w procesie ewoluuje i się przekształca.

M.W.: Na marginesie chciałabym dodać, że w programowaniu festiwalu odchodzimy od pomysłu na włączanie do niego festiwalowych produkcji, bo czujemy, że to przekracza nasze możliwości. Dlatego w tym roku rezydencja nie jest produkcyjna, tylko, jak to sobie roboczo nazwałyśmy, badawcza. Udostępniamy przestrzeń, czas i uwagę osobom, które będą pracowały w KCC, ale nie muszą one doprowadzić do premiery. Zaufanie to nasza druga, obok samoświadomości, strategia. Jest ryzykowna, ale myślę, że ważna, potrzebna i, mam nadzieję, wspierająca.

Na co jeszcze jesteście otwarte? Opowiedzcie o planach na najbliższe lata – tych, które mogą się urzeczywistnić, bo jest na to przestrzeń i energia, oraz tych, które na razie przekraczają wasze finansowe, infrastrukturalne czy organizacyjne możliwości.

M.W.: Nie skłamię, mówiąc, że nasze plany są dość ogólne. Dziesięć lat doświadczenia nauczyło nas, że nie należy trzymać się zbyt sztywno konkretnych założeń. Mnie to daje poczucie sprawczości związanej z możliwością reagowania na to, co się wydarza i wybierania tego, co w określonym czasie jest dla nas najlepsze. Chciałabym na przyszłość, żeby nasza współpraca ze sobą nawzajem, z innymi osobami artystycznymi i instytucjami czy lokalną społecznością mogła się rozwijać, i żeby była ubogacająca zarówno w wymiarze edukacyjnym, jak i artystycznym. Szukam wartości w zbiorowym działaniu.

A.B-K.: Nie sprecyzowałyśmy strategii rozwoju, ale z naszych rozmów, działań, eksperymentów i poszukiwań wyłania się konkretny kierunek, wyznaczany przez pragnienie dialogu. Mam tu na myśli nie tylko dialog w obrębie kolektywu, czy na linii KCC – NCK, ale też ze środowiskiem tańca i choreografii, publicznością oraz lokalną społecznością. Staramy się otwierać nasze działania na osoby spoza branży, działać międzypokoleniowo i interdyscyplinarnie, budować sojusze z nauką. W tym kontekście ważne jest usytuowanie KCC, będącego częścią dużej organizacji, która nie jest instytucją artystyczną, na przykład teatrem, tylko właśnie centrum kultury, czyli miejscem spotkań, tworzonym przez bardzo zróżnicowaną społeczność i dla niej. Specyfika NCK jako multidyscyplinarnej przestrzeni dialogu rezonuje w naszych pomysłach. Chcemy upłynniać podziały, eksperymentować, tworzyć rozmaite konstelacje między tańcem a innymi dziedzinami i praktykami.

Archiwum Krakowskiego Centrum Choreograficznego, fot. Klaudyna Schubert

Archiwum Krakowskiego Centrum Choreograficznego, fot. Klaudyna Schubert

Archiwum Krakowskiego Centrum Choreograficznego, fot. Klaudyna Schubert

Archiwum Krakowskiego Centrum Choreograficznego, fot. Klaudyna Schubert

Archiwum Krakowskiego Centrum Choreograficznego, fot. Klaudyna Schubert

Archiwum Krakowskiego Centrum Choreograficznego, fot. Klaudyna Schubert

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

powiązane

Ludzie

Zespoły

Organizacje

Festiwale

Wydarzenia

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close