Trzecia rozmowa z cyklu Soma poświęcona jest w takiej samej mierze jodze Iyengara, co historii mojej rozmówczyni. Nataszę Moszkowicz poznałem podczas warsztatów, które prowadziła w poznańskim Studiu Sananda. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że taniec jest obecny w życiu Nataszy prawie od zawsze. Po kilku dniach wymieniamy wiadomości mailowe. W odpowiedzi otrzymuję również link do rejestracji wideo ruchowego dialogu pomiędzy Simone Forti a Steve’em Paxtonem. Mój entuzjazm rośnie.

Wersja do druku

Udostępnij

Jesteś rozpoznawalną nauczycielką jogi. Niewiele osób jednak wie, że Twoja historia osobista i zawodowa jest bardzo mocno spleciona ze światem tańca. Opowiedz, proszę, o tym.

To prawda. Przewijam się przez świat tańca niepostrzeżenie. Taki przyjmuję model działania w świecie. Jeżeli nie jesteś częścią środowiska lub nie trafisz przypadkiem na moje warsztaty, nie dowiesz się, czym właściwie się zajmuję. Jako spiritus movens sprawdzam się doskonale za kulisami: w działaniach koncepcyjnych, w usprawnianiu procesów, w twórczych między przestrzeniach, we współpracy z ludźmi, i oczywiście w przekraczaniu poznawczych barier. Historia mojego tańca zdaje mi się równie obecna, jak i odległa. Na pewnym etapie życia była istotnie związana z chęcią wyjazdu z kraju. W Krakowie uczęszczałam do dwujęzycznego liceum, zdawałam francuskojęzyczna maturę. Wyjazd do Francji na studia taneczne wydawał mi się wtedy bardzo sensowny. Regularnie prosiłam attaché kulturalnego w Instytucie Francuskim w Krakowie, aby pomógł mi w znalezieniu właściwego miejsca. Po dość długich poszukiwaniach placówki, która odpowiadałaby moim aspiracjom, umówił mnie telefonicznie na audycję.

Zaczęłam z przytupem, wyjeżdżając w 1997 roku na audycję do CNDC Angers – szkoły która odpowiadała moim wyobrażeniom na temat miejsca idealnego. Nie miałam  przy tym żadnej wiedzy o funkcjonowaniu tej placówki, ani o wymaganiach wobec kandydatów. Oprócz mnie w audycji brali udział  tancerze o  doskonałym, baletowym zapleczu technicznym, udokumentowanym scenicznym doświadczeniu, dysponujący prestiżowymi rekomendacjami. Jak już spadać, to z wysokiego konia… To była mocna emocjonalna konfrontacja. Równie dobrze mogłabym aplikować o stypendium w Juilliard School [śmiech]. Po powrocie z audycji ukończyłam – a w zasadzie przebujałam się – przez dwuletnie Studium Animatorów Kultury w Krakowie. W poświadczonych przez Ministerstwo papierach jestem więc specjalistką średniego stopnia – „instruktorem tańca współczesnego”. Nie wiele było wtedy innych możliwości. Mówimy też jednak o latach świetności i stabilnego funkcjonowania Międzynarodowej Konferencji Tańca Współczesnego i Festiwalu Sztuki Tanecznej w Bytomiu. Moje tańczenie odbywało się właśnie w takim kontekście. Podejmowałam się różnego rodzaju prac podczas bytomskiego wydarzenia, co zaowocowało trwającymi do dziś znajomościami. Później dzięki nim przetłumaczyłam podręcznik dla studentów tańca [Peterson Royce Anya, Antropologia sztuk widowiskowych. Artyzm, wirtuozeria i interpretacja w perspektywie międzykulturowej, tłum. Natasza Moszkowicz, WUW, Warszawa 2010 – przyp. A.B.]. Doprowadziło to również do mojej współpracy z Międzynarodowym Festiwalem Teatrów Tańca Scena Otwarta w Centrum Sztuki Mościce w Tarnowie.

