Każdą sytuację spina jakaś klamra. Dopóki jej nie dostrzegamy, historia prawdopodobnie jeszcze się toczy – jak ostatnia kula bilardowa, która prędzej czy później musi dotrzeć do łuzy. Dopiero, gdy wyciąga się ją wraz z pulą umieszczoną tam wcześniej, można zacząć układać nowe rozdanie.

Wersja do druku

Udostępnij

Niedawno uczestniczyłam w spotkaniu branżowym teoretyków i praktyków tańca w pięknym, zimowym Krakowie. Wywiązała się ciekawa rozmowa na tematy już od jakiegoś czasu dyskutowane w polskim środowisku tańca w niepotrzebnie, moim zdaniem, spolaryzowanym tonie – freelance vs. instytucja. Wątek jest dla mnie o tyle ciekawy, że sama miałam okazję funkcjonować w pełnym spektrum zawodowych możliwości – od tancerki etatowej, poprzez freelance kontrolowany, do przekwalifikowania i związanych z nim trudności. Poznałam gorzki smak skromnie wynagradzanej, freelancerskiej wolności, ale i rozkochałam się w tej wolności niepewnej, lecz jednak własnej do tego stopnia, że przez kilka lat, za żadne skarby nie chciałam podejmować na nowo pracy, czy to na etacie, czy w ramach kilkumiesięcznego kontraktu.

Na studiach w Londynie jeden z moich ulubionych modułów przedmiotowych – Freedom as Responsibility – dotyczył teorii rozwoju międzynarodowego. Pamiętam, że kiedy czytałam kolejne rozdziały podręcznika, miałam wrażenie, że opisywany w nim mechanizm decyzyjny jest mi bliski, że „skądś go znam”, jakbym kiedyś już to przerabiała. Mniej więcej wtedy zaczynałam funkcjonować na kilku zawodowych polach jednocześnie, uczestnicząc przez to w ciągłym procesie podejmowania decyzji. Każda z nich niosła za sobą ryzyko, każda oznaczała stratę jednej możliwości na rzecz drugiej i nie raz wpadałam w pułapkę iluzorycznego przekonania, że nie mam wyboru:

„Umawiać się na konsultację z wykładowcą w drodze powrotnej z lotniska? Przecież jeśli lot będzie opóźniony i nie dotrę na czas, nie mam szans na zaliczenie. Co więcej, będzie to nie w porządku wobec osoby, która zaoferowała mi swój czas… Jeśli jednak się nie umówię, nie mam szans ani na konsultację, ani na zaliczenie”.
„Czy już bukować loty na projekt, w którym bardzo chcę wziąć udział, czy wstrzymać się i racjonalnie poczekać na rozwój sytuacji? A co, jeśli polecę tam i projekt nie dojdzie do skutku?”.

No i oczywiście sytuacja z cyklu „klasyk freelancera”, czyli kiedy przez kilka tygodni nic z puli twoich marzeń się nie materializuje, zaczynasz łapać poboczne prace „tu i tam”, trochę się już martwisz, aż tu nagle trafiasz na ofertę, która jest wygodna, dobrze płatna, dość korzystna logistycznie. Ktoś inny wszystko dla ciebie przygotował, opracował strukturę pracy i dopiął formalności. Pojawia się obietnica współpracy długoterminowej, a przestrzeń pozostawiona na projekty niezależne wpisuje się idealnie w dotychczasowy kalendarz. Wszystko się zgadza, podpisujesz kontrakt, zaczynasz ze spokojem ducha, bo możesz zaplanować wydatki, a nawet wypad na majówkę. I w tym momencie, bez twojej inicjatywy, bez żadnego wkładu z twojej strony, z prędkością światła leci prosto na ciebie wymarzony projekt. Na mailu ląduje sobie mięciutko propozycja z obiecująco prezentującymi się załącznikami – nie do odrzucenia, wystarczy tylko wsiąść w samolot i gotowe. Zerwać bezpieczny kontrakt, udźwignąć konsekwencje i postawić wszystko na jedną kartę? Przeprosić i zaniechać współpracy, wiedząc, że zaraz możesz żałować?

Byłam świadkiem kilku takich procesów decyzyjnych, zarówno własnych, jak i cudzych; wielu przemian zawodowych, ryzykownych wyborów i emocji, jakie im towarzyszyły; wielu rozmów, głębokich westchnień, niespodziewanych zwrotów akcji itp., itd. Każdą taką sytuację spina jakaś klamra. Dopóki jej nie dostrzegamy, historia prawdopodobnie jeszcze się toczy – jak ostatnia kula bilardowa, która prędzej czy później musi dotrzeć do łuzy. Dopiero, gdy wyciąga się ją wraz z pulą umieszczoną tam wcześniej, można zacząć układać nowe rozdanie.

