Kiedy spektakl się rozpoczyna, Wojciech Klimczyk jest na scenie sam. W żółtym sztormiaku siedzi na podeście, a jego twarz przysłania czerwona tkanina. Smutno śpiewa, a następnie rzuca się z podestu na rozłożone pod nim czarne pufy. Pozostaje na nich jak nieżywy. Na scenę wjeżdża Marta Wołowiec leżąc na brzuchu na deskorolce. Spektakl Guppy 13, stworzony przez wspomnianych Klimczyka (reżyseria i muzyka) i Wołowiec (choreografia) oraz przez Klaudynę Schubert (projekcje) i Filipa Koguta (muzyka), który miał premierę w czasie Krakowskiego Festiwalu Tańca, charakteryzuje miks melancholii i subtelnego poczucia humoru.

Wersja do druku

Udostępnij

Tytuł – Guppy 13 – ma wskazywać podstawowe źródło inspiracji, które przez twórców zostało inteligentnie wykorzystane. Guppy 13 to nazwa modelu małej żaglówki, w której w 1975 roku artysta Bas Jan Ader próbował przepłynąć Atlantyk[1]. Urodził się w Holandii, swoje największe sukcesy artystyczne odniósł w Stanach Zjednoczonych, gdzie też mieszkał przez większość życia. Projekt, którego częścią miał być samotny rejs, nosił tytuł In Search of the Miraculous (W poszukiwaniu cudownego). Łódź typu Guppy 13 została zakupiona specjalnie na jego potrzeby, a następnie zmodyfikowana według instrukcji artysty, który nadał jej nazwę Ocean Wave. To tak zwana pocket cruiser, co po polsku moglibyśmy rozumieć jako „łódź kieszonkowa” – żaglówka o długości niecałych 4 metrów. Bas Jan Ader wyruszył w rejs 9 czerwca 1975 roku i przewidywał, że we wrześniu dopłynie do Wielkiej Brytanii. Nigdy nie dotarł na miejsce. Kilka miesięcy później, 18 kwietnia 1976 roku, hiszpański kuter natknął się na Ocean Wave na południe od Irlandii. Załoga wciągnęła malutką łódź na swój pokład i po inspekcji odnalazła paszport i prawo jazdy należące do Basa Jana Adera. Ciała artysty nigdy nie odnaleziono.

Plotki głosiły, że postanowił rozpocząć życie pod nową, przybraną tożsamością. Mówiły też, że zniknął na trzy lata i po tym czasie zamierza niespodziewanie powrócić. Jego żona, Mary Sue Ader-Andersen, wspomina po latach w filmie dokumentalnym Here is Always Somewhere Else, że przez te pogłoski dopiero po trzech latach była w stanie dopuścić do siebie myśl o śmierci męża. Wielu uważało też, że artysta popełnił samobójstwo. Ta teoria nie jest oczywiście możliwa ani do obalenia, ani do udowodnienia, bo Bas Jan Ader nie zostawił żadnego dokumentu wskazującego na zamiar odebrania sobie życia. Co prawda, niektórzy przyjaciele wspominają ostatnie rozmowy z nim jako przepełnione smutkiem i sprawiające wrażenie pożegnania, inni jednak – na czele z jego żoną – nie dostrzegli u artysty zmiany nastroju. Sam pomysł rejsu malutką łodzią wbrew pozorom nie był szaleństwem. Bas Jan Ader był doświadczonym żeglarzem, który pływać zaczął jeszcze jako nastolatek. I choć w ostatnich latach robił to rzadziej niż we wczesnej młodości, miał za sobą doświadczenia trudnych morskich podróży, a do nowego projektu przygotowywał się bardzo starannie (między innymi studiując mapy pogody i ćwicząc pływanie w małej łodzi). Przed Aderem wielu żeglarzy próbowało (z różnym skutkiem) samotnie przepływać ocean, Robertowi Manry kilka lat wcześniej udało się tego dokonać na podobnie niewielkiej łodzi. (Wiele lat później, w 1993 roku, Hugo Vihlen przepłynął Atlantyk na łodzi nieco mniejszej niż dwa metry – ten rekord do dziś pozostaje niepobity).

Opowiadam tę historię, bo stanowi ona punkt wyjścia dla spektaklu Klimczyka, Wołowiec, Schubert i Koguta (we wszystkich materiałach promocyjnych zadbano, żeby autorstwo przedstawienia było zgodnie przypisywane całemu zespołowi). W najprostszym odczytaniu postać grana przez Klimczyka byłaby Basem Janem Aderem, który (żywy lub martwy) odbywa podwodną i nadwodną podróż. Skok, który wykonuje w pierwszej scenie byłby w tej interpretacji skokiem (wypadnięciem?) za burtę łódki Guppy 13. Nie oznacza to oczywiście, że przedstawienie trzyma się prostej logiki narracyjnej. Chociażby dlatego, że samotna przeprawa artysty na scenie rozpisana zostaje na dwie postaci, bo Klimczykowi cały czas towarzyszy Wołowiec. Choć „towarzyszy” to niekoniecznie dobre słowo. Początkowo bowiem obie postaci funkcjonują bardziej obok siebie niż ze sobą, ale porozumiewają się za pomocą piosenek, a czasem łączy je (wspólna, jednak wykonywana oddzielnie) choreografia.