Podjęłam studia filozoficzno-religioznawcze na UJ, na których czułam się znacznie bliżej siebie. Mogę dziś śmiało powiedzieć, że moja praca jest zgodna z wykształceniem, choć studiów nie spędziłam na zgłębianiu filozofii Wschodu. Zajmowałam się takimi współczesnymi zjawiskami, jak sekularyzacja i kulturowe przeobrażenia duchowości. Stopniowo nabierałam przekonania że zostanę na uczelni i będę się  realizować naukowo. Tymczasem, po roku studiów na UJ wyjechałam z koleżanką na audycję do P.A.R.T.S. Nie wzięłam w niej udziału z przekonania, lecz by dotrzymać towarzystwa komuś, komu na tym naprawdę zależało. Dostałam się jednak i w ciągu tygodnia przeniosłam do Belgii. To było coś! Kontakt z wielkim artystycznym światem! Bezpośrednia współpraca z wielkimi artystami! P.A.R.T.S. okazało się rewelacją na wielu poziomach – umożliwiło poznanie metody Feldenkraisa, Contact Improvisation (improwizacji kontaktowej), a przede wszystkim pracę z niewiarygodnym repertuarem – od Williama Forsythe’a,  przez Anne Teresę De Kersmaeker,  Pinę Bausch i Trishę Brown, aż po performatywną przestrzeń Judson Church Theater.

W Brukseli spotkałam się z fascynującym spektrum możliwości  związanych z rozwojem artystycznym, tanecznym i choreograficznym, ale także skonfrontowałam z fizycznymi ograniczeniami  wynikającymi z mojej osobistej historii.

Tak jak definitywnie P.A.R.T.S. otworzyło przede mną swoje drzwi, tak definitywnie  później się one zamknęły. Trening był bardzo wymagający. Dyscyplina pracy z ciałem była mi, co prawda, znana zanim jeszcze zanurzyłam się w taniec. Jako dziecko trenowałam gimnastykę sportową, którą jako młoda nastolatka przerwałam z poważnym uszkodzeniem kręgosłupa i w stanie fizycznego wyczerpania. Wymagania sportowe były w tamtym czasie wysokie,  treningi wprost ryzykowne, metodycznie i etycznie dyskusyjne, a już z całą pewnością pozbawione świadomego prowadzenia. Wszystkie kontuzje, których nabawiłam się jako dziewczynka, a także wszystkie nadużycia treningowe tamtego czasu ujrzały światło dzienne podczas studiów w  P.A.R.T.S.  Moje ciało powiedziało „nie”. Dziś patrzę na to inaczej, ale tam i wtedy, mając 22 lata, przeżyłam prawdziwy upadek na duchu. Podejmowałam niekończące się konsultacje ortopedycznych i chodziłam na liczne rehabilitacje, które do niczego nie prowadziły. Po latach pochylam się z troską i współczuciem nad sobą z tamtego czasu.

Jaką rolę spełniła dla Ciebie edukacja w P.A.R.T.S.? Jak na to patrzysz z perspektywy czasu? 

Studia w P.A.R.T.S. uświadomiły mi, gdzie leży przestrzeń moich zainteresowań. Od teatru tańca ewoluowałam w kierunku ekscytacji butoh, czy Judson Church Theater. Zrozumiałam, że nie interesuje mnie sceniczność, a performatywność. Sposoby pracy z ciałem, które poznałam podczas studiów zapisały się we mnie na zawsze. Cały czas mam potrzebę dochodzenia do istoty rzeczy, niezależnie od tego, co robię. Poszukuję zrozumienia w wielu nieoczywistych dla jogi kontekstach. Jest we mnie jakiś ogień, który nie wydaje zgody na rozwojowe ograniczenia. Często znajduję się w miejscach mających krytyczne znaczenie dla biegu wydarzeń. Lubię czuć, że historia dzieje się tu i teraz, a ja w tym uczestniczę. W Polsce jestem rzeczniczką i realizatorką reformy systemu szkoleniowo-certyfikacyjnego nauczycieli jogi, wieloletnią działaczką Stowarzyszenia Jogi Iyengara  w  Polsce, w tym przewodniczącą pracy komitetu certyfikacyjnego. Utrzymuję intensywne kontakty z Instytutem w Punie (Ramamani Iyengar Memorial Yoga Institute) i od roku pracuję na rzecz tworzącej się federacji stowarzyszeń europejskich. Doskonale odnajduję się w roli konsultantki od spraw wszelakich i niespecyficznych (śmiech). Interesuje mnie stan przemiany.

