Pełnione w dziedzinie tańca funkcje, jak tancerka, choreografka, pedagog, zdecydowanie nie wyczerpują zawodowych działań Anny Nowak. Poznaję ją w Polskim Teatrze Tańca, gdzie pracuję jako tancerz. Przylatuje specjalnie z Londynu, by poprowadzić lekcje techniki tańca klasycznego dla naszego zespołu. Jej postać już jakiś czas przed pierwszym spotkaniem urosła dla mnie do rangi żywej legendy, a zajęcia budzą niepokój związany z konfrontacją moich umiejętności z tak znakomitym pedagogiem. Nic dziwnego, w końcu jej CV jest imponujące. W latach 2008-2016 tańczyła w Company Wayne McGregor. Brała udział we wszystkich kreacjach zespołu, w wielu filmach, zarówno dokumentalnych, jak i artystycznych, instalacjach sztuki i różnorodnych projektach, które dały jej szansę na eksploracje kreatywności na najwyższym poziomie. W naszej rozmowie opowiedziała mi o swojej pracy zawodowej, o tym, jak kształtowała się jej droga jako artystki i jak rozwijała swoją kreatywność. Poruszyła także kwestię odpowiedzialności społecznej, która skierowała ją w stronę pracy wolontaryjnej.

Wersja do druku

Udostępnij

Pełnione w dziedzinie tańca funkcje, jak tancerka, choreografka, pedagog, zdecydowanie nie wyczerpują zawodowych działań Anny Nowak. Poznaję ją w Polskim Teatrze Tańca, gdzie pracuję jako tancerz. Przylatuje specjalnie z Londynu, by poprowadzić lekcje techniki tańca klasycznego dla naszego zespołu. Jej postać już jakiś czas przed pierwszym spotkaniem urosła dla mnie do rangi żywej legendy, a zajęcia budzą niepokój związany z konfrontacją moich umiejętności z tak znakomitym pedagogiem. Nic dziwnego, w końcu jej CV jest imponujące. W latach 2008-2016 tańczyła w Company Wayne McGregor. Brała udział we wszystkich kreacjach zespołu, w wielu filmach, zarówno dokumentalnych, jak i artystycznych, instalacjach sztuki i różnorodnych projektach, które dały jej szansę na eksploracje kreatywności na najwyższym poziomie. Wraz z zespołem występowała na najbardziej prestiżowych scenach świata, w tym w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Meksyku, Australii, w krajach Azji i większości krajów europejskich.

Konfrontacja wyobrażeń na temat Anny z rzeczywistością przechodzi moje najśmielsze oczekiwania. Oczywiście, zgodnie z przewidywaniami, jest wyjątkowo profesjonalnym, świetnie przygotowanym pedagogiem o unikatowej wiedzy, a jednocześnie jedną z najserdeczniejszych, najbardziej pozytywnych i najskromniejszych osób, jakie znam, co sprawia, że budzi we mnie jeszcze większy szacunek.

Od pierwszego spotkania na sali pracowaliśmy jeszcze parokrotnie, a lekcje Anny są tymi najbardziej wyczekiwanymi. Każdy set warsztatowy rozpoczyna ona od jasno postawionych celów, miłej pogawędki i niezwykle wymagających ćwiczeń na mięśnie brzucha. By zmotywować tancerzy, opowiada anegdoty ze swojego życia prywatnego i zawodowego, a ja za każdym razem nie mogę wyjść z podziwu dla faktu, jak bardzo inspiruje ją drugi człowiek, jak trafne wnioski wyciąga z sytuacji, w których się znajduje i jak znakomicie przekłada je na bycie pedagogiem oraz choreografką.

W naszej rozmowie opowiedziała mi o swojej pracy zawodowej, o tym, jak kształtowała się jej droga jako artystki i jak rozwijała swoją kreatywność. Poruszyła także kwestię odpowiedzialności społecznej, która skierowała ją w stronę pracy wolontaryjnej.