Każda rozgrywka ma wiele możliwych konfiguracji, błędów, pomyłek, przypadków, ale zawsze kończy się jakimś rozwiązaniem. Zazwyczaj zanim się nawet zorientujemy, zanim jesteśmy gotowi, toczy się już następna partia.

I tak właśnie, jedna runda za drugą, toczyły się moje zawodowe losy. Podejmowałam kolejne decyzje, stawałam przed kolejnymi wyborami, aż pewnego słonecznego dnia pojechałam na lunch z bliskim kolegą po fachu – wspaniałym pedagogiem, restagerem, dyrektorem artystycznym kilku zespołów, a wtedy po prostu kolegą, z którym chętnie toczyłam niekończące się dyskusje. Między przystawką a daniem głównym okazało się, że oto jem lunch z człowiekiem, który pełnił funkcję rehearsal director jednego z najbardziej kultowych zespołów mojego dzieciństwa – LaLaLa Human Steps. To on przygotowywał kreację spektaklu, który jakimś sposobem znalazł się w moim domu rodzinnym na mocno „zjechanej” kasecie VHS – takiej, gdzie w miejscach wielokrotnie przewijanych pojawiały się poprzeczne paski a obraz śnieżył. Ta kaseta towarzyszyła mi przez wiele lat, treść spektaklu znałam praktycznie na pamięć; wydawała mi się jakimś tajemniczym przejściem do „innego świata”, który odbierałam jako świat „innych ludzi”. I w tamtym momencie, patrząc na błękit Morza Śródziemnego niedaleko mojego ówczesnego domu, słysząc własny śmiech, czując dotyk słonej morskiej bryzy na policzku i smak świeżej, lokalnej krewetki, słuchałam opowieści z pierwszej ręki o tym, jak powstawał film, który był częścią mojego młodzieńczego życia w robotniczym mieście Łodzi. Słuchałam o tym, co powiedział Eduard Lock, gdy kręcono poszczególne sceny, kto z kim pokłócił się o światło, ile trwały próby i otrzymałam odpowiedź na pytanie, które od lat mnie nurtowało: czy tancerze naprawdę tak szybko się poruszali, czy też wideo było przyspieszone.

Jak już piszę o latach 90. w Polsce, nie mogę nie wspomnieć o innym ówczesnym oknie na świat baletu – Konkursie Eurowizji dla Młodych Tancerzy, który odtwarzałam w nieskończoność, również na kasecie VHS. Jedną z moich idolek została wtedy Zenaida Yanowsky, która wygrała konkurs w 1993 roku, tańcząc m.in. wariację Esmeraldy. Kilkanaście lat później siedziałyśmy razem w garderobie podczas spektaklu w Sadlers Wells – ona jako principal dancer Royal Ballet, ja jako tancerka Company Wayne McGregor. Serdecznie uśmiałyśmy się z tej mojej kasety VHS i z tego, że ona, Zenaida, była w moim życiu obecna na długo zanim poznałyśmy się osobiście.

Jako tancerka Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie nie przepadałam za tańczeniem w operach – czułam, że odciąga mnie to od ważniejszej pracy nad bardziej wymagającymi rolami w baletach. Ubu Rex Krzysztofa Pendereckiego w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego był jedynym spektaklem z repertuaru TWON, z którym pojechałam na tournée zagraniczne – akurat do Londynu, akurat do Sadlers Wells. W studiu Sir Frederica Ashtona, między próbami, ćwiczyłam na scenie wariację Cienia z Bajadery, której premiera odbyła się niedługo potem w Warszawie.

Dawno temu, kiedy biłam się z myślami, czy odejść z TWON, gdyż po kilku wspaniałych latach, po zmianie kierownictwa baletu, z przyczyn ode mnie niezależnych nie czułam się tam zawodowo dobrze, mądry głos podpowiedział mi: jeśli nie jesteś zadowolona z tego, jak ci tu jest, zmień to. Bój się, ale zrób to, bo jeśli nic nie zrobisz, nic się nie zmieni.

„Po raz drugi przeszłam przez drzwi tego teatru (Sadlers Wells) w dniu audycji. W żółtych rajstopach, z krótkimi białymi włosami, podeszłam prosto do stolika, przy którym poznałam Odette Hughes, pełniącą funkcję rehearsal director w zespole, który – jak się niebawem okazało – stał się moim miejscem pracy i domem na długie lata”.

Taką oto klamrą, cytatem z mojego pierwszego felietonu dla portalu taniecPOLSKA.pl kończę ten cykl. Życzę wszystkim rozgrywania własnej gry po swojemu – z wolnością i odpowiedzialnością za konsekwencje niezależnych wyborów. A także zauważania tych momentów, w których wydarzenia zataczają jeden krąg i rozpoczynają następny.

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

powiązane

Ludzie

Teksty

Bibliografia

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close