Zdarza mi się działać twórczo i towarzyszyć procesom artystycznym innych twórców. Przyjaźnię się z Eweliną Marciniak. Zrobiłyśmy razem jeden spektakl [Wrocławski Teatr Pantomimy, Where do we go from here, tekst: Natasza Moszkowicz, reżyseria: Ewelina Marciniak, choreografia: Natasza Moszkowicz – przyp. A.B.]. Po latach był to dla mnie prawdziwy poznawczy eksperyment.

A kiedy w Twoim życiu pojawiła się joga?

Rękę na moich plecach w pewnym momencie położyła Janet Panetta, inspirująca mnie do dziś była tancerka i pedagog American Ballet Theatre, która wyspecjalizowała się w nauczaniu techniki tańca klasycznego dla tancerzy współczesnych i nieprofesjonalnych. Wciąż prowadzi zajęcia w Nowym Jorku. To ona, jeszcze w trakcie moich studiów w P.A.R.T.S., poleciła mi spróbować jogi Iyengara. Szczęśliwie dla mnie Kraków okazał się być jej mocnym ośrodkiem. Moje początki z jogą były pełne euforii, ale po jakimś czasie moje dawne ograniczenia ruchowe i związany z nim ból dały o sobie znać.

Na samym początku swojej przygody z jogą miałam szczęście spotkać Lois Steinberg, która do dziś jest moją mentorką i przyjaciółką. Lois była jedną z bliskich uczennic B.K.S. Iyengara. To spotkanie było dla mnie transformujące. Pamiętam poczucie, że Lois ma rentgen w oczach i że wie o mnie wszystko. To może robić wrażenie. Dziś już wiem, że to zupełnie fundamentalna umiejętność obserwacji wykształcona przez lata pracy z ciałem, z  uwagą na jego zachowania i reakcje. Ciało opowiada wszystko, co się w Tobie dzieje obecnie i co działo się kiedyś, pokazuje co jesz, jak śpisz, co się możliwie dzieje w cyklu menstruacyjnym,    jak przeżywasz emocje w swojej kinesferze – to wszystko widać. Poruszenie wywołane tamtym odsłonięciem, sprawiło że stałam się oddaną wyznawczynią jogi i nieposkromionego Iyengarowskiego sposobu dochodzenia do istoty rzeczy poprzez studiowanie i doświadczenie. Jej otwartość pozostaje dla mnie źródłem inspiracji. W ostatnich latach bezpośrednie wsparcie w praktyce własnej i nauczycielskiej zapewnia mi Raya Uma Datta, nauczyciel mojego pokolenia o pokrewnej filozoficznej konstytucji, zarazem jogiczny wychowanek i koncepcyjny spadkobierca B.K.S Iyengara.

Z jakimi mitami na temat praktyki jogi najczęściej się spotykasz?