O pracy zaangażowanej społecznie. O nauce

Pierwszy projekt, który wymyśliłam sama, odbył się na Sri Lance, gdzie zjawiłam się dwa dni po oficjalnym zakończeniu w tym kraju wojny domowej[i]. Dopiero wtedy Organizacja Narodów Zjednoczonych wydała pozwolenie na przyjazdy osób z zewnątrz. Pracowałam przez pięć tygodni w małej wiosce, w bardzo różnych warunkach i okolicznościach. W koncepcji projektu, który realizowałam, zawarłam mnóstwo pomysłów, jednak rzeczywistość je mocno zweryfikowała. Przybyłam bowiem do kraju, który miał za sobą dwadzieścia osiem lat wojny domowej, tsunami, a ludzie żyli w nim w warunkach niewyobrażalnych dla naszego zachodniego świata. Dodatkowo napięcie potęgowała sytuacja militarna, ulice miast zapełnione były żołnierzami, co sto pięćdziesiąt metrów rozstawiono posterunki wojskowe. Pracowałam tam między innymi nad kreatywnością i jej zastosowaniem w trudnych kontekstach społecznych, jak również nad rozwinięciem tradycyjnych tańców ze Sri Lanki w formę współczesną. To doświadczenie bardzo dużo zmieniło w moim życiu. Uświadomiłam sobie, że jeżeli w ogóle komukolwiek, w jakikolwiek sposób chcę pomóc, to sama muszę najpierw zrozumieć mechanizmy funkcjonowania lokalnego społeczeństwa, a potem wypracować metody pracy nad poprawą jego warunków życia. Nie jest przecież tak, że ja jestem osobą która przyjeżdża i oznajmia „Słuchajcie, ja wiem czego wy potrzebujecie i ja wam to załatwię!”.

Pod wpływem pobytu na Sri Lance wybrałam studia z ochrony środowiska . Przez pięć tygodni obserwowałam jak ludzie tam żyją – skromnie, w małych chatkach, zbudowanych z tego, co kto znalazł. Mają pięć kurczaków, które przebywają w jednym pokoju razem z babcią, dziadkiem, ojcem, matką i trójką dzieci. Widziałam jak funkcjonują te rodziny, że nie wytwarzają smogu, nie emitują gazów cieplarnianych, nie wyrządzają żadnej szkody środowisku. Jednocześnie jest to grupa ludzi, która ponosi najbardziej dotkliwe konsekwencje wszystkich tych zjawisk. Wydało mi się to niesprawiedliwe, chciałam się o tym więcej dowiedzieć. Zrozumiałam, że środowisko i ekologia nie funkcjonują oddzielnie, lecz są związane z polityką i naukami społecznymi, ze wszystkim, co robią ludzie. Rozpoczęłam więc następny kierunek studiów – rozwój międzynarodowy. W trakcie nauki poznałam różne teorie rozwoju międzynarodowego, z których najbliższa jest mi teoria Amartyi Sena, ekonomisty, który mówi o samonakręcającym się cyklu biedy, nierównościach społecznych i drodze do zwiększania zakresu naszej wolności. Trzeci kierunek studiów, geografię globalizacji, rozpoczęłam, aby zrozumieć, jak poznane przeze mnie teorie działają w makroskali i co możemy zrobić jako społeczeństwo, aby kreować lepszą rzeczywistość. Myślę, że należy się przyjrzeć wykluczonym grupom społecznym, którymi nikt się nie interesuje. Żyjąc w dobrobycie, zatracając się w kulturze konsumpcyjnej, zapominamy bowiem, że na tej samej planecie istnieją ludzie, którzy w prezencie za miesiąc mojej pracy dają mi owoc papai z ogrodu, bo to wszystko, co mają. Był to zresztą najpiękniejszy prezent, jaki w życiu otrzymałam.

