Z Arturem spotkaliśmy się, by porozmawiać zanim choreografia jego autorstwa w wykonaniu Wiktorii Reszki Silverliner zdobyła nagrodę przyznaną przez Israela Aloniego oraz Annę Godowską podczas IX edycji Konkursu Choreograficznego „3…2…1…TANIEC!”, organizowanego przez Krakowskie Centrum Choreograficzne. W uzasadnieniu indywidualnych decyzji członków jury można przeczytać, że jednym z powodów wyróżnienia jego pracy było stworzenie formy, która sama w sobie staje się odrębnym, bardzo konkretnym światem. Wcale mnie to nie dziwi. Aktualnie jako tancerz Polskiego Teatru Tańca w Poznaniu pracuję z nim nad najnowszą produkcją Obiecana Ziemia Obiecana. Widzę jak intuicyjnie podchodzi do procesu tworzenia, jak fascynuje go iluzja obrazu, którą można wytworzyć pracując z ciałem. Uważa również, że ruch i taniec mogą być celem samym w sobie. Sam mówi, że najwspanialsze w jego pracy jest to, że może robić coś, co choć nie jest nikomu niezbędne i dość abstrakcyjne, tak wiele ludziom daje.

Wersja do druku

Udostępnij

Z Arturem spotkaliśmy się, by porozmawiać zanim choreografia jego autorstwa w wykonaniu Wiktorii Reszki Silverliner zdobyła nagrodę przyznaną przez Israela Aloniego oraz Annę Godowską podczas IX edycji Konkursu Choreograficznego „3…2…1…TANIEC!”, organizowanego przez Krakowskie Centrum Choreograficzne. W uzasadnieniu indywidualnych decyzji członków jury można przeczytać, że jednym z powodów wyróżnienia jego pracy było stworzenie formy, która sama w sobie staje się odrębnym, bardzo konkretnym światem. Wcale mnie to nie dziwi. Aktualnie jako tancerz Polskiego Teatru Tańca w Poznaniu pracuję z nim nad najnowszą produkcją Obiecana Ziemia Obiecana. Widzę jak intuicyjnie podchodzi do procesu tworzenia, jak fascynuje go iluzja obrazu, którą można wytworzyć pracując z ciałem. Uważa również, że ruch i taniec mogą być celem samym w sobie. Sam mówi, że najwspanialsze w jego pracy jest to, że może robić coś, co choć nie jest nikomu niezbędne i dość abstrakcyjne, tak wiele ludziom daje.

Jego samego nie było podczas premierowej prezentacji w Krakowie – występował wtedy w spektaklu Olimpiada Pink Mama Theatre podczas Beta Stage Festival w Bernie w Szwajcarii, na scenie pojawił się po prawie rocznej przerwie od występów. Aktualnie pracuje w Teatrze ROZBARK w dziale organizacji, nie może więc narzekać na brak pracy, jego pomysły na realizację nowych przedsięwzięć zdają się niewyczerpane. Podczas naszej rozmowy opowiedział mi o swojej drodze, o tym jak znalazł się miejscu w którym jest teraz, oraz o tym, co kształtowało jego wizję tańca.

O byciu tancerzem Polskiego Teatru Tańca

Pracę w zespole Polskiego Teatru Tańca zacząłem od bycia adeptem, którym byłem przez swój pierwszy sezon (2010/2011). Już w pierwszych miesiącach pracy występowałem w niemal wszystkich spektaklach z repertuaru teatru, a premierowym występem był dla mnie udział w Minus 2 Ohada Naharina. To był bardzo ciężki czas. Wynagrodzenie adeptów nie było wystarczające, by się z niego utrzymać. Ten rok był jednak dla mnie ważny, pokazał mi jak zdeterminowany i odważny jestem. Musiałem jeździć do Teatru Powszechnego w Radomiu, gdzie występowałem w spektaklu Carmen Latina (reżyseria: Tomasz Dutkiewicz, choreografia: Sylwii Adamowicz) i do Teatru Muzycznego w Gdyni, gdzie wcześniej pracowałem jako tancerz. Tylko dzięki nim byłem w stanie utrzymać się w Poznaniu. Po zdaniu egzaminu zawodowego w ZASP-ie zostałem tancerzem zespołowym, a w PTT łącznie pracowałem sześć lat. To był bardzo piękny i intensywny czas, dlatego choć zdarzały się również dziwne i przykre sytuacje, nie zamieniłbym się z nikim. Cały ten proces, który przeszedłem ukształtował to, kim jestem teraz. Mogłem pójść na łatwiznę, zostać w Teatrze Muzycznym w Gdyni i zarabiać dobre pieniądze, tylko, że od początku czułem, że to nie byłaby dobra decyzja.