Joga ma na pewno wiele łatek. Jedną z nich jest to, że joga jest idealna na stres. Gita Iyengar powiedziała, że „jak jest stres, to nie ma jogi” [Gita Iyengar to najstarsza córka B.K.S. Iyengara. Była nauczycielką instruktorów jego metody na całym świecie. Dostosowała metodę swojego ojca do szczególnych potrzeb kobiet i etapów życia – w okresie ciąży, menopauzy, menstruacji. Zmarła w 2018 roku – przyp. A.B. ]. Obecnie zredukowaliśmy praktykę jogi do ćwiczenia asan – pozycji jogicznych. Świadome eksplorowanie fizyczności jest bardzo  pomocne,  musi mu jednak towarzyszyć równie świadoma intencja i sprzyjająca  doświadczeniu jogi postawa umysłu. „Nastawiamy” ciało i nasze postrzeganie tak, aby rejestrowało bodźce płynące z ciała i jego pamięci. Dzięki temu wyciągamy wnioski i odkrywamy inne wzorce czuciowe i ruchowe, wzmacniając te, które sprzyjają równowadze. W procesie praktyki zajmujemy się pierwotnymi przyczynami napięć żywionego niepokoju, lęku czy utrwalonym w ciele stresem. W tym celu musimy być uważni – wystarczająco przytomni, odprężeni i otwarci, a więc w konkretnej dyspozycji ciała i umysłu, którą kojarzymy raczej ze skutkiem, niż ze wstępem do praktyki. Skąd wiemy, że jesteśmy na dobrej drodze? Jeżeli to „co” i „jak” robimy, nie zwiększa naszej uważności na siebie, nie sprawia, że czujemy się fizycznie lepiej, nie wzrasta nasza satysfakcja w relacjach z innymi, mentalny spokój i jasność w postrzeganiu spraw tego świata i w końcu, jeśli nie doświadczamy więcej energii i radości – to znaczy, że warto przyjrzeć się swoim motywacjom i oczekiwaniom związanymi z praktyką, czy też sposobom jej realizacji. Wiele osób korzysta z jogi, aby maskować lub kompensować problemy, unikając ich rzeczywistego rozwiązywania. Przez jakiś czas praktyka jogi może nas okryć kojącym  kokonem, w końcu jednak musi nastąpić ruch i przeobrażenie. To naturalny proces. Biochemia organizmu  się zmienia. Organizm adaptuje się do nowej sytuacji. Zmieniając sposób przeżywania, regularnie podejmowana, refleksyjna, niezależna od okoliczności praktyka (jak opisuje ją jedna z sutr Patańdźalego) niesie ze sobą wielki potencjał zmiany.

Innym mitem jest to, że joga rozciąga ciało i trzeba mieć do tego predyspozycje. Tymczasem to stabilizacja i zrównoważona  mobilizacja ciała są tu ważniejszymi czynnikami. W oparciu o nie  zwiększamy otwartość umysłu i elastyczność postrzegania.

Jednoczesne zachodzenie na siebie elementów świadomej fizyczności, uważnej obserwacji i odpowiedniego nastawienia psychofizycznego jest dla praktyki jogi specyficzne i w wymiarze techniki nieporównywalne do innych metod pracy z ciałem. Nie podejmując praktyki jogi, trudno doświadczyć tak kompleksowego wpływu. Wszystko współdziała tu ze wszystkim. Od dużych, zewnętrznych poruszeń ciała w przestrzeni, do subtelnych, wewnętrznych obserwacji i od przeobrażeń wewnętrznych reakcji i odczuć, do zmiany sposobów działania w kontekście codziennym.  W miarę trwania praktyki dokonujemy lepszych wyborów, lepiej siebie rozpoznając w prawdzie sytuacji. Na różnych warsztatach, w różnych kontekstach, na różne sposoby odpowiadam na pytanie, „czym jest joga”. Dziś odpowiem, że funkcjonalnie joga  jest praktyką aktywnego i świadomego tworzenia psychofizycznej równowagi. Poznawczo i emocjonalnie sprzyja uzgadnianiu naszego przeżywania z rzeczywistością osobistą historią, kultury i środowiskiem. Jeżeli joga ma działanie uzdrawiające, to dzieje się tak ze względu na równoważący wpływ jej działań na ciało i umysł, oraz podobny wpływ świadomego ciała i umysłu na otaczający świat. Osobiste wzmocnienie i uwrażliwienie naturalnie sprzyja uważnym, twórczym i skutecznym działaniom.

Joga według Patańdźalego jest systemem dualistycznym[1]. W obszar materii i obcowania z nią w praktyce wchodzi w rozumieniu jogi wszystko to, z czym zwykliśmy w naszej kulturze kojarzyć duszę. Wyższe stany świadomości przynależą do „prakṛti” i podlegają wpływowi działań fizycznych. Mówią o tym jogasutry Patańdźalego[2], które są analizą struktury i działania ludzkiego umysłu. Jogasutry nie są  jedynym, lecz najbardziej znanym  kontekstem filozoficznym praktyki jogi. Pracując przez ostatnie lata w Warszawie, prowadząc warsztaty w całym kraju i pisząc o  jodze, widzę, że nie muszę już tego, co robię, przekładać na bardziej zrozumiałe słowa, czy pojęcia. Joga przestała być „jakby” rehabilitacją, czy tak „jakby” terapią i nie jest już w Polsce alternatywną formą fitness. Może być sobą. Piszę w tym roku książkę o podstawowych dla praktyki koncepcjach filozoficznych. Tekst ani akademicki, ani poradnikowy , lecz dzielący się moim rozumieniem i doświadczeniem płynącym z praktyki. Jeszcze parę lat temu zastanawiałabym się, czy dla takiej treści znajdą się odbiorcy. Dziś joga w Polsce jest przede wszystkim ciekawą, pomocną dla zdrowia aktywnością. Wprowadza się ją do programów wyższych uczelni. Można ją studiować zarówno praktycznie, jak i teoretycznie. Można więc o jodze mówić swobodnie i co więcej – rzeczowo.