O kreatywności

Dzięki studiom wyniosłam przekonanie, że kreatywność jest naturalną potrzebą każdego człowieka. Są jednak ludzie w takiej sytuacji życiowej, która nie pozwala im na kreatywne myślenie, bo muszą skupić się na tym, żeby przetrwać, mieć gdzie spać i co zjeść. Wtedy nie mogą sobie pozwolić na to, żeby być kreatywnym, to w ogóle nie wchodzi w grę! Nie mówię tu więc o kreatywności funkcjonalnej, zrodzonej z potrzeby znalezienia sposobu, aby przeżyć, myślę o kreatywności nienastawionej na cel elementarny. Oznacza ona, że, przykładowo, masz godzinę czasu na to, żeby coś zrobić – namalować obraz, pośpiewać piosenki, ponucić sobie. Ta potrzeba ekspresji jest naturalna i każdy ma do niej prawo, a poprzez pogłębianie nierówności społecznych odbieramy ją innym, a poprzez to odbieramy im wolność. Na przykład w Polsce mamy wspaniałe szkoły baletowe, w których nauka jest bezpłatna, natomiast w wielu krajach za publiczną edukację w dziedzinie tańca klasycznego trzeba płacić. Jestem przekonana, że istnieją setki bardzo utalentowanych ludzi, którzy są zainteresowani tańcem, ale nigdy w życiu ani ich samych, ani ich rodzin, ani sąsiadów, ani nawet całej wioski nie będzie stać, żeby taką osobę wysłać do szkoły. Koszt takiej edukacji z góry wyklucza możliwość jej zdobycia.

Doświadczenie kreatywności, z jakim spotkałam się w pracy, powoduje, że człowiek uświadamia sobie, że jest kreatywny właśnie poprzez sztukę. A jeśli jestem w stanie być kreatywna w ten sposób, mogę również taka być w życiu. Dlatego w jakiejkolwiek trudnej sytuacji się znajdę, będę mogła użyć kreatywności jako narzędzia do zaprojektowania swojego życia trochę inaczej. I właśnie tu ogromną rolę może odegrać taniec, bo jest to coś, do czego potrzebujesz tylko siebie, nic więcej, Nie musisz nawet być w pełni sprawny – możesz być osobą na wózku inwalidzkim, osobą niesłyszącą, niewidzącą, to nie ma żadnego znaczenia, bo każdy poznaje życie poprzez ciało, jakiekolwiek by ono nie było. Doświadczenie kreatywności poprzez ciało i ruch wykształca mechanizm, który już wtedy mówi „Aha! Jeśli mogę być kreatywny w sposób, który nie ma żadnego powodu, nie jest funkcjonalny, to znaczy, że mogę również taki być w wyborach, jakich dokonuję w życiu”. Umiejętności, które tworzymy i eksplorujemy w trakcie działań kreatywnych przekładają się potem na codzienne życie. W ten sposób zamiast tkwić w cyklu biedy i samopowtarzającej się historii człowiek zyskuje narzędzia do tego, żeby wyjść z danej sytuacji. Wie, że może podjąć jakąś inną decyzję, może pójść ścieżką, o której nigdy by nie pomyślał i gdzie będzie na niego czekało coś, co zmieni jego życie. Dlatego uważam, że kreatywność i wszelkiego rodzaju działania społeczno-charytatywne są ze sobą połączone i powinny się nawzajem wspierać.

O wpływie szkoły baletowej

Przejście ze szkoły baletowej, gdzie w klasie było trzynaście osób, do zespołu baletowego Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie, w którym pracowało ponad stu tancerzy, było bardzo stresujące. Wszystkie osoby, które tam pracowały, były dla mnie, początkującej tancerki, jednym wielkim zbiorowym autorytetem. Patrząc na to z perspektywy czasu, wolałabym być bardziej swobodna, mniej przejmować się tym, co myślą inni. Nie znaczy to jednak, że nie mam szacunku do starszych kolegów i koleżanek, ważne jest tylko to, aby jednocześnie chronić własną indywidualność. Trzeba sobie zaufać i pamiętać o esencji, czyli miłości do tańca, i po prostu tańczyć!