O Teatrze Tańca i Ruchu ROZBARK w Bytomiu

Decyzja o rezygnacji z bycia tancerzem Polskiego Teatru Tańca była ciężka, bo z Poznania, gdzie czułem się bardzo dobrze, pojechałem zupełnie w nieznane, do pracy w Teatrze ROZBARK w Bytomiu, gdzie początkowo czułem się bardzo samotnie. Dołączyłem do zespołu pod kierownictwem Uri Ivgiego i Joahana Grebena na jedną produkcję I give you me heart, a finalnie w teatrze pracowałem na etacie przez dwa i pół roku. W Bytomiu udało mi się rozwinąć pod względem wykonawczym i choreograficznym. Początek pracy z Anną Piotrowską, wówczas pełniącej funkcję kierownika artystycznego Teatru ROZBARK, jest ważny w mojej drodze zawodowej – obudził we mnie kreatywność, dał wiarę, że mogę zacząć tworzyć autorskie choreografie i spektakle, czy podejmować inne inicjatywy artystyczne. Proces produkcji każdego spektaklu był niezwykle kreatywny, wszystko wynikało z naszych propozycji. Dobrze wspominam również pracę nad spektaklem Mommy Issues w choreografii Cecilii Moisio. Spodobało mi się to, że choreografka wcześniej sama przepracowała podejmowany temat, przychodząc do nas z bardzo konkretnymi pomysłami i wizjami do zrealizowania, co znacząco wpłynęło na komfort pracy. Dodatkowo teatr dawał przyzwolenie na tworzenie własnych spektakli i choreografii, na eksperymentowanie, poszukiwanie i popełnianie błędów. To uświadomiło mi, że teraz, gdy mam ochotę pracować w tańcu, to najchętniej z pozycji zewnętrznej jako choreograf. Odszedłem z zespołu artystycznego i aktualnie pracuję w biurze w dziale organizacji. Oficjalnie jestem odpowiedzialny za dział edukacyjny teatru, za organizację zajęć oraz warsztatów, ale granice działów są bardzo płynne, bo zapraszam również spektakle oraz podejmuję wiele innych inicjatyw. Podjęcie decyzji o zakończeniu kariery scenicznej przyniosło nowe możliwości, nauczyłem się pisać wnioski, wykonywać prace biurową. Niedawno zrozumiałem, jak wiele satysfakcji daje mi dawanie przestrzeni innym ludziom do tworzenia i tańczenia! W czerwcu startujemy z pierwszą edycję festiwalu w Teatrze ROZBARK „ROZBARK in MOTION”. Minimum raz w miesiącu zapraszam różnych pedagogów do poprowadzenia warsztatów tanecznych dla osób z Bytomia i okolic. Organizuję warsztaty dla ludzi z niepełnosprawnościami. Rozwój w tej dziedzinie bardzo mnie cieszy, zwłaszcza że pracuję w Bytomiu, który jest bardzo trudnym miastem. Zaangażowanie i zainteresowanie działaniami teatru jest ogromne, nigdy nie spodziewałbym się, że aż tak wiele ludzi będzie brało udział w moich otwartych zajęciach z tańca współczesnego. Wierzę, że jak w coś się wkłada serce, to tak to właśnie działa.