Metoda Iyengara kojarzona jest głównie z używaniem dużej liczby pomocy takich jak: koce, paski, klocki, wałki, krzesła. Czy to jest kluczowa różnica pomiędzy systemem jogi Iyengara a innymi systemami? 

Polecam uwadze zainteresowanych tematem edukacyjną pracę dr Matyldy Ciołkosz, która w Instytucie Religioznawstwa UJ zajmuje się między innymi ortopraksją w jogicznym przekazie, w tym w metodzie Iyengara. W swojej pracy autorka ta  ukazuje specyfikę wyróżniających ją słownych instrukcji, kierowanych wprost do ciała. Porównywalny wpływ na psychofizyczne przeobrażenie praktykujących dostrzegam w Metodzie Feldenkraisa. Jest to bardziej charakterystyczne dla jogi Iyengara niż, jak się powszechnie sądzi, użycie pomocy. Nauczyciele tej metody kształcą się także w dziedzinach anatomii i fizjologii, ale przede wszystkim w skutecznym komunikowaniu własnego doświadczenia fizycznego, oraz w rozwijaniu fizycznej czujności uczniów przez zarządzanie ich uwagą. Pomocy (paski, koce, klocki, krzesła) używamy po to, aby  pomagały nam rozwijać „inteligencję ciała”, dostarczając do układu nerwowego odpowiedniej informacji zwrotnej.

System szkoleń nauczycielskich w metodzie Iyengara zakłada wieloletni proces nabywania kompetencji pedagogicznych. Jak wygląda takie szkolenie? Na czym polega indywidualne szkolenie mentorskie w nowym systemie certyfikacyjnym? Skąd ta zmiana?

W grudniu 2015, w rok po śmierci B.K.S. Iyengara, jego dzieci Gita i Prashant zaprosili do Puny reprezentantów wszystkich  krajowych stowarzyszeń i nauczycieli szkolących,  dzieląc się obawami związanymi z kontynuacją przekazu i jego autentycznych założeń. B.K.S. Iyengar całkowicie utożsamiał się z misją nauczania – niesieniem „uniwersalnej wiedzy”. Odkąd w 1958 roku zaczęli przybywać do Puny obcokrajowcy żywo zainteresowani jego pracą, otworzył swoją misję na świat. Z intencją przyznawania certyfikatów nauczycielskich w tamtym czasie wiązała się jego wizja systemowego propagowania wartości jogicznej tej praktyki.  Dzisiaj joga jest powszechnie dostępna, co przerosło najśmielsze  oczekiwania Iyengara.  Przybywa instruktorów przy jednoczesnym spadku spójności w przekazie i zaniku jego etycznego  i filozoficznego wymiaru. Kultura konsumpcji wywiera na świadomość przemożny wpływ. Wymogom rynku trudno się oprzeć. W niemałym stopniu uległa mu także polityka szkoleniowa, czyniąc z jogi i jej wiedzy przedmiot sprzedaży. Warto zatem pogłębiać świadomość wynikających  z tego stanu rzeczy zależności i  związanych z nim konsekwencji. Zdaniem rodziny Iyengarów powinniśmy przestać ulegać przekonaniu,  że zaawansowanie i dojrzałość w praktyce zawsze łączy się z predyspozycją do uczenia i ten, kto praktykuje dłużej i jest oddany jodze, musi zostać nauczycielem.