Gdy uczę w szkołach baletowych, dostrzegam w uczniach dużo z siebie. Widzę fajnych, utalentowanych młodych ludzi, którzy stoją trochę sztywni, jakby przestraszeni. Wygląda to tak, że powiesz żart i nikt się nie roześmieje. I to jest dziwne! Nie wiem, z czego to wynika, ale istnieje jakaś blokada otwartości, naturalnego reagowania, zwykłej radości.

Dlatego gdy zaczęłam pracować dla Wayne’a McGregora, najbardziej szokującym i najciekawszym doświadczeniem, nagle usłyszałam od mojego szefa, który miał tysiąc osób na audycjach: „Jesteś super, nic nie musisz mi udowadniać, wychodzę z założenia, że jesteś inteligentną osobą, nie przejmuj się, nie bój się popełniać błędów, eksploruj, wszystko jest z Tobą w porządku”. I nagle okazało się, że nie mam tam za krótkiego ucha, czy za krzywego nosa. Mogłam przestać siebie wciąż oceniać i krytykować. Zyskałam przestrzeń, w której mogę otworzyć się na doświadczanie różnych aspektów mojej osobowości. Zrozumienie tego zmieniło w moim życiu wszystko. W końcu poczułam wolność i było to najlepsze doznanie na świecie.

O byciu tancerką Waynea McGregora

Wcześniej, gdy tańczyłam w Operze Narodowej, miałam okazję pracować z Jackiem Przybyłowiczem. Jego Kilka krótkich sekwencji (2005) to pierwszy spektakl oparty na tańcu współczesnym, w którym zatańczyłam. Po raz pierwszy spotkałam się z choreografem, który mimo ustalonej precyzyjnie choreografii sprawił, że na scenie mogłam być sobą. Później ta możliwość bycia autentyczną stała się dla mnie ważna w pracy z McGregorem – dzięki niej zrozumiałam, co to znaczy nie być wykreowaną osobowością, ani tylko ciałem, które robi jakieś figury. Dało mi to szanse na odczucie tego, że jestem, doświadczam życia i ruchu poprzez taniec i bycie obecną. Nagle poczułam, że nie mam żadnej otoczki, kwiatka we włosach i różowej tiulowej sukienki, mogę być po prostu sobą, człowiekiem. Dzięki temu mam wolność – mimo iż choreografia jest ułożona, sposób, w jaki tańczę, będzie się zmieniać i mam prawo do eksplorowania go w trakcie spektaklu.

Gdy wyjeżdżałam z Polski, nie miałam poczucia, że jestem osobą kreatywną. Żyłam w przekonaniu, że niektórzy tacy są, a niektórzy nie. Dopiero pierwszego dnia pracy w zespole Wayne’a McGregora, rozwiązując zadania kreatywne, okazało, że właściwie generuję nowy materiał choreograficzny. Było to dla mnie szokiem, nie rozumiałam, jak to się dzieje. To była nowa umiejętność, w której musiałam się otwierać. W pewnym momencie stało się to koniecznością, teraz już nie wyobrażam sobie tego nie robić.

Przez osiem lat tańczenia w zespole McGregora nigdy nie zdarzyło mi się pomyśleć, że jestem znudzona albo że potrzebuję odmiany. Przez wszystkie lata mojej pracy w zespole nigdy nie było tak, żeby ten twórca mnie czymś nie zaskoczył. Przy wszystkich produkcjach, a przecież każda kreacja trwała około dziesięciu tygodni, McGregor przychodził do studia i pracowaliśmy wspólnie przez osiem godzin. On jest osobą bardzo wymagającą, zarówno wobec siebie, jak i wobec innych. Przychodzi przygotowany, po długim czasie spędzonym na researchu do tego, co zamierza stworzyć. Podczas każdej godziny pracy w studiu nigdy do końca nie wiedziałam, co się wydarzy. Każda kreacja była zupełnie inna. Pojawiały się w nich różne elementy, od najbardziej fizykalnego partnerowania, skoków inspirowanych techniką klasyczną do sytuacji, gdzie przez trzy godziny machaliśmy w różne strony rękoma.

