Mieszkam i pracuję w niedużej, acz niezwykle popularnej nadmorskiej miejscowości. Sopot tętni życiem i feerią barw zwłaszcza w tzw. wysokim sezonie, choć oczywiście nie tylko wtedy. Lubię moje miasto szczególnie w pozostałe miesiące. Budynek teatru stoi przy plaży, dlatego czasem przed próbą lub po niej idę popatrzeć na morze. Wchodzę na plażę i po prostu stoję. Doświadczam cudu ciągłych przypływów i odpływów fal. Morze, niebo, a nawet piasek miewają różne kolory, a  wiatr różne prądy i intensywność. Moja twarz, ciało i zmysły cieszą się spotkaniem z naturą. Czasem po prostu kontempluję. Innym razem wręcz przeciwnie – jakaś niepozorna fala przynosi myśl, która rozlewa się we mnie, przekuwając w całe zdania. Z tych zdań rodzą się pomysły, idee, a bywa, że i całe spektakle.

Wersja do druku

Udostępnij

Najczęściej jednak widok morza w miejscu, w którym się wychowałam, przynosi mi słodko-gorzkie uczucie jednoczesnego trwania i przemijania. Widzę ten sam park, Grand Hotel, tę samą plażę i to samo morze. Fale przynoszą na brzeg muszle, bursztyny, korki od butelek, zgubione kolczyki, dokładnie tak samo, jak w moim dzieciństwie. A przecież już dawno nie jestem dzieckiem. Zdarzyło się tyle rzeczy… marzyłam o tańczeniu, tańczyłam i zapraszałam do tańca innych.  I nadal w tym zapraszaniu trwam.

Upływ czasu od dziecka wywoływał we  mnie nostalgię. Już w wieku 10 lat myślałam ze smutkiem o przeszłych wakacjach, świętach, czy innych konkretnych zdarzeniach. Chciałam i musiałam nauczyć się czerpać radość z przemijania. W końcu kocham, gdy moje ciało jest w  ruchu, gdy zmienia formę i energię w czasie i przestrzeni. Jakże mogłabym tańczyć, gdyby nie było upływu czasu? Zatem nauczyłam się cieszyć, albo raczej doceniać upływający czas. Jednoczesne trwanie i przemijanie.

Pewnie zastanawiasz się Czytelniku, dlaczego uderzam w tak melancholijne nuty? Przecież za oknem rozkwita maj, a niedawno po raz czterdziesty świętowaliśmy Międzynarodowy Dzień Tańca!

Może dlatego, że przy okazji tego właśnie święta mój zespół obchodził specyficzny jubileusz. Otóż tej wiosny minęło dokładnie 10 lat od audycji, po której nasze szeregi zasilili wspaniali tancerze. Niektórzy, a właściwie niektóre z nich, bo są to przede wszystkim kobiety, pracują z nami do dziś. Inni spełniają się teraz na innych polach zawodowych. Była to zatem okazja, by zorganizować i zagrać wspaniałą galę 10/10 Celebracja.

Pamiętacie z dzieciństwa dziką ekscytację przed przyjęciem urodzinowym?
A może macie w pamięci imprezę z okazji 10-lecia matury?
To było właśnie to!
Ekscytacja, czysta radość bycia, spotkania i tańczenia!

Na nadmorskiej scenie spotkały się osobowości Sopockiego Teatru Tańca sprzed kilkunastu lat z tymi sprzed dekady i z debiutantami. Patrzyłam i podziwiałam ich na próbach dokładnie tak, jak spoglądam na horyzont Morza Bałtyckiego. Ze wzruszeniem, podziwem, zachwytem i miłością. I ze zgodą na trwanie i przemijanie.

Obserwowałam, jak nasze tancerki – Joanna Nadrowska, Barbara  Jasińska, Magdalena Wójcik, Katarzyna Wyborska, Dorota Zielińska z mocą i dojrzałością realizują zadania choreograficzne, jak wprowadzają młodzież w sekrety choreografii do archiwalnych spektakli. Razem doświadczałyśmy tego, jak się rozumiemy w pół słowa, a czasami nawet bez słów.

To niewątpliwie było święto sztuki tańca, ale i święto relacji, które ona ze sobą przynosi.