To  ścieżka dla osób, które do pracy z innymi czują powołanie i są gotowe kształcić się całe życie. Jej formalnym początkiem w metodzie Iyengara nie jest już udział w grupowym kursie  nauczycielskim,  lecz ustanowienie indywidualnej, edukacyjnej relacji z nauczycielem szkolącym.  System mentorski oznacza, że uczymy się u nauczyciela, któremu ufamy, który nas inspiruje, na którego wsparcie możemy liczyć. Mentor z kolei, znając nasze słabości, czy życiowe wyzwania, może nam doradzić i odpowiednio z nami pracować. Ten rodzaj relacji nie jest możliwy do stworzenia i pielęgnowania podczas warsztatów. Systematyczne poznawanie i przetwarzanie wzorców utrudniających naszą praktykę jest procesem złożonym i trwającym w czasie. Możliwości rozwojowe warsztatu grupowego są inne. W grupie szkoleniowej trudno jest też dokonać superwizji. Zdobywanie warsztatu nauczycielskiego i kompetencji w zakresie zarządzania dynamiką grupy lepiej się sprawdza dzięki obserwacjom, asystom i treningowemu  uczeniu na prawdziwych zajęciach, z udziałem uczniów.

Duża część mojej pracy mentorskiej polega na przybliżaniu i tłumaczeniu filozofii jogi w przekazie Iyengara i metodologicznych założeń jej praktyki. Rola mentorki, świadczącej wsparcie edukacyjne i rozwojowe nauczycielom, mnie samą skłoniła do pogłębienia wiedzy w obszarze relacji, komunikacji i pracy z grupami. W Laboratorium Psychoedukacji Uniwersytetu SWPS ukończyłam studia coachingowo-mentorskie i kontynuuję podyplomowy program dla trenerów grupowych. To ta wspomniana  nauczycielska cecha – bycie w niekończącym się procesie edukacji.

Ewa Wardzała i Janusz Skubaczkowski prowadzili swego czasu regularne zajęcia jogi Iyengara dla studentów Wydziału Teatru Tańca Akademii Sztuk Teatralnych w Bytomiu. To chyba dość wyjątkowy pomysł, aby wprowadzić zajęcia tej metody jako stały przedmiot na uczelni artystycznej?

Wyjątkowy na naszym polskim gruncie, ale nieobcy choćby działaniom dojrzałych zespołów tanecznych na świecie, w których  techniki wspomagające ruch są niezbędne w codziennym trening. Jeśli zakładamy, że zawodowe życie tancerza nie musi skończyć się po 30-stce, stała współpraca z terapeutami ruchu i instruktorami różnych technik jest oczywista. Choćbyśmy nie wiem jak bardzo starali się wyekstrahować z jogi tylko technologię pracy z ciałem, oddzielając ją tradycji i używali jej jako formy rehabilitacji czy regeneracji, to i tak okaże się pomocna dla przestymulowanego układu nerwowego, przemieni napięciowe schematy kompensacyjne, uwrażliwi to, co mało czułe i „odwrażliwi” to, co nadreaktywne. Jest to w końcu praktyka zmierzająca do psycho-fizyczno-duchowej równowagi. Regularny kontakt z jogą uczy, jak być świadomym, pokornym wobec czasu, grawitacji, współzależności. Pozwala na autentyczną, indywidualną ekspresję, wynikającą z wewnętrznych spostrzeżeń. Joga jest praktyką świadomości. To zupełnie wystarczający powód, aby włączyć ją do  regularnego programu studiów artystycznych, ruchowych czy medycznych.

Wiele praktyk Wschodu ulega przeobrażeniom i sekularyzacji w świecie zachodnim. Często obserwujemy odcinanie się od ich tradycji i filozofii …