O Pink Mama Theatre

Współpraca z Pink Mama Theatre, z którym wystepowałem w spektaklu Olimpiadabyła jednym z najprzyjemniejszych okresów mojej pracy w teatrze. Mimo iż z pozoru nie jest to moja estetyka – jestem bowiem fanem minimalizmu, w znaczeniu skupienia się na cielesności i fizyczności, a w spektaklach Pink Mama Theatre wykorzystywana jest mnogość środków teatralno-tanecznych, to u nich wszystko ma sens. Jest to jedyne miejsce, do którego mógłbym wrócić w roli tancerza. Pamiętam, jak ogromne wrażenie zrobił dla mnie spektakl Psittacus Erithacus, który zobaczyłem we Wrocławiu w 2014 roku. Zachwycił mnie swoją abstrakcją i choreografią, był przepiękny wizualnie. Wszystkie produkcje „Pinków” mają w sobie dużą dozę dystansu i luzu, są bardzo humorystyczne, ich twórcy nie boją się korzystać z estetyki kampu i kiczu, potrafią napawać pozytywną energią, nawet gdy poruszają trudne tematy.

O nadchodzącej premierze

Spektakl Obiecana Ziemia Obiecana powstaje jako zwycięski projekt konkursu otwartego na realizacje autorskiej premiery w Polskim Teatrze Tańca w Poznaniu w ramach „Roku Wyklętych”. Pracuję razem z reżyserką Katarzyną Raduszyńską. To spektakl, w którym za wyklętą uznajemy Ziemię. Inspiracją do spektaklu jest jej miejsce we wszechświecie oraz to, co my jako ludzie egoistycznie jej robimy. W spektaklu rozważamy krótkowzroczne i krótkoterminowe spojrzenie na świat – podejmowanie decyzji w oparciu jedynie o własną wygodę, bez zwrócenia uwagi na globalne konsekwencje. Tematy ekologiczne i społeczne interesują mnie od dawna. Zadziwia mnie, że mimo wszystkich działań zwiększających świadomość potrzeby bardziej ekologicznego funkcjonowania w świecie tak niewiele się zmienia. Najdotkliwiej doświadczam tego podczas swoich pobytów w Stanach Zjednoczonych, bo widzę, że wybory podejmowane przeze mnie w Polsce w większej skali nie mają większego znaczenia. W Ameryce idąc do sklepu po dziesięć rzeczy, wyjdziesz z pięćdziesięcioma siatkami, bo zakupów nie pakuje się samodzielnie. Pakuje je dla klienta specjalnie zatrudniona do tego celu osoba, która każdą rzecz pakuje w dwie reklamówki, następnie grupuje zakupy i wkłada je do kolejnych siatek, co w finale tworzy ogromną ilość niepotrzebnych plastikowych śmieci. To jest przerażające i frustrujące, że nikt tam nie zwraca na to uwagi. Tak jest wygodniej, a przecież wykluczając Ziemie i naturę z naszych decyzji, wykluczamy samych siebie. Sami stajemy się w ten sposób gatunkiem wykluczonym.

O powrocie do Polskiego Teatru Tańca w nowej roli

Gdy byłem w zespolew PTT, brakowało mi odwagi, by skorzystać z możliwości stworzenia własnego spektaklu w ramach Atelier, mimo iż już wtedy miałem takie aspiracje. Nigdy nie sądziłem, że decydując się na pracę jako adept w Polskim Teatrze Tańca Ewy Wycichowskiej teraz będę przygotowywał tu choreografię. Życie jest zaskakujące, a przez to fascynujące, nigdy bowiem nie wiesz co przyniosą podejmowane decyzje i do czego mogą nas zaprowadzić. Fantastycznie jest wrócić do Poznania, po tylu latach zobaczyć znowu tą samą pracowniczkę na portierni. Sam początek pracy w PTT w nowej roli był dla mnie bardzo stresujący. Nie byłem pewien, czy tancerze zaakceptują moje myślenie i moją fantazję, ale widzę wartość w tym, co robię i mam nadzieję, że proponowane przeze mnie działania mają sens. Jestem wdzięczny za to, że mogłem się tu ponownie znaleźć. Zespół tancerzy jest wyjątkowy i życzliwy, widać ogromne zaangażowanie i mnóstwo chęci.

