Wojciech Grudziński (on/jego). Absolwent Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej im. Romana Turczynowicza w Warszawie oraz wydziału tańca współczesnego CODARTS – Rotterdam Dance Academy w Holandii. Stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2017, 2021), laureat stypendium artystycznego m.st. Warszawy (2021) oraz takich holenderskich programów jak: Schuurman Schimmel van Outeren Stichting (2012/2013) i Stichting Bekker la Bastide Fonds (2013). W naszej rozmowie opowiedział mi o tym, jak to się stało, że zaczął tańczy, jak przebiegała (i nadal przebiega, bo niedawno rozpoczął studia magisterskie) jego edukacja oraz o nadchodzących planach i pomysłach. Oczywiście nie mogłem nie zapytać o jego mamę Ewę Grudzińska, która jest gwiazdą ostatniego spektaklu choreografa – Dance Mom.
O pierwszych krokach w tańcu
Jako dziecko moja starsza siostra należała do Teatru Muzycznego Tintilo w Warszawie, do którego i ja dołączyłem, gdy miałem siedem lat. Tak zaczęła się moja przygoda z tańcem. Następnie uczęszczałem na zajęcia do turniejowej formacji tanecznej LUZ prowadzonej przez Joannę Szokalską. Gdy byłem w trzeciej klasie szkoły podstawowej, brałem udział w warsztatach prowadzonych przez Kamę Akucewicz – pierwszą solistkę zespołu baletowego Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie. Zajęcia miały formę promocji egzaminów wstępnych do warszawskiej szkoły baletowej. Wizja nauki w szkole tańca wydawała mi się wtedy ciekawa i zdecydowałem się wziąć udział w rekrutacji. Tak zaczęła się moja profesjonalna przygoda z tańcem. Rozpoczęcie edukacji w konserwatywnej szkole baletowej, w której nauka opierała się na nieustannej ocenie, było dla mnie dużym wyzwaniem. Wcześniej taniec kojarzył mi się wyłącznie z zajęciami, typu disco lub hip-hop, na które chodziłem dla przyjemności. Edukacja w szkole baletowej może sprawiła, że do tańca zacznie podchodzić się w sposób rzemieślniczy. Dążenie do perfekcji może spowodować, że zapomina się o pasji. Czasem mam poczucie, że proces odnajdowania radości i przyjemności wykonywania zawodu trwa we mnie nadal. Metody edukacyjne w szkole baletowej bywają brutalne. Informacja o mizernych predyspozycjach do wykonywania tańca klasycznego, braku odpowiedniego wykręcenia nóg i otwarcia bioder, została mi przedstawiona na wczesnym etapie nauki na Moliera. W czwartej klasie szkoły baletowej do programu nauczania zostały włączone zajęcia z tańca współczesnego. Moja klasa prowadzona była przez Paulinę Andrzejewską, która przekazywała nam podstawy różnych technik, przez co ukazała swoim uczniom ciekawą perspektywę rozwoju i zaprezentowała spektrum możliwości tańca współczesnego. Znacznie bliżej było mi do tych zajęć. Taniec klasyczny traktowałem jako formę treningu. Niezmiennie interesowała mnie natomiast jego historia i tradycja. Do tej pory dziedzictwo baletu, technika tańca klasycznego, traumy i doświadczenia z nią związane są obecne w mojej praktyce i pracach. Po ukończeniu szóstej klasy szkoły baletowej, z różnych powodów, m.in. kontuzji, na pół roku przerwałem edukację. Ten czas był mi potrzebny, żeby zmienić podejście do sposobów nauczania, jakie proponuje szkoła baletowa. Ta krótka przerwa utwierdziła mnie również w przekonaniu, że chcę zajmować się tańcem w przyszłości. Na tamtym etapie było dla mnie też jasne, że będę kontynuował edukację taneczną po ukończeniu szkoły baletowej.
O studiowaniu
Jako miejsce swojej dalszej edukacji brałem pod uwagę kilka uczelni, m.in. CODARTS w Rotterdamie, The Place w Londynie oraz Palucca Hochschule für Tanz w Dreźnie. Ostatecznie aplikowałem do szkoły w Holandii, gdzie zostałem przyjęty. Na podjęcie decyzji o miejscu dalszej edukacji miały również wpływ kwestie finansowe. Przeprowadzka i rozpoczęcie nauki akurat w Holandii wydawały się najbardziej możliwą inwestycją. Cztery lata nauki w CODARTS były dla mnie intensywnym okresem. Myślę, że rozpoczęcie edukacji w Rotterdamie zaraz po ukończeniu szkoły baletowej, ułatwiło mi pomyślne zaliczenie całego programu studiów. Dyscyplina wyniesiona ze szkoły baletowej okazała się w CODARTS dużym atutem. Struktura programu i sposób organizacji zajęć na holenderskiej uczelni pod wieloma względami przypominały naukę w szkole baletowej. Byłem przyzwyczajony do podporządkowania się zasadom panującym w szkole, do edukacji opartej na ocenie i sumiennym uczestnictwie w rygorystycznym programie zajęć. Mimo iż w CODARTS nacisk kładziony był na taniec współczesny, to nadal pozostawał on w silnej relacji z tańcem klasycznym. Oprócz pracy ze współczesnymi choreografami i choreografkami, uczyłem się również repertuaru takich artystów jak Jiří Kylián i Hans van Manen.
