Gdy pisałem swoją pierwszą książkę o tańcu, Wizjonerzy ciała. Panorama współczesnego teatru tańca, nie do końca wiedziałem, czym jest taniec współczesny. Techniką? Gatunkiem? Wizją? Dziś również tego nie wiem, ale być może nie chodzi o to, żeby taniec współczesny zdefiniować. Może lepiej zastanowić się, jak tańczyć współczesność?

Wersja do druku

Udostępnij

Gdy redakcja portalu taniecPOLSKA.pl zwróciła się do mnie z prośbą o przygotowanie cyklu felietonów, zasugerowała, by ich temat był jak najbardziej… współczesny. Zastanowiło mnie to określenie, wracające skądinąd w moich przygodach z tańcem jak przysłowiowy bumerang. Gdy zabierałem się do pracy nad moją pierwszą taneczną książką, Wizjonerzy ciała, już wówczas słowo „współczesny” nie dawało mi spokoju. Z przyczyn proceduralnych podtytuł tamtej pracy brzmiał Panorama współczesnego teatru tańca, ale nie chodziło mi bynajmniej o zawężenie obszaru zainteresowania do Tanztheater. Książka ukazywała się w serii wydawniczej Linia Teatralna i jej redaktorce zależało na tym, by w tytule pojawiło się słowo „teatr”. Dla mnie równie istotne, a może nawet istotniejsze było to, że w tym tytule pojawiał się „taniec”. Czym jednak jest taniec WSPÓŁCZESNY, nie do końca wtedy wiedziałem.

Niełatwo pokazać specyfikę tego rodzaju (a może gatunku albo formy) tańca. Uzmysłowiły mi to choćby moje zmagania z „definicją”, która ostatecznie w Wizjonerach ciała brzmiała tak:

taniec współczesny to podejście do tanecznego medium stawiające na innowację i eksperyment, a nie zespół ruchowych elementów i ćwiczeń, których opanowanie uczynić z nas może tancerzy współczesnych. Inaczej mówiąc, taniec współczesny to stan umysłu, nastawienie do praktyki tanecznej, które w wielu wypadkach oznacza niczym nieskrępowany synkretyzm, gdy idzie o korzystanie z istniejących technik. Nie ma więc jednej konwencji, jest za to wspólnota poszukiwań.

Pozostawiając z boku niezgrabność niektórych sformułowań (te nieszczęsne „ruchowe elementy…”) i tak można stwierdzić, że jest to dziwaczne postawienie sprawy: taniec współczesny jako stan umysłu? Przecież w tańcu chodzi o ciało! Przynajmniej tak wnoszę z rozmów z moimi znajomymi z tzw. środowiska. Ostatnio szczególnie z małego, ale prężnego środowiska polskich badaczy tańca. Jako teoretycy tańca przywracamy ciału sprawczość, odebraną mu przez umysł, a przynajmniej nieustannie upominamy się o zniesienie tego, co zwykło się nazywać dualizmem psychocielesnym. Nigdy nie jest tak, że umysł tutaj, a ciało tam, szczególnie na poziomie tanecznej praktyki. Przecież to ciało myśli, gdy tańczy, prawda? Nie zapomniałem o tym bynajmniej, pisząc Wizjonerów ciała. Wręcz przeciwnie, w głowie miałem słynne słowa Yvonne Rainer: „Mind is a muscle”. Umysł jest mięśniem, więc taniec współczesny – jako stan umysłu – to też stan mięśni, jak najbardziej cielesne nastawienie do tego, co robimy, gdy tańczymy i gdy o tańcu (równocześnie) myślimy. Będę się także dziś upierał, że myślenie o tańcu, badanie go, również jest tańcem. Czy to jednak do końca uzasadnia przytoczoną definicję?

Nie tylko praca nad książką sprawiła, iż termin „taniec współczesny” wydał i wciąż wydaje mi się problematyczny. Mam ten przywilej, że od czasu do czasu rozmawiam ze studentami różnych uczelni właśnie o tańcu współczesnym. Na początku zawsze badamy pierwsze skojarzenia. Generalnie sprowadzają się one do dwóch: 1) gatunek tańca tańczonego w Tańcu z gwiazdami, 2) różne dziwne rzeczy, które ludzie robią ze swoim ciałem, gdy znudzi im się ładny ruch do muzyki. Oczywiście ta druga definicja (kto wie, czy w sumie nie całkiem adekwatna) formułowana jest na różne sposoby, pozwalam sobie jednak dokonać żartobliwej syntezy. Skojarzenie pierwsze jest z kolei (pozornie być może) sprzeczne z definicją z mojej pierwszej książki. Rodzi się zatem prosta konkluzja: mamy bałagan pojęciowy. Odnoszę czasem wręcz wrażenie, że z tańcem współczesnym jest jak z pornografią w ujęciu sędziego Pottera Stewarta: każdy umie ją rozpoznać, więc nie ma potrzeby jej definiowania. Nawet jeśli tak jest w istocie, wydaje mi się, że warto pojęcie tańca współczesnego jeszcze raz gruntownie przemyśleć. Właśnie przemyśleniu współczesności tańca zdecydowałem się zatem poświęcić ten cykl felietonów, tym bardziej, że każda i każdy z nas widzi taniec współczesny po swojemu.