Drogę, którą przebywają, budują projekcje Klaudyny Schubert. Najpierw przez długi czas oglądamy na nich żyjące blisko dna koralowce, potem ich miejsce zajmują ławica ryb i błękit wody. Następnie wyświetlane obrazy prowadzą do stopniowego wynurzenia na powierzchnię: patrzymy na morze już nie z jego wnętrza, a z brzegu, o który rozbijają się fale. W tym czasie w planie żywym dystans pomiędzy postaciami zostaje przełamany. Na scenę zza kulis wrzucona zostaje duża plażowa piłka. Wołowiec i Klimczyk zaczynają rzucać nią do siebie i w siebie, trochę jakby chcieli sprawdzić, czym jest ten przedmiot i jak działa.

Odgrywane przez nie postaci wydają się nieco odrealnione. Nie patrzą w stronę publiczności (choć ta, usadowiona bezpośrednio na scenie, jest na wyciągnięcie ręki) i poruszają się bardzo wolno (trochę jakby woda spowalniała każdy ich ruch). Często też zmieniają kostium – wykorzystują między innymi: szorty, kostium kąpielowy, gruby sweter i czerwoną czapeczkę, sztormiak, koszulę marynarską. Wołowiec i Klimczyk zdają się sprawdzać tożsamości na różne sposoby powiązane z kulturą marynistyczną: samotnego żeglarza, plażowiczki, rybaka, marynarza, rozbitka. W pewnym momencie poszerzają ten repertuar o wcielenia pozaludzkie: Klimczyk zakłada maskę lwa morskiego, przykrywającą całą jego głowę, i wykonuje w niej piosenkę. Tę samą maskę Wołowiec rozłoży później na podłodze obok żółtego sztormiaka.

Takie układanie ubrań na ziemi powtarzać będzie się kilka razy w przedstawieniu. To nawiązanie do instalacji Bas Jana Adera All My Clothes, w której artysta rozłożył ubrania na dachu swojego domu. W filmie Here is Always Somewhere Else praca ta powiązana zostaje z opowieścią matki Adera, która w czasie II wojny światowej została wyrzucona z domu i mając godzinę na spakowanie się, wyrzucała przez okno kolejne rzeczy (w tym ubrania), które wpadły jej w ręce. Ojciec artysty za ukrywanie Żydów został skazany na karę śmierci i stracony. W spektaklu odwołanie do All My Clothes nabiera jednak innego znaczenia: rozłożone ubrania wyglądają z jednej strony jak wyrzucone na brzeg przez fale, z drugiej – jakby suszyły się po praniu zrobionym przez kogoś, kto na bezludnej wyspie zdążył się już zadomowić.

Znakiem wyróżniającym twórczość Basa Jana Adera jest jednak przede wszystkim praca z grawitacją, która zwykle nabierała specyficznego ironicznego i porażkowego wymiaru[2]. Jedne z najbardziej znanych wideo-artów Adera to filmy, na których artysta: wspina się na wysokie drzewo, by następnie na cienkiej gałęzi zawisnąć nad rzeką i wreszcie puścić ją, wpadając do wody (Broken Fall (Organic)); ustawia krzesło na dachu domu, a potem przewraca się, długo toczy i spada na ziemię (Fall 1); wjeżdża rowerem do amsterdamskiego kanału (Fall 2).Upadki Basa Jana Adera, choć na filmach wyglądają na bolesne, w rzeczywistości były starannie przygotowane. Na przykład ten z dachu zabezpieczał ułożony w krzakach materac. W spektaklu także oglądamy odegrane upadki. W jednej ze scen Wołowiec kilkakrotnie na różne sposoby rzuca się na czarne pufy, w innej podtrzymuje Klimczyka, który nachyla się pod coraz większym kątem, utrzymując proste ciało od stóp w górę. Upadki w spektaklu są wyraźnie teatralne, jawnie zabezpieczone i bezbolesne. Tak jakby twórcy próbowali z filmów Adera wypreparować samą choreografię bez elementu napięcia czy niepokoju o jego zdrowie. Przywołując je, zdają się też pytać o to, na ile In Search of the Miraculous także było projektem kalkulowanego, maksymalnie zabezpieczonego ryzyka. Wszystko w tej podróży poszło nie tak? A może wszystko przebiegło zgodnie z planem?

W przedstawieniu cały czas pozostajemy zawieszeni między katastrofą a kontrolowanym eksperymentem, zaplanowaną wycieczką a podróżą w nieznane, sukcesem a porażką, pływaniem a tonięciem. Pracując na tych opozycjach, Klimczyk, Wołowiec, Schubert i Kogut budują długą, ale intrygującą opowieść, w której tony wyprowadzone z interpretacji prac Adera zyskują nowe brzmienie.

[1] Wszystkie informacje na temat ostatniego rejsu Basa Jana Adera podaję na podstawie: Alexander Dumbadze, Bas Jan Ader: Death is Elswhere, University of Chicago Press, Chicago 2013.
[2] Por. Jack Halberstam, Przedziwna sztuka porażki, przeł. Mikołaj Denderski, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2018 – przyp. red.

Wojtek Klimczyk, Filip Kogut, Klaudyna Schubert, Marta Wołowiec „Guppy 13”. Fot. Klaudyna Schubert

Wojtek Klimczyk, Filip Kogut, Klaudyna Schubert, Marta Wołowiec „Guppy 13”. Fot. Klaudyna Schubert

Wojtek Klimczyk, Filip Kogut, Klaudyna Schubert, Marta Wołowiec „Guppy 13”. Fot. Klaudyna Schubert

Wojtek Klimczyk, Filip Kogut, Klaudyna Schubert, Marta Wołowiec „Guppy 13”. Fot. Klaudyna Schubert

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close