Pierwsze dwa lata studiów to okres, kiedy przyzwyczajałem się do nowych okoliczności i zmiany miejsca zamieszkania. To również czas, gdy moja uwaga i wysiłek były skoncentrowane na intensywności programu nauczania w CODARTS. Dopiero na trzecim roku studiów wspólnie z Jouke Istar Rouwenhorst zacząłem pracować nad własnym projektem choreograficznym. Fresh Flash powstał w 2013 roku w ramach modułu pracy własnej w CODARTS i był prezentowany m.in. w Korzo Theater w Hadze. Realizacja tego typu samodzielnych projektów przypomniała mi o tym, że rozwijanie własnej praktyki choreograficznej jest dla mnie bardzo ważne. Już w szkole baletowej interesowały mnie przede wszystkim zajęcia wymagające kreatywnego podejścia do ruchu. Na tamtym etapie czułem duże wsparcie pedagożki Hanny Chojnackiej, która „mobilizowała” mój zapał i chęci podczas pierwszych samodzielnych „eksperymentów” choreograficznych. Podczas egzaminów dyplomowych w szkole baletowej jako jedyny miałem możliwość zaprezentowania własnej choreografii. Standardowo każdy uczeń i uczennica pokazują wówczas prace przygotowane przez pedagogów. Moja praca dyplomowa była choreografią, która wcześniej została nagrodzona na I Międzynarodowym Konkursie Choreograficznym Uczniów Szkół Baletowych w Bytomiu w 2010 roku.
O spektaklu „Dance Mom”
Zazwyczaj występuje we własnych spektaklach. Punktem wyjścia w pracy nad projektem są dla mnie często treści autobiograficzne. Czasami decyzja o wyjściu na scenę we własnych przedstawieniu wynika po prostu z ograniczeń finansowych. Niemniej jednak zawsze, nawet jeśli pracuję z grupą, zaczynam od samodzielnych prób na sali. Staram się przed sobą samym nazwać to, co w danym projekcie jest dla mnie istotne i co interesuje mnie w podejmowanym zagadnieniu. Następnie zaczynam pracę z grupą realizatorów i realizatorek. Premiera on-line mojego ostatniego spektaklu Dance Mom odbyła się w kwietniu 2021 roku. Tytuł przedstawienia jest parafrazą nazwy amerykańskiego reality show Dance Moms, którego fabuła koncentruje się na tańczących dzieciach i zachowaniach matek obserwujących konkurujące ze sobą pociechy. Kiedy moja siostra dowiedziała się o pomyśle zaangażowania do przedstawienia naszej mamy, która razem ze mną będzie występować na scenie, powiedziała, że tej pracy nie obejrzy. Finalnie była zachwycona spektaklem i bardzo dumna.
Moja mama jest współautorką Dance Mom. Sama zaproponowała m.in. swój manifest na temat bycia rodzicem dziecka LGBTQ+. Tekst, który pojawia się w spektaklu, napisała jeszcze zanim rozpoczęliśmy próby. Dodatkowo mama wspólnie ze mną, Ewą Dziarnowską i Michałem Sławeckim współtworzyła i proponowała materiał ruchowy oraz pomysły koncepcyjne. Gdy zaczęliśmy próby, zapytałem, co byłoby jej scenicznym marzeniem czy jest coś, co miałaby ochotę w naszym spektaklu zatańczy? Wspólnie ustaliliśmy, że będzie to flamenco, z którego warsztaty poprowadziła dla nas Małgorzata Matuszewska. W koncepcję spektaklu wpisana jest moja prywatna relacja z mamą. To, co prywatne stopniowo stawało się więc publiczne. W trakcie prób, jak i podczas samego spektaklu ważne było dla mnie, aby mama czuła się bezpiecznie. Chciałem być dla niej wsparciem, zarówno jako syn, jak i choreograf dbający o swój zespół. Temat troski naturalnie stał się częścią tego projektu. Dużo rozmawiałem z Joanna Ostrowską, dramaturżką spektaklu, o zaskakującej sytuacji, w której raptownie figura matki przekształciła się i to ja zacząłem pełnić jej funkcję. W pracy nad Dance Mom czułem dużą odpowiedzialność wynikającą z zaproszenia mamy do udziału w przedstawieniu. Chciałem, żeby czuła się w tej nowej sytuacji dobrze i swobodnie. Naszym celem było przecież zrobienie czegoś znów razem. Było dla mnie bardzo ważne, by pracować w warunkach komfortowych, równościowych, niehierarchicznych, przy ogromnym wzajemnym wsparciu. Są to wartości, o które dbam w pracy nad każdym ze swoich projektów.