Nie byłoby mindfulness, gdyby na Zachodzie nie działały społeczności buddyjskie. Nie byłoby do czego sięgnąć. Mindfulness jest parafrazą medytacyjnych technik buddyjskich na potrzeby użytkowe. Analogicznie nie mielibyśmy do czynienia z takimi wariantami jogi, jak np. vinyasa flow, gdyby nie  praktykujący w jednym z oryginalnych systemów. W nowym postrzeganiu utrwalonych praktyk jest zawsze potencjał, ale tylko wtedy, kiedy jest się świadomym, skąd się czerpie. Nic nie pojawia się ad hoc. Z jednej strony wschodnie sztuki walki ulegają w zachodniej kulturze podobnemu procesowi. Z drugiej jednak – zapotrzebowanie na duchowy kontekst, a przynajmniej na duchową atmosferę prowadzonych zajęć, jest ogromne. Przeżywamy istny renesans badań sanskrytologicznych i kulturoznawczych w odniesieniu do tradycji i współczesności jogi. Aktualna wiedza z zakresu psychologii, kognitywistyki, neurobiologii czy nauk o świadomości sprzyja nie tylko zrozumieniu kompleksowego i transformującego wpływu tej praktyki na jakość życia, lecz także rzeczywistemu pogłębieniu przekazu w czytelny dla zachodniego odbiorcy sposób. Joga jest dziś oczywistą częścią korpusu medycyny integracyjnej.

[1] Według Patańdźalego joga stanowi praktykę mentalną obejmującą wszystkie aspekty życia praktykującego. Od postaw i zachowań porządkujących jego relacje ze światem zewnętrznym i wewnętrznym, przez systematyczne, zaangażowane ćwiczenia regulujące procesy życiowe i sprzyjające koncentracji umysłu, po rozwój  doświadczeń medytacyjnych. Jej celem jest „urzeczywistnienie” tj. ostateczne rozróżnienie między wieloraką i przemijającą rzeczywistością materii „prakṛti” a wieczną,  nienaruszalną rzeczywistością ducha „puruṣa”. – przyp. A.B.
[2] Jogasutry to spisany w IV wieku n.e. traktat o jodze. Tradycja przypisuje jego autorstwo/redakcję Patańdźalemu. Na traktat składa się  196 zwięzłych aforyzmów ujętych w cztery rozdziały: czym jest joga, na czym polega jej doświadczenie i jaka jest natura świadomości; o praktyce; o możliwościach i zagrożeniach praktyki medytacyjnej; o wyzwoleniu świadomości. – przyp. A.B.

***

Natasza Moszkowicz – dyplomowana nauczycielka jogi według metody Iyengara® w stopniu Senior Intermediate I (Level III). Praktykuje od 22 lat. Poszukująca  z natury. Z wykształcenia filozofka i religioznawczyni. Absolwentka studiów coachingu & mentoringu, kontynuuje edukację zawodową dla trenerów grupowych w Laboratorium Psychoedukacji Uniwersytetu SWPS w Warszawie, oraz studia filozoficzne w ramach programu Yoga Philosophy Applied w Vidya Institute w Kanadzie. Odbywa regularne staże i bierze udział w lekcjach Ramamani Iyengar Memorial Yoga Institute (Puna, Indie). Działaczka Komitetu Technicznego i Komisji Certyfikacyjnych Stowarzyszenia Jogi Iyengara w Polsce. Rzeczniczka i realizatorka reformy systemu szkoleniowo-certyfikacyjnego, współpracująca ze stowarzyszeniami europejskimi w zakresie dobrych praktyk organizacyjnych i komunikacyjnych oraz standardów dydaktycznych. Z zamiłowania pisze, tłumaczy, fotografuje, inspiruje do działań twórczych. Znana w społeczności tłumaczka organizowanych w Polsce warsztatów i konwencji jogi według metody B.K.S. Iyengara. Współtworzy Krakowski Warsztat Jogi. Uczy zarówno stawiających pierwsze kroki na macie, jak i nauczycieli żywo zainteresowanych praktyką wewnętrzną.  Współpracuje mentorsko z kandydatami na nauczycieli. Prowadzi praktykę szkoleniową i indywidualną, wspierającą terapię medyczną/rehabilitację, oraz warsztaty tematyczne w całym kraju.

Natasza Moszkowiwcz. Fot. Rafał Nowak

O cyklu SOMA:

Cielesne doświadczenie stanowi podstawę praktyki tańca, ale również innych metod pracy z ciałem i refleksji nad nim. W cyklu SOMA moimi rozmówczyniami i rozmówcami są osoby, w których centrum zainteresowań zawodowych, naukowych i artystycznych jest soma/ciało – rozumiane jako ciało przeżywane od wewnątrz. Cykl ten jest również próbą przełożenia doświadczeń ciała na język opisowy i zestaw pojęć.

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close