Flow, przepływ ruchu wraz ze wszystkimi stopniami jego kontroli – od zupełnej swobody, po sterowanie nim na krótszych i dłuższych odcinkach – tak ważny w tańcu, okazuje się też istotny w życiu. I są na to twarde naukowe dowody. Jeden z wybitnych przedstawicieli psychologii pozytywnej Mihaly Csikszentmihalyi poświęcił temu szereg badań. Flow opisał on jako stan najwyższego zaangażowania się w wykonywaną czynność, który skorelowany jest z poczuciem satysfakcji. Jak pisze w swojej książce:

Podczas mych badań starałem się zrozumieć jak najdokładniej, co i dlaczego czuli ludzie w chwilach największego zadowolenia. […] wypracowałem teorię optymalnego doświadczenia, opartą na koncepcji przepływu – tego stanu, kiedy człowiek jest tak pogrążony w swoim zajęciu, że nic innego nie ma znaczenia[1].

W ten wspaniały stan możemy wejść czasem zupełnie „niechcący”, jak na przykład przy przemiłej  rozmowie z kimś, kogo lubimy. Sprzyjają temu określone cechy osobowości, jednak, jak pisze Csikszentmihalyi, flow możemy także praktykować świadomie, jako konkretne działania, podejmowane przez każdą i każdego z nas.  Zupełnie jak w tańcu. Niby to takie proste, oczywiste… a jednak świadomość czyni wielką różnicę.

W dzieciństwie improwizacja taneczna była dla mnie nieopisaną przyjemnością, czymś, czemu oddawałam się regularnie, gdy nikt nie patrzył. Tańczyłam w ciszy, a czasem do losowej muzyki, którą akurat słyszałam w radiu lub ze szpulowego adaptera mojego  taty. Potem, gdy zaczęłam uczyć się tańca, okazało się, że mój własny, organiczny przepływ i język ruchu, można wzbogacić. Kiedy zaczął się ten proces, czułam radość z poznawania nowych kroków, figur, skoków, czy po prostu zapamiętywania kombinacji. Byłam zachwycona językami ruchu innych osób i próbami pogodzenia ich z moim ciałem. Szczerze mówiąc, czasem byłam też i sfrustrowana tym, że mi „nie idzie”. Gdy jako tancerka i choreografka weszłam w tak zwany wiek dojrzały, rozpoczął się nowy etap – na nowo odkrywam własne taneczne „ja”, ciesząc się jak dziecko. Gdy oglądam prace innych, wchodzę w ich światy otwarcie, odczuwam, ale też rozpoznaję wewnętrzną logikę choreografii,  główną zasadę, czy zasady tam panujące. To jest proces wchodzenia do wewnątrz siebie jako człowieka, artystki, ale też i do dzieł innych twórców. To taka „podróż do” z jednoczesnym uznaniem wszystkiego, co przychodzi i co się odkrywa, a także tego, czego odkryć się nie udaje. Z punktu widzenia tanecznego, ale i życiowego, najtrudniejsze bywają te właśnie momenty. Gdy przepływ zwalnia lub się blokuje bez naszej świadomej intencji.

Co trzeba wtedy robić?  Csikszentmihalyi twierdzi, że nie ma na to jednej recepty, bo „radosne życie jest czymś, co każdy z nas tworzy dla siebie indywidualnie[2].

Ja praktykuję taniec i zapraszam do tańczenia tych, z którymi mam naturalne flow, z którymi rozumiem się bez słów. Czasem też, by doświadczać geniuszu jednoczesnego uczucia trwania i przemijania, chodzę popatrzeć na morze. I to także gorąco polecam [3].

[1]Mihaly Csikszentmihalyi, Przepływ. Psychologia optymalnego doświadczenia, przeł. Magdalena Wajda-Kacmajor, Moderator, Taszów 2005, s. 9
[2] Ibidem.
[3] Mihaly Csikszentmihaly dla TED talk:
https://www.ted.com/talks/mihaly_csikszentmihalyi_flow_the_secret_to_happiness (dostęp 17.05.2022)

Sopocki Teatr Tańca „10/10 Celebracja”. Fot. Krzysztof Bzdeń

Sopocki Teatr Tańca „10/10 Celebracja”. Fot. Krzysztof Bzdeń

Sopocki Teatr Tańca „10/10 Celebracja”. Fot. Krzysztof Bzdeń

Sopocki Teatr Tańca „10/10 Celebracja”. Fot. Krzysztof Bzdeń

Sopocki Teatr Tańca „10/10 Celebracja”. Fot. Krzysztof Bzdeń

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close