O aktualnej edukacji
Niedawno rozpocząłem drugi semestr programu magisterskiego DAS Theatre, który jest częścią DAS Graduate School – Academy of Theater and Dance na Uniwersytecie w Amsterdamie. Program opiera się na rozwijaniu własnej praktyki artystycznej w dziedzinie teatru i sztuk performatywnych.
Jako uczestnik DAS Theatre biorę czynny udział w tworzeniu własnej dwuletniej trajektorii studiów. Ścieżka rozwoju tworzona jest indywidualnie przez każdego uczestnika programu w porozumieniu z tutorami i społecznością DAS. Przykładowo jednym z segmentów programu DAS Theatre są trwające kilka tygodni laboratoria twórcze prowadzone przez zaproszonych artystów i zaproszone artystki. Program oferuje również czas na samodzielną pracę, kiedy każdy z uczestników rozwija własne pomysły. Ważnym elementem nauki w DAS jest cykliczne dzielenie się własną praktyką, wymiana spostrzeżeń, refleksja nad przygotowanym materiałem i poszerzanie spektrum poszukiwań.
Zależało mi na rozpoczęciu nauki w DAS Theatre, ponieważ pojawiła się u mnie potrzeba zmiany. Chciałem mieć więcej czasu i przestrzeni, żeby sprawdzić i dalej rozwijać swoją praktykę artystyczną. Potrzebowałem innego formatu niż ten polegający na tworzeniu kolejnego spektaklu.
O planach na przyszłość
Aktualnie jestem związany z programem DAS Theatre i ponownie wyjechałem do Holandii. Przeprowadzka do Amsterdamu nie była dla mnie uciążliwa, gdy weźmie się pod uwagę, że wcześniej przez kilka lat mieszkałem w Rotterdamie. Mimo że te dwa miasta bardzo się od siebie różnią, to znajomość Holandii i zasad tutaj panujących prawdopodobnie w jakimś stopniu ułatwiła mi cały proces zmiany miejsca zamieszkania.
Decyzję o przeprowadzce do Holandii na minimum dwa lata podjęliśmy wspólnie z moim partnerem. Zobaczymy, co dalej. Myślę jednak, że Amsterdam będzie moim stałym miejscem zamieszkania. Chciałbym pracować w Polsce i w Holandii. Mam sentyment do Polski i lubię tam wracać. Uwielbiam Warszawę! Momentami tęsknię za Mokotowem, moim domem, polską tożsamością. W Amsterdamie mam jednak grupę Polaków, która rekompensuje mi te braki! Z wielu powodów, politycznych i społecznych, mieszkanie za granicą wydaje mi się rozsądniejsze i bezpieczniejsze.
O „Studium ukłonu”
Podczas mojego pobytu w DAS chciałbym dalej rozwijać projekt poświęcony ukłonom. Pierwszy etap pracy nad Studium ukłonu zrealizowałem w ubiegłym roku w ramach Stypendium Twórczego Miasta Warszawa. Wspólnie z Bartkiem Zalewskim nakręciliśmy filmy, podczas których warszawiacy i warszawianki wykonują kolejno żeńskie i męskie ukłony. W tańcu klasycznym nadal panuje bowiem silny podział na figury i gesty przynależne do danej płci. Ciekawi mnie, w jaki sposób ten choreograficzny gest wdzięczności łączy się z zagadnieniem władzy, siły i zależności. W wymiarze symbolicznym ukłon to przecież prośba o przyzwolenie. Kontynuując pracę z ukłonami, coraz bardziej zauważam również znaczenie relacji pomiędzy performerem a widzem. Ponownie wracam do własnego doświadczenia ze szkoły baletowej. Ukłon to pierwsza figura, której każdy uczy się podczas zajęć z tańca klasycznego. Jest on wykonywany przed każdą lekcją w szkole baletowej i po niej, przez kolejnych dziewięć lat edukacji. Nie pracuje nad sceniczną formą tego projektu. Pozwalam sobie na poszukiwania, rozmowy i eksperymentowanie. Nie wiem, czym będą Ukłony, czas pokaże
Wysłuchał, wypytał, zanotował zapisał oraz sfotografował Dominik Więcek.
Wydawca
taniecPOLSKA.pl