Może czytelnik zauważył, że w poprzednim zdaniu nastąpiło ważne przesunięcie akcentów: tym, co mnie w gruncie rzeczy interesuje, nie jest taniec współczesny, a współczesność tańca. Prowadzić to będzie w moich rozważaniach do być może rozczarowującego zaniedbania tańca w sensie technicznym, o czym muszę lojalnie uprzedzić. Nie będę starał się przesądzić, które sposoby poruszania się (ruchowe elementy!) są warte tego, by nadać im zaszczytne (albo lekceważące) miano tańca współczesnego. Felietony te nie będą wprowadzały w arkana konkretnej techniki tanecznej. Co więcej, samą techniczność tańca przyjdzie mi – jak to się w żargonie akademickim mówi – zdekonstruować. Będę się starał wniknąć w samo pojęcie choreotechniki, by zrozumieć jego zasadę działania – co ono robi z naszym ucieleśnionym myśleniem o tańcu. Bynajmniej nie po to, żeby jedne techniki promować, a inne negować, choć oczywiście mam swoje preferencje i umiem rozpoznać taniec współczesny, gdy go zobaczę!

Mało zatem będzie w tych felietonach „tanecznego konkretu”, a już w ogóle żadnych nazwisk i opisów spektakli, chyba że w charakterze skrótów myślowych pobudzających wyobraźnię. W Wizjonerach ciała przedstawiłem możliwie wyczerpujący katalog nazwisk i spektakli, więc czuję się z tego obowiązku zwolniony, tym bardziej że już tamta selekcja (i kategoryzacja) wywołała kontrowersje. Interesuje mnie jednak nie krytyka tańca, lecz choreologia kulturowa, a nawet filozoficzna, w której pytanie (dosłownie) brzmi: jakie mamy pojęcie o tańcu? Niektórzy być może pojęcia żadnego nie mają, wiele i wielu z nas jednak ma pojęć całkiem sporo. Wśród nich szczególnie zaś interesujące jest pojęcie „współczesny”.

Przygotowując grunt pod szczegółowe rozważania w kolejnych tekstach, już teraz pozwolę sobie zwrócić uwagę, że rdzeniem pojęcia współczesności jest czas. O czasie tańca będę zatem pisał, a w zasadzie o jego – czasu – wspólnym (wspólnotowym)  doświadczaniu. Współczesność to przecież w sensie dosłownym wspólny czas: bycie razem (wespół) w czasie. Choć w perspektywie egzystencjalnej każda jednostka ma niejako swój czas, jest unikalnym strumieniem doznań porządkowanych w procesie tworzenia indywidualnej tożsamości, to z punktu widzenia życia społecznego, regulowanego przez kulturę (w tym tożsamości zbiorowe), czasy jednostkowe współistnieją i mają wspólne cechy. Człowiek jest zwierzęciem społecznym (politycznym), więc to „wespół” pielęgnuje na różne sposoby, choćby tańcząc pewne tańce, choćby te współczesne.

Nie o jednym tańcu będę chciał zatem myśleć i bynajmniej nie o tańcu współczesnym w liczbie pojedynczej będę pisał. Może precyzyjniejsze, jeżeli już chcemy używać liczby pojedynczej, byłoby stwierdzenie, że tematem stanie się współczesne tańczenie, a nawet tańczenie współczesności – wspólnotowe praktyki taneczne, a nie taniec współczesny jako forma, gatunek czy technika. Pozostaję zatem przy swoim zdaniu. Taniec współczesny – tańczenie współczesności – to stan umysłu, a więc mięśni. To pewne bycie razem, pewne współbycie: wspólnota poszukiwań. Sprawdźmy wspólnie, jakie możemy nadawać jej imiona.

Wydawca

taniecPOLSKA.pl

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.

Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej.

Close