O tworzeniu i odbiorze tańca

Jestem przeciwnikiem zbyt analitycznego podejścia do tworzenia materiału ruchowego i choreografii na etapie produkcji. Uważam, że trzeba pójść na żywioł, podejść do procesu pracy bardziej intuicyjnie – w momencie komponowania ruchu nie musi on mieć znaczenia. Na tym etapie twórca może nie obciążać i nie ograniczać się ciągłym poszukiwaniem semantyki. Walczę o to, by finalne znaczenie nadawał ruchowi widz. Uwielbiam w pracy ten element przypadku, błędu. Nawet gdy rozpoczynam proces w oparciu przygotowany wcześniej materiał ruchowy, nie zastanawiam się, co on oznacza sam w sobie, ale co może oznaczać całościowo, jaką iluzje wytworzyć, jaką energie niesie i jaki będzie w kontekście muzyki, światła, czy kostiumu. Taniec dla mnie jest czymś, co się czuje, nie rozumie. Porównałbym go do lasu. Można do niego wejść i jak biolog analizować jego wygląd, funkcjonowanie i panujące w nim zależności, ale las jest pięknem samym w sobie i może być „tylko” lasem, tak jak taniec może być „tylko” tańcem. Jestem w tańcu zakochany, zachwyca mnie niezależnie od doboru techniki i znaczeń. Jego analiza nie jest potrzebna, czasem wręcz zaburza percepcję odbioru, somatyczne odczuwanie. Taniec działa na mnie nie dlatego, że rozumiem, co tancerz w danym momencie wykonuje na scenie. On wciąga mnie w inny świat, niezależnie od tego, czy aktualnie jestem choreografem, tancerzem, czy widzem.

O autonomii tańca

Odnoszę wrażenie, że taniec wciąż jest traktowany jest element dodatkowy, przerywnik czy wstawka pomiędzy innymi elementami dramaturgicznymi czy kompozycyjnymi w teatrze, a przecież to wyjątkowa i autonomiczna forma sztuki. Jest bogaty i kompletny sam w sobie, nie musi pełnić funkcji użytkowej, służyć do tworzenia zewnętrznych znaczeń. Męczące jest dla mnie ciągłe udowadnianie i tłumaczenie znaczenia ruchu, bo po pierwsze, ruch nie musi mieć żadnego znaczenia, a po drugie, taniec dla mnie jest niewiedzą i tajemnicą. Jego działanie polega na uruchamianiu wyobraźni widza, a nie na szukaniu semantyki. To może być trudne dla odbiorcy, który nieprzyzwyczajony do takiej ekspresji ciągle chce zrozumieć, nie potrafi się zanurzyć się w abstrakcyjnej i nielogicznej formie, a niekiedy się nawet na nią blokuje. Większość osób cały czas myśli o tańcu jako o materiale, którego można dowolnie używać, w ten sposób podchodzi się do tańca na przykład w teatrze muzycznym czy w operze, gdzie ma ukazywać relację między osobami na scenie, czy ilustrować jakieś zdarzenia, gdzie pełni funkcję dodatku. Postrzegam taniec jako coś znacznie więcej, ma dla mnie samowystarczalną siłę i autonomię. Ciała, jak i tańca nie da się zagrać. My nie gramy, że wykonujemy ruch, po prostu robimy to naprawdę, nie ma tu aktorstwa. Jest to kompletna i wystarczająca forma, która może być głównym i jednym środkiem wyrazu, a znaczenie przenosić poprzez fizyczność.

Niedawno w internecie przypadkiem trafiłem na wykład Maszy Potockiej– obecnej dyrektor krakowskiego Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK pt. Jak zrozumieć abstrakcję?. Mimo iż autorka swój wykład opiera o malarstwo abstrakcjonistów z pierwszej połowy XX wieku, jej słowa mają dla mnie zastosowanie także w kontekście sztuki tańca. Potocka mówi, że w tym samym momencie, gdy starasz się zrozumieć sztukę, zarazem tracisz z nią kontakt. Prowadząca wykład unikała wręcz używania słowa „zrozumieć”, przybliżając kwestięo dbiorzu sztuki. Zgadzam się z tym całkowicie, szczególnie gdy poszerzy się to podejście o proces produkcji. Pytanie o znaczenie bardzo często pojawia się w kontekście teatru tańca. Zupełnie inaczej jest na przykład w przypadku muzyki, mam wrażenie, że jest ona wykluczona z analitycznego odbioru. Nikt po koncercie nie pyta, dlaczego miałem/miałam ciarki – najprawdopodobniej nie przez to, że zrozumiałem muzykę, ale dlatego że ją odczułem somatycznie. Tak samo może być z teatrem tańca.