O pracy z innym człowiekiem

W 2017 roku stworzyłam dla Pauliny Jaksim chorografię solową zatytułowaną Sola. Rozważałam w niej, jakie miejsce zajmuje w współczesnym świecie kobieta, i przypisywane jej role. O czym jest ta etiuda, performerce powiedziałam krótko przed premierą. Chciałam zobaczyć, jak samym ruchem mogę opowiedzieć historię, bez aktorstwa, bez grania. W jaki sposób sam ruch da mi jakieś odczucie, coś ze mną zrobi. Myślę, że gdybym przekazała Paulinie informację emocjonalną, która dla mnie była jasna, ponieważ jako choreografka pracowałam z nią od początku procesu, to być może chciałaby nałożyć ją na ruch. A ja byłam zainteresowana tym, jak mogę się wypowiedzieć za pomocą surowego materiału. Poza tym chcę, żeby tancerze mieli wolność. Proponuję ruch i jestem ciekawa, w jaki sposób dana osoba w niego wejdzie, jak go wykona. Nie chcę jej zmieniać, chciałabym, aby pozostała sobą. Dlatego dopiero gdy chorografia była skończona, dzień przed premierowym spektaklem, odbyłyśmy z Pauliną rozmowę, o czym ono jest. Kiedyś złapałam się na tym, że oglądając nagranie mojej choreografii, patrzyłam w sposób projektujący, czyli że ja wiem, jak to powinno wyglądać, w jaki sposób ten ruch powinien być wyczuty, żeby odpowiednio płynął i wtedy będzie ok. A ja nie chcę zmieniać tancerzy, powinni być sobą, chcę z nich wycisnąć jak największy potencjał, dać im wolność w doświadczaniu ruchu i pozwolić im się zaskoczyć. Projekty, które stworzyłem na Sri Lance, pracując z dziećmi i rodzinami tych, którzy ponieśli ogromne straty podczas wojny domowej i tsunami, czy projekt w domu dziecka Anidan w Kenii uświadomiły mi, że najpierw trzeba sprawdzić, jakie potrzeby mają ludzie i działać w oparciu o tę bazę. Podobnie jest z pracą pedagogiczną, ponieważ pedagogiem jest się dla innych, nie dla siebie. Pedagog musi pomóc wydobyć z tancerzy ich talent, siłę i osobowość, niezależnie od tego, czy to są dzieci w szkole baletowej, czy tancerze z zespołu tańca współczesnego, klasycznego. Lekcje są dla nich, nie dla mnie.

Całe życie byłam tancerką, aż wreszcie świadomie podjęłam decyzję, że nie chcę już tańczyć i występować na scenie. Nigdy też nie miałam potrzeby stworzenia choreografii dla siebie jako wykonawczyni. Było wspaniale. Teraz jednak zapragnęłam przejść na drugą stronę kurtyny, ze świateł sceny do cienia, pracować kreatywnie, z ludźmi. Jestem całkowicie spełniona w karierze tancerki. Tańczyłam na największych scenach świata, współpracowałam z najlepszymi choreografami, kompozytorami i tancerzami. Super było. Teraz chcę być po drugiej stronie.

Copyright taniecPOLSKA.pl (miniaturka)

Wysłuchał, wypytał, zanotował i zapisał Dominik Więcek.


[i] Czyli w roku 2009 – przy.red,

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

Anna Nowak (po lewej) w spektaklu „Outlier” Wayne’a McGregora. Fot. Andrea Mohin / „The New York Times”.
Anna Nowak (po lewej) w spektaklu „Outlier” Wayne’a McGregora. Fot. Andrea Mohin / „The New York Times”.
Anna Nowak (z prawej) podczas projektu „On the move”. Fot. z archiwum artystki.
Anna Nowak (po prawej) z uczniami Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej w Łodzi. Fot. Paweł Augustyniak.
Paulina Jaksim w solowym spektaklu „SOLA” w choreografii Anny Nowak. „Solo Dance Contes 2018”/ Gdański Festiwal Tańca 2018. Fot. Maciej Moskwa.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close