O spojrzeniu z perspektywy fizjoterapeuty

Ukończenie Uniwersytety Medycznego w Warszawie na kierunku fizjoterapii ma wpływ na moje postrzeganie tańca i ludzi, którzy na co dzień wykorzystują w swojej pracy ruch. Cały czas pogłębiam swoją wiedzę. Aktualnie robię kurs craniosacral therapy (terapii czaszkowo-krzyżowej). Jestem także nauczycielem jogi nidry. Chciałbym rozpocząć studia z medycyny osteopatycznej. Bycie fizjoterapeutą kształtuje prowadzone przeze mnie zajęcia, zwłaszcza te z osobami początkującymi. Przede wszystkim zrozumiałem, że większość ludzi przychodzących na zajęcia z tańca współczesnego tak naprawdę nie robi tego po to, by tańczyć. Raczej chcedobrze się poczuć, zintegrować z innymi, stać się częścią wspólnoty, być docenionym, żyć zdrowo. Zauważyłem, że łączenie standardowych ćwiczeń tanecznych i prostych zadań ze świadomości ciała, realizowanych z perspektywy fizjoterapii, z ćwiczeniami relaksacyjnymi na koniec zajęć przynosi fenomenalne rezultaty.

Mam ostatnio wrażenie, że praktykowanie tańca, niezależnie od poziomu zaawansowania, nastawione jest na pewną ekstremalność, że cały czas trzeba powiększać i polepszać efekty, codziennie osiągać większe rezultaty, bez akceptacji dla stanu obecnego i harmonii. Trening taneczny nie powinien mieć sportowego (celowego) nastawienia, nie trzeba codziennie walczyć o to, by za wszelką cenę pobić swój własny rekord. Czasem można odpuścić, wyluzować, odpoczynek jest też formą treningu.

W pracy z profesjonalnymi tancerzami widzę, że żadna technika sama w sobie nie ma nic szkodliwego i złego. Złe może być nastawienie tancerza do sposobu jej wykonywania –na przykład schematy ruchowe, na które wpada się na całe lata, pogłębiając pewne pozy, czy aspekty pracy, jednocześnie zupełnie zaniedbując inne; bycie w ciągłej strefie komfortu, obciążanie części ciała, które już są mocno obciążone, mimo świadomości bólu i ryzyka kontuzji. Widzę nierozerwalność dwóch tematów: pracy naszego umysłu i praktyki cielesnej, a kwintesencją techniki jest nastawienie do jej wykonywania i świadomość wyborów.

Często artyści wchodzą w pewne schematy i stereotypy. W Polskim Teterze Tańca na 6 lat przypisano mi rolę podnoszącego, a to zdecydowanie za duże obciążenie jak na jeden organizm. Łatka przypięta do tancerza, na którą on się często godzi, a czasem nawet sam na siebie nakłada, sprawia, że go przesadnie definiuje. A ciało ma swoją wytrzymałość, trzeba dbać o jego harmonijne funkcjonowanie. Oczywiście, każdy ma pewne predyspozycje. Tancerze czując, co jest ich atutem pogłębiają to, warto jednak wyjść poza schematyczne myślenie o sobie samym i poza to, jak widzą nas inni, poczuć swoje ciało na nowo.

Wysłuchał, wypytał, zanotował i zapisał Dominik Więcek

Copyright taniecPOLSKA.pl (miniaturka)

Premiera spektaklu Polskiego Teatru Tańca Obiecana Ziemia Obiecana w reżyserii Katarzyny Raduszyńskiej i choreografii Artura Bieńkowskiego odbędzie się w Międzynarodowy Dzień Tańca 29 kwietniaw Auli Artis w Poznaniu o godzinie 20.00. Spektakl będzie można również zobaczyć 22 maja, również w Auli Artis w Poznaniu o godzinie 20:00.

Więcej: http://www.taniecpolska.pl/aktualnosci/show/7252

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

Fot. Dominik Więcek/ © Instytut Muzyki i Tańca
Fot. Dominik Więcek/ © Instytut Muzyki i Tańca
Artur Bieńkowski. Fot. Dominik Więcek/ © Instytut Muzyki i Tańca
Artur Bieńkowski. Fot. Dominik Więcek/ © INarodowy nstytut Muzyki i Tańca

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close